poniedziałek, 24 czerwca 2019

Święty Tukaram/Sant Tukaram (1936)

Film o stoiku i nierobie

Reżyseria: Vishupant Govind Damle i Sheikh Fattelal
Kraj: Indie
Czas trwania: 2 h 7 min.

Występują: Vishupant Pagnis, Awali, Sri Bhagwat

Chociaż indyjskie kino rozwijało się prężnie już w latach 20. (czego dowodem chociażby epicki film A Throw of Dice), europejska publika zainteresowała się nim szerzej dopiero po sukcesie Świętego Tukarama. Film ten zawędrował w jakiś sposób na Festiwal Filmowy w Wenecji, gdzie zrobił furorę z uwagi na profesjonalizm wykonania i odmienność. Opowiedziana w nim historia czerpie szerokimi garściami z indyjskiej mitologii i kultury. Z tego powodu zdecydowanie nie mogłaby się rozgrywać w jakimkolwiek innym kraju. Mamy bowiem do czynienia z hagiograficznym żywotem autentycznego hinduskiego świętego. W dodatku pierwowzór protagonisty był poetą i muzykiem, skutkiem czego ważny element dzieła stanowią śpiewane przez Tukarama utwory o charakterze moralizatorskim. Końcowy produkt to film dziwny, nie do końca zrozumiały dla kogoś niezaznajomionego z hinduistyczna moralnością, a jednocześnie okno pozwalające zajrzeć do dziwnego świata hinduskich świętych i bóstw.

Obraz opowiada o życiu Tukarama, indyjskiego rolnika, który większość czasu spędza na religijnych rozmyślaniach, śpiewaniu pieśni i niesieniu bliźnim dobrej nowiny. Poznajemy także jego praktyczną, antyreligijną żonę Jijaj, dwójkę dzieci oraz wroga - miejskiego bramina Salomalo, który z niechęcią spogląda na ludowego mędrca odbierającego autorytet jego kaście. Film przedstawia kolejne utarczki Tukarama z Salomalo, ukazuje praktyczne konsekwencje wypływające z jego nauk, a także przybliża kilka cudów dowodzących przychylności wedyjskich bóstw wobec swego wybrańca.

Tukaram jest bardzo dziwnym świętym. Zawsze pogodny, pozbawiony silnych emocji, głównie medytuje, podśpiewuje lub biernie przygląda się wypadkom z niezmienną, nieco głupkowatą miną. Reprezentuje on typ ascety, który jest oddalony od ziemskich problemów, pokornie przyjmując wyroki bogów i zachowując spokój ducha. Film pokazuje praktyczne konsekwencje takiej postawy dla jego rodziny. Tukaram nieustannie wplątuje swoich bliskich w kłopoty. Nie okazuje współczucia choremu synowi, licząc na jego cudowne uzdrowienie. Zatrudniony do pilnowania krów, pogrąża się w medytacjach i dopuszcza, aby weszły w szkodę. Fałszywie oskarżony o plagiat, karnie wrzuca rękopisy swoich pieśni do rzeki. Ponieważ jednak cieszy się przychylnością boga Pandurana, nigdy nie ponosi konsekwencji swej beztroski. Bóstwo za pomocą cudów uzdrawia chorego syna, mnoży plony z pola stratowanego przez krowy i zwraca rękopisy. Wszystko przy pełnym godności spokoju Tukarama. Tylko dzięki boskiej interwencji święty okazuje się pogodnym dziwakiem, a nie bezmyślnym sprawcą nieszczęść swoich bliskich. Taki bieg wypadków mocno spłyca wymowę jego historii. Cóż to za bohater, który nie musi ponosić konsekwencji własnych wyborów? Wyborów, które w każdym przypadku preferują bierność ponad działanie i akceptację wyroków losu, miast sprzeciwu. W kulturze europejskiej trudno sobie w ogóle wyobrazić, żeby taka osoba mogła pełnić w fabule rolę protagonisty.

Rodzina świętego stanowi jego łącznik ze światem doczesnym. Popędliwa żona (kapitalna rola amatorskiej aktorki Awali) otwarcie pogardza bóstwami męża i krytykuje jego postawę. Jednocześnie, jak na porządną hinduskę przystało, wiernie służy Tukaramowi, na przykład przynosząc mu obiad na szczyt wzgórza, na którym postanowił pomedytować. Przyziemność i cierpkość Jijaj stanowią celny kontrapunkt dla górnolotności jej męża, a także źródło wielu zabawnych sytuacji. Jeżeli chodzi o dzieci Tukarama, nie poświęca im on należytej uwagi, ale i tak darzą go nabożną czcią, chociażby podejmując wraz z nim mistyczne głodówki. Ważną postacią jest Salomalo, śmiertelny wróg Tukarama, który nieustannie wymyśla kolejne fortele mające skompromitować swego konkurenta do rządu dusz. Każdy kolejny plan pali na panewce dzięki nadprzyrodzonej interwencji. W rezultacie ekspresyjny bramin zaczyna przypominać kojota bezskutecznie ścigającego Strusia Pędziwiatra - równie komiczny i absurdalny w swej bezradności.

Święty Tukaram jest filmem o niedostosowanym społecznie dziwaku, któremu zdarzyło się mieć rację. Ponoć fizyczne podobieństwo aktora Vishnupata Pagnisa do prawdziwego Tukarama i jego odrealniony styl gry sprawił, że został na stałe skojarzony ze swym bohaterem. Mimo niewątpliwych cnót w postaci stoickiego spokoju i dystansu do świata, Tukaram nie wzbudził mej sympatii. Nie podobały mi się jego śpiewy, poezja w tłumaczeniu na angielski zdała się pretensjonalna, a dziwaczne ideały prowadzące do całkowitego zignorowania doczesności - co najmniej wątpliwe. Jakiż on irytujący, z tym uśmieszkiem spod sumiastych wąsów, którym kwituje wszystko, co go spotyka. Znacznie ciekawszą postacią jest jego twarda żona skazana na życie u boku dziwaka. Kiedy ona piecze placki na obiad, Tukaram wsiada do niebiańskiego powozu umieszczonego na plecach gigantycznego orła. Ja tam wolę zostać na placki. Wystawiam 6 gwiazdek. Do obejrzenia raczej jako ciekawostka.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz