Film o intelektualnej nędzy amerykańskiego uniwersytetu
Reżyseria: Sam Taylor i Fred C. Newmeyer
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 16 min.
Występują: Harold Lloyd, Jobyna Ralston
Trzecia (po Jeszcze wyżej! i Ach te dziewczęta) z komedii Sama Taylora i Freda Newmeyera z Haroldem Lloydem w roli głównej przybliża nam amerykańskie środowisko "uniwersyteckie". Piszę to w cudzysłowie, ponieważ sami autorzy określają fikcyjny Uniwersytet Tate jako "wielki stadion z doczepioną z boku uczelnią". Niech żyje sport! jest dość kąśliwą satyrą na amerykańską kulturę studencką lat dwudziestych, pełną próżności, pozerstwa i plebejskości. W wielu aspektach jest w tym podobna do dzisiejszej.
Lloyd tym razem wciela się w Harolda Lamba, młodzieńca który po wielu wyrzeczeniach dostaje się do wymarzonego college'u. Chłopakowi bardzo zależy na zdobyciu popularności wśród braci studenckiej, co planuje osiągnąć dzięki naśladowaniu zachowania Speedy'ego - bohatera swojego ulubionego filmu o studentach. Harold powtarza jego powiedzonka i charakterystyczne gesty, a dodatkowo lekką ręką szasta pieniędzmi, z pozoru zyskując sympatię nowych znajomych. Nie zdaje sobie sprawy, że za plecami jest obiektem drwin. Jedyną osobą, która naprawdę go lubi, jest Peggy, pełna ciepła córka jego gospodyni. W pogodni za popularnością Harold zapisuje się do drużyny futbolowej. Brak mu umiejętności, lecz trener docenia jego waleczność, kiedy chłopak przez kilka godzin dzielnie zastępuje manekina treningowego. Oficjalnie zostaje przyjęty do zespołu, choć ma nigdy nie wybiec na boisko podczas meczu. Kiedy Harold dowiaduje się w końcu, że jego "przyjaciele" wyśmiewają go za plecami, postanawia za wszelką cenę wywalczyć sobie szacunek dzięki sukcesowi na boisku futbolowym.
Z pozoru Niech żyje sport! jest lekką komedią obyczajową traktującą o akceptacji i dojrzewaniu. Przy bliższym przyjrzeniu się dostrzegamy jednak ciętą satyrę na środowisko pseudoakademickie. Chociaż miejscem akcji jest uniwersytet, żaden z bohaterów filmu nie przejawia najmniejszego zainteresowania nauką, ani nie wykonuje żadnych działań w tym kierunku. Miasteczko akademickie jest centrum życia towarzyskiego, a jedynym, co wydaje się określać pozycję jego mieszkańców, jest nieoficjalny ranking popularności. O pozycji w nim decyduje hojność wobec studenckiej braci (a więc zamożność), intensywność imprezowania oraz osiągnięcia sportowe. Dzięki temu trzeciemu czynnikowi możemy przyjrzeć się środowisku związanemu z najważniejszym uniwersyteckim sportem - futbolem amerykańskim. Został on ukazany (zgodnie z prawdą) jako dyscyplina prymitywna, polegająca głównie na brutalnych przepychankach, wymagająca od zawodników głównie siły i sprawności fizycznej. Intelekt nie ma żadnego znaczenia. Zaiste sport godny uczelni.
Główny bohater filmu to postać dość kontrowersyjna. Nie sposób odmówić mu hartu ducha i wytrwałości (tak samo jak poprzednim bohaterom Lloyda), cechuje go jednak znaczna niedojrzałość. Nie tylko naśladuje niedorzeczną postać z filmu, ale bez oporów trwoni ciężko zarobione oszczędności, wyprawiając potańcówki i fundując żerującym na nim studenciakom "lody". Brać studencka ukazana jest jako grono kłamliwych, szyderczych pasożytów. Normalnie rozumującą postacią jest tylko Peggy, która zresztą wykonuje w tym "akademickim" filmie jedyną czynność wymagającą jakiegokolwiek wysiłku umysłowego - rozwiązuje krzyżówkę. Nie ma jednak pewności, czy dziewczyna jest studentką, wygląda raczej na osobę z "obsługi administracyjnej".
Jeśli chodzi o humor i walory rozrywkowe Niech żyje sport!, nie jest z tym najgorzej, chociaż jakoś wybitnie również nie. Gagi mają charakter slapstickowy - w przypadku wyczynów Lloyda i satyryczny - w przypadku całej reszty. Dwie wyróżniające się sceny komediowe to przemówienie Harolda do studentów, które wygłasza on z nader niewygodnej pozycji, będąc napastowanym przez ukrytego pod swetrem kota, oraz dość rozbudowana scena balu, w którym bohater bierze udział przywdziany w rozpadający się garnitur. Tradycyjnie wieńcząca filmy Lloyda sekwencja akcji obejmuje tym razem mecz futbolowy, podczas którego Harold zostaje straszliwie poturbowany, popełnia koszmarne pomyłki wynikające z dezorientacji i braku umiejętności, jednak cały czas mężnie walczy o zwycięstwo. Nie do końca mi się to podobało, głównie dlatego, że nie znoszę futbolu amerykańskiego.
Jeżeli chodzi o poziom rozrywki, Niech żyje sport! wypada słabiej zarówno od atrakcyjnego wizualnie Jeszcze wyżej! jak i niezłego fabularnie Ach te dziewczęta. Jego atutem jest wyeksponowanie absurdów amerykańskiej kultury studenckiej. Ciekawie było zobaczyć, że już przed stu laty tamtejsze uczelnie mniejszego kalibru trapiły problemy, które dzisiaj występują chyba w jeszcze większym stopniu. W gruncie rzeczy obraz Uniwersytetu Tate i jego studentów o wątpliwej moralności i inteligencji jest przygnębiający. Ale cieszę się, że mogłem się o tym przekonać. Niech żyje sport! otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek. Nie jest to idealna komedia, ale całkiem ciekawe przeżycie filmowe.
Reżyseria: Sam Taylor i Fred C. Newmeyer
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 16 min.
Występują: Harold Lloyd, Jobyna Ralston
Trzecia (po Jeszcze wyżej! i Ach te dziewczęta) z komedii Sama Taylora i Freda Newmeyera z Haroldem Lloydem w roli głównej przybliża nam amerykańskie środowisko "uniwersyteckie". Piszę to w cudzysłowie, ponieważ sami autorzy określają fikcyjny Uniwersytet Tate jako "wielki stadion z doczepioną z boku uczelnią". Niech żyje sport! jest dość kąśliwą satyrą na amerykańską kulturę studencką lat dwudziestych, pełną próżności, pozerstwa i plebejskości. W wielu aspektach jest w tym podobna do dzisiejszej.
Lloyd tym razem wciela się w Harolda Lamba, młodzieńca który po wielu wyrzeczeniach dostaje się do wymarzonego college'u. Chłopakowi bardzo zależy na zdobyciu popularności wśród braci studenckiej, co planuje osiągnąć dzięki naśladowaniu zachowania Speedy'ego - bohatera swojego ulubionego filmu o studentach. Harold powtarza jego powiedzonka i charakterystyczne gesty, a dodatkowo lekką ręką szasta pieniędzmi, z pozoru zyskując sympatię nowych znajomych. Nie zdaje sobie sprawy, że za plecami jest obiektem drwin. Jedyną osobą, która naprawdę go lubi, jest Peggy, pełna ciepła córka jego gospodyni. W pogodni za popularnością Harold zapisuje się do drużyny futbolowej. Brak mu umiejętności, lecz trener docenia jego waleczność, kiedy chłopak przez kilka godzin dzielnie zastępuje manekina treningowego. Oficjalnie zostaje przyjęty do zespołu, choć ma nigdy nie wybiec na boisko podczas meczu. Kiedy Harold dowiaduje się w końcu, że jego "przyjaciele" wyśmiewają go za plecami, postanawia za wszelką cenę wywalczyć sobie szacunek dzięki sukcesowi na boisku futbolowym.
Z pozoru Niech żyje sport! jest lekką komedią obyczajową traktującą o akceptacji i dojrzewaniu. Przy bliższym przyjrzeniu się dostrzegamy jednak ciętą satyrę na środowisko pseudoakademickie. Chociaż miejscem akcji jest uniwersytet, żaden z bohaterów filmu nie przejawia najmniejszego zainteresowania nauką, ani nie wykonuje żadnych działań w tym kierunku. Miasteczko akademickie jest centrum życia towarzyskiego, a jedynym, co wydaje się określać pozycję jego mieszkańców, jest nieoficjalny ranking popularności. O pozycji w nim decyduje hojność wobec studenckiej braci (a więc zamożność), intensywność imprezowania oraz osiągnięcia sportowe. Dzięki temu trzeciemu czynnikowi możemy przyjrzeć się środowisku związanemu z najważniejszym uniwersyteckim sportem - futbolem amerykańskim. Został on ukazany (zgodnie z prawdą) jako dyscyplina prymitywna, polegająca głównie na brutalnych przepychankach, wymagająca od zawodników głównie siły i sprawności fizycznej. Intelekt nie ma żadnego znaczenia. Zaiste sport godny uczelni.
Główny bohater filmu to postać dość kontrowersyjna. Nie sposób odmówić mu hartu ducha i wytrwałości (tak samo jak poprzednim bohaterom Lloyda), cechuje go jednak znaczna niedojrzałość. Nie tylko naśladuje niedorzeczną postać z filmu, ale bez oporów trwoni ciężko zarobione oszczędności, wyprawiając potańcówki i fundując żerującym na nim studenciakom "lody". Brać studencka ukazana jest jako grono kłamliwych, szyderczych pasożytów. Normalnie rozumującą postacią jest tylko Peggy, która zresztą wykonuje w tym "akademickim" filmie jedyną czynność wymagającą jakiegokolwiek wysiłku umysłowego - rozwiązuje krzyżówkę. Nie ma jednak pewności, czy dziewczyna jest studentką, wygląda raczej na osobę z "obsługi administracyjnej".
Jeśli chodzi o humor i walory rozrywkowe Niech żyje sport!, nie jest z tym najgorzej, chociaż jakoś wybitnie również nie. Gagi mają charakter slapstickowy - w przypadku wyczynów Lloyda i satyryczny - w przypadku całej reszty. Dwie wyróżniające się sceny komediowe to przemówienie Harolda do studentów, które wygłasza on z nader niewygodnej pozycji, będąc napastowanym przez ukrytego pod swetrem kota, oraz dość rozbudowana scena balu, w którym bohater bierze udział przywdziany w rozpadający się garnitur. Tradycyjnie wieńcząca filmy Lloyda sekwencja akcji obejmuje tym razem mecz futbolowy, podczas którego Harold zostaje straszliwie poturbowany, popełnia koszmarne pomyłki wynikające z dezorientacji i braku umiejętności, jednak cały czas mężnie walczy o zwycięstwo. Nie do końca mi się to podobało, głównie dlatego, że nie znoszę futbolu amerykańskiego.
Jeżeli chodzi o poziom rozrywki, Niech żyje sport! wypada słabiej zarówno od atrakcyjnego wizualnie Jeszcze wyżej! jak i niezłego fabularnie Ach te dziewczęta. Jego atutem jest wyeksponowanie absurdów amerykańskiej kultury studenckiej. Ciekawie było zobaczyć, że już przed stu laty tamtejsze uczelnie mniejszego kalibru trapiły problemy, które dzisiaj występują chyba w jeszcze większym stopniu. W gruncie rzeczy obraz Uniwersytetu Tate i jego studentów o wątpliwej moralności i inteligencji jest przygnębiający. Ale cieszę się, że mogłem się o tym przekonać. Niech żyje sport! otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek. Nie jest to idealna komedia, ale całkiem ciekawe przeżycie filmowe.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz