Film o miłości na przekór wszystkiemu
Reżyseria: Frank Borzage
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 28 min.
Występują: Helen Hayes, Gary Cooper, Adolphe Menjou, Mary Phillips
Ernest Hemingway miał zareagować na filmowe Pożegnanie z bronią skrajnie negatywnie. Uznał film za nadmiernie sentymentalny i niezgodny z duchem jego powieści. Nie czytałem książkowego pierwowzoru, trudno mi się więc wypowiadać na temat różnic. Przyczyny niesmaku pisarza są jednak dla mnie zrozumiałe. Reżyserią adaptacji zajął się Frank Borzage, jeden z czołowych hollywoodzkich ekspertów od wyciskania łez. Jak można się było spodziewać, filmowe Pożegnanie z bronią jest melodramatem stawiającym na manipulację emocjami widza. Swoim afektowanym podejściem obraz balansuje na granicy kiczu. Moim zdaniem jej nie przekracza.
Akcja filmu rozgrywa się we Włoszech podczas I Wojny Światowej i opowiada o związku amerykańskiego kierowcy ambulansu i brytyjskiej pielęgniarki. Porucznik Frederic Henry zajmuje się dostarczaniem rannych żołnierzy do wojskowego szpitala, którym kieruje jego stary przyjaciel, major (i chirurg) Rinaldi. W wolnych chwilach przebywający na tyłach frontu oficerowie randkują z pielęgniarkami Czerwonego Krzyża. Tak Frederic poznaje Catherine Barkley, poważną ale kochającą życie kobietę, która niedawno straciła na froncie narzeczonego. W efekcie spędzonej wspólnie nocy para rozpoczyna związek, któremu na drodze staje wojenna zawierucha, wojskowe restrykcje oraz zazdrośni przełożeni.
Chociaż Pożegnanie z bronią rozgrywa się w trakcie wojny, jest ona tylko tłem dla wielkiej miłości bohaterów. Od pierwszego spotkania wszelkie ich myśli i działania są skierowane wyłącznie na bycie razem. Na podobieństwo klasycznych tragedii los staje jednak na drodze zakazanego związku, stawiając przed Frederikiem i Catherine coraz to nowe przeszkody. Mimo górnolotności i pewnej jednostronności historia ich miłości jest ciekawa ze względu na swą prowokacyjność. Nietrudno zrozumieć ludzi, którzy wśród bezsensu wojny postanowili skupić się na sobie i swoim uczuciu. Choć samolubni, wyróżniają się na tle wszechobecnej destrukcji i nihilizmu, bo pragną od życia czegoś więcej. A jednocześnie ten idealizm wystawia ich na ciężką próbę w środowisku, które sprzyja zupełnie innym postawom. Dodatkowym plusem jest, że Borzage (śladem Hemingwaya) ucieka od łatwych rozwiązań i wieńczy film godnym zakończeniem.
Przekonujący melodramat nie jest możliwy do zrealizowania bez dobrego aktorstwa. Nie jestem wielkim fanem Gary'ego Coopera, ale jego Frederic jest kreacją udaną. Zwłaszcza w końcowych, poruszających scenach filmu Cooper pokazuje, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Jego ekranową partnerką jest drobniutka, refleksyjna Helen Hayes, niedawna laureatka Oscara za główną rolę w Grzechu Madelon Claudet. W Pożegnaniu z bronią dokonuje trudnego wyczynu i nadaje swojej bohaterce osobowość głównie poprzez pociągłe spojrzenia wielkich oczu. Piszę to bez ironii, melancholijna zaduma Hayes ciekawie kontrastuje z odważnymi czynami jej bohaterki. Dobrym uzupełnieniem tej pary jest Adolphe Manjou w roli szujowatego majora Rinaldiego. Również on nadał swojej mało sympatycznej postaci potrzebną wielowymiarowość. Pożegnanie z bronią zostało wyróżnione Oscarem za zdjęcia i rzeczywiście praca kamery jest nader interesująca. W pamięć zapada zwłaszcza sekwencja oglądana oczyma Frederica leżącego na szpitalnym łóżku oraz świetnie zmontowana scena z początku filmu z udziałem głównego bohatera, pantofelka i damskich stóp.
Pożegnanie z bronią jest przykładem udanego melodramatu, w którym dylematy i losy bohaterów są na tyle wiarygodne, żeby wciągnąć widza w ich historię. Pomimo ewidentnego sentymentalizmu film jest interesujący w swej oryginalności. Po trosze opowieść o miłości na przekór wszystkim, po trosze o egoistycznym nonkonformizmie, to jeden z bardziej udanych filmów Borzage'a. Wystawiam mu 8 gwiazdek.
Akcja filmu rozgrywa się we Włoszech podczas I Wojny Światowej i opowiada o związku amerykańskiego kierowcy ambulansu i brytyjskiej pielęgniarki. Porucznik Frederic Henry zajmuje się dostarczaniem rannych żołnierzy do wojskowego szpitala, którym kieruje jego stary przyjaciel, major (i chirurg) Rinaldi. W wolnych chwilach przebywający na tyłach frontu oficerowie randkują z pielęgniarkami Czerwonego Krzyża. Tak Frederic poznaje Catherine Barkley, poważną ale kochającą życie kobietę, która niedawno straciła na froncie narzeczonego. W efekcie spędzonej wspólnie nocy para rozpoczyna związek, któremu na drodze staje wojenna zawierucha, wojskowe restrykcje oraz zazdrośni przełożeni.
Chociaż Pożegnanie z bronią rozgrywa się w trakcie wojny, jest ona tylko tłem dla wielkiej miłości bohaterów. Od pierwszego spotkania wszelkie ich myśli i działania są skierowane wyłącznie na bycie razem. Na podobieństwo klasycznych tragedii los staje jednak na drodze zakazanego związku, stawiając przed Frederikiem i Catherine coraz to nowe przeszkody. Mimo górnolotności i pewnej jednostronności historia ich miłości jest ciekawa ze względu na swą prowokacyjność. Nietrudno zrozumieć ludzi, którzy wśród bezsensu wojny postanowili skupić się na sobie i swoim uczuciu. Choć samolubni, wyróżniają się na tle wszechobecnej destrukcji i nihilizmu, bo pragną od życia czegoś więcej. A jednocześnie ten idealizm wystawia ich na ciężką próbę w środowisku, które sprzyja zupełnie innym postawom. Dodatkowym plusem jest, że Borzage (śladem Hemingwaya) ucieka od łatwych rozwiązań i wieńczy film godnym zakończeniem.
Przekonujący melodramat nie jest możliwy do zrealizowania bez dobrego aktorstwa. Nie jestem wielkim fanem Gary'ego Coopera, ale jego Frederic jest kreacją udaną. Zwłaszcza w końcowych, poruszających scenach filmu Cooper pokazuje, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Jego ekranową partnerką jest drobniutka, refleksyjna Helen Hayes, niedawna laureatka Oscara za główną rolę w Grzechu Madelon Claudet. W Pożegnaniu z bronią dokonuje trudnego wyczynu i nadaje swojej bohaterce osobowość głównie poprzez pociągłe spojrzenia wielkich oczu. Piszę to bez ironii, melancholijna zaduma Hayes ciekawie kontrastuje z odważnymi czynami jej bohaterki. Dobrym uzupełnieniem tej pary jest Adolphe Manjou w roli szujowatego majora Rinaldiego. Również on nadał swojej mało sympatycznej postaci potrzebną wielowymiarowość. Pożegnanie z bronią zostało wyróżnione Oscarem za zdjęcia i rzeczywiście praca kamery jest nader interesująca. W pamięć zapada zwłaszcza sekwencja oglądana oczyma Frederica leżącego na szpitalnym łóżku oraz świetnie zmontowana scena z początku filmu z udziałem głównego bohatera, pantofelka i damskich stóp.
Pożegnanie z bronią jest przykładem udanego melodramatu, w którym dylematy i losy bohaterów są na tyle wiarygodne, żeby wciągnąć widza w ich historię. Pomimo ewidentnego sentymentalizmu film jest interesujący w swej oryginalności. Po trosze opowieść o miłości na przekór wszystkim, po trosze o egoistycznym nonkonformizmie, to jeden z bardziej udanych filmów Borzage'a. Wystawiam mu 8 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz