sobota, 14 lipca 2018

Metropolis (1927)

Film o rewolcie ludu.

Reżyseria: Fritz Lang
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 2h 29 min.

Występują: Alfred Abel, Gustav Frohlich, Rudolf Klein-Rogge, Fritz Rasp, Theodor Loos, Brigitte Helm

Znów przyszło mi pisać o filmie, o którym napisano już wszystko. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce z Gabinetem doktora Caligari, który zapoczątkował epokę niemieckiego kina ekspresjonistycznego. Metropolis w pewnym sensie zamyka ów okres, będąc bodajże ostatnim głośnym filmem nakręconym w Republice Weimarskiej. Nie jest to pierwsze science fiction na tym blogu, ale bodajże pierwsza antyutopia. Dzieło o imponującym rozmachu realizacyjnym, angażujące tysiące statystów i wyposażone w monumentalne dekoracje, porusza temat nierówności społecznych w dość mrocznym społeczeństwie przyszłości. Thea von Harbou, pisząc scenariusz, czerpała obficie z myśli marksistowskiej, motywów biblijnych oraz często u niej występujących konwencji związanych z patologiami władzy.

Film opowiada o rewolcie społecznej w futurystycznym mieście Metropolis. Jest to wysoce zmechanizowana społeczność podzielona na robotników i klasę wyższą. Robotnicy pracują w ciężkich warunkach przy zasilających miasto maszynach i zamieszkują mroczne, brudne podziemia miasta. Władcy Metropolis zajmują się głównie uciechami. Nad sprawnym działaniem miasta czuwa jego nadzorca, bezwzględny Joh Fredersen, kontrolujący wszystkie procesy ze swego centrum zarządzania na szczycie biurowca zwanego Wieżą Babel. Syn Joha, Freder, postanawia poznać bliżej życie niższej kasty. Pewnego dnia przywdziewa mundur robotnika i ze zgrozą doświadcza, w jak nędznych warunkach żyją ci, którzy muszą go nosić codziennie. Światełkiem nadziei proletariatu jest młoda kobieta imieniem Maria, która przepowiada przyjście mediatora mającego wynegocjować dla robotników lepsze warunki życia i pracy. Joh Fredersen i sprzymierzony z nim ekscentryczny naukowiec Rotwang mają własny plan - porwać Marię i podmienić ją na robotyczny duplikat, który poprowadzi proletariat do rewolucji. Takiej, którą będą mogli utopić we krwi.

Tym, co w Metropolis najsłabsze, jest rażąca naiwność świata, symbolizowana przez motto filmu: Pomiędzy rozumem a rękami musi być serce. Stworzenie społeczeństwa przyszłości opartego na podziale klasowym przerosło możliwości Thei von Harbou. Struktura społeczna Metropolis przedstawiona jest zbyt szczegółowo, by ją zignorować, a jednocześnie jest zbyt nielogiczna, żeby przejść nad nią do porządku dziennego. Dziwne to społeczeństwo, które przy wysokim stopniu mechanizacji wymaga od robotników ciężkiej pracy fizycznej. Tym bardziej że praca ta polega głównie na przesuwaniu wskazówek zegaropodobnych machin, przełączaniu dźwigni i otwieraniu zaworów. Oczywiście na ekranie wygląda to kapitalnie, ale nie ma wielkiego sensu. Zadziwiająca jest także podatność robotniczej masy na manipulację - wystarczy głośno zakrzyknąć, a już biegną niszczyć, budować, palić lub ratować, wedle życzenia. Można całą tę opowieść o walce klas traktować symbolicznie, tym niemniej nie wypada ona najlepiej na tle bardziej przemyślanych dystopijnych społeczeństw, których przecież nie brak w literaturze czy bardziej współczesnym filmie. Samą historię ogląda się przyjemnie. Film jest nakręcony dynamicznie, a na ekranie cały czas dzieje się coś ciekawego. Tym niemniej niedosyt pozostaje.

Teraz o tym, co dobre. Scenografia Metropolis przebija wszystkie wcześniejsze dokonania Fritza Langa i jest jedną z najlepiej opracowanych w historii kina niemego. Dekoracje metropolii będące, jak to w ekspresjonizmie bywało, połączeniem studyjnych makiet i dopracowanych rekwizytów, zapierają dech w piersiach. Czy są to futurystyczne ulice i przestrzenie miasta wypełnione światłami, neonami i wszelkimi odmianami pojazdów jeżdżących i latających, czy zaskakująco podobny do dzisiejszych korpobiur gabinet Fredersena wyposażony w monitory z danymi, wideofon i widok na panoramę miasta, wszystko jest przepięknie dopracowane. Na potrzeby filmu stworzono wymyślną maszynerię na czele z zegarowo-żarówkowymi machinami robotników, zagraconym retortami i "komputerami" laboratorium szalonego Rotwanga oraz robotycznym kostiumem dla Brigitte Helm wcielającej się w mechaniczny duplikat samej siebie. Bardzo dobre są też plany nawiązujące do scen biblijnych, na przykład "nierządnica babilońska" tańcząca w klubie dla zepsutej klasy próżniaczej oraz senna wizja maszynerii jako płonącej paszczy Molocha, do której wrzucane są ofiary z robotników (to czytelne nawiązanie do słynnej sceny z Cabirii).

Zdjęcia nie pozostają w tyle za scenografią. Co prawda operatorzy Karl Freund i Gunther Rittau nie fundują nam takiej uczty geometrycznej, jaka miała miejsce w Nibelungach, za to stosują wiele innowacyjnych efektów specjalnych, w tym kadry mozaikowe i naniesione w jakiś niesamowity sposób na kliszę filmową wiązki energii tańczące wokół machin.

Wśród aktorów na pierwszy plan zdecydowanie wybija się Brigitte Helm w podwójnej roli Marii i jej sobowtóra. Ta debiutantka wnosi na plan dużo energii i świetnie radzi sobie z nadaniem odmiennych osobowości swoim dwóm (najważniejszym w filmie) kreacjom. Debiutantem jest także Gustav Frohlich w roli młodego Fredera, nie jest jednak tak olśniewający jak jego ekranowa partnerka. Pozostałe istotne postacie odgrywają stali współpracownicy Langa tacy jak Alfred Abel, Theodor Loos czy Rudolf Klein-Rogge. Temu ostatniemu kolejny już raz powierzono rolę targanego namiętnościami szaleńca (Rotwanga). Oj, chyba przyszedł już czas przestać odcinać kupony od pamiętnej roli Doktora Mabuse, panie Rudolfie.

Metropolis zafascynowało mnie scenografią i rozmachem, natomiast nie olśniło fabułą. Prawdę mówiąc, od strony scenariusza film ten wydaje się dość toporny w porównaniu z poprzednimi dokonaniami duetu Lang i von Harbou. Co ciekawe, Metropolis zrobiło ponoć furorę wśród członków partii nazistowskiej, z Goebbelsem na czele. Być może z punktu widzenia potencjalnego narzędzia agitacji klepiących biedę robotników było przekonujące. Osobiście doceniam ambitne jak zawsze zamysły Fritza Langa. Od strony technicznej osiągnął pełen sukces, natomiast fabularnie nie jest może źle, ale też ma się czym zachwycać. Wystawiam Metropolis 9 gwiazdek. Gdyby nie pionierska rola tego filmu w gatunku science fiction, ocena byłaby nieco niższa.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz