Film o żydowskich spekulantach
Reżyseria: Alfred L. Werker
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 27 min.
Występują: George Arliss, Boris Karloff, Loretta Young, Robert Young, C. Aubrey Smith, Helen Westley
Podczas gdy w Niemczech świeżo usadowieni u władzy naziści rozpoczynali rozsiewanie antysemickiej propagandy, w USA szefostwo wytwórni Twentieth Century Pictures zainspirowane przez aktora George'a Arlissa wyprodukowało niezwykle przychylny Żydom film o bankierskiej rodzinie Rotszyldów. Rozbudowane dzieło porusza w przystępnej (można też rzec uproszczonej) formie tematy związane z polityką wielkich mocarstw, rozwojem giełdy, prześladowaniami Żydów oraz wartościami rodzinnymi. Tak złożona fabuła jest jednocześnie podana w sposób elegancki, przystępny i przyciągający uwagę. Starania twórców zostały wynagrodzone nominacją do Oscara dla najlepszego filmu, nagrodą jak najbardziej zasłużoną.
Film otwiera scena rozgrywająca się we Frankfurcie w połowie XVIII wieku. Rotszyldowie - głowa rodziny Mayer, jego żona i piątka synów - prowadzą w getcie coś w rodzaju domu kredytowego. Są nękani przez poborców podatków, którzy nakładają na Żydów znacznie wyższe stawki niż na Niemców, oraz przez niemieckich sąsiadów, którzy prześladują wyznawców obcej religii. Mayer obmyśla plan, który pozwoli zabezpieczyć przyszłość rodziny - wysyła synów do pięciu europejskich stolic, w których mają otworzyć filie międzynarodowego banku. Mija kilkadziesiąt lat. Stare imperia szykują się do ostatecznej rozprawy z Napoleonem. Aby sfinansować przygotowania do wojny muszą pozyskać pieniądze. Hojny kredyt ma do zaoferowania największy bank w Europie, kierowany przez Natana Rotszylda i jego braci. Konkurencja nie ma jednak zamiaru dopuścić do tak ważnego interesu żydowskiej firmy.
Najbardziej podoba mi się w Rodzinie Rotszyldów rozmach fabularny. Akcja rozgrywa się w kilku krajach i obejmuje wiele wątków. Chociaż większość scen to rozmowy, zarówno dialogi jak i aranżacja wizualna są urozmaicone i pomysłowe. Szczególnie udana jest długa scena ekspozycji, w której Rotszyldowie ukrywają dowody swego bogactwa przed poborcą podatkowym, a następnie zwodzą go, żeby zapłacić jak najmniej. Postawa rodziny, na pozór kojarząca się ze stereotypem chciwego Żyda, po przemyśleniu wzbudza podziw. Mayer i jego bliscy ukazani są bowiem jako zgrany kolektyw, który znakomicie współdziała, żeby bronić własnego interesu. A otoczenie jest im wyjątkowo mało przyjazne. Ta solidarność jest najbardziej wyrazistą cechą rodu szybko budującego niewyobrażalne bogactwo. Rotszyldowie nie wahają się przy tym sięgać po nieczyste chwyty, na przykład manipulowanie kursem akcji lub szantaż finansowy. Za każdym razem jest to usprawiedliwiane nieprzyjazną postawą gojów (jeden z pruskich ministrów posuwa się nawet do wywołania antysemickich zamieszek). Trzeba przyznać, że film jest nieco stronniczy w stosunku do Rotszyldów, bardzo łatwo ich rozgrzeszając i pomijając na przykład konsekwencje giełdowych operacji dla zwykłych zjadaczy chleba.
Od strony politycznej Natan Rotszyld i jego bracia ukazani są za to jako wizjonerzy i innowatorzy, nie tylko zręcznymi ruchami kreujący przyszłość Europy, ale również obmyślający nowe sposoby zarządzania i przekazywania informacji. Współpracują przy tym z politykami najwyższego kalibru, takimi jak Wellington, Metternich, Talleyrand czy fikcyjny pruski minister Ledrantz. Tutaj ponownie wychodzi na jaw tendencyjność filmu - jako dobrzy i szlachetni ukazani są wyłącznie ci, którzy sprzymierzają się z tytułowymi bohaterami. Najsłabszym elementem Rodziny Rotszyldów jest wątek miłosny - romans pomiędzy córką Natana a brytyjskim arystokratą Fitzroyem. Ma to być przykład nękanego problemami związku mieszanego. Sam w sobie pomysł był dobry, ale młodzi zakochani nie są dostatecznie interesujący. To postacie mało istotne w obliczu dziejącej się obok nich wielkiej polityki.
Z aktorów na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim George Arliss, który oprócz zagrania dwóch ról - Mayera Rotszylda w pierwszej części filmu i jego dorosłego syna Natana w drugiej - był jednym z pomysłodawców i motorem napędowym produkcji. Oba wcielenia Arlissa są dopracowane, przyciągające uwagę i mocno od siebie odmienne. Jako Mayer jest klasycznym brodato-pejsatym spryciarzem, który dopiero buduje potęgę rodziny. Natan to już gruba ryba rozmawiająca jak równy z równymi z możnymi tego świata. Trudno nie docenić talentu Arlissa, który twórczo wykorzystał istniejące stereotypy, tworząc na ich bazie bohaterów z krwi i kości. Z postaci drugoplanowych in minus wyróżnia się Boris Karloff grający nienawidzącego Żydów hrabiego Ledrantza. Nadęty i pełen nienawiści Prusak miał być najwyraźniej karykaturą współczesnego niemieckiego polityka, wyszła z niego natomiast postać antypatyczna i płaska. Dobrze spisał się za to mistrz drugiego planu C. Aubrey Smith, który wcielił się w przychylnego Rotszyldom Wellingtona. Brytyjski dowódca i polityk w jego wykonaniu Smitha jest jednocześnie wytrawnym graczem i swojskim bratem-łatą.
Rodzina Rotszyldów to bardzo dobry film historyczny, który nie jest może przesadnie wierny faktom, ale w interesujący sposób przybliża problemy stojące przed społecznością żydowską. Wyraźnie filosemicki, skutecznie pozyskuje przychylność widza dla swoich błyskotliwych bohaterów. Czyni to zarówno poprzez kompleksowe przedstawienie ich sytuacji społecznej, jak również sprytne triki manipulujące emocjami. Czy to źle? Absolutnie nie, takie przecież jest kino. Choć nie wszystkie wątki są jednakowo dobre, zachowam z dzieła Alfreda Werkera bardzo dobre wspomnienia. W sam raz na 8 gwiazdek.
Film otwiera scena rozgrywająca się we Frankfurcie w połowie XVIII wieku. Rotszyldowie - głowa rodziny Mayer, jego żona i piątka synów - prowadzą w getcie coś w rodzaju domu kredytowego. Są nękani przez poborców podatków, którzy nakładają na Żydów znacznie wyższe stawki niż na Niemców, oraz przez niemieckich sąsiadów, którzy prześladują wyznawców obcej religii. Mayer obmyśla plan, który pozwoli zabezpieczyć przyszłość rodziny - wysyła synów do pięciu europejskich stolic, w których mają otworzyć filie międzynarodowego banku. Mija kilkadziesiąt lat. Stare imperia szykują się do ostatecznej rozprawy z Napoleonem. Aby sfinansować przygotowania do wojny muszą pozyskać pieniądze. Hojny kredyt ma do zaoferowania największy bank w Europie, kierowany przez Natana Rotszylda i jego braci. Konkurencja nie ma jednak zamiaru dopuścić do tak ważnego interesu żydowskiej firmy.
Najbardziej podoba mi się w Rodzinie Rotszyldów rozmach fabularny. Akcja rozgrywa się w kilku krajach i obejmuje wiele wątków. Chociaż większość scen to rozmowy, zarówno dialogi jak i aranżacja wizualna są urozmaicone i pomysłowe. Szczególnie udana jest długa scena ekspozycji, w której Rotszyldowie ukrywają dowody swego bogactwa przed poborcą podatkowym, a następnie zwodzą go, żeby zapłacić jak najmniej. Postawa rodziny, na pozór kojarząca się ze stereotypem chciwego Żyda, po przemyśleniu wzbudza podziw. Mayer i jego bliscy ukazani są bowiem jako zgrany kolektyw, który znakomicie współdziała, żeby bronić własnego interesu. A otoczenie jest im wyjątkowo mało przyjazne. Ta solidarność jest najbardziej wyrazistą cechą rodu szybko budującego niewyobrażalne bogactwo. Rotszyldowie nie wahają się przy tym sięgać po nieczyste chwyty, na przykład manipulowanie kursem akcji lub szantaż finansowy. Za każdym razem jest to usprawiedliwiane nieprzyjazną postawą gojów (jeden z pruskich ministrów posuwa się nawet do wywołania antysemickich zamieszek). Trzeba przyznać, że film jest nieco stronniczy w stosunku do Rotszyldów, bardzo łatwo ich rozgrzeszając i pomijając na przykład konsekwencje giełdowych operacji dla zwykłych zjadaczy chleba.
Od strony politycznej Natan Rotszyld i jego bracia ukazani są za to jako wizjonerzy i innowatorzy, nie tylko zręcznymi ruchami kreujący przyszłość Europy, ale również obmyślający nowe sposoby zarządzania i przekazywania informacji. Współpracują przy tym z politykami najwyższego kalibru, takimi jak Wellington, Metternich, Talleyrand czy fikcyjny pruski minister Ledrantz. Tutaj ponownie wychodzi na jaw tendencyjność filmu - jako dobrzy i szlachetni ukazani są wyłącznie ci, którzy sprzymierzają się z tytułowymi bohaterami. Najsłabszym elementem Rodziny Rotszyldów jest wątek miłosny - romans pomiędzy córką Natana a brytyjskim arystokratą Fitzroyem. Ma to być przykład nękanego problemami związku mieszanego. Sam w sobie pomysł był dobry, ale młodzi zakochani nie są dostatecznie interesujący. To postacie mało istotne w obliczu dziejącej się obok nich wielkiej polityki.
Z aktorów na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim George Arliss, który oprócz zagrania dwóch ról - Mayera Rotszylda w pierwszej części filmu i jego dorosłego syna Natana w drugiej - był jednym z pomysłodawców i motorem napędowym produkcji. Oba wcielenia Arlissa są dopracowane, przyciągające uwagę i mocno od siebie odmienne. Jako Mayer jest klasycznym brodato-pejsatym spryciarzem, który dopiero buduje potęgę rodziny. Natan to już gruba ryba rozmawiająca jak równy z równymi z możnymi tego świata. Trudno nie docenić talentu Arlissa, który twórczo wykorzystał istniejące stereotypy, tworząc na ich bazie bohaterów z krwi i kości. Z postaci drugoplanowych in minus wyróżnia się Boris Karloff grający nienawidzącego Żydów hrabiego Ledrantza. Nadęty i pełen nienawiści Prusak miał być najwyraźniej karykaturą współczesnego niemieckiego polityka, wyszła z niego natomiast postać antypatyczna i płaska. Dobrze spisał się za to mistrz drugiego planu C. Aubrey Smith, który wcielił się w przychylnego Rotszyldom Wellingtona. Brytyjski dowódca i polityk w jego wykonaniu Smitha jest jednocześnie wytrawnym graczem i swojskim bratem-łatą.
Rodzina Rotszyldów to bardzo dobry film historyczny, który nie jest może przesadnie wierny faktom, ale w interesujący sposób przybliża problemy stojące przed społecznością żydowską. Wyraźnie filosemicki, skutecznie pozyskuje przychylność widza dla swoich błyskotliwych bohaterów. Czyni to zarówno poprzez kompleksowe przedstawienie ich sytuacji społecznej, jak również sprytne triki manipulujące emocjami. Czy to źle? Absolutnie nie, takie przecież jest kino. Choć nie wszystkie wątki są jednakowo dobre, zachowam z dzieła Alfreda Werkera bardzo dobre wspomnienia. W sam raz na 8 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz