wtorek, 26 lutego 2019

Baby Face (1933)

Film o kobiecie z wolą mocy

Reżyseria: Alfred E. Green
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 15 min.

Występują: Barbara Stanwyck, George Brent, Donald Cook, Alphonse Ethier, Henry Kolker, Theresa Harris

Jeżeli kogoś interesuje, na czym polegała różnica pomiędzy Hollywood przed wprowadzeniem cenzury prewencyjnej w postaci Kodeksu Haysa, a sytuacją po tym wydarzeniu, powinien obejrzeć Baby Face. Ten film zawiera w pigułce wszystko, co świętoszkowaci cenzorzy uważali w kinie za niemoralne i gorszące. Grana przez Barbarę Stanwyck bohaterka prowadzi rozwiązłe życie erotyczne, podstępnie manipulując mężczyznami, żeby się "jakoś w życiu ustawić". Chociaż nie ma w nim ani grama golizny, film jest nad wyraz odważny w eksponowaniu tej tematyki i nie próbuje owijać niczego w bawełnę. Jednocześnie narusza rozmaite tabu związane ze społeczną rolą kobiety i "publiczną moralnością". Nic dziwnego że przed premierą został okrojony z najbardziej bulwersujących niuansów. Na szczęście pełna wersja Baby Face została odnaleziona w roku 2004 w jednym z państwowych archiwów. Dzięki temu miałem okazję obejrzeć w pełnej krasie "jeden z dziesięciu najważniejszych filmów", które spowodowały wprowadzenie Kodeksu Haysa.

Bohaterką Baby Face jest Lily Powers. Poznajemy ją jako młodą dziewczynę pomagającą ojcu w prowadzeniu meliny w jakiejś małej mieścinie. Tatuś, ordynarny prostak, dorabia sobie, sprzedając jej wdzięki klientom lokalu. Lily ma coraz bardziej dość odrażającego życia bez perspektyw. W końcu, za radą jednego z klientów, który zaznajamia ją z filozofią Nietzschego, bohaterka postanawia przejąć kontrolę nad własnym losem. Wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie znajduje pracę w banku. A właściwie kupuje ją sobie, płacąc jedyną walutą, jaką dysponuje. Choć zaczyna od najniższego stanowiska, Lily stopniowo uwodzi kolejnych kierowników i dygnitarzy, pnąc się w bankowej hierarchii. Nadchodzi jednak chwila, kiedy będzie zmuszona się przekonać, że łatwe życie ma swoją cenę.

Powyższa fabuła wymaga kilku słów komentarza. Wbrew pozorom główna bohaterka filmu jest bardzo inteligentną osobą, co wielokrotnie udowadnia. Jej styl życia wynika z koszmarnego dzieciństwa i potrzeby uporządkowania samej siebie. A Wola mocy okazuje się na to dobrym lekarstwem. Opowieść o młodej dziewczynie żyjącej według ideałów Nietzschego to pomysł nadzwyczaj oryginalny, a reżyser Alfred Green skorzystał z okazji, żeby zgłębić wiele aspektów tej filozofii. Początkowo mamy więc bohaterkę z wolna wydostającą się z życiowego bagna. Później następuje faza euforii i bezlitosnego korzystania ze swoich nowo odkrytych atutów. I w końcu moment otrzeźwienia, o którym nic więcej nie napiszę. Brzmi to poważnie, ale film bawi także swoim brakiem pruderii. Liczne sceny damsko-męskie rozgrywają się w miejscu pracy, co prowadzi do sprawnie wyreżyserowanych kompromitujących sytuacji. Obraz nie przekracza przy tym granicy dobrego smaku, konsekwentnie nie pokazując pewnych rzeczy wprost.

Wychwalając zalety Baby Face, muszę także pochwalić aktorstwo Barbary Stanwyck. Jest absolutnie fantastyczna w trudnej roli Lily. Dzięki fenomenalnej grze spojrzeniem świetnie oddaje skomplikowany charakter swojej bohaterki. Nietrudno uwierzyć w uwodzicielskie talenty Lily, a jednocześnie Stanwyck przemyca nutkę nadziei, że nie wszystko w tej dziewczynie uległo zepsuciu. To nie jest ani klasyczna femme fatale, ani zagubiona dziewuszka o złotym sercu, tylko silna, ciekawa osobowość. No i jeszcze wielkie brawa z kapitalną scenę na początku filmu, w której Lily z zimną krwią odpiera atak ordynarnego klienta próbującego ją zgwałcić. Z partnerujących jej aktorów wspomnę jeszcze o czarnoskórej Theresie Harris, która wcieliła się w jedyną przyjaciółkę Lily. Niezważająca na podziały rasowe relacja między dwoma kobietami to kolejny kamyczek do ogródka "publicznej moralności".

Baby Face cechuje się świetną pracą kamery. Ujęcia są pomysłowe, dynamiczne i wszędobylskie. Obiektyw nieraz wygląda zza rogu, dyskretnie obserwuje sytuację z boku kadru lub uprzejmie wycofuje się w odpowiednim momencie. Jest także w filmie kilka interesujących pomysłów reżyserskich, na przykład ujęcia na coraz wyższe piętra budynku symbolizujące kolejne awansy społeczne bohaterki. Wreszcie posiada Baby Face bardzo dobrze dopasowaną oprawę muzyczną, na czele ze stanowiącym motyw przewodni filmu utworem St. Louis Blues.

Film Alfreda E. Greena to jeden z rodzynków, na odkrycie których liczyłem, zakładając mojego bloga. Został prawie całkowicie zapomniany, tymczasem dojrzałością i odwagą w ukazywaniu niektórych problemów wyprzedził swoją epokę. Można nawet powiedzieć, że przyczynił się tą odwagą do zamiecenia pewnych tematów na długie lata pod dywan. To jednak nie wina filmu, a "publicznej moralności", którą tak celnie skrytykował. Kiedy do ciężaru gatunkowego dodamy doskonałą Barbarę Stanwyck i świetną otoczkę realizacyjną, otrzymamy zaskakujące nawet mnie samego 9 gwiazdek. To jeden z najlepszych filmów roku 1933.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz