środa, 17 lipca 2019

Rzeczy, które nadejdą/Things to Come (1936)

Film o apokalipsie, post-apokalipsie i wstąpieniu

Reżyseria: William Cameron Menzies
Kraj: Wielka Brytania
Czas trwania: 1 h 34 min.

Występują: Raymond Massey, Edward Chapman, Ralph Richardson, Margaretta Scott, Cerdric Hardwicke

Rzeczy, które nadejdą to film uważany za jeden z kamieni milowych w rozwoju kinowego science-fiction. Co prawda pierwsze filmy "futurystyczne" pojawiały się jeszcze w epoce kina niemego, a solidny fundament pod nurt dystopijny położył Fritz Lang swoim Metropolis, ale mimo wszystko sci-fi było w przedwojennym kinie rzadkością. Tym większe zainteresowanie wzbudził film, do którego scenariusz napisał taki klasyk gatunku jak Herbert George Wells. Filmowe plakaty sugerowały wręcz, że jest to jego dzieło autorskie, co nie było prawdą. Wells napisał scenariusz na podstawie kilku swoich opowiadań, na tym jednak jego udział w produkcji się zakończył. Funkcję reżysera pełnił doświadczony William Cameron Menzies, a siłą sprawczą całego projektu był producent Alexander Korda, który koordynował wszystkie prace silną ręką, jako scenografa zatrudniając swego brata Vincenta.

Film przedstawia wellsowską wizję przyszłości cywilizacji w podziale na trzy akty. Pierwszy opowiada o apokalipsie - wojnie światowej, która niszczy podstawy współczesnego społeczeństwa. Druga przedstawia barbarzyńską społeczność tych, którzy przeżyli. Trzecia obejmuje odrodzenie cywilizacji technologicznej i drogę ku świetlanej przyszłości rodzaju ludzkiego. Akcja toczy się w fikcyjnym mieście Everytown, które nie bardzo próbuje udawać, że jest Londynem. Przyszłość według Wellsa przedstawiona jest z dużym rozmachem, a jednocześnie z naciskiem na szersze procesy społeczne. Jednostki są w Rzeczach, które nadejdą naszkicowanymi grubą kreską nośnikami idei. W związku z tym ich charaktery rozwinięto tylko o tyle, o ile jest to istotne dla przedstawienia wspomnianych idei. Zastosowano także pomysłowe rozwiązanie - w kolejnych aktach filmu rozgrywającego się na przestrzeni stu lat aktorzy wcielają się kolejno przedstawicieli kilku pokoleń swoich rodów, na ogół odgrywając podobną rolę w rozwoju akcji. Takie ekonomiczne zarządzanie zasobami aktorskimi ułatwia widzowi orientację w rozwoju historii.

Trzy akty filmu bardzo różnią się od siebie nastrojem. Pierwszy znakomicie oddaje nasilające się w Wielkiej Brytanii lęki przed nową wielką wojną. Na podobieństwo I Wojny Światowej konflikt wybucha bez wyraźnego powodu. Nastrój niepewności podsycają sprzeczne informacje płynące z frontu wyrażane przez komunikaty radiowe i patriotyczne plakaty. Później zaczyna się apokalipsa - bombardowania miast, gazy bojowe i inne atrakcje. Bezsens wojny dobrze oddaje kapitalna scena, kiedy jeden z bombowców zrzuca na wioskę bomby gazowe, po czym zostaje zestrzelony. Zwycięski pilot myśliwca ląduje przy ciężko rannym wrogu, aby udzielić mu pierwszej pomocy. Ten jednak woli oddać swoją maskę gazową dziewczynce ocalałej po bombardowaniu. Zabił jej bliskich, aby następnie oddać jej życie w zamian za swoje, właściwie bez żadnego sensu. Wojna trwa wiele lat i powoduje całkowity upadek technologii, łączności i innych przejawów cywilizacji. W pewnym momencie pojawia się nawet straszna epidemia choroby zmieniającej ludzi w zombie [sic!]. Apokaliptyczny segment jest zdecydowanie najciekawszy. Duże wrażenie robią efekty specjalne, montaż poszczególnych scen na zasadzie skojarzeń tematycznych i narracja obrazem, przy małym wykorzystaniu aktorów. Zdjęcia są przyciemnione - ani jeden kadr nie przedstawia jasnego nieba, co potęguje nastrój katastrofy.

Epoka barbarzyństwa opowiada o wegetacji grupy ocalałych w ruinach wielkiego miasta. Społeczność rządzona jest przez wodza-tyrana i rywalizuje z innymi sąsiadującymi grupami o nikłe zasoby. Marną egzystencję przerywa przybycie tajemniczego lotnika w futurystycznym kombinezonie, który ma reprezentować odradzająca się cywilizację  "światowych skrzydeł". Segment futurystyczny przedstawia koleje przejęcia władzy nad światem przez międzynarodową organizację "lotników". Grupa ta, działająca z terenu Iraku, jako jedyna zachowała dostęp do nowoczesnej technologii i zasobów ropy. Lotnicy dzięki przewadze technologicznej opanowują kolejne obszary, kładą kres nacjonalizmom, wprowadzają rząd światowy i doprowadzają do niezwykłego postępu cywilizacyjnego. Zwieńczeniem nowej epoki jest zaplanowany na rok 2034 załogowy lot na Księżyc. Antagonistami w ostatniej części filmu są przeciwnicy technologii, którzy pragną zahamowania postępu i "powrotu do natury".

Niestety akt drugi i trzeci są wyraźnie słabsze od pierwszego. Nadal pojawiają się niezwykle efektowne montaże i obrazki (atak barbarzyńców na kopalnię węgla, postęp technologiczny wyrażony poprzez "futurystyczną" sekwencję montażową), jednak głównym sposobem narracji stają się monologi postaci. Z nieznośną manierą i kiepsko nagranym dźwiękiem kolejne osoby wygłaszają zawiłe przemowy bądź dyskutują ze sobą na temat przeciwstawnych koncepcji. Kolejne sceny są długie, statyczne i przedstawiają postacie paplające frazesy. Rozwiązanie to jest nieefektywne i nudne, a przy tym zupełnie niepotrzebne. O ile lepiej wyglądają sceny z pierwszej części filmu operujące symbolami. Niestety kolejnej sceny na podobieństwo tej z przekazaniem maski gazowej Wells i spółka nie wymyślili. W związku z tym przyjemność czerpana z oglądania pierwszej części filmu przechodzi stopniowo w żmudny obowiązek.

Wells, Menzies i Korda przelali na ekran całkiem sporo idei związanych z przyszłością ludzkości. Strach przed globalnym konfliktem i przepowiednie cofnięcia się do epoki barbarzyństwa były poglądem dość powszechnym w ich czasach. Marzenia o rządzie światowym, kresie nacjonalizmów i cywilizacji technokratycznej to już wyraz bardzo konkretnych przekonań autorów, a reakcje "wrogów postępu" były tu interesującą niespodzianką. Szkoda, że wszystkie optymistyczne wizje przekazane zostały w dość niezdarny sposób. To jasne, że film w wielu miejscach przecierał szlaki i testował rozwiązania, które w przyszłości miały być stosowane bardziej efektywnie. Nie sposób też zanegować licznych przebłysków geniuszu. Niestety ogólnym odczuciem, z jakim będą mi się kojarzyć Rzeczy, które nadejdą, jest nuda i aktorskie drewno. Brytyjski tercet nie miał w sobie swobody i pomysłowości Fritza Langa, który dziewięć lat przed nimi stworzył znacznie zgrabniejszą wizję przyszłości. Mimo wielu zalet oceniam Rzeczy, które nadejdą na 6 gwiazdek. Nuda jest grzechem, którego zlekceważyć nie wolno.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz