Film o potędze mediów.
Reżyseria: Frank Capra
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 4 min.
Występują: Douglas Fairbanks Jr., Jobyna Ralston, Mildred Harris, Philo McCullough
Brak polskiego tytułu filmu budzi zawsze moje obawy co do jego jakości. Jest to sytuacja bardzo rzadka i dlatego nie kojarzy mi się najlepiej. W przypadku The Power of the Press obawy te złagodziło nieco nazwisko reżysera. Frank Capra jest bardzo poważanym twórcą, chociaż w latach 20. dopiero zdobywał doświadczenie. Nie jestem zaskoczony obecnością w recenzowanym filmie pewnych niedociągnięć, końcowe wrażenie jest jednak pozytywne. Obraz jest próbą analizy roli prasy jako czwartej władzy.
Bohaterem filmu jest nieopierzony dziennikarz Clem Rogers, który bardzo pragnie rozstać gwiazdą reportażu. Chłopak dostaje swoją szansę, kiedy do redakcji dociera szokująca wieść o morderstwie prokuratora okręgowego. Wobec chwilowej nieobecności innych reporterów, na miejsce zbrodni zostaje wysłany Clem. Szybkie śledztwo pozwala zidentyfikować podejrzaną. Jest nią Jane Atwill, córka senatora, która w czasie zbrodni przebywała w jego domu. Pomimo pewnych wątpliwości, redaktor naczelny decyduje się opublikować sensacyjną wiadomość mogącą zaważyć na wynikach nadchodzących wyborów. Wkrótce jednak Clem zaczyna podejrzewać, że został zmanipulowany.
The Power of the Press całkiem odważnie podchodzi do problematyki oddziaływania mediów. Możliwość zniszczenia czyjejś reputacji poprzez publikację nieprawdziwych bądź zmanipulowanych informacji to temat aktualny, dzisiaj nawet bardziej niż w czasach produkcji filmu. Jego twórcy spojrzeli na problem z wielu punktów widzenia, które są w filmie reprezentowane z przez różne postacie. Poznajemy rozważnego redaktora naczelnego, głodnego sławy i pyszałkowatego Clema Rogersa, reportera-rutyniarza Billa Johnsona, usiłujących manipulować wydarzeniami gangsterów i polityków, a także (niemal) zwykłą kobietę wplątaną wbrew swej woli w wir wydarzeń. Film zdaje się popierać popularne motto, że rolą dziennikarza jest publikacja faktów niezależnie od konsekwencji, ale rozmaitość perspektyw bez wątpienia jest jego mocną stroną.
Spośród pozytywów The Power of the Press wymienię jeszcze dwa rodzynki kinematograficzne. Pierwszym jest otwierające film przedstawienie biura redakcji - zaśmieconego, przepełnionego rywalizującymi ze sobą, nerwowymi ludźmi, którzy w wolnym czasie płatają sobie bardziej lub mniej złośliwe figle. To otoczenie dalekie od ideału, robiące wrażenie raczej toksycznego i zapewne bliskie rzeczywistości. Drugi cymes to świetnie zmontowana sekwencja przedstawiająca proces przetwarzania informacji, począwszy od napisania artykułu, poprzez zredagowanie go, skład, wysłanie do drukarni, kolportaż i wreszcie odbiór komunikatu przez czytelników. Z jednej strony daje to wgląd w ówczesną technikę wydawania gazety, z drugiej jest dobrą metaforą na zastosowanie informacji jako narzędzia władzy. Właściwie trudno mi sobie wyobrazić lepszy przykład tej koncepcji.
Teraz o słabszych stronach filmu. Główne role zagrali Douglas Fairbanks Junior i Jobyna Ralston. Pierwszy obsadzony został chyba dzięki popularności ojca, druga była znana ze współpracy z Haroldem Lloydem. Nie napiszę, że są w swoich rolach źli. Są po prostu nijacy. Dzień po seansie prawdopodobnie nie rozpoznałbym żadnego z nich na zdjęciu. Nieco kolorytu dodają filmowi wyraziści aktorzy drugoplanowi, ale nie jest to do końca satysfakcjonujące. Drugie niedociągnięcie to wyzierająca w kilku punktach scenariusza naiwność. Gdy dotyczy postaci Clema, zupełnie bezkrytycznie traktującego swoich informatorów, jest jakoś uzasadniona scenariuszowo, ale mimo to razi. Natomiast finałowe wyjaśnienie zagadki, kiedy dziennikarz dociera do pewnej osoby wmieszanej w morderstwo, a ta ot tak decyduje się wyjawić mu wszystkie szczegóły i jeszcze potwierdzić je podpisem, przekracza moje osobiste granice zawieszenia niewiary. Scenariusz zdecydowanie skorzystałby na kilku mocnych poprawkach.
The Power of the Press jest ciekawym filmem poruszającym bardzo ważne kwestie. Został sprawnie zrealizowany, jest lekki w odbiorze i nie za długi. Warto go obejrzeć dla dwóch wspomnianych rodzynków kinematograficznych i ciekawych przemyśleń na temat roli mediów. Ze względu na te atuty można nawet przymknąć oko na niedoskonałości scenariusza i miałkość odtwórców głównych ról. W sam raz na 7 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Bohaterem filmu jest nieopierzony dziennikarz Clem Rogers, który bardzo pragnie rozstać gwiazdą reportażu. Chłopak dostaje swoją szansę, kiedy do redakcji dociera szokująca wieść o morderstwie prokuratora okręgowego. Wobec chwilowej nieobecności innych reporterów, na miejsce zbrodni zostaje wysłany Clem. Szybkie śledztwo pozwala zidentyfikować podejrzaną. Jest nią Jane Atwill, córka senatora, która w czasie zbrodni przebywała w jego domu. Pomimo pewnych wątpliwości, redaktor naczelny decyduje się opublikować sensacyjną wiadomość mogącą zaważyć na wynikach nadchodzących wyborów. Wkrótce jednak Clem zaczyna podejrzewać, że został zmanipulowany.
The Power of the Press całkiem odważnie podchodzi do problematyki oddziaływania mediów. Możliwość zniszczenia czyjejś reputacji poprzez publikację nieprawdziwych bądź zmanipulowanych informacji to temat aktualny, dzisiaj nawet bardziej niż w czasach produkcji filmu. Jego twórcy spojrzeli na problem z wielu punktów widzenia, które są w filmie reprezentowane z przez różne postacie. Poznajemy rozważnego redaktora naczelnego, głodnego sławy i pyszałkowatego Clema Rogersa, reportera-rutyniarza Billa Johnsona, usiłujących manipulować wydarzeniami gangsterów i polityków, a także (niemal) zwykłą kobietę wplątaną wbrew swej woli w wir wydarzeń. Film zdaje się popierać popularne motto, że rolą dziennikarza jest publikacja faktów niezależnie od konsekwencji, ale rozmaitość perspektyw bez wątpienia jest jego mocną stroną.
Spośród pozytywów The Power of the Press wymienię jeszcze dwa rodzynki kinematograficzne. Pierwszym jest otwierające film przedstawienie biura redakcji - zaśmieconego, przepełnionego rywalizującymi ze sobą, nerwowymi ludźmi, którzy w wolnym czasie płatają sobie bardziej lub mniej złośliwe figle. To otoczenie dalekie od ideału, robiące wrażenie raczej toksycznego i zapewne bliskie rzeczywistości. Drugi cymes to świetnie zmontowana sekwencja przedstawiająca proces przetwarzania informacji, począwszy od napisania artykułu, poprzez zredagowanie go, skład, wysłanie do drukarni, kolportaż i wreszcie odbiór komunikatu przez czytelników. Z jednej strony daje to wgląd w ówczesną technikę wydawania gazety, z drugiej jest dobrą metaforą na zastosowanie informacji jako narzędzia władzy. Właściwie trudno mi sobie wyobrazić lepszy przykład tej koncepcji.
Teraz o słabszych stronach filmu. Główne role zagrali Douglas Fairbanks Junior i Jobyna Ralston. Pierwszy obsadzony został chyba dzięki popularności ojca, druga była znana ze współpracy z Haroldem Lloydem. Nie napiszę, że są w swoich rolach źli. Są po prostu nijacy. Dzień po seansie prawdopodobnie nie rozpoznałbym żadnego z nich na zdjęciu. Nieco kolorytu dodają filmowi wyraziści aktorzy drugoplanowi, ale nie jest to do końca satysfakcjonujące. Drugie niedociągnięcie to wyzierająca w kilku punktach scenariusza naiwność. Gdy dotyczy postaci Clema, zupełnie bezkrytycznie traktującego swoich informatorów, jest jakoś uzasadniona scenariuszowo, ale mimo to razi. Natomiast finałowe wyjaśnienie zagadki, kiedy dziennikarz dociera do pewnej osoby wmieszanej w morderstwo, a ta ot tak decyduje się wyjawić mu wszystkie szczegóły i jeszcze potwierdzić je podpisem, przekracza moje osobiste granice zawieszenia niewiary. Scenariusz zdecydowanie skorzystałby na kilku mocnych poprawkach.
The Power of the Press jest ciekawym filmem poruszającym bardzo ważne kwestie. Został sprawnie zrealizowany, jest lekki w odbiorze i nie za długi. Warto go obejrzeć dla dwóch wspomnianych rodzynków kinematograficznych i ciekawych przemyśleń na temat roli mediów. Ze względu na te atuty można nawet przymknąć oko na niedoskonałości scenariusza i miałkość odtwórców głównych ról. W sam raz na 7 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz