Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jean Epstein. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jean Epstein. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 września 2018

Finis Terrae (1929)

Film o ludziach stawiających czoła naturze

Reżyseria: Jean Epstein
Kraj: Francja
Czas trwania: 1h 21 min.

Występują: Jean-Marie Laot, Ambroise Rouzic

Bezludna wysepka Bannec u wybrzeży Bretonii. Czterech rybaków przybywa tu na coroczny połów wodorostów. Mają być przez trzy miesiące zdani tylko na siebie, a od efektów ich pracy będzie zależeć finansowy dobrostan ich niewielkiego miasteczka. Dwóch rybaków to doświadczeni mężczyźni. Dwaj pozostali - Ambroise i Jean-Marie - są właściwie chłopcami, dla których wyprawa będzie swoistym testem męskości. Już jej początek przebiega niefortunnie. Ambroise przypadkiem tłucze jedyną butelkę wina znajdującą się w zapasach ekspedycji i rani się szkłem w palec. W dodatku Jean-Marie oskarża go o kradzież zgubionego gdzieś noża. Kiedy następnego dnia wszyscy ruszają do pracy, Ambroise ukrywa przed towarzyszami, że rana na rozciętym palcu zaczyna ropieć.

Finis Terrae jest kolejnym z filmowych eksperymentów Jeana Epsteina. Po niezbyt udanej wariacji na temat filmu grozy (Upadek domu Usherów) przyszedł czas na film tak surowy w swym realizmie, że zasługuje na miano paradokumentu. Pojedynek dzielnych rybaków z naturą i słabościami własnego charakteru przypomina klimatem dzieła Ernesta Hemingwaya. Smaczku dodaje wykorzystanie niezawodowych aktorów, którzy na dobrą sprawę grają samych siebie. Film nakręcono na istniejących naprawdę wysepkach Bannec i Ouessant, a obsadę stanowią mieszkańcy położonego na drugiej z nich miasteczka Lampaul.

Tym, co w Finis Terrae najciekawsze, są zdjęcia. Pełna charakterystycznych okrągłych kamieni plaża na Bannec, wypełnione prymitywnymi sprzętami schronienie rybaków, łodzie i oprzyrządowanie do połowu alg, wreszcie sceneria wioski Lampaul. Wszystkie te miejsca wyglądają w obiektywie Epsteina interesująco. Najpiękniejsze są jednak zdjęcia morza. Falujący hipnotycznie Atlantyk kąpany w promieniach słońca. Kamera chętnie na dłużej zawiesza oko na falach, wprowadzając widza w refleksyjny nastrój. Doprawdy widoki są nieprzeciętne.

Poetyckość na dłuższą metę może być jednak problemem. Powiedzieć, że narracja Finis Terrae jest niespieszna, to jakby nic nie powiedzieć. Film momentami ślimaczy się wręcz nieznośnie. Dotyczy to zwłaszcza wplecionych w drugą jego połowę scen z wioski Lampaul, której mieszkańcy zaniepokojeni losem czwórki rybaków próbują zorganizować dla nich pomoc. De facto przez kilkanaście minut oglądamy biegającą po mieście grupę kobiet. Sceny te sprawiały na mnie wrażenie niepotrzebnie doklejonego wypełniacza. Również ujęcia skupiające się na pięknie morza i wyspy Bannec mogą łatwo znużyć co niecierpliwszych. Problem to dość poważny, zwłaszcza dla współczesnego widza przyzwyczajonego do szybkiego tempa filmów. Drugim problemem jest pewna niejasność przekazu. Dopóki film przedstawia przeżycia czwórki zdanych tylko na siebie rybaków, skojarzenia z Hemingwayem są oczywiste. Ciężka praca, pojedynek człowieka z morzem, próba ukrycia przed towarzyszami własnej słabości, wszystko to są fascynujące tematy. Natomiast spieszący rybakom na pomoc mieszkańcy wioski mają chyba tchnąć w fabułę ducha wspólnoty solidarności... Być może o to chodziło, chociaż nie mam pewności. Końcowy przekaz filmu nie jest dla mnie jasny.

Film Epsteina był interesującym przeżyciem, ale odebrałem go pozytywnie głównie dzięki temu, że oczekiwałem czegoś nietypowego. Radzę nie oglądać go bez odpowiedniego nastawienia, gdyż grozi to nieprzyjemnym odczuciem znudzenia. Z uwagi na piękne zdjęcia i autentycznych, głęboko ludzkich bohaterów wystawiam 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 26 lipca 2018

Upadek domu Usherów/La Chute de la Maison Usher (1928)

Film o domu zabójcy

Reżyseria: Jean Epstein
Kraj: Francja
Czas trwania: 1h 6 min.

Występują: Jean Debucourt, Marguerite Gance, Charles Lamy

Przy tak obszernej liście filmów nieuniknione jest trafienie na taki, do którego nie wiadomo jak podejść. Bardzo mieszane uczucia wzbudził we mnie Upadek domu Usherów, krótki film grozy stworzony przez Jeana Epsteina przy scenopisarskiej asyście młodego Luisa Bunuela. Epstein wykorzystał tę adaptację opowiadania Edgara Alana Poego jako poligon doświadczalny dla swoich koncepcji reżyserskich. Podobny zabieg zastosował kilka lat wcześniej w Wiernym sercu, osiągając znakomite efekty. Tym razem powstał film testujący rozmaite sposoby gry na emocjach widowni.

Akcja Upadku rozgrywa się w prowincjonalnym dworzyszczu rodu Usherów. Gmach zamieszkują sir Roderick Usher i jego młoda żona, która ostatnio podupada na zdrowiu. Roderick zaprasza do domostwa swego przyjaciela Allana w nadziei, że ten będzie w stanie jakoś jej dopomóc. Kilka pierwszych minut to podróż tego człowieka przez nieco dziczejącą okolicę, wylęknione spojrzenia ludzi na dźwięk nazwiska Usher i w końcu nieco upiorny widok tytułowego domu i jego właściciela. Zdecydowanie przypomina to podobne sceny z Nosferatu. W kolejnych scenach oczyma przybysza obserwujemy pogrążanie się Rodericka Ushera w szaleństwie. Gospodarz pochłonięty jest malowaniem portretu żony, a im dzieło bliższe jest ukończenia, tym bardziej modelka opada z sił. Allan zaczyna podejrzewać, że obraz w jakiś sposób wysysa z kobiety energię życiową.

Głównym bohaterem tego obłąkanego filmu nie są jednak ludzie, ale dom, który wyraźnie jest nawiedzony. Jego elementy, na ogół pogrążone w letargu, w kluczowych momentach filmu zaczynają żyć własnym życiem - książki spadają z półek, firanki poruszają się, drzwi otwierają i zamykają. Centralnym punktem domiszcza jest salon, w którym Roderick tworzy żyjące własnym życiem dzieło sztuki. Oświetlony pękiem świec malunek bardziej przypomina zwierciadło, z którego nad wyraz żywym spojrzeniem spogląda pani Usher. Na dodatek gmach wypełnia równie obłąkana muzyka przywodząca na myśl rzępolenie jakiegoś pensjonariusza zakładu dla obłąkanych. 

W tym surrealistycznym otoczeniu szaleje nadpobudliwy, miotany emocjami i lękami Roderick. Mężczyzna pochłonięty jest obsesją ukończenia dzieła,  a równocześnie wypełnia go irracjonalna obawa przed losem żony. Pani Usher jest gdzieś w tle, snuje się niczym widmo, posłusznie pozując mężowi i obdarzając jego gościa nieobecnym spojrzeniem.  To wszystko dzieje się w pierwszej, względnie klarownej połowie filmu. Historia Usherów jest dziwna, a im dalej, tym bardziej staje się pokręcona i niezrozumiała. Obraz staje się coraz bardziej rozmyty, muzyka bardziej upiorna, wydarzenia coraz bardziej dwuznaczne. Ostatecznie nie byłem pewny, czy historia dzieje się "realnie", czy też mamy do czynienia z majakami Ushera lub Allena. Taka dwuznaczność była zamierzona przez twórców, a jednak pozostawia niedosyt.

Po godzinnym budowaniu nastroju film wywołał u mnie w końcowych minutach gęsią skórkę. Jednocześnie miałem wrażenie, że oglądam coś kompletnie wyabstrahowanego od rzeczywistości. Jeżeli chodzi o instrumenty manipulacji emocjami, Upadek domu Usherów odnosi sukces. Gorzej jest z opowiedzeniem historii. Wydaje mi się, że Epsteinowi zależało nie tyle na realizacji fabuły, co na wywołaniu u widza odczucia odrealnienia i grozy. Wskutek tego trudno powiedzieć, o czym dokładnie był ten film. Możliwość różnorakiej interpretacji bywa atrakcyjna, ale w tym wypadku mam wrażenie, że twórcy urządzili sobie zabawę kosztem widza. Nie przepadam za tym. Za znakomity warsztat i niesatysfakcjonującą historię wystawiam 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

środa, 2 maja 2018

Wierne serce/Coeur fidèle (1923)

Film o kobiecie wplątanej w trudne związki.

Reżyseria: Jean Epstein
Kraj: Francja
Czas trwania: 1h 27 min.

Występują: Gina Manès, Léon Mathot, Edmond Van Daële, Marie Epstein

Eksperymenty mają to do siebie, że zdecydowana ich większość jest nieudana. Jaki może być efekt, kiedy eksperyment filmowy przeprowadzany jest przez teoretyka kina, w dodatku będąc jednym z jego pierwszych projektów? Wierne serce, impresjonistyczne dzieło Jeana Epsteina, okazuje się w tym względzie miłym zaskoczeniem. Film sprawdza się zarówno jako fabuła, jak i demonstracja innowacyjnych technik filmowych.

Scenariusz Wiernego serca jest dobry dzięki swej prostocie. Marie, kelnerka w barze w Marsylii, planuje wspólną przyszłość z Jeanem, robotnikiem portowym. Rodzice (przybrani) zmuszają ją jednak do ślubu z Paulem Petit, miejscowym opryszkiem. Jean bezskutecznie usiłuje przeszkodzić małżeństwu. W końcu wdaje się z Paulem w bójkę, w wyniku której ranny zostaje próbujący interweniować policjant. Jean trafia do więzienia, Paul natomiast wychodzi ze starcia bez szwanku. Rok później, po wyjściu na wolność, Jean odnajduje Marie, żyjącą w okropnych warunkach. Kobieta opiekuje się chorującym niemowlakiem wspomagana przez chromą sąsiadkę. Paul rzadko bywa w domu i jeszcze rzadziej trzeźwieje. Ponieważ Jean nie ma zamiaru pozostawić ukochanej własnemu losowi, ponowna konfrontacja pomiędzy mężczyznami wydaje się nieunikniona.

Wierne serce porusza ważne problemy społeczne, ukazując warunki życia marsylskiej biedoty. Duży nacisk położony jest na scenografię. Obserwujemy ponure, odrapane wnętrze rudery, w której gnieździ się Marie z mężem-pijakiem; bohaterowie noszą skromne, nieraz podarte ubrania. Jest też kilka ujęć na portową spelunkę i składy węgla, w których pracuje Jean. Nie trzeba sobie wyobrażać ciężkich warunków życia bohaterów, bo widzimy je doskonale. Mimo paskudnego otoczenia miłość Jeana i Marie pozwala im przetrwać. Wierne serce dalekie jest od idealizowania uczucia. Zamiast tego pokazuje, jak dzięki niemu bohaterowie zachowują człowieczeństwo. Jednak to nie treść jest w dziele Epsteina najciekawsza, lecz forma.

Film bardzo mocno eksperymentuje z montażem i pracą kamery. Po pierwsze oko obiektywu nie zawsze jest zainteresowane twarzami bohaterów, bardzo odważnie krążąc i pokazując wydarzenia z nietypowych ujęć i perspektyw. Kiedy obserwujemy Paula alkoholika, widzimy jego rękę sięgającą po butelkę, a symbolem ciężko pracującego Jeana jest łopata nabierająca węgiel. Montaż jest dynamiczny, obrazy chętnie przeskakują po różnych punktach widzenia. Momentami przypomina to nawet stylistykę teledysku - absolutne novum w świecie raczej statycznych i powolnych filmów niemych.

W kluczowych scenach filmu bardzo dopracowano choreografię. Przykładowo kiedy na początku filmu Marie próbuje odmówić narzuconego jej przez rodziców małżeństwa, ojciec, matka i "narzeczony" osaczają ją, tworząc widziany z góry równoboczny trójkąt. W niezwykły sposób przedstawiono ślub Marie i Paula, będący dla dziewczyny prawdziwie traumatycznym przeżyciem. Scena rozgrywa się w wesołym miasteczku. Ujęcia na skuloną i przerażoną Marie przeplatane są wstawkami kręcącej się karuzeli, bawiących się dzieci i innych kojarzonych z radością scenek. W końcu nowożeńcy odbywają na wspomnianej karuzeli ślubną przejażdżkę, kręceni z sąsiedniego wagonika. Wirujący i przeplatany coraz szybszymi wstawkami obraz daje wrażenie mętliku panującego w głowie bohaterki. Druga tego typu scena towarzyszy olśnieniu Paula, kiedy dowiaduje się, że Jean składa wizyty jego żonie. Tym razem rolę kontrastu dla nienaturalnie spokojnej twarzy mężczyzny odgrywa uliczna orkiestra. Zastosowana technika montażu sprawia, że film właściwie nie potrzebuje plansz tekstowych (są, ale niewiele). Wymowa scen jest zupełnie czytelna dzięki montażowi, choreografii i grze aktorskiej.

Właśnie, parę słów o aktorach. Styl gry w Wiernym sercu jest na szczęście powściągliwy i wolny od kiczu. Co prawda bohaterowie często patrzą prosto w kamerę, ale spoglądamy na nich oczami drugiej postaci, nie z perspektywy "chóru", co było nadużywane w Kole udręki. Bardzo dobre role odnotowali zarówno odtwórcy trójki głównych bohaterów, jak i siostra reżysera. Marie Epstein, grająca niepełnosprawną sąsiadkę.

Wierne serce to dobry film i udany pokaz impresjonistycznych rozwiązań kinematograficznych. Reżyser-teoretyk miał bardzo precyzyjną wizję tego, co chce pokazać na ekranie i, co najważniejsze, udało mu się to zrealizować. Przyszli mistrzowie kina mieli się od kogo uczyć. Wystawiam 9 gwiazdek. Warto dać dziełu Epsteina szansę.

I jeszcze ciekawostka. Jean Epstein to pierwszy polski reżyser na tym blogu. Naprawdę nazywał się Jan Epstein i pochodził z Warszawy, z mieszanej rodziny polsko-żydowskiej. W planach są jeszcze recenzje dwóch filmów tego pana.

źródło grafiki - www.imdb.com