środa, 23 stycznia 2019

Jestem zbiegiem/I Am a Fugitive from a Chain Gang (1932)

Film o jednostce i systemie

Reżyseria: Mervyn LeRoy
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 32 min.

Występują: Paul Muni, Glenda Farrell, Helen Vinson, Edward Ellis

Jestem zbiegiem to jeden z tych filmów, ze względu na które założyłem mojego bloga. Owiany sławą z powodu wyrazistego społecznego przekazu i wybitnej roli Paula Muni, przewijał się na większości list najlepszych filmów. Zwykle był trochę w drugim szeregu, ale prawie zawsze obecny. A ja od zawsze byłem go ciekawy, również ze względu na charakterystyczny oryginalny tytuł. Film powstał na podstawie wspomnień prawdziwego zbiega z amerykańskiego obozu pracy przymusowej, Roberta E. Burnsa, który był obecny również na planie filmowym i pomagał Paulowi Muniemu przygotować się do roli. Wszystko to pod stałą groźbą aresztowania, bowiem Burns ukrywał się wówczas przed wymiarem sprawiedliwości. Tak, wiem, że trudno w to uwierzyć. Film wywołał niemałe kontrowersje i wzbudził społeczne poruszenie. W stanie Georgia (w którym rozgrywa się znaczna część akcji) został wręcz zakazany. Wskutek fali krytyki rozpoczętej między innymi przez Jestem zbiegiem i książkę Burnsa system obozów pracy został w USA stopniowo zlikwidowany. To bodaj pierwszy przypadek, kiedy hollywoodzka produkcja miała tak znaczący wpływ na amerykańskie społeczeństwo. Precedens, który dał początek niezwykle popularnemu do dziś nurtowi kina wrażliwego społecznie. Jak prezentuje się zatem owo tak istotne dzieło?

Fabuła Jestem zbiegiem kręci się wokół postaci Jamesa Allena. Kiedy go poznajemy, jest weteranem I Wojny światowej, który właśnie powrócił z Europy i pragnie zrobić ze swoim życiem coś ciekawszego niż powrót na ciepłą posadkę w biurze. Allen szuka szczęścia w branży budowlanej, ale nie układa mu się. Przenosi się ze stanu do stanu, klepiąc biedę i nigdzie nie mogąc zagrzać na dłużej miejsca. W końcu zostaje przypadkowo wplątany w napad rabunkowy i jako mimowolny wspólnik, skazany na dziesięć lat obozu pracy. Od pierwszego dnia pobytu nonkonformistyczny Allen jest wzburzony panującymi tam nieludzkimi warunkami. Niepokorna postawa czyni z niego częsty obiekt szykan strażników. Po kilku miesiącach, ułożywszy dość spontaniczny plan, Allen ucieka. Wolność nie da mu jednak spodziewanego ukojenia.

Mój najważniejszy wniosek po obejrzeniu tego filmu? Jestem w absolutnym szoku, ale wygląda na to, że w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku funkcjonował odpowiednik Gułagu. Nie mówię tu oczywiście o skali czy znaczeniu systemu pracy przymusowej w gospodarce. To rzecz nieporównywalna z realiami ZSRR. Jednak mechanizm dehumanizacji i niszczenia ludzkiej indywidualności (o ile film nie mija się z prawdą) był dokładnie taki sam. Więźniowie "chain gangu" noszą jednakowe pasiaki, mają założone na stałe kajdany, a na czas transportu są ze sobą łączeni długimi łańcuchami. Karmieni są fatalnie. Pracują w katorżniczych warunkach, których wielu nie przeżywa. Do tego dochodzi brutalność strażników, którzy stosują surowy system kar, łącznie z biciem i chłostą. Naprawdę nie życzyłbym nikomu, żeby został wysłany do takiego miejsca na "resocjalizację". Dodatkowo film krytykuje niesprawiedliwy i nieczytelny system apelacji, który dawał członkom komisji apelacyjnych niemal wszechwładzę nad losem osadzonych. Piszę o tym tak szeroko z powodu społecznego znaczenia Jestem zbiegiem. O ile zazwyczaj należy brać poprawkę na licencję artystyczną, w przypadku tego filmu komentarze krytyków potwierdzają prawdziwość przedstawionych w nim faktów.

Teraz kilka słów o artystycznej stronie filmu. Najistotniejsza jest oczywiście rola Paula Muniego, który po rewelacyjnej kreacji gangstera w Człowieku z blizną dorzuca w 1932 roku drugą, całkowicie odmienną i co najmniej równie dobrą. Jego James Allen przechodzi podczas filmu niezwykłą ewolucję od młodego marzyciela, poprzez człowieka zdeterminowanego do walki z systemem po kilka innych jeszcze wcieleń. W każdym z nich zmienia się jego spojrzenie i mowa ciała, a elementem wspólnym pozostaje charakterystyczna fryzura Muniego i kapelusz. To bardzo poruszająca kreacja, tak mocna że dosłownie przysłania innych występujących w filmie aktorów. Drugi plan jest solidny, ale zdecydowanie drugoplanowy właśnie. Na wyróżnienie zasługuje tu szczególnie Edward Ellis jako jeden z obozowych kompanów Jamesa. Narracja skupiona na Munim ma oczywiście za zadanie oddziaływać na emocje widza. Losy niewinnego skazańca rzuconego na pastwę bezlitosnego systemu muszą chwytać za serce. Mervyn LeRoy stosuje sprytne sztuczki, na przykład ustami głównego bohatera komentując brutalne zachowanie strażników. James Allen wyraża na głos myśli widza i błyskawicznie zostaje za to ukarany. Trudno się w takiej sytuacji z nim nie identyfikować.

Jestem zbiegiem to także świetne zdjęcia. Operator Sol Polito w pomysłowy sposób wykorzystuje oświetlenie, by nadać kolejnym scenom odpowiedni nastrój. Na uznanie zasługuje scena zamykająca film, w której Muni dosłownie zanurza się w ciemności. Polito ma także oko do ciekawych ujęć. Najbardziej zapadł mi w pamięć daleki plan obejmujący kanion, w którym dziesiątki odzianych w pasiaki postaci machają kilofami, pracując przy wydobyciu kamienia. Film nominowano do Oscara za realizację dźwięku i dźwięk rzeczywiście odgrywa ważną rolę w tej opowieści. W szczególności sceny obozowe wrywają się w pamięć nieustannym chrobotem różnego rodzaju kajdan i łańcuchów, w które pozakuwani są więźniowie.

Jestem zbiegiem to nie tylko bardzo ważny film w dziejach "kina moralnego niepokoju". Jako świetnie zrealizowany dramat stanowi punkt obowiązkowy dla każdej osoby zainteresowanej kinem międzywojennym. Ponury w swojej wymowie, jednocześnie wciąga od pierwszej do ostatniej sceny, żywo angażując widza w losy skrzywdzonego przez system Jamesa Allena. Obejrzałem go z prawdziwą przyjemnością. Wystawiam 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz