niedziela, 25 listopada 2018

Trader Horn (1931)

Film o safari

Reżyseria: W.S. Van Dyke
Kraj: USA
Czas trwania: 2 h

Występują: Harry Carey, Duncan Renaldo, Edwina Booth, Mutia Omoolu

Dzika Afryka ze swoim egzotycznym powabem, groźnymi zwierzętami i plemionami barbarzyńców stanowiła dla filmowców niezwykle kuszący materiał. Tylko kwestią czasu było odczarowanie jej dla amerykańskiej Fabryki Snów. Jako jeden z pierwszych dokonał tego W.S. Van Dyke, kręcąc Tradera Horna, obraz oparty na autobiografii podróżnika i kupca, który kilka dekad wcześniej przemierzył Czarny Kontynent wzdłuż i wszerz. Co ciekawe, zdjęcia postanowiono nakręcić w całości w afrykańskich plenerach. Jeżeli plansze tekstowe mówią prawdę, filmowcy poszukujący odpowiednich planów zdjęciowych przemierzyli długą trasę od Związku Południowej Afryki aż do Sudanu. Odważna ta decyzja pozwoliła umieścić w filmie wiele niesamowitych ujęć, ale zarazem naraziła ekipę filmową na wiele niewygód i niebezpieczeństw. Rzekomo kilka osób z personelu pomocniczego padło ofiarą dzikich zwierząt. Nie ulega natomiast wątpliwości, iż część ekipy zapadła na malarię. Aktorka Edwina Booth przypłaciła to nawet przewlekłymi powikłaniami, które zmusiły ją do zakończenia kariery. Mimo tych przeszkód zdjęcia ukończono, w studiach w USA dograno dźwięk i Trader Horn doczekał się premiery. Co otrzymaliśmy w efekcie?

Prawdę powiedziawszy, fabuła filmu ma postać raczej szczątkową. Podróżnik Trader Horn i jego kompan Peru podróżują przez Afrykę w asyście czarnoskórego tłumacza i grupy tragarzy. Początkowo ich podróż odbywa się z nurtem jednej z rzek, a celem jest skupowanie od tubylców kości słoniowej. W jednej z osad Horn i Peru napotykają misjonarkę, która opowiada im o swojej córce porwanej wiele lat temu przez dzikie plemię. Wkrótce los krzyżuje drogi podróżników i zaginionej dziewczyny, która została wychowana przez tubylców jako bogini. Horn i Peru postanawiają ją "uwolnić" i "przywrócić cywilizacji".

Fabuła Tradera Horna nosi znamię czasów, kiedy Europejczycy próbowali cywilizować Afrykę poprzez narzucenie tam własnej kultury. Pomysł porwania dziewczyny, która we wszystkim prócz koloru skóry stała się Afrykanką, z dzisiejszej perspektywy wydaje się karkołomny i skazany na porażkę. Oczywiście twórcy Horna przekonują nas, że jest inaczej i wszyscy mogą żyć długo i szczęśliwie. Nie pozostaje nic innego, jak wzruszyć ramionami i na potrzeby seansu przyjąć ten optymistyczny paradygmat. Na szczęście film nie zawiera zbyt wielu rasistowskich akcentów. Pojawiający się w nim Czarni reprezentują dość różnorodne kultury i sposoby bycia. Są oczywiście tacy, którzy Białych krzyżują głową w dół i składają w ofierze, ale inni są pokojowo nastawieni, honorowi i odważni. Trudno mi powiedzieć, na ile zaprezentowane stroje i obyczaje odpowiadają stanowi faktycznemu, aczkolwiek filmowi Masajowie zgodnie z prawdą żywią się krwią swego bydła, a Pigmeje są mistrzami kamuflażu.

Ważniejszym niż życie afrykańskich tubylców elementem Tradera Horna są zdjęcia z życia tamtejszej przyrody. Film zawiera niesamowicie różnorodne krajobrazy rzek, sawanny, buszu i dżungli. Zaprezentowano także dziesiątki gatunków fauny Czarnego Lądu, wiele z nich w bezpośredniej interakcji z aktorami. Czego tu nie ma. Głodne krokodyle łypiące na przepływającą łódź. Lwy polujące na antylopy i podróżników. Szarżujący nosorożec. Pasące się słonie, hipopotamy i bawoły. Zabrakło chyba tylko małp. Zwierzętom poświęcono tak wiele miejsca, że można Tradera Horna uznać za fabularyzowany film przyrodniczy. Szczególnie że jakość zdjęć i kreatywność ujęć jest bardzo wysoka. Ma to również swoją mroczną stronę. Wedle anegdot filmowcy używali rozmaitych sposobów, by skłonić dzikie zwierzęta do pożądanych zachowań, łącznie z głodzeniem. W dodatku wiele z nich ginie z rąk bohaterów filmu, co również nie było symulowane. Należy pamiętać, że w czasach, gdy film powstawał, walka z drapieżną fauną uważana była za działanie pożyteczne, a świadomość ekologiczna miała się wykształcić dopiero za wiele lat. Dlatego też skala przemocy wobec zwierząt może być dla współczesnego widza szokująca. 

Jakie zatem wrażenie zrobił na mnie pierwszy film nakręcony w afrykańskich plenerach? Jako opowieść raczej kiepskie, gdyż fabuła jest rozwleczona i mało porywająca. Dużo ciekawszy jest Trader Horn jako paradokument o afrykańskiej przyrodzie i żywym jeszcze pionierskim duchu Europejczyków. Zabiera nas w świat, który obecnie dobiega burzliwego końca, a wówczas miał jeszcze swój romantyczny urok. Ciekawie było do niego zajrzeć. Trader Horn otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz