czwartek, 31 stycznia 2019

Ulica szaleństw/42nd Street (1933)

Film o ludziach spoconych w pogoni za sławą

Reżyseria: Lloyd Bacon i Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 29 min.

Występują: Warner Baxter, Bebe Daniels, Una Merkel, Ginger Rogers, George Brent, Ruby Keeler, Guy Kibbee

Ulica szaleństw wedle rozmaitych rankingów i podsumowań jest modelowym przykładem tak zwanego backstage musicalu, czyli podgatunku filmowego opowiadającego o kulisach powstawania spektaklu muzycznego. Nie jest to pierwszy tego typu film na Chronofilmotece. Jakiś czas temu zagościły tu Melodia Broadwayu i Aplauz. Oba zresztą mocno zawiodły moje oczekiwania. Po Ulicy szaleństw spodziewałem się odwrócenia tej tendencji. Film ten nie tylko był nominowany do Oscara (i to w głównej kategorii), ale w dodatku za choreografię odpowiadał w nim legendarny Busby Berkeley, mistrz skomplikowanych układów tanecznych. I numery muzyczne rzeczywiście są najwyższej próby. Część fabularna natomiast to wielkie rozczarowanie. Najwyraźniej backstage musical nie jest gatunkiem dla mnie.

Akcja filmu rozgrywa się na Broadwayu i opowiada o przygotowaniu spektaklu muzycznego zatytułowanego Pretty Lady. Mamy okazję oglądać zakulisowe gierki producentów, którzy wykorzystują swoją pozycję, by zdobywać względy młodych, pięknych tancerek. Reżyserem spektaklu zostaje choleryczny Julian Marsh, którego niecodzienne metody mogą równie dobrze doprowadzić do sukcesu przedstawienia, jak położyć całe przedsięwzięcie. Śledzimy również poczynania młodej i niedoświadczonej tancerki Peggy Sawyer. Przysłowiowa szara myszka, która początkowo spotyka się z niechęcią reżysera, swą wytrwałością stopniowo zdobywa zaufanie ekipy. Kiedy dzień przed premierą główna gwiazda musicalu skręca nogę, Peggy otrzymuje szansę zastąpienia jej.

Przykro mi to pisać, ale nie dostrzegłem w fabule Ulicy szaleństw niczego ciekawego. Lloyd Bacon stawał na głowie, żeby jak najobszerniej przybliżyć widzom oślizgły i bezwzględny świat Broadwayu, pytanie brzmi jednak, po co? Co interesującego jest w podstarzałych bogaczach, którzy za pieniądze kupują wdzięki artystek? I w przebiegłych dziewczynach, które lawirują między tymi spoconymi mężczyznami, pnąc się po szczeblach kariery? Reżyser spektaklu jest osobnym typem maniaka, który motywuje swój zespół, wrzeszcząc na niego bez ustanku i domagając się, żeby wszyscy grali i tańczyli coraz szybciej. Jego pomysł na przeszkolenie Peggy to pięć godzin ciągłego treningu na sześć godzin przed premierą. W tym stepowanie. Dobrze, że to przeżyła. Na uboczu rozgrywają się jeszcze jakieś kompletnie nieciekawe wątki romansowe pomiędzy artystami. Ktoś traci przytomność z wyczerpania, co absolutnie nikogo nie obchodzi. Ktoś dostaje w gębę... Wszystkie te sceny wzbudziły we mnie dokładnie zero emocji. Poprawnie zagrane, bez zarzutu nakręcone, stanowią pozbawiony treści wypełniacz trwający przeszło godzinę.

W końcu nadchodzi końcowe dwadzieścia minut i w fotelu reżyserskim zasiada Busby Berkeley. Pod jego nadzorem aktorzy prezentują trzy numery. Są one bardzo dobrze przygotowane, z ciekawymi dekoracjami (na przykład platformy imitujące wnętrze pociągu), dużą liczbą tancerzy i fantazyjnymi układami wykorzystującymi konstrukcje geometryczne. Teksty są dowcipne, o lekkim zabarwieniu erotycznym. Spektakl Pretty Lady robi znakomite wrażenie, a jednocześnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że reżyser-idiota, jakim jest Julian Marsh, nie zdołałby czegoś takiego przygotować. Berkeley musiał być zupełnie innym typem artysty niż jego filmowe alter ego.

Ulica szaleństw jest filmem złożonym z dwóch wyraźnie odrębnych części. Ponad godzina nudnych i nieciekawych perypetii za kulisami zostaje wynagrodzona finałem na bardzo wysokim poziomie. Jeśli ktoś jest ciekawy talentu Berkeleya, końcowe numery będą dobrą próbką. Wszystko, co jest wcześniej, można sobie śmiało darować. Zwłaszcza że związku fabuły z utworami muzycznymi nie stwierdzono. Wystawiam 6 gwiazdek, wyłącznie ze względu na bardzo dobrą końcówkę. Jestem mocno zawiedziony tym "wzorcowym" musicalem.

źródło grafiki - www.imdb.com

1 komentarz: