Film o diable, który chciał wygrać zakład.
Reżyseria: F.W. Murnau
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1h 46 min.
Występują: Gösta Ekman, Emil Jannings, Camilla Horn, Frida Richard, Wilhelm Dieterle, Yvette Guilbert
Kiedy Fritz Lang wziął na warsztat klasyk germańskiej literatury, efektem były genialne Nibelungi. Friderich Wilhelm Murnau postanowił pójść w jego ślady i w roku 1926 nakręcił adaptację Fausta. Efekt nie jest tak piorunujący, jak w przypadku dzieła Langa. Być może ma tu coś do rzeczy fakt, że podczas postprodukcji filmu Murnau jedną nogą był już w Hollywood (wyjechał jeszcze przed premierą). Nie znaczy to, że film jest zły. Po prostu daleko mu do ekspresjonistycznej pierwszej ligi.
Fabuła Fausta czerpie zarówno z legendy ludowej o tym bohaterze, jak i z dramatu Goethego. Tytułowa postać, sędziwy alchemik, staje się obiektem zakładu pomiędzy pewnym archaniołem a Mefistofelesem. Diabeł utrzymuje, że jest w stanie sprowadzić mężczyznę na złą drogę, a w razie zwycięstwa ma otrzymać władzę nad światem. Sprowadzenie Fausta na manowce wydaje się niezbyt trudne. Diabeł najpierw mydli mu oczy niedoskonałym darem uzdrawiania, później zaś kusi przywróceniem młodości i wdziękami kobiet. Ostatecznym wyzwaniem jest zdobycie dla Fausta miłości niewinnej Gretchen, co ściąga na nią i jej rodzinę lawinę nieszczęść.
Faustowi do zarzucenia mam dwie rzeczy. Pierwszą jest pewna niejasność fabuły. Warunki zwycięstwa Mefistofelesa w zakładzie są nieczytelne. Kilkakrotnie zdaje się oczywiste, że wygrał, a jednak historia alchemika i diable zabiegi wokół niego toczą się dalej. W dodatku Mefistofeles ma osobowość mitologicznego trickstera, któremu bardziej zależy na płataniu okrutnych figli, niż na zdobywaniu dusz grzeszników. Na to przynajmniej wskazują jego działania, często destrukcyjne dla sprawy wielkiego zakładu. Ostateczne rozwiązanie tej kwestii również mocno mnie zawiodło.
Drugi problem to kiepska obsada głównej roli. Gösta Ekman jest drewnianym i nieciekawym Faustem, bardziej kukiełką realizującą kolejne punkty scenariusza niż człowiekiem z krwi i kości. Jego bohater przez cały film niczego nie osiąga własnymi siłami. Albo ponosi porażki, albo dostaje wszystko podane na diablej tacy. Ekman nie zdołał wyciągnąć niczego z tej niewątpliwie trudnej roli. Szkoda, że Murnau nie dał szansy komuś pokroju Conrada Veidta. Na szczęście inni aktorzy lepiej wywiązali się ze swoich zadań. W kolejnym już filmie znakomitą rolę odnotowuje Emil Jannings, tym razem jako Mefistofeles. Niemiec jest aktorem wszechstronnym, pomysłowym i dysponującym magnetyczną osobowością. Jego diabeł jest zarazem śmieszny, pociągający i niebezpieczny. W trakcie filmu kilkakrotnie zmienia kostiumy, ale humorystycznym znakiem rozpoznawczym jest wystający spod szat ogon. Dobrze spisuje się także Camilla Horn jako Gretchen, bardzo wiarygodna w końcowych, mocno nieprzyjemnych scenach filmu.
Drugi problem to kiepska obsada głównej roli. Gösta Ekman jest drewnianym i nieciekawym Faustem, bardziej kukiełką realizującą kolejne punkty scenariusza niż człowiekiem z krwi i kości. Jego bohater przez cały film niczego nie osiąga własnymi siłami. Albo ponosi porażki, albo dostaje wszystko podane na diablej tacy. Ekman nie zdołał wyciągnąć niczego z tej niewątpliwie trudnej roli. Szkoda, że Murnau nie dał szansy komuś pokroju Conrada Veidta. Na szczęście inni aktorzy lepiej wywiązali się ze swoich zadań. W kolejnym już filmie znakomitą rolę odnotowuje Emil Jannings, tym razem jako Mefistofeles. Niemiec jest aktorem wszechstronnym, pomysłowym i dysponującym magnetyczną osobowością. Jego diabeł jest zarazem śmieszny, pociągający i niebezpieczny. W trakcie filmu kilkakrotnie zmienia kostiumy, ale humorystycznym znakiem rozpoznawczym jest wystający spod szat ogon. Dobrze spisuje się także Camilla Horn jako Gretchen, bardzo wiarygodna w końcowych, mocno nieprzyjemnych scenach filmu.
Scenografia i zdjęcia oferują to, co ekspresjonizm miał najlepszego do zaproponowania. Murnau i odpowiedzialny za zdjęcia Carl Hoffmann umiejętnie grają światłem, budując atmosferę niesamowitości i grozy. Film chętnie korzysta także z efektów specjalnych obejmujących przede wszystkim rozmaite sztuczki z ogniem oraz animowane wstawki. Wszystko to uzupełniają utrzymane w średniowiecznym klimacie dekoracje. Dzięki połączeniu tych elementów otrzymaliśmy tak pamiętne sceny jak sędziwego Fausta wrzucającego do ognia swój alchemiczny księgozbiór, czy też przyzwanie (w otoczce rodem z horroru) po raz pierwszy Mefistofelesa.
Faust mimo swych zalet nie jest najlepszym z dzieł niemieckiego ekspresjonizmu. Robi wrażenie nieco martwej inscenizacji, a nie opowieści o prawdziwych ludziach i ich dylematach. Jednym słowem zabrakło mu duszy. Z drugiej strony warto go zobaczyć dla kreacji Janningsa, a także dla bardzo nowatorskich jak na te czasy efektów specjalnych. Jest ciekawym przeżyciem intelektualnym, jednak nie udało mu się wzbudzić we mnie emocji. Dlatego Faust otrzymuje 7 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz