Film o ludziach stawiających czoła naturze
Reżyseria: Jean Epstein
Kraj: Francja
Czas trwania: 1h 21 min.
Występują: Jean-Marie Laot, Ambroise Rouzic
Bezludna wysepka Bannec u wybrzeży Bretonii. Czterech rybaków przybywa tu na coroczny połów wodorostów. Mają być przez trzy miesiące zdani tylko na siebie, a od efektów ich pracy będzie zależeć finansowy dobrostan ich niewielkiego miasteczka. Dwóch rybaków to doświadczeni mężczyźni. Dwaj pozostali - Ambroise i Jean-Marie - są właściwie chłopcami, dla których wyprawa będzie swoistym testem męskości. Już jej początek przebiega niefortunnie. Ambroise przypadkiem tłucze jedyną butelkę wina znajdującą się w zapasach ekspedycji i rani się szkłem w palec. W dodatku Jean-Marie oskarża go o kradzież zgubionego gdzieś noża. Kiedy następnego dnia wszyscy ruszają do pracy, Ambroise ukrywa przed towarzyszami, że rana na rozciętym palcu zaczyna ropieć.
Finis Terrae jest kolejnym z filmowych eksperymentów Jeana Epsteina. Po niezbyt udanej wariacji na temat filmu grozy (Upadek domu Usherów) przyszedł czas na film tak surowy w swym realizmie, że zasługuje na miano paradokumentu. Pojedynek dzielnych rybaków z naturą i słabościami własnego charakteru przypomina klimatem dzieła Ernesta Hemingwaya. Smaczku dodaje wykorzystanie niezawodowych aktorów, którzy na dobrą sprawę grają samych siebie. Film nakręcono na istniejących naprawdę wysepkach Bannec i Ouessant, a obsadę stanowią mieszkańcy położonego na drugiej z nich miasteczka Lampaul.
Tym, co w Finis Terrae najciekawsze, są zdjęcia. Pełna charakterystycznych okrągłych kamieni plaża na Bannec, wypełnione prymitywnymi sprzętami schronienie rybaków, łodzie i oprzyrządowanie do połowu alg, wreszcie sceneria wioski Lampaul. Wszystkie te miejsca wyglądają w obiektywie Epsteina interesująco. Najpiękniejsze są jednak zdjęcia morza. Falujący hipnotycznie Atlantyk kąpany w promieniach słońca. Kamera chętnie na dłużej zawiesza oko na falach, wprowadzając widza w refleksyjny nastrój. Doprawdy widoki są nieprzeciętne.
Poetyckość na dłuższą metę może być jednak problemem. Powiedzieć, że narracja Finis Terrae jest niespieszna, to jakby nic nie powiedzieć. Film momentami ślimaczy się wręcz nieznośnie. Dotyczy to zwłaszcza wplecionych w drugą jego połowę scen z wioski Lampaul, której mieszkańcy zaniepokojeni losem czwórki rybaków próbują zorganizować dla nich pomoc. De facto przez kilkanaście minut oglądamy biegającą po mieście grupę kobiet. Sceny te sprawiały na mnie wrażenie niepotrzebnie doklejonego wypełniacza. Również ujęcia skupiające się na pięknie morza i wyspy Bannec mogą łatwo znużyć co niecierpliwszych. Problem to dość poważny, zwłaszcza dla współczesnego widza przyzwyczajonego do szybkiego tempa filmów. Drugim problemem jest pewna niejasność przekazu. Dopóki film przedstawia przeżycia czwórki zdanych tylko na siebie rybaków, skojarzenia z Hemingwayem są oczywiste. Ciężka praca, pojedynek człowieka z morzem, próba ukrycia przed towarzyszami własnej słabości, wszystko to są fascynujące tematy. Natomiast spieszący rybakom na pomoc mieszkańcy wioski mają chyba tchnąć w fabułę ducha wspólnoty solidarności... Być może o to chodziło, chociaż nie mam pewności. Końcowy przekaz filmu nie jest dla mnie jasny.
Film Epsteina był interesującym przeżyciem, ale odebrałem go pozytywnie głównie dzięki temu, że oczekiwałem czegoś nietypowego. Radzę nie oglądać go bez odpowiedniego nastawienia, gdyż grozi to nieprzyjemnym odczuciem znudzenia. Z uwagi na piękne zdjęcia i autentycznych, głęboko ludzkich bohaterów wystawiam 7 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com