Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sergiej Eisenstein. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sergiej Eisenstein. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 września 2018

Stare i nowe/Staroje i nowoje (1929)

Film o kolektywizacji rolnictwa

Reżyseria: Sergiej Eisenstein, Grigorij Aleksandrow
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 2 h

Występują: Marfa Lapkina, Konstantin Wasiliew, Wasilij Buzienkow

Co prawda termin socrealizm wymyślono dopiero w 1932 roku, a obowiązkową metodą twórczą w Związku Radzieckim stał się dwa lata później, ale pewne elementy charakterystyczne dla tego stylu pojawiały się już wcześniej. Jednym z prekursorów okazuje się Sergiej Eisenstein, który po trylogii poświęconej czasom carskim (Strajk, Pancernik Potiomkin i Październik) postanowił wraz z Grigorijem Aleksandrowem nakręcić film skupiający się na aktualnych problemach ZSRR. A konkretnie na kolektywizacji rolnictwa, której rozpoczęcie ogłoszono w kraju w roku 1928.

Film opowiada o staraniach ubogich mieszkańców rosyjskiej wsi, którzy próbują stworzyć spółdzielnię mleczarską. Scenariusz zwraca uwagę na znaczne rozdrobnienie ziemi pomiędzy biednymi rolnikami. Uprawa małych poletek przy pomocy prymitywnych narzędzi uniemożliwia chłopom wyjście z biedy. Na szczęście na wsi działają członkowie partii bolszewickiej (można ich rozpoznać po skórzanych kurtkach), którzy nauczają chłopstwo o zaletach kolektywizmu. Większość biedoty jest nieufna, ale kilkoro najmłodszych gospodarzy przystępuje do spółdzielni. Prym wśród nich wiedzie Marfa Lapkina, uśmiechnięta, dziarska chłopka będąca zarazem samotną matką. Są również siły nieprzyjazne kolektywizacji. To kułacy, bogaci chłopi, którzy całymi dniami śpią i nie chcą pożyczać biedakom swoich koni (można ich rozpoznać po tym, że są grubi). Film przybliża kolejne etapy rozwoju spółdzielni, poczynając od zakupu urządzenia do wytwarzania śmietany, poprzez nabycie spółdzielczego byka rozpłodowego, aż do stworzenia kołchozu z prawdziwego zdarzenia dzięki pozyskaniu traktora. Kułacy, kiedy nie próżnują, usiłują zaszkodzić bogacącym się biedakom. Zatruwają krowę Fomkę i śmieją się diabolicznie. Ostatnie słowo należy jednak do Marfy, która przypomina sobie, że byk napłodził z Fomką cielaków. Film kończy radosna defilada traktorów, które rozbijają płotki oddzielające od siebie małe spłachetki pola - pozostałość po chłopskim rozdrobnieniu. Na miejscu zacofanej wsi staje nowoczesny kołchoz - rodzaj wiejskiej fabryki, w której traktorzystką może być nawet kobieta.

Stare i nowe zawiera wiele przebłysków realizacyjnego talentu Eisensteina, ale przede wszystkim razi naiwnością. O ile konflikt robotników z kapitalistami za czasów cara miał jakieś sensowne podstawy, trudno uwierzyć w masową zawiść kułaków, którzy bogacą się od leżenia cały dzień w łóżku. Propaganda jest szyta grubymi nićmi, bo nie można było pokazać, że korzystna dla biedaków kolektywizacja, dla zamożniejszych gospodarzy oznaczała odebranie im życiowego dorobku. Ta paskudna manipulacja nastawiła mnie do filmu dość negatywnie. Drugim problemem jest bardzo wolne tempo akcji. Film poświęca wiele miejsca pracom gospodarskim, życiu zwierząt, zachwytom nad mechanizacją. Do pewnego momentu jest to ciekawe, ale ciągnie się zbyt długo i w dużym stopniu pozbawione jest dynamizmu obecnego w poprzednich filmach reżysera.

Jeżeli chodzi o pozytywy, jak zwykle Eisenstein popisuje się talentem do montażu i symboliki. Nieco humorystycznym przykładem tego pierwszego jest świetna scena zakupu byka-kopulatora, który triumfalnie przystępuje do dzieła na kołchozowym polu. Jeżeli chodzi o symbolikę, ciekawe są końcowe sceny z triumfalną procesją traktorów, ale najlepszy materiał znajduje się w środkowej części filmu. W obliczu suszy religijni chłopi uczestniczą wraz z popami w procesji o deszcz. Modły są oczywiście nieskuteczne. Równocześnie odbywa się zebranie spółdzielni, na którym zostaje zaprezentowana maszyna do odwirowywania śmietany. Komunistyczny działacz demonstrujący działanie maszyny jawi się jako kapłan odprawiający przed zgromadzonymi chłopami nowy, skuteczny sakrament. Zabobonne religie przeszłości zostają zastąpione przez nowoczesne ideologie mechanizacji i komunizmu. Muszę przyznać, że ta paralela robi wrażenie. 

Stare i nowe jest krokiem w tył w twórczości Eisensteina. Jest to prawdopodobnie spowodowane zwiększonym zainteresowaniem partii jego twórczością. Kino Kraju Rad musiało w coraz większym stopniu realizować propagandowe wytyczne. Mimo niewątpliwych przejawów reżyserskiej inwencji, masowy charakter filmu (adresatem były masy chłopskie) i prymitywizm linii partyjnej uczyniły Staremu i nowemu dużą krzywdę. Wystawiam mu 6 gwiazdek. Ciekaw jestem, w jakim kierunku podążą następne dzieła Sergieja Eisensteina.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 12 sierpnia 2018

Październik: Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem/Oktiabr: Desiat dniei, kotorie potriasli mir (1928)

Film o posągach.

Reżyseria: Sergiej Eisenstein i Grigorij Aleksandrow
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 1h 42 min.

Występują: Nikołaj Popow, Wasilij Nikandrow

Na dziesiątą rocznicę rewolucji październikowej czołowi przedstawiciele propagandowego kina radzieckiego otrzymali zadanie stworzenia dzieł o odpowiedniej treści. Mieliśmy się już okazję zapoznać z Końcem Sankt Petersburga Wsiewołoda Pudowkina. Teraz przyszedł czas na produkcję Sergieja Eisensteina, który tym razem współpracuje z mniej znanym reżyserem Grigorijem Aleksandrowem. Spojrzenie Eisensteina jest zupełnie inne od tego, co przygotował Pudowkin. Możliwość porównania filmów o tej samej tematyce tym bardziej uwypukla różnice stylów tych niezwykle utalentowanych artystów-agitatorów.

O ile Koniec Sankt Petersburga miał socjologiczne zacięcie i skupiał się na ukazaniu procesu historycznego, który doprowadził do przewrotu, Eisenstein i Aleksandrow nakręcili coś na kształt dramatu historycznego, który przedstawia kolejne wydarzenia pamiętnego roku 1917. Film rozpoczyna się od przepięknie zmontowanej sceny rozbiórki pomnika cara Aleksandra III (również u Pudowkina to znany z twardej ręki Aleksander III a nie Mikołaj II służył za symbol odchodzącego w przeszłość caratu). Właśnie wybuchła rewolucja lutowa, która doprowadziła do obalenia monarchii, ale nie było to równoznaczne ze zwycięstwem ludu. Władzę nad Rosją objęli (według twórców Października) duchowni i burżuje o tłustych gębach. Eisenstein w typowym dla siebie stylu tworzy sceny symbole mające wzbudzać w widzu określone emocje. Burżuazyjny rząd ukazany jest jako grupa lokajów kłaniających się w pas zagranicznym mocarstwom. O jego złych intencjach świadczy decyzja o kontynuacji udziału w Wielkiej Wojnie, czego bezpośrednią konsekwencją jest głód i ubóstwo w kraju.

Kolejny istotny moment - ludowe rozruchy na ulicach, które zostają krwawo stłumione przez Rząd Tymczasowy. Kiedy protestujący lud, ostrzelany przez żołnierzy, idzie w rozsypkę, burżujki w kapeluszach maltretują rannych przy pomocy parasolek i z radością depczą czerwony sztandar. Ostatecznym symbolem podziału społeczeństwa jest podniesienie przez władze mostów zwodzonych, aby oddzielić dzielnicę robotniczą od centrum miasta. Trupy zabitych demonstrantów spadają do Newy, a burżuje w ostatecznym geście triumfu wrzucają do rzeki cały nakład bolszewickiej gazety Prawdy.

Dość humorystycznie przedstawiony jest w Październiku premier rządu Tymczasowego Aleksander Kiereński. Jest to mały człowieczek o wybujałych ambicjach, porównujący się do Napoleona i z upodobaniem korzystający z carskiej sypialni. Kiedy jednak zaczyna mu się palić grunt pod nogami, przerażony kryje się pod pierzyną. Co do portretu bolszewików, oczywiście jest taki, jaki być musiał. Są to ludzie rozsądni, odważni, szlachetni, zdecydowani et cetera. Jest kilka scen z Leninem jako wielkim architektem rewolucji, ale większy nacisk położony został na pracę kolektywną, dobrą organizację i drobiazgowe planowanie. Należne honory oddano awangardzie rewolucji - marynarzom z Kronsztadu. Szpilę wbito będącemu w latach produkcji filmu u kresu kariery politycznej Lwu Trockiemu, przedstawiając go jako hamulcowego rewolucji. 

Im bliżej wydarzeń październikowych, tym mniej film robi się symboliczny, a bardziej faktograficzny. Bardzo rozbudowane sceny obejmujące rozruchy w Petersburgu, przygotowania bolszewików, opór Kongresu, stopniowe opanowywanie miasta i w końcu szturm na Pałac Zimowy są przedstawione dużo bardziej konwencjonalnie niż artystyczna pierwsza połowa filmu. Symbolem ostatecznego przewrotu staje się krążownik Aurora, który wyczekuje na sygnał do otwarcia ognia.
Od strony realizacyjnej film wykonany jest znakomicie. Jak zawsze u Eisensteina film napędza jedyny w swoim rodzaju, budujący właściwe emocje i skojarzenia montaż. Bardzo często pojawia się motyw posągów przeplatanych z ujęciami na ludzi. Mamy więc Aleksandra III i carskiego dwugłowego orła, figury religijne, Napoleona jako obiekt marzeń Kiereńskiego. Ze strony bolszewików pojawia się natomiast żyjący posąg, jakim jest Lenin. Ikony fikcyjnych bądź nieżyjących postaci zastąpił człowiek z krwi i kości, który w czasie powstania filmu był już tylko wystawioną na widok publiczny mumią. Cóż za przewrotność.

Również filmowa scenografia zasługuje na uwagę. W produkcji wykorzystano prawdziwe plenery Petersburga, w tym wnętrza Pałacu Zimowego, Instytutu Smolnego i innych ważnych miejsc, podobno niezbyt zmienionych od czasu rewolucji. Czyni to z filmu niemal paradokument i z pewnością będzie atrakcyjne dla pasjonatów historii.

Co do propagandowego wymiaru Października, reprezentuje on wersję historii zgodną z oficjalną bolszewicką wykładnią. Podobnie jak w Końcu Sankt Petersburga pojawia się argumentacja o walce klas, zdradzieckich burżujach, ruchu radzieckim jako reprezentancie woli ludu i innych elementach komunistycznego etosu. Przeciwnicy polityczni komunistów zostali przedstawieni bardzo różnorodnie. Sporo uwagi poświęcono burżuazji, kontrrewolucjonistom, mienszewikom, uwypuklając odmienne aspekty ich nikczemności. Należy tu wziąć poprawkę na agitacyjny charakter filmu. O ile zgodność z faktami jest prawdopodobnie dość wysoka, towarzysząca im interpretacja, wstawki celowo manipulujące emocjami widza (głównie poprzez montaż) w sposób tendencyjny biorą stronę zwycięzców rewolucji. Nie jest to oczywiście zaskakujące. Jak również fakt, że film urywa się w momencie, w którym bolszewicy sięgają po władzę. Prawdziwa twarz i metody wybawców Rosji wyszły przecież na jaw dopiero w trakcie procesu utrwalania i umacniania władzy.

Z dwóch filmów o rewolucji październikowej bardziej podobał mi się Koniec Sankt Petersburga. Pudowkin prezentował Rosję z perspektywy zwykłego człowieka, próbując z dużym sukcesem oddać emocje, które panowały wśród społeczeństwa. Październik skupia się bardziej na wydarzeniach na szczycie, prezentując punkt widzenia polityka, a nie szarego mieszkańca (bo nawet nie obywatela) Rosji. Jest to film wyraźnie słabszy od dwóch poprzednich dzieł Eisnsteina, o czym zdecydowała bardziej wrażliwa politycznie tematyka oraz zapewne konieczność współpracy z Grigorijem Aleksandrowem. Elementy geniuszu reżysera są w Październiku obecne, ale w znacznie mniejszym natężeniu niż w Strajku i Pancerniku Potiomkin. Dlatego wystawiam Październikowi 7 gwiazdek. Tylko dla zainteresowanych tematyką.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 16 czerwca 2018

Pancernik Potiomkin/Bronienosiec Potiomkin (1925)

Film o barszczu na robakach

Reżyseria: Sergiej Eisenstein
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 1h 13 min.

Występują: Aleksandr Antonow, Władimir Barski, Grigorij Aleksandrow

Najsłynniejszy film Sergieja Eisensteina pierwotnie miał wyglądać zupełnie inaczej. Pomyślany został jako antologia przybliżająca kilka epizodów rosyjskiej Rewolucji 1905 roku. Ponieważ jednak reżyser otrzymał scenariusz w lipcu 1925 roku, a film miał być gotowy do końca roku, Eisenstein postanowił ograniczyć się do jednego z ośmiu epizodów przybliżającego bunt marynarzy na tytułowym pancerniku i związane z nim wydarzenia w portowym mieście Odessa.

Film składa się z pięciu części. Pierwsza z nich opisuje prowadzącą do buntu sytuację na Potiomkinie - marynarze, traktowani przez oficerów jak tępa hołota, otrzymują na obiad barszcz ugotowany na robaczywym mięsie. Lekarz pokładowy bezczelnie twierdzi, że mięso jest jadalne. Od załogi oczekuje się, że pokornie zjedzą obrzydliwy posiłek i wrócą do swoich obowiązków. Część z nich, pod przewodnictwem marynarza nazwiskiem Wakalinczuk, odmawia. 

Drugi epizod to bunt załogi. Kapitan Potiomkina rozkazuje rozstrzelać tych, którzy odmówili zjedzenia barszczu. Podburzeni przez Wakalinczuka członkowie plutonu egzekucyjnego odmawiają i razem z marynarzami wypowiadają posłuszeństwo oficerom. Wybucha walka, w trakcie której ginie Wakalinczuk. Statek zostaje opanowany przez zbuntowaną załogę. Władzę nad nim obejmuje rada delegatów.

Trzeci epizod obejmuje przybycie Potiomkina do Odessy. Mieszkańcy miasta składają buntownikom wyrazy solidarności i żegnają z honorami poległego przywódcę rebelii. To nieuchronnie prowadzi do epizodu czwartego, czyli reakcji wojsk carskich. Pacyfikacja Odessy jest niezwykle brutalna i obejmuje między innymi słynną masakrę cywilów na odeskich schodach. Film kończy wypłynięcie Potiomkina w morze i konfrontacja statku z carską flotą.

Eisenstein po raz kolejny dowodzi swych zdolności reżyserskich. Potiomkin pełen jest scen-symboli czyniących z niego nad wyraz umiejętną antyagitkę skierowaną przeciw carskiej autokracji. Pancernik można traktować jako paralelę Rosji trzymanej w ryzach za pomocą drakońskiego przymusu. Oficerowie traktujący marynarzy jak swołocz, która ma pokornie jeść gówno i jeszcze za to dziękować, to była przecież sytuacja zupełnie dla tych ludzi normalna. Dodatkowo zmiana pozycji społecznej była niezwykle trudna. Dlatego 12 lat po wydarzeniach ukazanych w filmie mało kto płakał po upadłym systemie. Sprawdzając prawdziwą historię buntu na Potiomkinie przekonałem się, że Eisenstein nawet niespecjalnie przerysował to, co tam zaszło. Rzecz tylko w ukazaniu winnych we właściwym świetle i zbudowaniu odpowiedniego nastroju, który ma udzielać się widowni. Podobnie jak w Strajku osiągnięto to dzięki odpowiedniemu doborowi aktorów. Lud, czyli marynarze i cywile, są wyglądającymi zwyczajnie, przeciętnymi ludźmi walczącymi o godność. Złoczyńcy - kadra oficerska Potiomkina, są grupą brutalnych oprychów i durniów. Nieco inaczej potraktował Eisentein żołnierzy i Kozaków pacyfikujących Odessę - to już tylko pozbawiona twarzy, bezosobowa, brutalna siła.

Pancernik Potiomkin zawiera kilka zapadających w pamięć scen - symboli. Jedną z nich jest obraz pustej okrętowej jadalni, w której dyndają kociołki z parującym jeszcze barszczem ze zgnilizny. Paradoksalnie najważniejszym elementem tej sceny jest to, czego brakuje - załogi, która jest już gotowa do rezygnacji z paternalistycznej opieki swych przełożonych. Innym mocnym symbolem jest poturbowanie podczas zamieszek okrętowego popa, któremu zostaje wytrącony z ręki krzyż - symbol Cerkwi, wiernej sojuszniczki caratu, której czas także mija. Zamiast przyjąć z rąk duchowego ostatnie namaszczenie i podążyć do świata pozagrobowego, lud jest gotów do walki o świat doczesny.

Na osobne omówienie zasługuje ciesząca się zasłużona sławą scena masakry na gigantycznych schodach prowadzących do odeskiego portu. Na jej niezwykłość składa się kilka czynników. Po pierwsze zastosowano tu sprawdzony już w Strajku niezwykle dynamiczny montaż, nakładający obok siebie twarze przerażonych ludzi, lufy karabinów i kolejne sceny masakry. Wojsko, jak już wspomniałem, jest bezosobową machiną śmierci, natomiast wśród ofiar poznajemy bliżej grupkę indywidualności - reprezentantów tych, którzy poniosą śmierć. Jest wśród nich kobieta w binoklach, mały chłopczyk i jego matka, beznogi inwalida. Jest też kobieta z niemowlęciem w wózku, który, wypuszczony przez zabitą matkę, zjeżdża po gigantycznych schodach. O ile oprawcy pozostają anonimowi, tragedia ofiar została spersonalizowana i zidentyfikowana z najbardziej bezbronnymi członkami społeczeństwa - kobietami, dziećmi, niepełnosprawnymi. Niesłychana jest brutalność tej masakry - Eisenstein nie oszczędza widoku krwi i śmierci na skalę we współczesnym mu kinie dotąd niespotykaną. Efekt jest trudny do zapomnienia.

Pancernik Potiomkin zawiera elementy propagandy komunistycznej, momentami nawet dość nachalne (szczególnie zakończenie). Mimo to można go potraktować bardziej jako film antyrosyjski niż prokomunistyczny. Carat był systemem chorym i właściwie nieuchronnym było, żeby wybuchł przeciwko niemu bunt. Reżyser bardzo jasno wskazał na te jego cechy, które doprowadziły do katastrofy - paternalizm, tępy przymus, głupota. Eisenstein (tak samo jak w Strajku) nie kłamie, bo nie ma takiej potrzeby. Wystarczyło pokazać prawdę, przy tym nieco przerysować "ciemną" stronę mocy, pominąć wady i przywary tej "jasnej" i voila - mamy idealny film propagandowy, dodatkowo będący dziełem sztuki.

Porównując Potiomkina ze Strajkiem stwierdzam, że bardziej podobał mi się ten drugi. Strajk jest filmem bardziej uniwersalnym i mimo wszystko mocniejszym. Pancernik Potiomkin był robiony na partyjne zamówienie i jest to widoczne w nieco sztucznych scenach pokazujących solidarność mieszkańców Odessy z marynarzami oraz w przepełnionym optymizmem zakończeniu. Te słabsze momenty sprawiają wrażenie obowiązkowej agitki, która po prostu musiała się w filmie znaleźć. Kontrastuje to z genialnymi scenami buntu marynarzy i masakry na schodach. Mimo tego dzieło Eisensteina zasłużenie zajmuje miejsce wśród absolutnych klasyków kina. Jego atuty to potężny ładunek emocjonalny, maestria techniczna i niesamowita ręka reżysera do zapadających w pamięć scen. Wystawiam mu 9 gwiazdek i zdecydowanie polecam.

źródło grafiki: www.imdb.com

piątek, 1 czerwca 2018

Strajk/Staczka (1925)

Film o rosnącym gniewie, na razie stłumionym

Reżyseria: Sergiej Eisenstein
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 1h 29 min.

Sergiejowi Eisensteinowi towarzyszy opinia prawdziwego artysty pomiędzy propagandzistami. Jego filmy kręcone były na zlecenie partii bolszewickiej, a ich głównym celem było szerzenie świadomości klasowej wśród radzieckiego proletariatu. Po obejrzeniu Strajku muszę przyznać, że miałem do czynienia z dziełem mistrza. Pod względem pomysłowości kompozycyjnej, sprawności montażu i tworzenia atmosfery Eisenstein wyprzedza swoją epokę o kilka długości.

Jak wskazuje tytuł, film opowiada o strajku robotników bliżej niezidentyfikowanej rosyjskiej fabryki. Czasy mamy carskie, według opisów jest rok 1903, chociaż w samym filmie nie ma takiej informacji. Warunki pracy w fabryce są trudne, jednak największym problemem jest nieludzkie traktowanie robotników przez ich przełożonych. Osoby na stanowiskach kierowniczych przedstawione są jako bezlitośni durnie, natomiast dyrektor fabryki i jej właściciele to palący cygara, tłuści burżuje traktujący proletariuszy z pogardą. Rolę antagonistów pełni też Ochrana, tajna policja posiadająca w fabryce siatkę szpiegów i donosicieli noszących zwierzęce kryptonimy. Z kolei wśród robotników agitację prowadzą działacze partii komunistycznej. Iskrą, która wywołuje strajk, jest samobójstwo jednego z robotników niesłusznie oskarżonego o kradzież manometru. Protest rozpoczyna się od wywiezienia na taczkach znienawidzonych nadzorców. Prowadzeni przez bolszewickich aktywistów proletariusze formułują postulaty, jednak właściciele i wspomagająca ich policja nie mają zamiaru ustąpić. Jak ukazuje jedna z symbolicznych scen, wolą wycisnąć zbuntowaną załogę jak cytrynę. Wszystko zmierza do krwawego finału.

Strajk na każdym kroku podkreśla siłę kolektywu. Choć Eisenstein chętnie pokazuje z bliska twarze robotników, nie poznajemy ich imion, ani żaden z nich nie towarzyszy przez dłuższy czas filmowej narracji. Proletariat walczący o swoje prawa jest bohaterem grupowym. Nawet jego przewodnicy, bolszewicy, nie zasługują na wyróżnienie. Dobrze za to poznajemy wrogów ludu - grubych, szczerbatych, odrażających bogaczy z gębami wykrzywionymi gniewem lub szyderstwem. Z dzisiejszej perspektywy mogą się wydawać przerysowani, ale z propagandowego punktu widzenia świetnie realizują swoją funkcję, budząc obrzydzenie. Indywidualizm zasługiwał na szczególne potępienie.

Wiele jest w filmie scen grupowych pokazujących tłum protestujący, rozganiany przez strażackie sikawki, wreszcie pacyfikowany przez policjantów na koniach. Sceny te są znakomicie wyreżyserowane. Eisenstein sprawnie sobie radzi z dyrygowaniem statystami. Kiedy trzeba, obserwujemy z bliska ich rozemocjonowane twarze, kiedy trzeba, odleglejsze ujęcie ukazuje tłum niczym pojedynczy organizm falujący i rozlewający się po ulicach. Aktorzy są nad wyraz naturalistyczni. Nie brak wśród nich osób brzydkich, zdeformowanych. Nie mają zbyt wiele do zagrania. Ot, skakać, machać rękami, okazywać wzburzenie jako element rozemocjonowanej grupy.

Strajk chętnie korzysta z brudu i błota jako symbolu upokorzenia. Wypędzeni z fabryki nadzorcy nie tylko zostają zrzuceni z zabłoconej skarby, ale lądują w jakiejś cuchnącej zatoczce pełnej butwiejących szuwarów. Kiedy jeden z robotników zostaje aresztowany przez tajne służby, dzieje się to w strumieniach straszliwej ulewy. Mężczyzna zostaje przemoczony do suchej nitki. W końcowej części filmu woda z węży strażaków pacyfikujących strajk nie tylko powala protestujących na ziemię, ale ich w nią wbija, zalewając fontannami szlamu. Zamiast symbolem czystości, woda jest u Eisensteina synonimem brudu i zgnilizny.

Ponury nastrój przypomina widzowi o czasach, kiedy ruch robotniczy dopiero raczkował, a Partia była stosunkowo słaba. Skutkiem doznawanych upokorzeń gniew proletariatu wzrastał. Radzieckie dzieło jest obrazem emocji ludu i potrafi wywoływać podobne odczucia również u widza. Wszystko dzięki nagromadzeniu zapadających w pamięć obrazów i żywiołowemu montażowi. Strajku się nie ogląda, przez Strajk się płynie. Twarze, emocje, spracowane ręce, szyderczy wzrok nadzorcy, krzyk buntu, strumień wody, końskie kopyta... Kamera spogląda z różnych stron, jest wszędzie. Podpatruje naradzających się robotników w odbiciu w kałuży, wchodzi za nimi na żurawia, zagląda nawet do wychodka. Wszystko atakuje zmysł wzroku, sięga do podświadomości. Za tym nie stoi myśl tylko jakiś niesamowity instynkt. Nie ma w Strajku miejsca na chłodną analizę, nie ma na to czasu. Po prostu jest się z robotnikami kiedy szturmują płonący skład wódki, kiedy wywożą na taczkach znienawidzonych nadzorców, kiedy triumfują i kiedy padają. I gdy są masakrowani przez wojsko, co reżyser przeplata obrazami szlachtowania bydła. Bo bydłem byli dla burżujów. Eisenstein jest propagandzistą doskonałym, ponieważ nie ma u niego cienia kłamstwa. Carski lud tak żył, tak pamiętali swoją młodość Rosjanie lat dwudziestych - wychudzeni nędzarze mamieni wódką, szpiegowani i podsłuchiwani. Pozbawieni prawa protestu. Gigantyczna przepaść między posiadającymi i biedotą. Tak przecież było. Wystarczy zagrać odpowiednio na emocjach, pokazać nierówną walkę, postawić z jednej strony ludzi takich jak MY, przeciętni Rosjanie: spracowani ponurzy, w dziurawych butach, jedzący na obiad ziemniaki bez omasty, a z drugiej strony dać ICH - opływających w luksusy, wyniosłych, pogardliwych, rechoczących. Nie sposób ich nie nienawidzić. Nie sposób nie poczuć słusznego gniewu.

Hm.

Swego czasu dość mocno interesowałem się historią ZSRR. Nienawidzę komunizmu. Uważam, że jedyny efekt, jaki może nieść dyktatura proletariatu, to nędza, gułagi i szubienice. A jednak Eisenstein mnie poruszył. Mogę tylko przypuszczać, jaki efekt mógł wywrzeć ten film na prostych radzieckich masach dopiero budujących nowy porządek społeczny. Wystawiam Strajkowi 9 gwiazdek. Przestrzegam przed oglądaniem go bez antykomunistycznej szczepionki. Bo można uwierzyć.

źródło grafiki - www.imdb.com