niedziela, 14 października 2018

Na zachodzie bez zmian/All Quiet on the Western Front (1930)

Film o ludziach w okopach

Reżyseria: Lewis Milestone
Kraj: USA
Czas trwania: 2 h 13 min.

Występują: Lew Ayres, Louis Wolheim, William Bakewell, Slim Summerville

Wszystko zaczyna się w niemieckim miasteczku, w którym trwają przygotowania do wojny. Jest rok 1914. W miejscowej szkole nauczyciel zagrzewa wychowanków, żeby zaciągnęli się do wojska. Cóż za płomienna mowa. W jego wizji chłopcy są promiennymi herosami, którzy mają szczęście w tak wspaniały sposób rozpoczynać życie. Przecież słodko i chwalebnie jest umierać za ojczyznę. Mimo oczywistej hipokryzji (i głupoty) jego słów młodzicy dają się porwać patriotycznemu uniesieniu. Cała klasa zaciąga się na ochotnika. Wkrótce poznamy konsekwencje tego wyboru. 

Tak zaczyna się jeden z najsłynniejszych filmów antywojennych. Na zachodzie bez zmian powstał na podstawie głośnej powieści Ericha Marii Remarque. Do produkcji zaangażowano grupę mniej znanych aktorów, wśród których prym wiedzie Louis Wolheim w roli zaradnego weterana. Za kamerą stanął Lewis Milestone, reżyser znany do tej pory z solidnych ale nie wyróżniających się jakoś szczególnie produkcji. Dużo zainwestowano w realistyczne plany zdjęciowe - rozbudowaną scenerię okopów i zasieków, zniszczonych bombardowaniami miasteczek i pokrytej lejami po bombach ziemi niczyjej. Do tego rzecz jasna realistyczne mundury i wyposażenie. Nie uświadczymy jednak w filmie jakichś rozbudowanych manewrów wojskowych. Na zachodzie bez zmian koncentruje się na przeżyciach jednostek - zwykłych żołnierzy rzuconych na pastwę losu. Na froncie szybko odkrywają, że ich życie lub śmierć nie mają w obliczu wojny najmniejszego znaczenia.

Kolejne sceny filmu ukazują najpierw konfrontację romantycznych wyobrażeń żołnierzy z wojenną rzeczywistością, później zaś sposoby na radzenie sobie z codziennością i bezsensownością śmierci. Jedną z dobitniejszych małych historii przedstawionych w filmie jest ta dotycząca miejskiego listonosza. Lubiany przez wszystkich doręczyciel jako wojskowy sierżant staje się sadystycznym tyranem, który bezlitośnie musztruje rekrutów w obozie szkoleniowym. Później trafia na front. Tam okazuje się, że jego ranga nie ma żadnego znaczenia. Niedawny ciemiężca staje się najpierw obiektem otwartych żartów swych niedawnych podkomendnych, a później, podczas nocnego szturmu, takim samym biegnącym na wroga mięsem armatnim jak wszyscy inni.

Pole bitwy ukazane jest jako królestwo chaosu. Podczas odpierania jednego ze szturmów oglądamy szaleńczą szarżę Francuzów, wycofanie się obrońców, kontratak i powrót do status quo. Wrażenie kompletnego obłędu osiągnięte jest dzięki szaleńczej mozaice ujęć, z jakich oglądamy walkę. Zza pleców obrońców. Wzdłuż okopu. Równolegle. Prostopadle. Z przodu na karabiny maszynowe. Płynnie wzdłuż szeregu padających jak muchy napastników. Później z góry na biegających między okopami i walczących wręcz Całkowity zamęt, który kończy się dokładnie tam, gdzie się zaczął, jeśli nie uwzględnić setek zabitych.

Żołnierze tracą zmysły. Wielu dopada samobójcza apatia lub ogarnia ich "tchórzostwo" (czyli schorzenie znane dziś jako syndrom stresu pourazowego). Inni szukają zapomnienia w alkoholu. Liczni lądują w lazaretach, gdzie umierają od ran bądź przechodzą amputacje. Utrata kończyny to prawdziwe szczęście - dla kaleki wojna jest skończona, a życie ocalone. Prawie wszyscy frontowcy popadają w końcu w obojętność, taktując śmierć nawet bliskich kolegów jako coś zupełnie naturalnego. Wpisują ich do rejestru, po czym wracają do przerwanej partyjki kart. Spokojnie czekają na swoją kolej. Symbolem tej postawy są piękne wojskowe buty, które ściągane zwłokom, kolejno przechodzą na własność kolejnych członków kompanii.

A co myślą młodzi Niemcy o "wrogu"? Francuzi czy Anglicy są dla nich zwykłymi ludźmi z drugiej strony frontu. Nie czują do nich nienawiści, bo żaden nawet nie zna Anglika. Nikt nie wie, po co właściwie ze sobą walczą i co chcą osiągnąć.  Przecież nikt tej wojny nie chciał. Dlatego chętni nie mają problemu z przekradnięciem się nocą za graniczną rzekę, żeby podzielić się prowiantem z głodnymi francuskimi wieśniaczkami i odebrać od nich zapłatę w naturze. Krótka chwila ukojenia w oku wojennego cyklonu.

Sceny z frontu zostają odpowiednio podsumowane podczas przepustki jednego z bohaterów, kiedy to powraca on do rodzinnego miasteczka. Najpierw wysłuchuje z ust oddających mu najwyższy szacunek cywili wykładu o tym, jak naprawdę jest na wojnie. Później zostaje poproszony przez pamiętnego nauczyciela o zachęcenie do boju kolejnej klasy młodych patriotów. Jego przemowa jest wstrząsająca. Mówi o bezsensie walki, o śmierci, apatii i o tym, że nie warto umierać za ojczyznę. Trudno powiedzieć, czy przynosi to jakiś skutek poza spojrzeniami pełnymi zawodu i pogardy. Żołnierz nie czuje się już częścią społeczeństwa, z którego wyszedł. Jedyne braterstwo łączy go z kolegami na froncie. Tam pozostała jedyna w życiu pewność. Wie, że w końcu przyjdzie kolej także na niego.

Na zachodzie bez zmian jest filmem wstrząsającym. Przesłanie antywojenne jest bardzo dobrze uargumentowane na poziomie intelektualnym, natomiast na poziomie emocjonalnym zwala z nóg. Nie ma tutaj taniej propagandy, romantyczne kłamstwa zostają zmieszane z błotem. Nie ma nic pięknego, ani bohaterskiego. Na końcu zostaje niewiele, bo nie ma nawet nadziei, że przyszłe pokolenia wyciągną z tej bezsensownej rzezi jakąś lekcję. Przynajmniej po śmierci każdy z nich odnajdzie upragniony spokój.

Film otrzymuje ode mnie 10 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

1 komentarz:

  1. "Kolejne sceny filmu ukazują najpierw konfrontację romantycznych wyobrażeń żołnierzy z wojenną rzeczywistością, później zaś sposoby na radzenie sobie z codziennością i bezsensownością śmierci. Jedną z dobitniejszych małych historii przedstawionych w filmie jest ta dotycząca miejskiego listonosza. Lubiany przez wszystkich doręczyciel jako wojskowy sierżant staje się sadystycznym tyranem, który bezlitośnie musztruje rekrutów w obozie szkoleniowym. Później trafia na front. Tam okazuje się, że jego ranga nie ma żadnego znaczenia. Niedawny ciemiężca staje się najpierw obiektem otwartych żartów swych niedawnych podkomendnych, a później, podczas nocnego szturmu, takim samym biegnącym na wroga mięsem armatnim jak wszyscy inni." Ten fragment jest genialny- jest bardzo motywujący do tego, aby zobaczyć film! Opinia jest tak przeładowana emocjami, zachowując przy tym obiektywizm, że nawet nie widząc jeszcze filmu, rodzi się żądza i pragnienie zobaczenie go, które zapewne utrzyma się w trakcie oglądania... Chociaż to dziwne,że człowiek może być rządny takich emocji , ale w ocenie widać,że film naprawdę godny uwagi! Cała recenzja świetna ! Brawo :) :)

    OdpowiedzUsuń