Film o uczynnym urwisie
Reżyseria: Norman Taurog
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 25 min.
Występują: Jackie Cooper, Robert Coogan, Mitzi Green, Willard Robertson
Dziewięcioletni Jackie Cooper zwrócił moją uwagę świetnym aktorstwem już w Mistrzu, gdzie był równorzędnym partnerem doświadczonego Wallace'a Beery'ego. Dziecięcy aktor rozwinął swoje skrzydła jeszcze szerzej w filmie Skippy, gdzie wcielił się w centralną postać całej opowieści i otrzymał za swoją rolę zasłużoną nominację do Oscara. Scenariusz do tego komediodramatu powstał na podstawie popularnego w latach międzywojennych komiksu o przygodach psotnego dzieciaka. Obecnie Skippy należy do filmów trudno dostępnych, stąd też moja recenzja jest nieco spóźniona. Zdecydowanie jednak było warto poświecić jeden wieczór na jego obejrzenie.
Film Normana Tauroga, podobnie jak japońskie Urodziłem się, ale..., porusza temat konfrontacji dziecięcego autorytetu z rzeczywistością. Skippy Skinner jest wygadanym dziewięciolatkiem, synem szanowanego lekarza i członka rady miejskiej. Ku niezadowoleniu ojca Skippy przyjaźni się z dziećmi z lokalnych slumsów, zupełnie nie zważając na dzielące ich różnice. Pewnego dnia chłopiec staje w obronie nowego dzieciaka, Sookiego, który jest nieprzychylnie traktowany przez miejscowych łobuzów. Chłopcy szybko zaprzyjaźniają się i stają się nierozłącznymi towarzyszami zabaw. Pewnego razu obaj biorą udział w incydencie, w rezultacie którego zostaje zbita szyba w samochodzie hycla. Mężczyzna dla zemsty odbiera Sookiemu jego niezarejestrowanego psa. Skippy i jego przyjaciel stają przed trudnym zadaniem uzbierania trzech dolarów na wykupienie zwierzęcia, zanim zostanie zastrzelone.
Skippy'ego można traktować jako prosty film o dziecięcej przyjaźni. Jest wówczas zabawną i wzruszającą komedią. Skippy i Sookie to sympatyczne dzieciaki, które mają wiele zwariowanych pomysłów. Fajnie się ogląda ich próby zarobkowania poprzez zbieranie butelek i sprzedaż lemoniady czy też wystawienie z koleżanką całkiem skomplikowanego przedstawienia. Obaj dziecięcy aktorzy są świetni, szczególnie Cooper, który otrzymał bardzo rozbudowaną rolę. Początkowa sekwencja filmu, kiedy wyjątkowo opornie idzie mu poranne wstawanie, jest majstersztykiem komedii. Świetny jest również w scenach, w których wykorzystuje swój spryt, by uzyskać coś od rodziców. Końcówka filmu, kiedy akcenty komediowe zdecydowanie ustępują miejsca dramatycznym, jest mocno wzruszająca i duża w tym zasługa odtwórców głównych ról. Jedynym minusem filmu jest przesadnie rozbudowana lista dialogowa. Chłopcy paplają cały czas i chociaż większość rozmów jest zabawna, poczułem pewien przesyt.
W cały film obficie lecz umiejętnie wpleciono wątki krytyki społecznej. Różnica w elokwencji i wiedzy pomiędzy Skippym a jego ubogimi kolegami jest bardzo widoczna. Daje to zresztą okazję do paradnych monologów wygłaszanych przez "starego maleńkiego". Naśladując swego tatę, chłopak pełni rolę lidera narzucającego swe pomysły otoczeniu. Wiele z opinii Skippy'ego, zapożyczonych od ojca, jest nieświadomie protekcjonalna wobec biedniejszych dzieci. Jego koledzy tego oczywiście nie dostrzegają, ale ich rodzice już tak. Chłopak jest przez nich postrzegany jako dziecko z innego, nieprzyjaznego świata. Kiedy jego przyjaciół zaczynają dotykać problemy, Skippy popada w konflikt z ojcem. Ten początkowo nie ma zamiaru angażować się w "nieistotne" problemy dzieci z nizin społecznych. Jest to okazją do pewnego "umoralnienia" dorosłego przez dziecko, w czym na szczęście udało się uniknąć pretensjonalności. Również dzięki fenomenalnemu aktorstwu Coopera.
Skippy to fajna, inteligentnie napisana komedia obyczajowa. Zagrana z dużym wyczuciem, odwołuje się do uniwersalnych wartości, które są wciąż aktualne. Pomimo pewnego gadulstwa, trudno mi sobie wyobrazić, żeby ten film nie przypadł komuś do gustu. Wystawiam 8 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz