Film o symbolach fallicznych
Reżyseria: Humberto Mauro
Kraj: Brazylia
Czas trwania: 1 h 18 min.
Występują: Durval Bellini, Dea Silva, Decio Murillo
Wszystkie opinie na temat Ganga Bruta, do których dotarłem (nie było tego wiele), rozpływały się w zachwytach nad tym klasykiem kina brazylijskiego. "Najlepszy film, jaki stworzono w Brazylii", "mistrzowskie arcydzieło" i tym podobne komentarze to właściwie jedyne, co można znaleźć na jego temat. Jednocześnie opinie te zawierają niepokojąco mało konkretów. Zupełnie jakby autorom głupio było się wychylić albo mieli jakiś problem z analizą tego filmu. Otóż ja się odważę powiedzieć, że król jest nagi. Ganga Bruta rzeczywiście jest odważnym eksperymentem formalnym, ale z całą pewnością nie jest arcydziełem czy szczytowym osiągnięciem kina brazylijskiego. To pretensjonalny, przeraźliwie nudny film, z którego niewiele wynika.
Wbrew niepokojącemu tytułowi, w Ganga Bruta nie ma żadnych gangów, a brutalność jest obecna, ale w znośnym natężeniu. Film opowiada kontrowersyjną historię młodego inżyniera Marcosa. Tenże w dniu ślubu morduje swoją małżonkę, ponieważ okazuje się, że nie była dziewicą. Jako że "bohater" pochodzi z bogatej rodziny, sąd uniewinnia go, uznając, że bronił w ten sposób swego honoru. Ponieważ wybucha skandal, Marcos wyjeżdża do prowincjonalnego miasta Guaraiba, gdzie obejmuje nadzór nad budową jakiejś fabryki. Jego współpracownikiem i sąsiadem zostaje Decio, młody mężczyzna zaręczony ze swoją przybraną siostrą Sonią. Wkrótce Marcos odkrywa, że dziewczyna jest nim zauroczona. Niedawny zabójca w afekcie ma teraz okazję uwieść cudzą narzeczoną.
Linia fabularna Ganga Bruta ma w sobie potencjał i pewnie można było z tego scenariusza zrobić przyzwoity konwencjonalny melodramat. Reżyser Humberto Mauro był jednak eksperymentatorem, którego bardziej interesowała forma historii niż jej treść. Film wypełniony został ciągnącymi się w nieskończoność scenami przechadzania się po ogrodzie, rozmyślań, przypatrywania się sobie. Do tego, wzorując się na teoriach Freuda, Mauro wplótł w film liczne sceny pracujących maszyn i "fallicznych obiektów". Miały one symbolizować narastanie seksualnego napięcia pomiędzy bohaterami, a następnie jego rozładowanie. Byłoby to ciekawe, gdyby stanowiło uzupełnienie historii, ale zamiast tego jest jej osią. Przykładowa "freudowska" sekwencja wygląda tak: maślane oczy -> spawanie przęseł -> uwodzicielska poza -> wbijanie pali za pomocą automatycznego kafara.
To nie koniec eksperymentów. Film jest dziwaczną mozaiką filmu niemego i dźwiękowego. Dłuższe wymiany zdań prowadzone są przy pomocy napisów, przy czym nie streszczają one całości rozmów, a tylko ich ogólny kontekst. Krótsze konwersacje udźwiękowiono. Nawet po połączeniu tych dwóch form przekazu dialogów jest bardzo mało. Film przemawia głównie przydługimi obrazami. Chociaż większość jego symboliki uważam za nieciekawą, podobała mi się po eisensteinowsku zmontowana sekwencja otwierająca film. Najpierw oglądamy fragmenty ceremonii ślubnej, następnie zaś tragicznie zakończone pokładziny. Uwaga kamery skoncentrowana jest na przedmiotach - kościelnych organach, elementach stroju weselnego, łożu. Na twarze Marcosa i jego żony możemy spojrzeć dopiero po jego strasznym czynie. Inną ciekawą sceną (choć zupełnie niezwiązaną z linią fabularną filmu), jest bójka w knajpie, podczas której Marcos spuszcza łomot całej grupie podpitych robotników. W ruch idą najpierw pięści, a następnie noże i pistolety. Szczęśliwie nikt nie ginie. Ponownie należy pochwalić montaż, znakomicie oddający chaos bijatyki.
Pomimo kilku ciekawych elementów, Ganga Bruta absolutnie nie broni się jako całość. Nie dość, że jest nudny, to jego końcowe przesłanie jest dla mnie całkowicie nieczytelne. [Spoiler alert!] Facet morduje żonę i uchodzi mu to na sucho. Chociaż czasem ma nawroty wspomnień z tamtej nocy, wydaje się niezbyt poruszony całą sytuacją. A następnie odbija narzeczoną współpracownikowi, zabija go (tym razem niechcący) podczas bójki i żyje z nową kobietą długo i szczęśliwie. O co tu chodziło? Powiem otwarcie, cała ta historia jest dla mnie absurdalna w niedobrym tego słowa znaczeniu. Zdecydowanie nie polecam tego "arcydzieła". Wystawiam mu 4 gwiazdki.
Wbrew niepokojącemu tytułowi, w Ganga Bruta nie ma żadnych gangów, a brutalność jest obecna, ale w znośnym natężeniu. Film opowiada kontrowersyjną historię młodego inżyniera Marcosa. Tenże w dniu ślubu morduje swoją małżonkę, ponieważ okazuje się, że nie była dziewicą. Jako że "bohater" pochodzi z bogatej rodziny, sąd uniewinnia go, uznając, że bronił w ten sposób swego honoru. Ponieważ wybucha skandal, Marcos wyjeżdża do prowincjonalnego miasta Guaraiba, gdzie obejmuje nadzór nad budową jakiejś fabryki. Jego współpracownikiem i sąsiadem zostaje Decio, młody mężczyzna zaręczony ze swoją przybraną siostrą Sonią. Wkrótce Marcos odkrywa, że dziewczyna jest nim zauroczona. Niedawny zabójca w afekcie ma teraz okazję uwieść cudzą narzeczoną.
Linia fabularna Ganga Bruta ma w sobie potencjał i pewnie można było z tego scenariusza zrobić przyzwoity konwencjonalny melodramat. Reżyser Humberto Mauro był jednak eksperymentatorem, którego bardziej interesowała forma historii niż jej treść. Film wypełniony został ciągnącymi się w nieskończoność scenami przechadzania się po ogrodzie, rozmyślań, przypatrywania się sobie. Do tego, wzorując się na teoriach Freuda, Mauro wplótł w film liczne sceny pracujących maszyn i "fallicznych obiektów". Miały one symbolizować narastanie seksualnego napięcia pomiędzy bohaterami, a następnie jego rozładowanie. Byłoby to ciekawe, gdyby stanowiło uzupełnienie historii, ale zamiast tego jest jej osią. Przykładowa "freudowska" sekwencja wygląda tak: maślane oczy -> spawanie przęseł -> uwodzicielska poza -> wbijanie pali za pomocą automatycznego kafara.
To nie koniec eksperymentów. Film jest dziwaczną mozaiką filmu niemego i dźwiękowego. Dłuższe wymiany zdań prowadzone są przy pomocy napisów, przy czym nie streszczają one całości rozmów, a tylko ich ogólny kontekst. Krótsze konwersacje udźwiękowiono. Nawet po połączeniu tych dwóch form przekazu dialogów jest bardzo mało. Film przemawia głównie przydługimi obrazami. Chociaż większość jego symboliki uważam za nieciekawą, podobała mi się po eisensteinowsku zmontowana sekwencja otwierająca film. Najpierw oglądamy fragmenty ceremonii ślubnej, następnie zaś tragicznie zakończone pokładziny. Uwaga kamery skoncentrowana jest na przedmiotach - kościelnych organach, elementach stroju weselnego, łożu. Na twarze Marcosa i jego żony możemy spojrzeć dopiero po jego strasznym czynie. Inną ciekawą sceną (choć zupełnie niezwiązaną z linią fabularną filmu), jest bójka w knajpie, podczas której Marcos spuszcza łomot całej grupie podpitych robotników. W ruch idą najpierw pięści, a następnie noże i pistolety. Szczęśliwie nikt nie ginie. Ponownie należy pochwalić montaż, znakomicie oddający chaos bijatyki.
Pomimo kilku ciekawych elementów, Ganga Bruta absolutnie nie broni się jako całość. Nie dość, że jest nudny, to jego końcowe przesłanie jest dla mnie całkowicie nieczytelne. [Spoiler alert!] Facet morduje żonę i uchodzi mu to na sucho. Chociaż czasem ma nawroty wspomnień z tamtej nocy, wydaje się niezbyt poruszony całą sytuacją. A następnie odbija narzeczoną współpracownikowi, zabija go (tym razem niechcący) podczas bójki i żyje z nową kobietą długo i szczęśliwie. O co tu chodziło? Powiem otwarcie, cała ta historia jest dla mnie absurdalna w niedobrym tego słowa znaczeniu. Zdecydowanie nie polecam tego "arcydzieła". Wystawiam mu 4 gwiazdki.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz