piątek, 21 czerwca 2019

Zbrodnia pana Lange/Le Crime de Monsieur Lange (1936)

Film o zaletach kolektywizmu

Reżyseria: Jean Renoir
Kraj: Francja
Czas trwania: 1 h 16 min.

Występują: Rene Lefevre, Florelle, Jules Berry, Marce Levesque

W połowie lat 30. Jean Renoir, podobnie jak wielu innych francuskich artystów, związał się z Frontem Ludowym - silnie lewicowym ruchem politycznym. Tak jak jego kolegów, pociągał go ideał równości społecznej. Pociągał tak mocno, że Renoir rozpoczął praktykowanie sztuki zaangażowanej. Wątki wspierające internacjonalistyczne interesy robotników były obecne już w jego poprzednim filmie, Tonim. Zbrodnią pana Lange reżyser odsłonił całkowicie karty, tworząc prokomunistyczną agitkę. Jak przystało na dzieło wizjonera, film posiada wysokie walory artystyczne. Niepozbawiony jest także ciętego humoru. Mimo wszystko komunistyczny wydźwięk jest wręcz nachalny. Zaangażowanie polityczne wpłynęło na dalsze losy Renoira. Już do końca okresu międzywojennego współpracował z francuskimi komunistami przy produkcji kolejnych dzieł zaangażowanych, natomiast później w obawie przed aresztowaniem przez nazistów zmuszony był wyemigrować do USA.

Tytułową zbrodnię pana Lange poznajemy dopiero na końcu filmu. W jego trakcie śledzimy natomiast perypetie tytułowego bohatera i jego znajomych pracujących w paryskim wydawnictwie. Lange jest tam zatrudniony jako autor satyrycznych historyjek rozgrywających się na Dzikim Zachodzie. Czarnym charakterem filmu jest Paul Batala - właściciel wydawnictwa, szubrawiec, drań i bezwzględny kapitalista wyzyskujący swoich podwładnych. Kiedy do pracowników dochodzi wieść, że Batala zginął w katastrofie kolejowej, postanawiają kolektywnie przejąć kontrolę nad interesem. Pod przewodnictwem Lange'a i jego dziewczyny Valentine powstaje Spółdzielnia - twór optymizmu i obraz świetlanej przyszłości klasy robotniczej.

Jak to zazwyczaj bywa w filmach propagandowych, najzabawniejszą częścią Zbrodni pana Lange jest satyra na ideologicznych przeciwników, czyli w tym wypadku - na krwiożerczy kapitalizm uosobiony przez Batalę. Brawurowo zagrany przez Julesa Berry'ego biznesmen to prawdziwy sukinsyn. Nie dość, że w złej wierze namawia Lange'a do podpisania niekorzystnego dlań kontraktu, to bez skrupułów wykorzystuje swoje wpływy, nawiązując seksualne relacje z licznymi pracownicami. Nastawienie tego paskudnego osobnika do świata dobrze podsumowuje rozmowa, jaką odbywa w pociągu ze współpasażerem-księdzem tuż przed felerną katastrofą. Renoir zdaje się sugerować, że walka z takimi ludźmi czystymi metodami jest pozbawiona sensu. Antytezą bezwzględnego imperium Batali jest założona po jego zniknięciu spółdzielnia - prawdziwa socjalistyczna idylla. Wszyscy się wspierają, decyzje podejmowane są kolektywnie i wydawnictwo natychmiast zaczyna odnosić gigantyczne sukcesy. Jest to obraz tak cukierkowy, że momentami robi się niedobrze od prokomunistycznego entuzjazmu. Wedle wyraziście wyartykułowanego przesłania kolektywna inicjatywa jest, mimo przejściowych trudności, najlepszą droga do sukcesu. Pomarzyć, dobra rzecz, panie Renoir.

Artystycznie Zbrodnia pana Lange prezentuje wysoki poziom. Ciekawa jest w szczególności praca kamery, z pomysłowym wykorzystaniem ruchu do oddania rozchwianych emocji postaci. Interesującym rozwiązaniem okazało się także wykorzystanie westernowej serii Lange'a jako zakamuflowanego komentarza do głównej osi fabuły. Nie śledziłem jej zbyt uważnie, ale można z niego wyłapać rozmaite smaczki. Ze spostrzeżeń natury obyczajowej, nie sposób nie zauważyć swobodnego podejścia Francuzów do seksu. Kobiece bohaterki prowadzą jawne romanse, które są komentowane (bez zbędnej pruderii) przez ich znajomych. Nie ma w tym cienia moralizatorstwa. Seks jest naturalną częścią życia bohaterów filmu - gigantyczna odmiana w porównaniu z aluzyjnym i ugrzecznionym kinem amerykańskim.

Zbrodnia pana Lange uważana jest za jedno ze sztandarowych dzieł Jeana Renoira. Muszę przyznać, że jestem daleki od zachwytów nad tym filmem. Doceniam trafną ironię postaci pana Batali oraz ciekawe eksperymenty narracyjne. Na to wszystko nakłada się jednak niesmak związany z ideologicznymi klapkami na oczach reżysera. Jego entuzjazm jest tak wielki, że posuwa się nawet do usprawiedliwienia tytułowej zbrodni w imię wyższych pobudek. Wizja świata w marksistowskiej czerni i bieli niezbyt mnie podnieca, szczególnie u reżysera francuskiego, który w przeciwieństwie do takiego na przykład Eisensteina dokonał ideologicznego wyboru z własnej i nieprzymuszonej woli. Mimo pewnych zalet, wystawiam Zbrodni tylko 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz