Film o kobiecie w pajęczynie intryg
Reżyseria: Lowell Sherman
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 2 min.
Występują: Mae West, Cary Grant, Owen Moore, Gilbert Roland, Noah Beery, David Landau, Rafaela Ottiano
Kiedy Mae West po raz pierwszy wystąpiła na dużym ekranie w głównej roli, była już uznaną gwiazdą estrady. Jej teatralną specjalnością były role frywolnych, wyzwolonych obyczajowo uwodzicielek, pełne seksualnych aluzji i dwuznaczności. W roku kinowego debiutu West skończyła 40 lat, co podobnie jak dzisiaj było wyjątkowo późnym wiekiem na rozpoczęcie kariery filmowej. Mimo to udało jej się zyskać popularność. Lady Lou stanowi dobrą próbkę stylu tej aktorki. Film ów zdobył nominację do Oscara, uratował studio Paramount przed bankructwem, wypromował jako aktora Cary'ego Granta i tak oburzył amerykańskich moralistów, że przyspieszyli prace nad cenzorskim Kodeksem Haysa. Sporo osiągnięć, jak na obraz trwający tylko godzinę i, nie ma co ukrywać, niepowalający na kolana.
Film rozgrywa się w latach 90. XIX wieku i opowiada historię tytułowej Lou, uwielbiającej diamenty śpiewaczki rezydującej w knajpie w nowojorskiej dzielnicy nędzy Bowery. Lou jest utrzymywana przez właściciela spelunki, prowadzącego szemrane interesy Gusa Jordana, ale za jego plecami flirtuje z kilkoma innymi mężczyznami. Jednym z jej zalotników jest wspólnik Gusa Sergiej, innym jego rywal Dan Flynn. Lou utrzymuje też kontakt z siedzącym w więzieniu Chickiem Clarkiem, swym dawnym ukochanym, który został skazany za kradzież diamentów. Grono adoratorów Lou uzupełnia kapitan Cummings, pracownik socjalny próbujący resocjalizować mieszkańców Bowery oraz zakochany w niej platonicznie ochroniarz Spider. Rywalizacja o względy Lou się zaostrza, kiedy policja zaczyna się interesować mętnymi interesami Gusa, a Chick Clark ucieka z więzienia zdeterminowany, by na powrót połączyć się z kochanką.
Niestety muszę zaliczyć Lady Lou do grona filmów o zmarnowanym potencjale. Jedną z przyczyn jest niedopracowany scenariusz. Przez większość filmu śledzimy perypetie Lou z jej adoratorami. Polegają one głównie na niepowiązanych ze sobą rozmowach. Wychodzi jeden amant, wchodzi następny, mijają się w drzwiach i jak gdyby nigdy nic przechodzą do swoich spraw. Brakuje w tych przejściach płynności, są jakby przypadkowo posklejane. Kiedy w finale filmu wszystkie wątki wreszcie zostają połączone, jest to zrobione topornie, tak jakby scenarzystom zależało głównie na tym, żeby jak najprędzej wszystko zakończyć. Film jest także za krótki, co nie pozwoliło dostatecznie rozwinąć bardzo licznego grona postaci.
Drugi problem to gra aktorska. Dziwi mnie, że rola Cummingsa była przełomowa dla Cary'ego Granta, bo
znacznie ciekawszą postać odegrał rok wcześniej w Blond Wenus. Ale on akurat jest w miarę strawny. Nie chodzi również o te kilka scen śmierci, które są tak sztuczne, że budzą tylko śmiech. Można je przecierpieć. Strawiłbym nawet koszmarnego Owena Moore w roli Chicka, chociaż zupełnie nie potrafi oddać mieszaniny miłości i nienawiści, jaką jego bohater czuje do tytułowej postaci. Największy problem jest z samą Mae West, która absolutnie nie radzi sobie na dużym ekranie. Kreowana na seksbombę, ubrana w obcisłe suknie, porusza się ociężale i bez wdzięku. Jej umiejętności aktorskie ograniczają się do miny z zamkniętymi ustami i drugiej - z otwartymi. Dialogi jej postaci nie są złe, ale West nie wypowiada ich dostatecznie przekonująco. To zdecydowanie nie jest femme fatale, która mogłaby zafascynować widza. Jest tak drewniana, że do końca filmu nie byłem pewien, czy Lou jest pociągającą za wszystkie sznurki intrygantką, czy nieświadomą konsekwencji swoich działań ofiarą. To po prostu słaba aktorka.
Lady Lou jest kiepskim filmem, który niewiele ma wspólnego z dobrym aktorstwem czy ciekawą intrygą. To, co miało być jego największym atutem, okazało się główną słabością. Z niezrozumiałego dla mnie powodu amerykańska publiczność uznała inaczej, oceniając Lady Lou zdecydowanie powyżej tego, na co zasługuje. Bywa i tak. Wystawiam 5 gwiazdek. Zdecydowanie nie polecam.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz