sobota, 3 sierpnia 2019

Na krawędzi świata/The Edge of the World (1937)

Film o odludziu

Reżyseria: Michael Powell
Kraj: Wielka Brytania
Czas trwania: 1 h 15 min.

Występują: Niall MacGinnis, Eric Berry, Belle Chrystall, John Laurie, Finlay Currie

Losy mieszkańców małych wysepek żyjących w surowych warunkach z dala od zdobyczy cywilizacji to temat przyciągający nie tylko etnografów, ale i filmowców. Wystarczy wspomnieć choćby paradokumentalne dokonania Roberta E. Flaherty'ego. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy jakiś czynnik sprawia, że w populacji następują zmiany - wyspiarze modernizują się albo postanawiają opuścić swoje miejsce zamieszkania. Historia takiej społeczności zainteresowała Michaela Powella, brytyjskiego filmowca dotychczas specjalizującego się w produkcjach niskobudżetowych. Zaciekawiony zjawiskiem wyludniania się szkockich wysp, Powell postanowił nakręcić film o depopulacji archipelagu St Kilda. Była to grupa małych wysepek położonych na Oceanie Atlantyckim, kilkadziesiąt kilometrów od wybrzeży Szkocji, opuszczona przez wszystkich mieszkańców na początku XX wieku. Kręcenie filmu wiązało się ze skomplikowaną wyprawą całej ekipy w rejony oddalone od szlaków transportowych. Spędzili tam kilka miesięcy, właściwie tak samo pozbawieni kontaktu ze światem, jak bohaterowie ich filmu. Bez wątpienia pomogło mi to uchwycić na taśmie filmowej atmosferę izolacji, nie mówiąc o okazji do wykonania doskonałych plenerowych zdjęć. Powell udowodnił swój reżyserski talent i zyskał popularność, dzięki której mógł zacząć kręcić "poważne" filmy. A przy okazji dostarczył relacji z życia wspólnoty, która w innym wypadku zostałaby pewnie całkowicie zapomniana.

Film ma formę dramatu obyczajowego bogato okraszonego ujęciami natury. Akcja toczy się na wysepce Hirta zamieszkanej przez społeczność kilkudziesięciu mieszkańców. Zajmują się oni głównie rybactwem i hodowlą owiec. Wśród wyspiarzy toczy się debata nad sensownością dalszego zamieszkiwania w miejscu ubożejącym i odciętym od cywilizacji. Twarzami sporu są Robbie Manson - energiczny młody mężczyzna, który pragnie poznawać świat i namawia do tego samego innych, oraz jego przyjaciel Andrew Gray, który woli pozostać wierny tradycji. Podczas obrad wyspiarskiego "zgromadzenia" mężczyźni podejmują decyzję o pojedynku. Społeczność pójdzie za głosem tego z nich, który pierwszy zdoła wspiąć się na niebezpieczne nadbrzeżne urwisko.

Na krawędzi świata to przepiękny, niemal paradokumentalny obraz, który wywołał u mnie uczucia nostalgii i ucieczki od rzeczywistości. Ujęcia przedstawiające wyspiarskie skały, wrzosowiska, zgrzebne domki, owce, wzburzone morze - wszystko zostało sfilmowane niezwykle starannie i wzbudza prawdziwy zachwyt. Trójka kamerzystów zdołała na czarno-białym filmie uchwycić piękno przyrody, starannie dobierając obrazy najbardziej charakterystyczne dla odizolowanych, surowych wysp.  Co więcej, natura odgrywa ważną rolę w snutej opowieści. Niebezpieczne skały służą jako tło pojedynku, nieprzyjazne morze odgradza mieszkańców od reszty świata, surowe otoczenie zmusza ich natomiast do utrzymywania silnych więzi i podejmowania wspólnych decyzji. Rzadko filmowcom udaje się tak dobrze pokazać związek społeczności z jej środowiskiem. Zdjęcia są także znakomite od strony technicznej. Odważne ujęcia i ruch kamery na impresjonistyczną modłę oddają w kluczowych momentach emocje bohaterów.

Od strony fabularnej film jest zarówno szerokim portretem społeczności, jak i zbliżeniem na życie niektórych ważniejszych jej członków. Mamy tu kilka archetypów - na przykład buntowniczego młodzika czy konserwatywnego ojca - ale też oryginalny przypadek kobiety skazanej na los samotnej matki (bo ojciec dziecka nieświadomy jej stanu opuścił wyspę, a statek zawija tam tylko raz do roku). Zaskakuje bardzo pozytywny portret wspólnoty. Mieszkańcy wyspy są ze sobą zżyci, mają wypracowane sposoby podejmowania decyzji i w pewnym sensie stanowią jedną wielką rodzinę. Nawet ojciec dowiadujący się o nieślubnej ciąży córki okazuje zaskakującą jak na purytańskiego Szkota tolerancję. Jeżeli chodzi o decyzję o ostatecznym opuszczeniu wyspy, Powell zadbał o przedstawienie argumentów obydwu stron. Z jednej strony mamy harmonię, tradycję i przywiązanie do skrawka ziemi, na którym można żyć po swojemu. Z drugiej są prozaiczne problemy związane z brakiem łączności czy opieki lekarskiej. Ważną rolę odgrywa także sentyment pięknie wyrażony w ryzykownej wyprawie jednego z wyspiarzy po mewie jaja znajdujące się w gnieździe na urwisku. Trudno nie uronić łezki, kiedy wyspiarze zbierają w końcu skromny dobytek i opuszczają swój mały świat.

Na krawędzi świata to przepiękny film, zawierający w sobie nutę pionierskiego romantyzmu i zwykłą prozę życia. Michael Powell połączył impresjonistyczne zdjęcia natury z ciekawym socjologicznie tematem, tworząc obraz bliższy fabularyzowanemu dokumentowi niż dramatowi. Trzeba poświecić mu nieco uwagi, ale w zamian oferuje bardzo oryginalne przeżycia. Szkoda, że nie powstawało takich więcej. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

piątek, 2 sierpnia 2019

Zapamiętają/They Won't Forget (1937)

Film o sprawiedliwym procesie

Reżyseria: Mervyn LeRoy
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 34 min.

Występują: Claude Rains, Gloria Dickson, Edward Norris, Otto Kruger, Clinton Rosemond, Lana Turner

W 1936 roku Fritz Lang zadebiutował w Hollywood filmem Jestem niewinny poruszającym temat zjawiska samosądu i linczu. Rok później tę samą tematykę wziął na warsztat inny reżyser zainteresowany tematami społecznymi - Mervyn LeRoy. Podczas gdy film Langa unikał kwestii rasowych i opowiadał o człowieku, o którym z góry było wiadomo, że został niewinnie oskarżony, Zapamiętają podchodzi do tematu od innej strony. Akcja dzieje się na amerykańskim Południu, gdzie żyją jeszcze weterani wojny secesyjnej, w publicznych miejscach stoją pomniki konfederackich generałów, a Czarni z uniżonością pełnią poślednie role ogrodników i dozorców. Fabuła została oparta na prawdziwej historii człowieka oskarżonego o morderstwo, którego wina lub niewinność do dnia dzisiejszego budzi wątpliwości. Dwa powstałe w tym samym czasie filmy o tak podobnej tematyce bez żadnej wątpliwości wskazują na jedną rzecz - podatność ludzi na przekaz skierowany do emocji i wynikającą z niego łatwość manipulacji masami.

Zapamiętają otwiera dość rozbudowana sekwencja parady podczas Dnia Pamięci Konfederacji. Uczniowie lokalnej szkoły średniej zostają zwolnieni z lekcji celem uczestnictwa w uroczystościach. Jedna z uczennic, Mary Clay, wraca na chwilę do budynku szkoły po zapomnianą kosmetyczkę. Jakiś czas później zostaje znaleziona martwa w szkolnej piwnicy. Nadzór nad śledztwem obejmuje ambitny prokurator okręgowy Andrew Griffin. Głównymi podejrzanymi są czarnoskóry szkolny woźny oraz Robert Hale, nielubiany nauczyciel pochodzący z jankeskiej części USA. Obaj byli w czasie zbrodni w budynku, obaj też plączą się w zeznaniach. Griffin za pomocą zaprzyjaźnionych dziennikarzy podgrzewa atmosferę, mając zamiar wykorzystać proces dla zbicia kariery politycznej.

Z wielu ciekawych elementów Zapamiętają najbardziej zwrócił moją uwagę wyrazisty portret południowego miasteczka. Czuć odrębność mieszkańców, którzy mówią charakterystycznym akcentem, nie lubią obcych i czują się w prawie samodzielnie wymierzać sprawiedliwość. Murzyni są obywatelami drugiej kategorii, ale jeszcze większą niechęcią darzeni są Jankesi, traktowani jako obcy element. Najwyraźniej resentyment po przegranej 70 lat wcześniej wojnie secesyjnej nadal pozostawał żywy. W tym kontekście scena, w której dyrektor szkoły wspólnie z uczennicami wyśmiewa jankeskiego nauczyciela nie znającego daty lokalnego święta jest wręcz szokująca.

LeRoy dużo miejsca poświęca politycznemu i medialnemu kontekstowi afery. Pilnuje się przy tym, żeby nie opowiadać się zbyt zdecydowanie po żadnej ze stron. Umiejscowiony w centrum fabuły prokurator Griffin jest ambitnym politykiem, który jednak nie robi niczego wbrew prawu. Z uporem dąży do uzyskania wyroku skazującego, ale trudno powiedzieć, żeby działał niesprawiedliwie czy tendencyjnie. Gorliwe wypełnianie obowiązków to droga do korzyści osobistych, ale trudno mieć do niego o to pretensje. Podobnie media, żerujące na sensacji, jednocześnie spełniają swoją informacyjną rolę. Dziennikarze starają się zaspokoić rzeczywiste zainteresowanie opinii publicznej, które sami wykreowali. Ale nie zmyślają niczego. Piszą o faktach. Nasuwa się wniosek, że instytucje te zawodzą po prostu dlatego, że starają się "za bardzo". Niedoskonałość systemu w tym wypadku prowadzi do ponurych konsekwencji.

Jeżeli idzie o dwóch oskarżonych, jesteśmy postawieni w takiej samej sytuacji jak uczestnicy procesu. W trakcie filmu pojawiają się argumenty zarówno na rzecz winy nauczyciela, jak i woźnego. Twórcy celowo postanowili nie udzielać jednoznacznej odpowiedzi na temat przebiegu morderstwa. Dzięki temu końcowy los oskarżonych jeszcze bardziej daje do myślenia. Na ekranie zdecydowanie więcej miejsca poświęcono nauczycielowi. Poznajemy jego energiczną żonę, na procesie uczestniczy także matka, sam Hale również jest człowiekiem sympatycznym, któremu łatwo współczuć. Woźny pojawia się rzadko i nie wychodzi poza rolę zastraszonego, słabo rozgarniętego Murzyna, który obawia się, że powieszą go na najbliższej gałęzi. Trudno powiedzieć, dlaczego zminimalizowano jego udział. Nasuwające się wnioski związane z rasizmem w tym przypadku należy odrzucić. Może po prostu przyjęto niegłupie założenie, że nie wszyscy ludzie są tak samo skomplikowani.

Od strony realizacyjnej Zapamiętają został przygotowany profesjonalnie. Zwraca uwagę scenografia zawierająca wiele "południowych" smaczków. Wśród aktorów nie ma postaci tak wyrazistych jak grający w Jestem niewinny Spencer Tracy. Warto jednak zwrócić uwagę Claude'a Rainsa jako zdeterminowanego prokuratora usiłującego pogodzić interes osobisty ze społecznym. Zapamiętają jest także filmowym debiutem szesnastoletniej Lany Turner, która wcieliła się w niewielką ale ważną rolę ofiary morderstwa.

Mervyn LeRoy wybrał inne od Fritza Langa podejście do kwestii sprawiedliwości. Skupił się mocno na roli polityków, mediów oraz kulturowej specyfice Południa. Bardzo mi się podobało, że film nie daje oczywistych odpowiedzi, stawiając widza właściwie w pozycji członka opinii publicznej. Wyciągnięcie jednoznacznych wniosków jest tak samo trudne, jak wskazanie prawdziwego winnego. Nie tylko morderstwa, ale także tragicznych kolei procesu i losu jednego z oskarżonych. Nie sposób tu wskazać jednego czynnika - rasizmu, nietolerancji, nadgorliwości, publicznego wzburzenia. Żaden nie był decydujący, a wszystkie zawiniły po trochu. Tak jak to w życiu. Za tę życiowość przyznaję Zapamiętają 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 1 sierpnia 2019

Wzgardzona/Stella Dallas (1937)

Film o wysokich aspiracjach

Reżyseria: King Vidor
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 45 min.

Występują: Barbara Stanwyck, John Boles, Anne Shirley, Barbara O'Neil, Alan Hale

Czasem dobre chęci i otwarte nastawienie nie wystarczają, bo napotykamy film tak obcy i odległy od naszego światopoglądu, że nie potrafimy do niego wykrzesać cienia sympatii. Taki problem dopadł mnie z Wzgardzoną. Obraz nakręcony przez cenionego przeze mnie Kinga Vidora, z rolą główną znakomitej Barbary Stanwyck, skupia się na problemach związanych z awansem społecznym. Główna bohaterka, ogarnięta obsesją zdobycia pozycji w tak zwanym towarzystwie, lekkomyślnie niszczy swoje małżeństwo, a później próbuje uratować córkę podobnym losem. Jest to rzeczywiście życiowe wyzwanie, ale niestety stoi za nim kompletna myślowa pustka, która wywołała u mnie głównie niesmak.

Film opowiada o życiu Stelli, córki robotnika z Massachusetts, dziewczyny na swój sposób ambitnej i marzącej o życiu podpatrzonym w rubrykach towarzyskich. By zrealizować swój cel, sprytnie uwodzi pochodzącego z "towarzystwa" Stephena Dallasa i bierze z nim szybki ślub. Prędko okazuje się, że mąż był jej potrzebny tylko do zdobycia pozycji społecznej. Stella nie jest zainteresowana życiem rodzinnym. Pragnie brylować na upragnionych salonach, choć nie do końca wie, jak się do tego zabrać. Chwile towarzyskiej chwały prędko dobiegają końca. Dallasom rodzi się córka, a wkrótce potem dochodzi między nimi do separacji. Stephen wyjeżdża do Nowego Jorku, Stella zostaje na prowincji, samotnie wychowując małą Laurel. Dziewczynka tylko kilka razy w roku odwiedza ojca. Jej matka, zamiast korzystać z uroków życia, zaprzyjaźnia się z wulgarnym pijakiem Edem. Mijają lata. Kiedy Laurel staje na progu dorosłości, staje się oczywiste, że to ojciec i jego nowa rodzina mogą jej zapewnić odpowiedni start w życiu. Stella zamierza jednak walczyć o względy córki i udowodnić wszystkim, że także ona jest coś warta.

Od strony obyczajowej Wzgardzona dostarcza złożonego obrazu rodzinnych konwenansów międzywojennej Ameryki. Mamy tu odważne jak na Hollywood kwestie rozwodu, separacji i pewnego stopnia rodzinnej patologii. Chociaż Stella stara się być dobrą matką, jest oczywiste, że nie potrafi dać córce odpowiedniego przykładu. Dla pozbawionej gustu nuworyszki nie ma miejsca w świecie eleganckich pań i panów. Stella ubiera się zbyt krzykliwie, nie potrafi się zachować w towarzystwie i ma przyjaciół z marginesu społecznego. Z jej marzeń o "bywaniu na salonach" niewiele zostało. Dlatego bardzo pragnie, żeby Laurel mogła prowadzić takie życie, do jakiego ona aspirowała. I tutaj pojawia się mój gigantyczny problem z tym filmem.

Barbara Stanwyck gra Stellę po prostu doskonale. To postać wielowymiarowa - chorobliwie ambitna, egoistyczna, momentami prostacka, ale zdolna też do poświęceń. Stanwyck sprzedaje ją w stu procentach. Mimo to nie potrafiłem się zaangażować w śledzenie losów Stelli. Te wszystkie jej starania i ambicje są takie... płytkie. Widać to już na początku filmu, kiedy zaraz po porodzie wyciąga męża na bal, bo chce w końcu zacząć bywać, tańczyć, bawić się. Przez takie błahostki i brak cierpliwości bardzo szybko odrzuca to, co wartościowe - dobrego człowieka i szansę na realizację swoich aspiracji. Dla córki planuje takie samo wyśnione życie, udowadniając, że niczego się nie nauczyła. Ostatecznie do rangi wyzwania urasta problem przecięcia pępowiny i wyekspediowania Laurel w dorosłość. I wielki, wzruszający sukces - że udało się młodą dobrze wydać za mąż. Czy powtórzy błędy matki, nie wiadomo, ale przedstawiono tę scenę jako odkupienie Stelli.

Otóż ja tego nie kupuję. Stanwyck pięknie zagrała prostaczkę pozbawioną zdolności do refleksji, a Vidor zaaranżował wszystko tak, żebyśmy jako widzowie drżeli nad jej losem i ronili łzy współczucia. Osobiście się z tego kółeczka adoracji dla płytkiej kobiety wypisuję. Nie wszystkie marzenia są tak samo wartościowe. Ciężko mi się Wzgardzoną oglądało i nie chciałbym powtarzać tego doświadczenia. Mimo całej sympatii dla Stanwyck wystawiam 5 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com