Film o mumii
Reżyseria: Karl Freund
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 13 min.
Występują: Boris Karloff, Zita Johann, David Manners, Arthur Byron, Edward Van Sloan
We wczesnych latach trzydziestych w Hollywood nastąpił błyskawiczny rozwój filmowego horroru. Jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne filmy grozy zadziwiające pomysłowością i odwagą. Po adaptacjach powieści gotyckich (Frankenstein, Książę Dracula) decydenci z Universal Pictures sięgnęli do innej obiecującej niszy, jaką była "egiptomania". Moda na wszystko, co związane ze starożytnym Egiptem, rozkwitła po odkryciu w 1922 roku grobowca Tutanchamona i dziesięć lat później wciąż pozostawała żywa. Reżyserię "egipskiego horroru" powierzono wybitnemu kinematografowi Karlowi Freundowi (odpowiedzialnemu między innymi za zdjęcia do Portiera z hotelu Atlantic oraz Metropolis), a rolę główną - nowej gwieździe kina grozy, Borisowi Karloffowi. Rezultatem ich wysiłków jest klasyczna Mumia.
Film rozpoczyna się od incydentu podczas wykopalisk archeologicznych w Egipcie. Badacze wydobywają ze starożytnego grobu zmumifikowane ciało kapłana Imhotepa. Jeden z nich nierozważnie otwiera umieszczoną w sarkofagu przeklętą skrzynię. Mumia budzi się do życia i ucieka, przed odejściem doprowadzając nierozsądnego badacza do szaleństwa. Kilka lat później Imhotep w przebraniu współczesnego Egipcjanina pojawia się ponownie w pobliżu wykopalisk i naprowadza archeologów na miejsce pochówku starożytnej egipskiej księżniczki. Kapłan podąża w ślad za badaczami do Londynu, gdzie ma zamiar przejąć wydobyte przez nich przedmioty i użyć ich do przywrócenia do życia swojej ukochanej sprzed tysięcy lat. Do tego celu zamierza wykorzystać Helen Grosvenor, młodą kobietę będącą w jego przekonaniu reinkarnowanym wcieleniem kochanki.
Muszę przyznać, że nie jestem wielkim fanem starożytnego Egiptu, dlatego też opowieści oparte na jego historii nie budzą we mnie szczególnej ekscytacji. Z pewnością wpłynęło to na odbiór przeze mnie Mumii. Film jest dobrze zrealizowany na poziomie technicznym. Pomysłowa, nieco klaustrofobiczna scenografia chętnie korzysta z egipskich rekwizytów i kostiumów. Równie staranna jest charakteryzacja Imhotepa, zarówno w początkowych scenach filmu, kiedy jest zasuszonym truchłem, jak i w późniejszych scenach, gdzie jest zasuszonym człowiekiem. Praca kamery jest więcej niż dobra, szczególnie gdy spogląda ona na tytułowego antybohatera przy użyciu najazdów i zbliżeń na twarz. Dowody swego talentu daje Boris Karloff, który nadał postaci Imhotepa charakterystyczną mimikę i sposób mówienia. Nie sposób wątpić, że ten spokojny, dystyngowany starzec jest śmiertelnie niebezpieczny.
Co więc mi w Mumii nie przypasowało? Po pierwsze, słaba gra aktorska pozostałej części obsady. Zita Johann jako Helen jest drewniana i nudna jak flaki z olejem. Mimo interesujących kostiumów jakoś nie chciało mi się na nią patrzeć. Niewiele dobrego można powiedzieć o archeologach, którzy są tak bezbarwni i nieciekawi, że nie warto nawet wymieniać ich imion. Sytuacji nie poprawia scenariusz, który początkowo wciągający, pod koniec filmu robi się zawiły i dziwaczny. Trudno byłoby mi wyjaśnić szczegóły planu Imhotepa. Kapłan najwyraźniej sam do końca nie zdaje sobie sprawy, czego chce. No i najważniejsze - filmowi brakuje jakiegoś wątku przewodniego, który nadawałby fabule głębszy sens. Frankenstein traktował o poszukiwaniu człowieczeństwa, Książę Dracula o popędach. Tutaj mamy do czynienia z fantastyczną historią, za którą nie kryje się nic głębszego.
Z powyższych powodów Mumia jest filmem, który mimo dużego potencjału nie satysfakcjonuje. Dobrze, że chociaż Boris Karloff nie położył głównej roli. Sądzę, że fani horrorów znajdą w Mumii sporo interesujących momentów. Innym widzom raczej ten film odradzam. Wystawiam 6 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz