Film o szwindlu ze szlachetnych pobudek
Reżyseria: Frank Capra
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 32 min.
Występują: May Robson, Warren William, Guy Kibbee, Glenda Farrell, Ned Sparks, Jean Parker, Walter Connoly
Kiedy w marcu 1934 roku wręczano Oscary za reżyserię, nominowany za Arystokrację podziemi Frank Capra, usłyszawszy swoje imię, wstał i ruszył w kierunku sceny. Popełnił w ten sposób gafę, ponieważ prowadzący wywołał Franka Lloyda uhonorowanego za Kawalkadę. Żeby rozładować sytuację, na scenę został zaproszony także trzeci nominat George Cukor. Podejrzewam, że najmniej z tego zamieszania rozumiała publiczność. Wspomniana anegdota dobrze podsumowuje problem z hollywoodzkimi produkcjami tego okresu. Nie widziałem jeszcze Małych kobietek Cukora, ale Kawalkada to obraz koszmarnie nudny i słusznie zapomniany. Arystokracja podziemi jest od niej znacznie lepsza, tym niemniej nie obfituje jakoś szczególnie w pomysły reżyserskie i sporo jej brakuje do miana filmu dobrego. Wielki Kryzys sprowadził chyba zapaść także na przemysł filmowy, ponieważ kolejne oglądane przeze mnie filmy z roku 1933 zawodzą oczekiwania.
Arystokracja podziemi jest, jak podsumowują to sami bohaterowie, opowieścią bajkową. Główną bohaterką jest Jabłkowa Annie, klepiąca biedę, podstarzała alkoholiczka, która sprzedaje jabłka na ulicach Nowego Jorku. Annie ma nieślubną córkę, którą jeszcze jako niemowlę oddała na wychowanie hiszpańskim zakonnicom. Od tego czasu utrzymuje z dziewczyną stały kontakt listowny, twierdząc że jest bogatą damą z towarzystwa i żoną szanowanego sędziego. Pewnego dnia jej blaga zostaje zagrożona. Córka powiadamia Annie, że zamierza przyjechać do Nowego Jorku w odwiedziny w towarzystwie swego narzeczonego i jego ojca - hiszpańskiego księcia. W sukurs zrozpaczonej handlarce przychodzi gangster i hazardzista Dave, który uważa, że jej jabłka przynoszą mu szczęście. Przy pomocy "ludzi z miasta" rozczochrana alkoholiczka zostaje przeobrażona w damę.
Pomysł na Arystokrację podziemi nie jest co prawda szczególnie oryginalny, ale tkwi w nim ogromny potencjał. Metamorfoza pijącej z wódkę z gwinta, rozwrzeszczanej starszej pani w dystyngowaną damę daje duże możliwości. Zwłaszcza, że jest to przemiana z rozmachem, bo gangsterzy mają gest. Wynajmują jej luksusowy apartament, załatwiają fryzjera i piękne stroje, organizują nawet "męża" w osobie bilardowego oszusta Henry'ego. W bohaterkę brawurowo wcieliła się 75-letnia aktorka teatralna May Robson, która odegrała rozhisteryzowaną pijaczkę z dużym naturalizmem. Capra zaangażował też na potrzeby filmu sporą grupę naturszczyków ściągniętych wprost z ulicy. Grają oni samych siebie - ubogich przyjaciół handlarki, którzy przemykają się w tle, nadając filmowi potrzebny koloryt. Wydawać by się mogło, że wszystko jest jak należy, a jednak film zawodzi. Dlaczego? (Uwaga, będą spoilery).
Od momentu, kiedy Arystokracja podziemi staje się przedstawieniem odgrywanym na potrzeby przybyszy z Hiszpanii, widz ma wrażenie, jakby oglądał inny film. Rzekomo centralna postać Jabłkowej Annie snuje się na głębokim drugim planie, biernie uczestnicząc w wydarzeniach i starając się głównie nikomu nie podpaść. Jej interakcje z córką są zdawkowe, a postać tejże nie została wcale rozwinięta. Przez większość czasu ekranowego obserwujemy perypetie gangsterów, którzy próbują ukryć całe przedsięwzięcie przed oczyma policji i skutecznie realizować kolejne elementy maskarady. Jest w tym trochę humoru, ale raczej naciąganego. W pamięć zapadły mi tylko sceny z udziałem oszusta Henry'ego, świetnie odegranego przez Guya Kibby'ego. Szczególnie ta, kiedy pojedynkuje się z księciem przy stole bilardowym o posag dla swojej "córki".
Przemiana głównej bohaterki jest niezwykle problematyczna. Film byłby interesujący, gdyby miała problemy z odgrywaniem roli arystokratki. Tymczasem okazuje się, że szata zdobi człowieka. Annie w nowym stroju i fryzurze momentalnie traci swój temperament, przestaje pić i niestety w drugiej części filmu nie robi niczego ciekawego. Zamiast rozwijać wątki, które tak ładnie nakreślono w zawiązaniu akcji, Capra zdryfował w kierunku śmiesznawej opowiastki dla grzecznych dzieci. Maskarada mimo różnych przeszkód udaje się. Choć w pewnej chwili Annie jest o krok od wyznania córce prawdy, nie robi tego. Wszystko kończy się "szczęśliwie" - dziewczyna wraz z narzeczonym wraca do Hiszpanii żegnana owacjami przez matkę i jej "przyjaciół". Następnego dnia każdy może powrócić do swojego prawdziwego życia. Czyli w przypadku Annie do butelki, nędznego mieszkanka, koszyka jabłek i wypełnionych nieprawdą listów do córki. Oczywiście film tego nie pokazuje, ale takie są logiczne konsekwencje. I to ma być bajkowe zakończenie? W wyniku tej opowieści nikt się niczego nie nauczył, nikt niczego w swoim życiu nie zmienił. Pozostaje jedynie powtarzanie tych samych błędów.
Arystokracja podziemi okazała się dla mnie potężnym zawodem. Spodziewałem się ciekawego filmu skupionego na psychologii głównej bohaterki. Zamiast tego dostałem obficie polukrowany zakalec. Mimo niewątpliwych zalet w postaci niezłego pierwszego aktu i gry aktorskiej Guya Kibbee, nie polecam. Film otrzymuje ode mnie 5 gwiazdek.
Arystokracja podziemi jest, jak podsumowują to sami bohaterowie, opowieścią bajkową. Główną bohaterką jest Jabłkowa Annie, klepiąca biedę, podstarzała alkoholiczka, która sprzedaje jabłka na ulicach Nowego Jorku. Annie ma nieślubną córkę, którą jeszcze jako niemowlę oddała na wychowanie hiszpańskim zakonnicom. Od tego czasu utrzymuje z dziewczyną stały kontakt listowny, twierdząc że jest bogatą damą z towarzystwa i żoną szanowanego sędziego. Pewnego dnia jej blaga zostaje zagrożona. Córka powiadamia Annie, że zamierza przyjechać do Nowego Jorku w odwiedziny w towarzystwie swego narzeczonego i jego ojca - hiszpańskiego księcia. W sukurs zrozpaczonej handlarce przychodzi gangster i hazardzista Dave, który uważa, że jej jabłka przynoszą mu szczęście. Przy pomocy "ludzi z miasta" rozczochrana alkoholiczka zostaje przeobrażona w damę.
Pomysł na Arystokrację podziemi nie jest co prawda szczególnie oryginalny, ale tkwi w nim ogromny potencjał. Metamorfoza pijącej z wódkę z gwinta, rozwrzeszczanej starszej pani w dystyngowaną damę daje duże możliwości. Zwłaszcza, że jest to przemiana z rozmachem, bo gangsterzy mają gest. Wynajmują jej luksusowy apartament, załatwiają fryzjera i piękne stroje, organizują nawet "męża" w osobie bilardowego oszusta Henry'ego. W bohaterkę brawurowo wcieliła się 75-letnia aktorka teatralna May Robson, która odegrała rozhisteryzowaną pijaczkę z dużym naturalizmem. Capra zaangażował też na potrzeby filmu sporą grupę naturszczyków ściągniętych wprost z ulicy. Grają oni samych siebie - ubogich przyjaciół handlarki, którzy przemykają się w tle, nadając filmowi potrzebny koloryt. Wydawać by się mogło, że wszystko jest jak należy, a jednak film zawodzi. Dlaczego? (Uwaga, będą spoilery).
Od momentu, kiedy Arystokracja podziemi staje się przedstawieniem odgrywanym na potrzeby przybyszy z Hiszpanii, widz ma wrażenie, jakby oglądał inny film. Rzekomo centralna postać Jabłkowej Annie snuje się na głębokim drugim planie, biernie uczestnicząc w wydarzeniach i starając się głównie nikomu nie podpaść. Jej interakcje z córką są zdawkowe, a postać tejże nie została wcale rozwinięta. Przez większość czasu ekranowego obserwujemy perypetie gangsterów, którzy próbują ukryć całe przedsięwzięcie przed oczyma policji i skutecznie realizować kolejne elementy maskarady. Jest w tym trochę humoru, ale raczej naciąganego. W pamięć zapadły mi tylko sceny z udziałem oszusta Henry'ego, świetnie odegranego przez Guya Kibby'ego. Szczególnie ta, kiedy pojedynkuje się z księciem przy stole bilardowym o posag dla swojej "córki".
Przemiana głównej bohaterki jest niezwykle problematyczna. Film byłby interesujący, gdyby miała problemy z odgrywaniem roli arystokratki. Tymczasem okazuje się, że szata zdobi człowieka. Annie w nowym stroju i fryzurze momentalnie traci swój temperament, przestaje pić i niestety w drugiej części filmu nie robi niczego ciekawego. Zamiast rozwijać wątki, które tak ładnie nakreślono w zawiązaniu akcji, Capra zdryfował w kierunku śmiesznawej opowiastki dla grzecznych dzieci. Maskarada mimo różnych przeszkód udaje się. Choć w pewnej chwili Annie jest o krok od wyznania córce prawdy, nie robi tego. Wszystko kończy się "szczęśliwie" - dziewczyna wraz z narzeczonym wraca do Hiszpanii żegnana owacjami przez matkę i jej "przyjaciół". Następnego dnia każdy może powrócić do swojego prawdziwego życia. Czyli w przypadku Annie do butelki, nędznego mieszkanka, koszyka jabłek i wypełnionych nieprawdą listów do córki. Oczywiście film tego nie pokazuje, ale takie są logiczne konsekwencje. I to ma być bajkowe zakończenie? W wyniku tej opowieści nikt się niczego nie nauczył, nikt niczego w swoim życiu nie zmienił. Pozostaje jedynie powtarzanie tych samych błędów.
Arystokracja podziemi okazała się dla mnie potężnym zawodem. Spodziewałem się ciekawego filmu skupionego na psychologii głównej bohaterki. Zamiast tego dostałem obficie polukrowany zakalec. Mimo niewątpliwych zalet w postaci niezłego pierwszego aktu i gry aktorskiej Guya Kibbee, nie polecam. Film otrzymuje ode mnie 5 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz