wtorek, 1 stycznia 2019

Urodziłem się, ale.../Umarete wa mita keredo (1932)

Film o serwilizmie

Reżyseria: Yasujiro Ozu
Kraj: Japonia
Czas trwania: 1 h 30 min.

Występują: Tatsuo Saito, Tomio Aoki, Hideo Sugawara, Mitsuko Yoshikawa, Takeshi Sakamoto, Seiichi Kato

Opuśćmy na chwilę Hollywood i przenieśmy się do Japonii, gdzie w roku 1932 funkcjonuje już ukształtowany przemysł filmowy. Co prawda na drugą stronę Pacyfiku nie dotarła jeszcze technologia dźwięku, ale produkowane tam filmy są w pełni rozwinięte jeżeli chodzi o fabułę czy techniki filmowania. Yasujiro Ozu, który po wojnie stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych reżyserów japońskich, na razie jest młodym, obiecującym twórcą. Mimo to Urodziłem się, ale... jest filmem zawierającym bardzo interesujące, dojrzałe przemyślenia. Jednocześnie jest to jedno z najwcześniejszych dzieł tego twórcy, które przetrwały do dnia dzisiejszego. Jest mi bardzo miło, że właśnie od Ozu przyszło mi zacząć na Chronofilmotece przygodę z kinem japońskim.

Urodziłem się, ale... opowiada o perypetiach będącej na dorobku rodziny Kennesuke. Poznajemy ich, kiedy przeprowadzają się z prowincji na przedmieścia Tokio. Ojciec rodziny jest menedżerem w firmie pana Iwasaki i jest uważany przez podwładnych za zaradnego lizusa. Jego żona, jak na typową Japonkę przystało, strzeże ogniska domowego. Dwóch synów (obaj w wieku poniżej dziesięciu lat), przekonanych, że ich ojciec jest najważniejszym człowiekiem na świecie, czeka adaptacja w nowej szkole. Nie jest łatwo, ponieważ inni chłopcy nie są przyjaźnie nastawieni do niepokornych przybyszy. Wystraszeni Keiji i Ryoichi zaczynają wagarować, co jednak krótko uchodzi im na sucho. Zmuszeni przystosować się do  nowej sytuacji chłopcy powoli uświadamiają sobie, że ich tata wcale nie jest taki ważny i wpływowy, jak im się wydawało.

Film charakteryzuje się inteligentną, wielowarstwową fabułą. Obserwujemy przygody dzieci, które przeżywają typowe problemy związane z dorastaniem i adaptacją do nowego środowiska. W całą historię wpleciona jest jednak dyskretna krytyka społeczna. Chłopcy wychowywani są przez ojca w kulcie zwycięzcy. Pan Kennesuke buduje swój autorytet na podkreślaniu osobistych sukcesów i oczekiwaniu od synów, że pójdą w jego ślady. Jednocześnie w pracy stosuje taktykę lisa, spełniając zachcianki szefa i jawnie mu nadskakując. Jak zwierza się żonie, nie jest z tego dumny, ale zależy mu na zapewnieniu dzieciom lepszej przyszłości. Taka postawa rodzi problemy. W zachowaniu Keijiego i Ryoichiego widać, że uważają się za lepszych od innych. Przejawem tego jest zabawa chętnie praktykowana przez nich na słabszych kolegach. Dzieci na ich rozkaz kładą się na ziemię i wykonują różne polecenia, co odzwierciedla wyższą pozycję braci w dziecięcej hierarchii. Dostrzeżenie przez synów serwilistycznej postawy ojca prowadzi do burzliwej konfrontacji, która wywraca na głowę ich obraz świata. Wiele wskazuje, że Ozu poddał tu krytyce popularną postawę Japończyków, która prowadziła do niedobrych konsekwencji.

Film daje okazję również do innych obserwacji dotyczących japońskiego społeczeństwa. Szczególnie uderzająca jest rola w nim kobiet. Żona pana Kennesuke, która wygląda na osobę szczęśliwą i zadowoloną z życia, praktycznie nie opuszcza domu i pełni wobec męża rolę służebną. Także inne kobiety są niewidoczne. Nie ma żadnych w zakładzie pracy, wśród nauczycieli, również dzieci chodzące do szkoły to wyłącznie chłopcy. Równouprawnienie jest jeszcze śpiewem dalekiej przyszłości.

Strona techniczna filmu jest nienaganna. Młody Yasujiro Ozu stosuje dość dynamiczną narrację. Kamera chętnie krąży po planie i podąża za bohaterami. Częścią wczesnego stylu tego reżysera jest realizm zarówno w zachowaniu bohaterów, jak i w otoczeniu - cały czas mamy wrażenie, że oglądamy obrazek z życia prawdziwych ludzi. Zadbano o ciekawe plenery - tokijskie łąki, szkoła, sąsiadujące z domem bohaterów torowisko i przejazd kolejowy. Gra aktorska jest na wysokim poziomie. W szczególności dotyczy to dziecięcych aktorów, których występuje w filmie duża grupa. Oglądanej przeze mnie wersji towarzyszył nieźle dopasowany, minimalistyczny soundtrack, prawdopodobnie został on jednak stworzony dużo później niż film.

Urodziłem się, ale... było dla mnie ciekawą przygodą z kinem japońskim. Sądzę, że film ten dobrze wprowadza widza w międzywojenną obyczajowość Kraju Kwitnącej Wiśni. Jednocześnie poruszane w nim problemy są na tyle uniwersalne, że bez trudu można się wczuć w sytuację rodziny Kennesuke, a nawet wyciągnąć ważne wnioski To wartościowy obraz wartościowego twórcy. Wystawiam mu 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

1 komentarz:

  1. znakomita recenzja :) Czytanie jej jest ciekawą przygodą :) :) Szkoda,że tak szybko się kończy,ale tak to jest z tym, co dobre :)

    OdpowiedzUsuń