wtorek, 25 grudnia 2018

Ostatnie wydanie/Five Star Final (1931)

Film o hienach

Reżyseria: Mervyn LeRoy
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 29 min.

Występują: Edward G. Robinson, Marian Marsh, H.B. Warner, Anthony Bushell, George E. Stone, Frances Starr, Ona Munson, Boris Karloff, Aline MacMahon, Oscar Apfel

Tabloidy znalazły się w roku 1931 na celowniku filmowców. Krytyka "żółtego dziennikarstwa" była tematem przewodnim Strony tytułowej, filmu nad wyraz mocnego i złośliwego. Cóż więc powiedzieć o Ostatnim wydaniu, obrazie tak dla dziennikarzy bezlitosnym i druzgocącym, że mógł powstać tylko przed wprowadzeniem Kodeksu Haysa. We wspomnianym wcześniej filmie Lewisa Milestone'a dziennikarskie hieny były gotowe na niejedno, żeby zdobyć jak najpoczytniejszą relację z egzekucji mordercy. W Ostatnim wydaniu posuwają się jeszcze dalej, bez skrupułów rzucając na żer publiki zwyczajną rodzinę, która miała nieszczęście skrywać od wielu lat wstydliwą tajemnicę. Tytuł filmu nawiązuje do stosowanej w okresie jego produkcji praktyki publikacji kilku wydań gazety dziennie. Ostatnie z nich zawierało z reguły najdonioślejsze niusy z całego dnia.

Akcja Ostatniego wydania rozgrywa się na przestrzeni jednej doby w redakcji tabloidu, którego kierownictwo przygotowuje nową taktykę zwiększenia sprzedaży. Pozbawiony skrupułów wydawca Bernard Hinchecliffe postanawia odgrzebać skandal sprzed 20 lat. Wówczas to młoda dziewczyna Nancy Voorhes, będąc w ciąży, zastrzeliła swego kochanka, gdy ten odmówił jej małżeństwa. O jej dalszych losach wiadomo tylko, że uniknęła więzienia dzięki wyrozumiałości sądu. Redaktor naczelny Joseph Randall mimo pewnych oporów wysyła swoich reporterów, by ustalili, co się obecnie dzieje z Nancy. Okazuje się, że kobieta i jej obecny mąż Michael Townsend przygotowują się właśnie do ślubu córki Jenny. Dziewczyna została wychowana przez Michaela jak własne dziecko i nie ma pojęcia o przeszłości matki. Jeden z pismaków, Vernon Isopod, podając się za pastora, wkrada się w łaski rodziny i wyciąga od nich kolejne informacje. Następnie Randall i jego ekipa przypuszczają medialny atak na niespodziewająca się niczego rodzinę, co prowadzi do tragicznych konsekwencji.

Ostatnie wydanie wręcz przytłacza ciężarem gatunkowym. Problem tabloidów żerujących na ludzkim nieszczęściu jest dziś równie aktualny jak w latach produkcji filmu, a Mervyn LeRoy absolutnie nie miał zamiaru patyczkować się z tematem. Przedstawiona w filmie ekipa redakcyjna to zbieranina szumowin, kanalii i bezwzględnych karierowiczów, którzy nic sobie nie robią z konsekwencji swoich czynów. To zwykłe gnidy spocone w pogoni za sensacją. Hinchecliffe i jego koledzy z zarządu są zainteresowani wyłącznie wynikami sprzedaży i aktywnie zachęcają dziennikarzy do kreowania sensacyjnych tematów. Randall, grany przez świetnego Edwarda G. Robinsona, jest jedną z nielicznych osób posiadających resztki honoru, ale zazwyczaj zapomina o nich podczas codziennej redakcyjnej gonitwy. Żadnych skrupułów nie mają zapijaczony, perfidny Isopod czy zdzirowata Kitty Carmody. Rodzina Towsendów jest w konfrontacji z nimi całkowicie bezradna. Nawet gdy cała operacja prowadzi do opłakanych skutków, tylko nieliczni członkowie redakcji przechodzą jako takie otrzeźwienie. Jak podsumowuje wydawca, przecież za kilka dni wszyscy zapomną o historii Nancy i będą się emocjonować nowymi sensacjami. Pobocznym i dość smutnym wątkiem Ostatniego wydania jest fundamentalna rola reputacji wśród amerykańskich wyższych sfer. Perspektywa jej utraty jest dla Townsendów ciosem tak straszliwym, że absolutnie nie potrafią sobie z nim poradzić. Zupełnie jakby wraz z reputacją mieli stracić godność osobistą.

Film ma rozbudowaną obsadę, wśród której wyróżnia się przede wszystkim wspomniany Robinson jako stary dziennikarski wyga. Poza nim moją uwagę zwrócili Boris Karloff jako Isopod i Marian Marsh w roli młodej Jenny Townsend. Co dość oryginalne, film nie skupia się na żadnej z około dziesięciu postaci, każdej z nich dając sporo czasu ekranowego i starając się zaprezentować jej punkt widzenia. Nawet znudzone redakcyjne telefonistki mają własną osobowość, stanowiąc zresztą jeden z nielicznych humorystycznych akcentów w filmie. Chwytających za serce scen jest sporo. Najlepszą jest ciekawie zmontowana sekwencja, kiedy Nancy usiłuje ubłagać pismaków, żeby wycofali artykuł z publikacji. Na ekranie podzielonym na trzy części jest kolejno odsyłana od Hichecliffe'a do Randalla i z powrotem, bezskutecznie usiłując coś ugrać. Obaj mężczyźni są jednak zainteresowani głównie zakończeniem kłopotliwej rozmowy. Druga mocna sekwencja to finał filmu, w którym obserwujemy prawdziwą eksplozję temperamentu redaktora naczelnego. Jedynym, co nie do końca mi podeszło, jest nieco zbyt patetyczny monolog wygłoszony pod adresem dziennikarzy przez jednego z pokrzywdzonych. Idea słuszna, ale aktor nie sprzedał tekstu wystarczająco dobrze.

Ostatnie wydanie jest emocjonującym filmem poruszającym ważny temat. Wciągający, całkiem dobrze zagrany, to kolejny ukryty klejnot z nieco już zapomnianych czasów. Warto go obejrzeć dla Edwarda G. Robinsona, zblazowanych telefonistek i wzbudzanych w widzu silnych emocji. Niekoniecznie w tej kolejności. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz