Film o człowieku, któremu nie było do śmiechu
Reżyseria: Paul Leni
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 51 min.
Występują: Conrad Veidt, Mary Philbin, Brandon Hurst, Olga Bakłanowa, Cesare Gravina
Niemiecki ekspresjonizm wydawał swoje ostatnie tchnienie w USA. Migracja niemieckich twórców do Hollywood pod koniec lat dwudziestych miała charakter niemal masowy. Choć większość z nich w niedługim czasie powróciła do Niemiec, pozostawili po sobie znaczący dorobek. Na przykład w tym okresie powstał Człowiek, który się śmieje, film wyreżyserowany przez Paula Leniego, twórcę między innymi Gabinetu figur woskowych. Główną rolę zagrał w nim inny niemiecki weteran Conrad Veidt, znany z występu w Gabinecie doktora Caligari. Film obficie korzysta z ekspresjonistycznego dorobku, zapożyczając z niego styl gry aktorskiej, fantazyjną scenografię i mocno abstrakcyjną fabułę. Z kolei główną spuścizną samego Człowieka, który się śmieje jest postać Gwynplaine'a, cyrkowca z przytwierdzonym do twarzy wyszczerzonym uśmiechem - inspiracja dla postaci słynnego komiksowego złoczyńcy Jokera.
Film powstał na motywach jednej z mniej znanych powieści Victora Hugo. Akcja dzieje się w Anglii na przełomie XVII i XVIII wieku. Gwynplaine, małoletni syn zbuntowanego arystokraty, po egzekucji ojca zostaje na rozkaz króla Jakuba II oszpecony i wygnany. Błąkając się po wybrzeżu, ratuje życie niewidomemu niemowlęciu, którego matka zmarła podczas śnieżycy. Dwójka dzieci zostaje przygarnięta przez pustelnika-filozofa Ursusa. Kilkanaście lat później Ursus, Gwynplaine i niewidoma Dea wędrują po kraju, zarabiając na życie jarmarcznymi występami ku uciesze gawiedzi. Główną atrakcją ich przedstawienia jest Gwynplaine, budzący zachwyty tłumu swą oszpeconą upiornym uśmiechem twarzą. Podczas jednego z występów klaun wpada w oko wyuzdanej księżnej Josianie, która postanawia zaciągnąć go do swej alkowy. Wskutek intryg królewskiego błazna Barkilfedra wychodzi na jaw, że rozpustna księżna zarządza obecnie włościami należącymi niegdyś do ojca Gwynplaine'a. Królowa Anna, córka zmarłego Jakuba II, usiłuje doprowadzić do małżeństwa nielubianej przez siebie Josiany z oszpeconym dziedzicem. Tymczasem sam Gwynplaine pragnie tylko, by ktoś pokochał go pomimo jego szpetoty. A już najlepiej, żeby była to jego niewidoma przybrana siostra.
Fabuła Człowieka, który się śmieje pozostawia dużo do życzenia. Na pierwszy rzut oka wydaje się ogromnie skomplikowana, a wrażenie to wzmacnia dość powolna narracja. Razi charakterystyczny dla ekspresjonizmu brak subtelności, którego nie rekompensuje niestety żaden oryginalny pomysł. Intryga nie jest interesująca, a główny bohater przez większość czasu pełni w niej rolę przedmiotową. Jest źródłem niewybrednej rozrywki dla tłumu, zabawką dla zblazowanej arystokratki, narzędziem zemsty królowej. Mało w tym jego samego. Są oczywiście sceny rozwijające postać Gwynplaine'a, ale nie napiszę o nich wiele dobrego. Uśmiechnięty człowiek to bohater do przesady melodramatyczny w swej rozterce miłosnej. Boi się, że Dea nie pokochałaby go, gdyby znała jego wygląd. W obliczu jej trwałej ślepoty jest to dylemat fałszywy. Ich relacja wydaje mi się natomiast problematyczna z innego powodu - mimo braku pokrewieństwa ta dziewczyna jest de facto jego siostrą. Czy twórcy naprawdę oczekują od widza, że będzie kibicował związkowi zahaczającemu o kazirodztwo? Cóż, żadna z filmowych postaci nie widzi w tym problemu.
Co z innymi postaciami? Dea jest bohaterką płaską i nieciekawą, ograniczającą się głównie do afektowanego płaczu i omdleń. Znacznie oryginalniejsza jest księżna Josiana, bardzo odważna kreacja rosyjskiej aktorki Olgi Bakłanowej. Nie tylko oglądamy ją głównie w częściowym lub zupełnym negliżu (w tym bardzo ładnie sfilmowana scena podglądania jej w kąpieli przez dziurkę od klucza), ale nie ma żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z nimfomanką. Księżna daje się na jarmarku obmacywać podpitym mieszczanom, otwarcie prowokuje swoich dworzan i ledwie może usiedzieć w miejscu na widok nowej nietypowej zabaweczki - wyszczerzonego klauna. Obecność takiej bohaterki w produkcji hollywoodzkiej to ani chybi znak nowych czasów. To zdecydowanie najciekawsza bohaterka, choć jej temperament wydaje mi się trochę przesadzony. Z postaci drugoplanowych trzeba jeszcze wspomnieć o Barkilfedrze, nikczemnym błaźnie snującym na dworach Jakuba i Anny diaboliczne intrygi. Jest to osobowość tak paskudna, złośliwa i odrażająca, że kojarzy się z operetką.
Mimo słabej fabuły film ma swoje plusy. Chociaż mam masę problemów z postacią Gwynplaine'a, nie sposób nie docenić aktorstwa Veidta, który przy użyciu wzroku i gestów kreuje postać tragiczną, dręczoną głębokim wstydem z powodu swego wyglądu. Bardzo dobra jest nieco fantazyjna scenografia imitująca realia Anglii Stuartów. Bardziej bajkowa niż realistyczna, nadaje filmowi specyficzną atmosferę. Wspomagają ją dobre zdjęcia. Na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza obszerna sekwencja wprowadzająca widza na miejski jarmark. Składa się z dynamicznie zmontowanych ujęć cyrkowych afiszy, występujących artystów, bawiącej się widowni, straganów z jedzeniem i rekwizytami oraz innych atrakcji. Bardzo przyjemna dla oka i wartościowa artystycznie. Film zawiera także ścieżkę dźwiękową z muzyką oraz rozmaitymi efektami. Od czasu premiery Śpiewaka jazzbandu było to coraz częstsze zjawisko, zwiastujące niedługie przejście do filmu dźwiękowego.
Człowiek, który się śmieje nie przypadł mi do gustu jako opowieść. Zbytnia przesada w środkach wyrazu, uprzedmiotowienie głównego bohatera, pretensjonalne dylematy - zdecydowanie można było bardziej dopracować scenariusz. Dziwią silne akcenty antybrytyjskie, wywodzące się zapewne z powieści Hugo i przemycane w bardzo wielu scenach. Film dobrze prezentuje się od strony realizacyjnej, w pamięć zapada też rola Veidta. Jego upiorny uśmiech kilkanaście lat później pojawi się u innej nowo stworzonej ikony popkultury. Mimo niewątpliwych zasług nie mogę ocenić filmu Leniego wyżej niż na 6 gwiazdek. Tylko dla koneserów.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz