wtorek, 4 czerwca 2019

Statek komediantów/Show Boat (1936)

Film o ambicjach i przeszkodach

Reżyseria: James Whale
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 53 min.

Występują: Irene Dunne, Allan Jones, Charles Winninger, Paul Robeson, Helen Morgan, Helen Westley, Queenie Smith, Sammy White, Donald Cook, Hattie McDaniel

Większość hollywoodzkich musicali stanowiły opowieści lekkie, błahe, będące dostarczycielami niezobowiązującej rozrywki lub, w najlepszym wypadku, ciętej satyry. Poważniejsze tematy pojawiały się w nich rzadziej. Kiedy jednak już to następowało, efekty były nader interesujące (tak było na przykład w Cesarzu Jonesie). Statek komediantów mimo swego tytułu jest próbą stworzenia musicalu zaangażowanego. Przeniesiony na ekran prosto ze scen Broadwayu, gdzie cieszył się dużą popularnością, opowiada o życiowych perypetiach artystów występujących na łajbie żeglującej po Missisipi. Reżyser James Whale, do tej pory znany raczej z filmów grozy, postawił na wierność teatralnemu pierwowzorowi i zaangażował nawet kilkoro aktorów występujących w wersji broadwayowskiej. Ambicje reżysera, pragnącego wykazać się w nowym dla siebie gatunku, były duże. Główną przeszkodą na jego drodze stały się przyjęte w Fabryce Snów konwencje fabularne, które utrudniały rozwinięcie skrzydeł.

Bohaterami filmu są członkowie trupy artystycznej występującej na pokładzie statku o wdzięcznej nazwie Kwiat Bawełny. Główna gwiazda - Mulatka Julie - dzięki jasnej skórze skrywa swe pochodzenie. Jedynym powiernikiem niebezpiecznego na rasistowskim Południu sekretu jest jej biały mąż. Joe i Queenie, potomkowie wyzwolonych niewolników, próbują wiązać koniec z końcem jako okrętowa obsługa, choć talentem nie ustępują bardziej prominentnym artystom. Właściciele statku - serdeczny kapitan Hawks i jego gderliwa żona - doglądają swojej córki, rozkwitającej właśnie Magnolii. Niepomna rad rodziców dziewczyna pragnie pójść w ślady Julii i zostać gwiazdą pokładowej estrady. Scena staje przed nią otworem, kiedy kłopotliwy sekret Mulatki wychodzi na jaw, a na statku pojawia się potencjalny partner - Ravenal, czarujący śpiewak i potajemny hazardzista.

Mimo swej widowiskowości Statek komediantów jest prozaiczną opowieścią o losach kilku nękanych codziennymi problemami związków. Artyści przeżywają zwroty i upadki. Ciężko pracują, by wejść na szczyt i spadają z niego. Rozstają się i schodzą ponownie. Film porusza wiele poważnych wątków społecznych, znalazło się także miejsce na odrobinę humoru. Zdecydowanie najciekawszy epizod wiąże się z kwestią rasową. Idiotyczne przepisy stanu Missisipi zakazują (czy raczej zakazywały) zawierania międzyrasowych małżeństw. Kiedy mieszane pochodzenie Julii wychodzi na jaw, ona i jej biały mąż uciekają się do sprytnego (chociaż wybitnie filmowego) fortelu, który pozwala im wybrnąć z sytuacji. Chociaż pozostali członkowie trupy stają po ich stronie w zatargu ze wścibskim szeryfem, ich reakcja po pozbyciu się natręta jest zaskakująco przykra. Koleżeńska solidarność zajmuje w systemie wartości artystów tylko nieznacznie wyższe miejsce nad brzydkimi uprzedzeniami.

Muzyki jest w Statku komediantów bardzo dużo. Akcja przeplatana jest licznymi piosenkami, głównie w postaci występów na pokładowej scenie, chociaż pojawia się także kilka sekwencji, w których bohaterowie "tak po prostu" zaczynają śpiewać. Najlepszy utwór znów dotyczy spraw rasowych. Śpiewany przez Paula Robesona i Hattie McDaniel przybliża los czarnoskórych robotników, nawiązując również do czasów statków niewolniczych i pracy na plantacjach. Paul Robeson i Hattie McDaniel są w ogóle moją ulubioną parą w tym filmie. On - obdarzony pięknym głosem i charyzmą, ona - dziarska i zabawna w swojej szorstkości.

Najsłabszym elementem Statku jest niestety wątek marzącej o niebieskich migdałach Magnolii i jej rozrzutnego partnera. Irene Dunne oraz Allan Jones nie budzą jakiegoś szczególnego zachwytu swoim aktorstwem. Poza tym powiedzmy sobie szczerze, historie innych bohaterów są po prostu ciekawsze. Whale postawił na złego konia, i to kosztem skrócenia niektórych linii fabularnych (Robeson i McDaniel nie otrzymali nawet swojego zakończenia). Zazwyczaj zarzuca się Hollywood nadmierne eksponowanie "progresywnych" tematów, tymczasem w przypadku Statku komediantów miała miejsce sytuacja odwrotna.

Moje ogólne wrażenia z seansu są mieszane. Pomimo znacznego wysiłku włożonego w realizację i kilku dobrych elementów, pod koniec filmu odczuwałem znużenie. Nie samą widowiskowością człowiek żyje, zwłaszcza że w wyróżnionych przeze mnie scenach Whale pokazał, że potrafi wykorzystać musicalowe instrumentarium do przekazania czegoś ważnego. Priorytety były jednak inne. Przy całym szacunku dla reżysera, wystawiam Statkowi 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz