Film o wyjątkowo niezdrowym pożądaniu.
Reżyser: Abel Gance
Kraj: Francja
Czas trwania: 4h 23 min.
Występują: Séverin-Mars, Ivy Close, Gabriel de Gravone, Pierre Magnier, Georges Térof
Pociągi mają w sobie coś, co sprawia, że świetnie się prezentują na ekranie. Koło udręki, straszliwie nużący i mocno pretensjonalny melodramat, zyskuje w każdej scenie, w której pojawiają się żelazne machiny. A jest tych scen dość sporo, ponieważ bohaterami filmu są kolejarze.
Koło udręki opowiada historię Sisifa, francuskiego inżyniera, który ratuje z katastrofy kolejowej dwuletnią dziewczynkę. Ponieważ matka małej Normy zginęła, Sisif przygarnia ją i wychowuje jak własną córkę. Towarzyszem zabaw Normy zostaje Elie, bliski jej wiekiem syn kolejarza. Mija kilkanaście lat. Norma i Elie dorastają, natomiast z umysłem Sisifa zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mężczyzna tęgo pije, przepuszcza pieniądze na hazard i paskudnie traktuje wesołą i pracowitą przybraną córkę. Wszystko dlatego, że skrywa okropny sekret - zaczął darzyć rozkwitającą Normę miłością wcale nie ojcowską. Tymczasem Elie, domorosły konstruktor skrzypiec, również zaczyna spoglądać na siostrę maślanym wzrokiem. O takim to dziwacznym trójkącie miłosnym opowiada Koło udręki.
Fabuła Koła nie jest moim zdaniem zbyt udana. Ocierające się o kazirodztwo dylematy uczuciowe starego, pijącego jak smok kolejarza nie są tematem, który przeciętny widz może identyfikować z własnymi problemami. Podobnie incestualna miłość brata do siostry. To, że Norma była adoptowana, nie ma tu moim zdaniem nic do rzeczy. Czy naprawdę praca na kolei i dłubanie przy skrzypcach to tak wymagające zajęcia, że panowie nie mogą sobie poszukać kobiet poza własnym domem? Zresztą ich miłość jest chora nie tylko z powodu zaburzenia normalnych relacji rodzinnych. Sisif jest wobec Normy zaborczy, wydaje jej kategoryczne zakazy dotyczące ubioru i kontaktów z mężczyznami. W późniejszej części filmu, kiedy dziewczyna wychodzi za mąż, niezdolny do pogodzenia się z tym ojciec próbuje doprowadzić do wykolejenia pociągu, aby zabić córkę i siebie (i przy okazji innych pasażerów). Później on i Elie zrywają z Normą wszelkie kontakty, wszystko po to, aby trzymać na wodzy własne żądze. Jakby tego było mało, to ją obwiniają za wszelkie nieszczęścia, wywołane w rzeczywistości ich popędami. Tymczasem dziewczyna przez cały czas nie jest świadoma, co się dzieje. Do końca traktuje ojca i brata z normalną serdecznością, nie zrażając się ich obcesowym postępowaniem. Autentycznie było mi jej żal, bo niczym sobie nie zasłużyła na poniżenia z rąk najbliższych.
Koło udręki ciągnie się niemiłosiernie z powodu powolnego tempa narracji. Każde wydarzenie przedstawione jest bardzo dokładnie z kilku ujęć, każdą emocję bohaterów oglądamy przedstawioną na kilka sposobów. Ma to swoje plusy, bo podczas filmu można swobodnie ścierać kurze, prasować, myć zęby i wykonywać inne tego typu czynności, nie tracąc wątku. Aktorstwo jest pełne patosu w niedobrym tego słowa znaczeniu. Séverin-Mars w roli Sisifa chodzi wiecznie umorusany sadzą, na której tle upiornie wyglądają jego wielkie, ruchliwe oczy. Aktor uwielbia przybierać pozę cierpiętnika, wywracać powieki i robić tragikomiczne miny. Sekunduje mu Gabriel de Gravone jako jego pełen afektu synalek, który użala się nad sobą tak, jakby cierpiał co najmniej za miliony. Nie dość, że oglądanie grymasów tej dwójki jest męczące, to jeszcze żenuje w kontekście ich dylematu wywołanego niezdrowym pożądaniem. Ivy Close jako Norma jest zdecydowanie bardziej znośna, chociaż i w jej przypadku można zaobserwować nadmiar gestykulacji i mimiki.
Abel Gance prawdopodobnie uważał swoje dzieło za niebywale ambitne. Gęsto w nim od obrazowych metafor i nawiązań do mitów. Sisif tak jak grecki Syzyf nie może się uwolnić od brzemienia, którym w jego wypadku jest niemożliwa do spełnienia, grzeszna miłość. Tyle tylko, że symbolika ta jest chybiona. Pośmiertny los Syzyfa był karą za sprzeniewierzenie się woli bogów. Udręka filmowego Sisifa jest natomiast owocem jego własnej niedojrzałości i nieumiejętności panowania nad żądzami. Mamy też ślepotę i kazirodztwo - elementy mitu o Edypie, które jednak zostały pozmieniane nie do poznania. W końcowej części filmu Sisif w wyniku wypadku traci wzrok i jest potajemnie pielęgnowany przez córkę, co ostatecznie prowadzi do ich pojednania. Ogólnie rzecz biorąc, trudno mówić o jakimś sensownym przesłaniu tego filmu, chyba że jest nim "ojcowie, nie patrzcie pożądliwie na córki swoje..." Jakoś wydaje mi się, że stopień dotarcia do targetu nie był zbyt duży.
Mimo potężnych zastrzeżeń, znalazłem w filmie Abela Gance'a kilka rzeczy wartościowych. Po pierwsze, wspomniane na początku wpisu pociągi. O ile nawiązania do mitów są niewypałem, dymiące i sapiące lokomotywy jako symbol ludzkiego znoju to pomysł oryginalny i ciekawy. Na przykład rozpad filmowej rodziny połączony został z rozbiciem przez Sisifa ukochanej lokomotywy, a wejście tego ostatniego w etap starości symbolizuje zamiana wielkiego parowozu na skromną kolejkę kursującą z pasażerskim wagonikiem na Mont Blanc. Sceny kolejowe wplecione zostały w film z wielkim wyczuciem. Są pełne dynamizmu, gdy zapowiadają coś wstrząsającego w życiu bohaterów i odwrotnie, powolne i nastrojowe, gdy oglądamy spokojniejszy fragment. Umiejętnie wykorzystane są w tych ujęciach takie elementy jak dym z komina parowozu, łączące się ze sobą i rozdzielające tory, czy też tłoki i koła zamachowe lokomotywy. Trzeba też wspomnieć o oryginalnym wkładzie Gance'a w sztukę montażu, polegającym na składaniu punktów kulminacyjnych filmu ze zmieniających się coraz szybciej, sekundowych lub nawet milisekundowych ujęć.
No i jeszcze wspomnę o miłym akcencie związanym ze zwierzęcymi aktorami. Sisif i jego rodzina trzymają w domu kozę i psa. Zwierzaki są traktowane jak członkowie rodziny i niejednokrotnie odgrywają ważną rolę w budowaniu nastroju lub rozwoju akcji. Sportretowano je z dużym wdziękiem, nadając im indywidualne cechy charakteru i wskazując, że pełnią ważną funkcję w życiu swoich opiekunów. Właściwie można te zwierzaki uznać za pełnoprawnych członków obsady.
Koło udręki to męczący film. Nie sposób odmówić reżyserowi pomysłowości i w pewnych elementach filmu nawet wyrafinowania. Szkoda tylko, że wszystko to kręci się wokół tematyki, która jest po prostu obleśna. Merytorycznie Koło nie wniosło do mojej świadomości absolutnie nic wartościowego, natomiast wrażenia estetyczne były całkiem całkiem. Rzadko kiedy mam tak mieszane uczucia. Może wynika to z jakiejś wewnętrznej potrzeby racjonalizacji, w końcu poświęciłem cztery i pół godziny na obejrzenie filmu o paskudnych ludziach. Polecam wyłącznie pasjonatom historii kina i życzę dużo cierpliwości. Po raz pierwszy moja skala ocen okazuje się niedopasowana do tego, co napotkałem. Koło udręki otrzymuje ode mnie 5 gwiazdek. Nie dlatego, że jest ono filmem przeciętnym. Jest pełnym sprzeczności kuriozum.
Reżyser: Abel Gance
Kraj: Francja
Czas trwania: 4h 23 min.
Występują: Séverin-Mars, Ivy Close, Gabriel de Gravone, Pierre Magnier, Georges Térof
Pociągi mają w sobie coś, co sprawia, że świetnie się prezentują na ekranie. Koło udręki, straszliwie nużący i mocno pretensjonalny melodramat, zyskuje w każdej scenie, w której pojawiają się żelazne machiny. A jest tych scen dość sporo, ponieważ bohaterami filmu są kolejarze.
Koło udręki opowiada historię Sisifa, francuskiego inżyniera, który ratuje z katastrofy kolejowej dwuletnią dziewczynkę. Ponieważ matka małej Normy zginęła, Sisif przygarnia ją i wychowuje jak własną córkę. Towarzyszem zabaw Normy zostaje Elie, bliski jej wiekiem syn kolejarza. Mija kilkanaście lat. Norma i Elie dorastają, natomiast z umysłem Sisifa zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mężczyzna tęgo pije, przepuszcza pieniądze na hazard i paskudnie traktuje wesołą i pracowitą przybraną córkę. Wszystko dlatego, że skrywa okropny sekret - zaczął darzyć rozkwitającą Normę miłością wcale nie ojcowską. Tymczasem Elie, domorosły konstruktor skrzypiec, również zaczyna spoglądać na siostrę maślanym wzrokiem. O takim to dziwacznym trójkącie miłosnym opowiada Koło udręki.
Fabuła Koła nie jest moim zdaniem zbyt udana. Ocierające się o kazirodztwo dylematy uczuciowe starego, pijącego jak smok kolejarza nie są tematem, który przeciętny widz może identyfikować z własnymi problemami. Podobnie incestualna miłość brata do siostry. To, że Norma była adoptowana, nie ma tu moim zdaniem nic do rzeczy. Czy naprawdę praca na kolei i dłubanie przy skrzypcach to tak wymagające zajęcia, że panowie nie mogą sobie poszukać kobiet poza własnym domem? Zresztą ich miłość jest chora nie tylko z powodu zaburzenia normalnych relacji rodzinnych. Sisif jest wobec Normy zaborczy, wydaje jej kategoryczne zakazy dotyczące ubioru i kontaktów z mężczyznami. W późniejszej części filmu, kiedy dziewczyna wychodzi za mąż, niezdolny do pogodzenia się z tym ojciec próbuje doprowadzić do wykolejenia pociągu, aby zabić córkę i siebie (i przy okazji innych pasażerów). Później on i Elie zrywają z Normą wszelkie kontakty, wszystko po to, aby trzymać na wodzy własne żądze. Jakby tego było mało, to ją obwiniają za wszelkie nieszczęścia, wywołane w rzeczywistości ich popędami. Tymczasem dziewczyna przez cały czas nie jest świadoma, co się dzieje. Do końca traktuje ojca i brata z normalną serdecznością, nie zrażając się ich obcesowym postępowaniem. Autentycznie było mi jej żal, bo niczym sobie nie zasłużyła na poniżenia z rąk najbliższych.
Koło udręki ciągnie się niemiłosiernie z powodu powolnego tempa narracji. Każde wydarzenie przedstawione jest bardzo dokładnie z kilku ujęć, każdą emocję bohaterów oglądamy przedstawioną na kilka sposobów. Ma to swoje plusy, bo podczas filmu można swobodnie ścierać kurze, prasować, myć zęby i wykonywać inne tego typu czynności, nie tracąc wątku. Aktorstwo jest pełne patosu w niedobrym tego słowa znaczeniu. Séverin-Mars w roli Sisifa chodzi wiecznie umorusany sadzą, na której tle upiornie wyglądają jego wielkie, ruchliwe oczy. Aktor uwielbia przybierać pozę cierpiętnika, wywracać powieki i robić tragikomiczne miny. Sekunduje mu Gabriel de Gravone jako jego pełen afektu synalek, który użala się nad sobą tak, jakby cierpiał co najmniej za miliony. Nie dość, że oglądanie grymasów tej dwójki jest męczące, to jeszcze żenuje w kontekście ich dylematu wywołanego niezdrowym pożądaniem. Ivy Close jako Norma jest zdecydowanie bardziej znośna, chociaż i w jej przypadku można zaobserwować nadmiar gestykulacji i mimiki.
Abel Gance prawdopodobnie uważał swoje dzieło za niebywale ambitne. Gęsto w nim od obrazowych metafor i nawiązań do mitów. Sisif tak jak grecki Syzyf nie może się uwolnić od brzemienia, którym w jego wypadku jest niemożliwa do spełnienia, grzeszna miłość. Tyle tylko, że symbolika ta jest chybiona. Pośmiertny los Syzyfa był karą za sprzeniewierzenie się woli bogów. Udręka filmowego Sisifa jest natomiast owocem jego własnej niedojrzałości i nieumiejętności panowania nad żądzami. Mamy też ślepotę i kazirodztwo - elementy mitu o Edypie, które jednak zostały pozmieniane nie do poznania. W końcowej części filmu Sisif w wyniku wypadku traci wzrok i jest potajemnie pielęgnowany przez córkę, co ostatecznie prowadzi do ich pojednania. Ogólnie rzecz biorąc, trudno mówić o jakimś sensownym przesłaniu tego filmu, chyba że jest nim "ojcowie, nie patrzcie pożądliwie na córki swoje..." Jakoś wydaje mi się, że stopień dotarcia do targetu nie był zbyt duży.
Mimo potężnych zastrzeżeń, znalazłem w filmie Abela Gance'a kilka rzeczy wartościowych. Po pierwsze, wspomniane na początku wpisu pociągi. O ile nawiązania do mitów są niewypałem, dymiące i sapiące lokomotywy jako symbol ludzkiego znoju to pomysł oryginalny i ciekawy. Na przykład rozpad filmowej rodziny połączony został z rozbiciem przez Sisifa ukochanej lokomotywy, a wejście tego ostatniego w etap starości symbolizuje zamiana wielkiego parowozu na skromną kolejkę kursującą z pasażerskim wagonikiem na Mont Blanc. Sceny kolejowe wplecione zostały w film z wielkim wyczuciem. Są pełne dynamizmu, gdy zapowiadają coś wstrząsającego w życiu bohaterów i odwrotnie, powolne i nastrojowe, gdy oglądamy spokojniejszy fragment. Umiejętnie wykorzystane są w tych ujęciach takie elementy jak dym z komina parowozu, łączące się ze sobą i rozdzielające tory, czy też tłoki i koła zamachowe lokomotywy. Trzeba też wspomnieć o oryginalnym wkładzie Gance'a w sztukę montażu, polegającym na składaniu punktów kulminacyjnych filmu ze zmieniających się coraz szybciej, sekundowych lub nawet milisekundowych ujęć.
No i jeszcze wspomnę o miłym akcencie związanym ze zwierzęcymi aktorami. Sisif i jego rodzina trzymają w domu kozę i psa. Zwierzaki są traktowane jak członkowie rodziny i niejednokrotnie odgrywają ważną rolę w budowaniu nastroju lub rozwoju akcji. Sportretowano je z dużym wdziękiem, nadając im indywidualne cechy charakteru i wskazując, że pełnią ważną funkcję w życiu swoich opiekunów. Właściwie można te zwierzaki uznać za pełnoprawnych członków obsady.
Koło udręki to męczący film. Nie sposób odmówić reżyserowi pomysłowości i w pewnych elementach filmu nawet wyrafinowania. Szkoda tylko, że wszystko to kręci się wokół tematyki, która jest po prostu obleśna. Merytorycznie Koło nie wniosło do mojej świadomości absolutnie nic wartościowego, natomiast wrażenia estetyczne były całkiem całkiem. Rzadko kiedy mam tak mieszane uczucia. Może wynika to z jakiejś wewnętrznej potrzeby racjonalizacji, w końcu poświęciłem cztery i pół godziny na obejrzenie filmu o paskudnych ludziach. Polecam wyłącznie pasjonatom historii kina i życzę dużo cierpliwości. Po raz pierwszy moja skala ocen okazuje się niedopasowana do tego, co napotkałem. Koło udręki otrzymuje ode mnie 5 gwiazdek. Nie dlatego, że jest ono filmem przeciętnym. Jest pełnym sprzeczności kuriozum.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz