czwartek, 21 lutego 2019

Cesarz Jones/The Emperor Jones (1933)

Film o łapczywości pewnego psychopaty

Reżyseria: Dudley Murphy
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 15 min.

Występują: Paul Robeson, Dudley Digges, Frank H. Wilson, Fredi Washington, Ruby Elzy

Przewinęło się już przez Chronofilmotekę trochę filmów, które trudno wrzucić do jakiejś szufladki. Zrealizowane poza systemem produkcyjnym, tworzone przez pasjonatów, wyłamujące się z przyjętych konwencji. Równie często inspirujące i innowacyjne co pretensjonalne i nużące. Cesarz Jones zalicza się do tej jaśniejszej strony. Stworzony na podstawie sztuki noblisty Eugene'a O'Neilla, wyreżyserowany przez eksperymentatora Dudleya Murphy'ego film jest szaloną, utrzymaną w szekspirowskim duchu opowieścią o karierze i upadku Brutusa Jonesa, który rozpoczyna swoją drogę jako ambitny pucybut, dochodząc aż do tytułu cesarza. Cesarz jest niezwykły nie tylko ze względu na niekonwencjonalny charakter opowieści, ale również naruszenie pewnego tabu. W głównych rolach występują czarnoskórzy aktorzy, a fabuła wykorzystuje elementy kultury afroamerykańskiej i karaibskiej - rzecz niezwykle rzadka w klasycznym kinie amerykańskim.

Skomplikowana historia Brutusa Jonesa rozpoczyna się, kiedy zostaje on przyjęty do pracy jako pociągowy pucybut. Zaradny i sprytny, szybko poznaje dodatkowe źródła czerpania dochodu. Wkrótce staje się stałym bywalcem przybytków hazardu i koneserem łatwych kobiet. W końcu wskutek krwawo zakończonego zatargu z przyjacielem Jones trafia za kraty i zostaje skazany na ciężkie roboty. Po ucieczce z obozu pracy zaciąga się na okręt jako palacz. Ostatecznie dociera na karaibską wyspę rządzoną przez czarnoskórego dyktatora w cylindrze. Dzięki sprytnemu planowi uknutemu wspólnie z białym handlarzem Smithersem Jones przejmuje władzę i mianuje się cesarzem wysepki. Głównym celem jego rządów staje się czerpanie osobistych korzyści.

Cesarz Jones jest dramatem o sile ludzkiej chciwości i żądzy władzy. Momentami ogląda się go jak czarną komedię. Główny bohater to pozbawiony jakichkolwiek zasad spryciarz, który jest bardzo skuteczny w walce o swoje, a jednocześnie zbyt chciwy i impulsywny, by zatrzymać to, co już zdobył. Jest klasycznym self-made manem o lekkim zabarwieniu psychopatycznym, co prowadzi go do wielokrotnych upadków i ponownych wzlotów. W rezultacie spoglądałem na perypetie Jonesa w mieszaniną podziwu i niesmaku. Z jednej strony mamy na przykład kapitalną ucieczkę z obozu pracy, podczas której trzeźwo myślący Brutus kryje się w wywrotce i  pozwala przysypać toną kamieni. Z drugiej gość traktuje swoje kochanki absolutnie przedmiotowo, a to, co wyprawia jako władca, przypomina wyczyny afrykańskich dyktatorów. Najważniejszym elementem filmu jest kilkunastominutowy monolog Jonesa podczas opętańczej ucieczki przez dżunglę, obrazujący jego powolne osuwanie się w otchłań szaleństwa. Przyznam, że akurat ta scena przypadła mi do gustu najmniej, jako nadmiernie wydłużona i częściowo (z powodu silnego karaibskiego akcentu bohatera) niezrozumiała. Chociaż upiorny akompaniament odległych bębnów to pomysł trafiony.

Główną rolę w filmie zagrał Paul Robeson, czarnoskóry śpiewak mierzący dwa metry wzrostu i zbudowany jak gladiator. Dudley Murphy nie zawahał się wykorzystać wszystkich jego atutów. Robeson śpiewa pięknym barytonem do czarnych melodii. W wielu scenach wyeksponowano jego muskularną klatę. Trzeba przyznać, że z rolą poradził sobie Robeson bardzo dobrze. Stworzył w pełni przekonujący portret krwawego tyrana nie znającego strachu, ale i pozbawionego dalekosiężnej wyobraźni. Ciekawym elementem kreacji jest używany przez niego język - momentami trudny do zrozumienia murzyński slang, będący wczesną wersją gadki dzisiejszych czarnych gangsterów. Z bohaterów drugoplanowych wspomnę o jednej ciekawej osobistości. W drugiej części filmu giermkiem Jonesa zostaje grany przez Dudleya Diggesa Smithers - jedyna znacząca biała postać w filmie. Smithers jest bezwzględnym i chciwym kupcem o malarycznej aparycji. Można go nazwać złym bratem bliźniakiem głównego bohatera.

Cesarz Jones to interesujący eksperyment filmowy. Ładnie nakręcony, profesjonalnie zagrany, z dobrą muzyką, porusza tematy nieobecne w głównym nurcie Hollywood. Wśród minusów muszę wskazać nieco męczącą scenę finałową oraz rażący absurd, jakim jest wyjaśnienie, w jaki sposób Jones przeżył pewną salwę z pistoletu. Już lepiej było pozostawić tę kwestię metafizyce, niż wyjaśniać ją w tak niedorzeczny sposób, w jaki zrobili to twórcy. Mimo tych zastrzeżeń całkiem dobrze mi się Cesarza oglądało. Wystawiam 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz