Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminalny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminalny. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 sierpnia 2019

Zapamiętają/They Won't Forget (1937)

Film o sprawiedliwym procesie

Reżyseria: Mervyn LeRoy
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 34 min.

Występują: Claude Rains, Gloria Dickson, Edward Norris, Otto Kruger, Clinton Rosemond, Lana Turner

W 1936 roku Fritz Lang zadebiutował w Hollywood filmem Jestem niewinny poruszającym temat zjawiska samosądu i linczu. Rok później tę samą tematykę wziął na warsztat inny reżyser zainteresowany tematami społecznymi - Mervyn LeRoy. Podczas gdy film Langa unikał kwestii rasowych i opowiadał o człowieku, o którym z góry było wiadomo, że został niewinnie oskarżony, Zapamiętają podchodzi do tematu od innej strony. Akcja dzieje się na amerykańskim Południu, gdzie żyją jeszcze weterani wojny secesyjnej, w publicznych miejscach stoją pomniki konfederackich generałów, a Czarni z uniżonością pełnią poślednie role ogrodników i dozorców. Fabuła została oparta na prawdziwej historii człowieka oskarżonego o morderstwo, którego wina lub niewinność do dnia dzisiejszego budzi wątpliwości. Dwa powstałe w tym samym czasie filmy o tak podobnej tematyce bez żadnej wątpliwości wskazują na jedną rzecz - podatność ludzi na przekaz skierowany do emocji i wynikającą z niego łatwość manipulacji masami.

Zapamiętają otwiera dość rozbudowana sekwencja parady podczas Dnia Pamięci Konfederacji. Uczniowie lokalnej szkoły średniej zostają zwolnieni z lekcji celem uczestnictwa w uroczystościach. Jedna z uczennic, Mary Clay, wraca na chwilę do budynku szkoły po zapomnianą kosmetyczkę. Jakiś czas później zostaje znaleziona martwa w szkolnej piwnicy. Nadzór nad śledztwem obejmuje ambitny prokurator okręgowy Andrew Griffin. Głównymi podejrzanymi są czarnoskóry szkolny woźny oraz Robert Hale, nielubiany nauczyciel pochodzący z jankeskiej części USA. Obaj byli w czasie zbrodni w budynku, obaj też plączą się w zeznaniach. Griffin za pomocą zaprzyjaźnionych dziennikarzy podgrzewa atmosferę, mając zamiar wykorzystać proces dla zbicia kariery politycznej.

Z wielu ciekawych elementów Zapamiętają najbardziej zwrócił moją uwagę wyrazisty portret południowego miasteczka. Czuć odrębność mieszkańców, którzy mówią charakterystycznym akcentem, nie lubią obcych i czują się w prawie samodzielnie wymierzać sprawiedliwość. Murzyni są obywatelami drugiej kategorii, ale jeszcze większą niechęcią darzeni są Jankesi, traktowani jako obcy element. Najwyraźniej resentyment po przegranej 70 lat wcześniej wojnie secesyjnej nadal pozostawał żywy. W tym kontekście scena, w której dyrektor szkoły wspólnie z uczennicami wyśmiewa jankeskiego nauczyciela nie znającego daty lokalnego święta jest wręcz szokująca.

LeRoy dużo miejsca poświęca politycznemu i medialnemu kontekstowi afery. Pilnuje się przy tym, żeby nie opowiadać się zbyt zdecydowanie po żadnej ze stron. Umiejscowiony w centrum fabuły prokurator Griffin jest ambitnym politykiem, który jednak nie robi niczego wbrew prawu. Z uporem dąży do uzyskania wyroku skazującego, ale trudno powiedzieć, żeby działał niesprawiedliwie czy tendencyjnie. Gorliwe wypełnianie obowiązków to droga do korzyści osobistych, ale trudno mieć do niego o to pretensje. Podobnie media, żerujące na sensacji, jednocześnie spełniają swoją informacyjną rolę. Dziennikarze starają się zaspokoić rzeczywiste zainteresowanie opinii publicznej, które sami wykreowali. Ale nie zmyślają niczego. Piszą o faktach. Nasuwa się wniosek, że instytucje te zawodzą po prostu dlatego, że starają się "za bardzo". Niedoskonałość systemu w tym wypadku prowadzi do ponurych konsekwencji.

Jeżeli idzie o dwóch oskarżonych, jesteśmy postawieni w takiej samej sytuacji jak uczestnicy procesu. W trakcie filmu pojawiają się argumenty zarówno na rzecz winy nauczyciela, jak i woźnego. Twórcy celowo postanowili nie udzielać jednoznacznej odpowiedzi na temat przebiegu morderstwa. Dzięki temu końcowy los oskarżonych jeszcze bardziej daje do myślenia. Na ekranie zdecydowanie więcej miejsca poświęcono nauczycielowi. Poznajemy jego energiczną żonę, na procesie uczestniczy także matka, sam Hale również jest człowiekiem sympatycznym, któremu łatwo współczuć. Woźny pojawia się rzadko i nie wychodzi poza rolę zastraszonego, słabo rozgarniętego Murzyna, który obawia się, że powieszą go na najbliższej gałęzi. Trudno powiedzieć, dlaczego zminimalizowano jego udział. Nasuwające się wnioski związane z rasizmem w tym przypadku należy odrzucić. Może po prostu przyjęto niegłupie założenie, że nie wszyscy ludzie są tak samo skomplikowani.

Od strony realizacyjnej Zapamiętają został przygotowany profesjonalnie. Zwraca uwagę scenografia zawierająca wiele "południowych" smaczków. Wśród aktorów nie ma postaci tak wyrazistych jak grający w Jestem niewinny Spencer Tracy. Warto jednak zwrócić uwagę Claude'a Rainsa jako zdeterminowanego prokuratora usiłującego pogodzić interes osobisty ze społecznym. Zapamiętają jest także filmowym debiutem szesnastoletniej Lany Turner, która wcieliła się w niewielką ale ważną rolę ofiary morderstwa.

Mervyn LeRoy wybrał inne od Fritza Langa podejście do kwestii sprawiedliwości. Skupił się mocno na roli polityków, mediów oraz kulturowej specyfice Południa. Bardzo mi się podobało, że film nie daje oczywistych odpowiedzi, stawiając widza właściwie w pozycji członka opinii publicznej. Wyciągnięcie jednoznacznych wniosków jest tak samo trudne, jak wskazanie prawdziwego winnego. Nie tylko morderstwa, ale także tragicznych kolei procesu i losu jednego z oskarżonych. Nie sposób tu wskazać jednego czynnika - rasizmu, nietolerancji, nadgorliwości, publicznego wzburzenia. Żaden nie był decydujący, a wszystkie zawiniły po trochu. Tak jak to w życiu. Za tę życiowość przyznaję Zapamiętają 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 28 lipca 2019

Śmiertelny zaułek/Dead End (1937)

Film o wykluczonych

Reżyseria: William Wyler
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 30 min.

Występują: Sylvia Sidney, Joel McCrea, Humphrey Bogart, Billy Halop, Leo Gorcey, Bernard Punsly, Claire Trevor

Po stworzeniu niezwykle ambitnego anty-melodramatu, jakim był Dodsworth, reżyser William Wyler wraz  producentem Samuelem Goldwynem podjęli próbę przedefiniowania kina gangsterskiego. Aby podnieść opowieść o losach ludzi z marginesu do rangi sztuki, postawili na teatr w kinie. Za wzór posłużył im dramat Sidneya Kingsleya przybliżający żywot wyrzutków z nowojorskiej dzielnicy nędzy. Narrację prowadzoną w stylistyce wrażliwości społecznej wzbogacono pomysłowymi zdjęciami Gregga Tolanda oraz aktorstwem cieszącego się coraz większą popularnością Humphreya Bogarta. Efekt - ciekawy film, który jednak nie zdołał wyeliminować pewnych problemów związanych ze swoim teatralnym rodowodem.

Śmiertelny zaułek rozgrywa się w nowojorskiej dzielnicy East End. Obok zniszczonych kamienic zamieszkałych przez nędzarzy i dziwki wznoszą się tu ogrodzone posiadłości bogaczy, którzy wykupują atrakcyjne tereny nad rzeką. Po ulicach włóczą się bandy wyrostków spędzających czas na przechwałkach, bójkach i drobnych kradzieżach. W trakcie filmu poznamy bliżej zasady panujące w jednej z takich band. Przyjrzymy się także życiu wykształconego robotnika, który próbuje wyrwać się z biedy. Obwąchamy stare kąty wraz z bogatym gangsterem, który postanowił odwiedzić dzielnicę swej młodości oraz będziemy towarzyszyć kilku samotnym kobietom, które wybrały odmienne strategie przetrwania w miejskiej dżungli.

W Dodsworthu Wyler postawił na psychologiczny styl prowadzenia fabuły. Śmiertelny zaułek jest z kolei mocno socjologizujący. Film rozpoczyna się od długiej sekwencji przestawiającej budzące się ze snu slumsy. Później stopniowo poznajemy około dziesięciu postaci, których losy będziemy śledzić podczas filmu. Do pewnego momentu obserwujemy typowy dzień wyjęty z ich życia. Nowojorczycy toczą zwyczajne rozmowy i wykonują codzienne czynności. Cierpi na tym trochę dramatyzm, a opowieść może się wydawać nudnawa. Mniej więcej od połowy filmu snute powoli historie zaczynają zazębiać się w całość, prowadząc do mocnego finału. Co najmniej kilku bohaterów odmieni jednak tego "zwykłego" dnia swoje życie.

Jeden z trzech głównych wątków filmu stanowią perypetie slumsowej młodzieży. Ważną rolę odegrali tutaj tak zwani "Dead End Kids" - grupa nastoletnich aktorów wywodzących się ze wspomnianej sztuki teatralnej Kingsleya. Goldwyn zaangażował ich, by uzyskać realistyczny portret grupy patologicznych wyrostków. Okazali się tak przekonujący, że w podobnych rolach wystąpili jeszcze w kilkudziesięciu innych filmach. Trzeba przyznać, że Dead End Kids są w swojej grze nadzwyczaj realistyczni. Kiedy pojedynkują się na przechwałki, plują na chodniki czy dokonują samosądów, gniew i pogarda wypisane na ich twarzach są niemal naturalne. Przez dobrą chwilę zastanawiałem się, czy nie mam do czynienia z naturszczykami.

Drugi wątek to historia Dave'a (w tej roli Joel McCrea) - architekta pracującego poniżej swoich kwalifikacji  i z powodu kłopotów finansowych bojącego się zaangażować w stały związek. Jego przeciwieństwem jest postać Humphreya Bogarta. Wymuskany gangster powracający na bagno, z którego wyrósł, zapłacił wysoką cenę za swój sukces. Kluczowe sceny Bogarta, najpierw z matką, która wstydzi się jego życiowych wyborów, następnie z dawną miłością obecnie zarabiającą na życie jako dziwka (fenomenalne 5 minut Claire Trevor), należą do najbardziej wstrząsających w filmie.

Od strony kinematograficznej najciekawszą częścią Śmiertelnego zaułka jest finał przedstawiający konfrontację gangsterów z Dave'em. Operator Gregg Toland, którego gwiazda płonęła w Hollywood coraz jaśniej, daje próbkę swoich możliwości. Cóż za fantastyczne ujecie, kiedy Bogart wraz z towarzyszem przechadzają się ciasną uliczką, a ich twarze na przemian pojawiają się i znikają w cieniach rzucanych przez prowizorycznie zabite deskami okna pustostanów. Jak niesamowicie przedstawiona została bójka w jednej z pustych kamienic i strzelanina na dachu, przy zbiorniku przeciwpożarowym. Trzeba było niezwykłej pomysłowości, żeby ukazać te brutalne sceny tak pięknie i sugestywnie, jak zrobił to Toland.

Śmiertelny zaułek spotkał się z dużym uznaniem krytyków, uzyskując nominacje do Oscarów dla najlepszego filmu oraz za scenografię, zdjęcia i najlepszą rolę drugoplanową (dla Claire Trevor). Jest niewątpliwym dowodem artystycznych aspiracji Williama Wylera i zawiera kilka bardzo poruszających scen. Jednak nie mogę go nazwać filmem w pełni udanym. Zanim akcja się rozwinie, zanim odpowiednio poznamy bohaterów i ich rozterki, jesteśmy zmuszeni oglądać dość ślimaczącą się wystawę gadających głów. Może to odstraszyć zwłaszcza współczesnego, przyzwyczajonego do szybkiego tempa widza. Wystawiam 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 14 lipca 2019

Charlie Chan w operze/Charlie Chan at the Opera (1936)

Film o hawajskim Sherlocku

Reżyseria: H. Bruce Humberstone
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 8 min.

Występują: Warner Oland, Boris Karloff, Keye Luke, Charlotte Henry

Postać Charliego Chana, niezbyt znana w Polsce, w USA jest pomniejszą ikoną popkultury. Pochodzący z Hawajów detektyw o azjatyckich rysach, specjalizujący się w rozwiązywaniu detektywistycznych zagadek, w chwili powstania był pewnego rodzaju klonem Sherlocka Holmesa, a ponadto pozytywną odpowiedzią na rozmaite demoniczne persony złoczyńców rodem z Azji. W okresie międzywojennym powstało kilkanaście filmów o Charliem Chanie, którego grał szwedzki aktor Warner Oland. Charlie Chan w operze jest uznawany za jeden z najlepszych, stąd stanowi dobrą próbkę tego specyficznego uniwersum. Drugim obok azjatyckiego detektywa filarem filmu jest Boris Karloff, który został obsadzony w roli głównego podejrzanego i jak zwykle wnosi sporo kolorytu.

Film rozpoczyna prolog ukazujący ucieczkę tajemniczego mężczyzny z zakładu dla obłąkanych. Później akcja przenosi się do opery w fikcyjnym mieście San Marco. Detektyw Charlie Chan i jego koledzy z policji zostają tu wezwani ze względu na listy z pogróżkami, które otrzymuje główna diwa operowa. Tajemniczy prześladowca okazuje się jej dawno zaginionym mężem, który szuka zemsty za krzywdy z przeszłości. Sytuacja staje się krytyczna, kiedy podczas przedstawienia Mefisto kilku członków obsady pada ofiarą zabójcy. Charlie Chan wpada na jego trop, ale lista podejrzanych okazuje się dłuższa, niż początkowo przypuszczał.

Od razu zaznaczę, że na temat jakości oprawy muzycznej się nie wypowiadam. Nie jestem fanem opery, ale może komuś bardziej obznajomionemu przypadnie do gustu. Zamiast tego skupię się na tym, co dla filmu charakterystyczne. Charlie Chan w operze jest klasycznym kryminałem skupiającym się na rozwikłaniu detektywistycznej zagadki. Oczywistym podejrzanym jest postać Borisa Karloffa, ale szybko okazuje się, że inni pracownicy opery to także niezłe ziółka. Cały zespół aktorski rozrywany jest przez konflikty, a gwiazdy skrywają mroczne tajemnice. Wokół tej hałastry krążą policjanci robiący wrażenie jedynych ludzi przy zdrowych zmysłach. W scenariuszu umieszczono dwa punkty kulminacyjne w postaci dwóch przedstawień operowych, a końcu zaś następuje klasyczne wyjaśnienie zagadki przez detektywa, który zebrał w końcu w całość wszystkie poszlaki.

Warner Oland jako Charlie Chan nie jest typowym detektywem-gwiazdorem. Grzeczny, cichy, wycofany, właściwie do finału filmu trzyma się na uboczu, głównie obserwując wydarzenia i zbierając dowody. Kiedy w końcu przejmuje pałeczkę, jest spokojny, rzeczowy, żeby nie powiedzieć - bezbarwny. Jego cechą charakterystyczną jest porozumiewanie się łamanym angielskim. Dziwne, bo to przecież Hawajczyk, a nie imigrant z Azji. Chan ma także pomocnika w osobie swego dorosłego syna pełniącego rolę humorystycznej odskoczni - chłopak ciągle pakuje się w kłopoty lub niechcący obrywa po głowie. Trochę w tym slapsticku, trochę humoru sytuacyjnego. Niestety obaj Chanowie nie są postaciami, które przyciągałby do ekranu. Zamiast nich rolę tę pełni Gravelle, czyli Boris Karloff. Błyszczą wszystkie sceny z jego udziałem, poczynając od ucieczki z wariatkowa, a kończąc na pełnym napięcia finale opery, kiedy Mefisto zabija swoją swoją kochankę, a widz zastanawia się, czy będzie to tylko mord sceniczny, czy również prawdziwy.

Jak na tak znaną postać, nie mam wiele do napisania o Charliem Chanie. Hawajski detektyw nie jest zbyt ciekawy, gdyż bazuje głównie na naciąganej egzotyce. No i przede wszystkim mało go. Sam film zawiera ciekawą zagadkę i dobre sceny z udziałem Karloffa, ale nie jest szczególnym przeżyciem. Zwykła historia detektywistyczna, którą można obejrzeć z pewną dozą przyjemności i niebawem zapomnieć. Wystawiam słabe 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 8 lipca 2019

Od wtorku do czwartku/After the Thin Man (1936)

Film o detektywach uwikłanych w relacje rodzinne

Reżyseria: W.S. Van Dyke
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 50 min.

Występują: William Powell, Myrna Loy,James Stewart, Elissa Landi, Joseph Calleia, Jessie Ralph, Penny Singleton, Sam Levene, Alan Marshal

Duża popularność filmu W pogoni za cieniem skłoniła decydentów z MGM-u do stworzenia kontynuacji przygód Nicka i Nory - małżeństwa detektywów-amatorów. W nakręconym dwa lata po pierwszym filmie sequelu, który w Polsce otrzymał tytuł Od wtorku do czwartku, powtórzono najważniejsze rozwiązania, które przyniosły sukces Cieniowi. Mamy więc niezwykle zgrany duet aktorski Williama Powella i Myrny Loy, scenariusz z pikantnymi dialogami i skomplikowaną zagadką kryminalną, a na fotelu reżyserskim zasiadł ponownie W.S. Van Dyke, który stał się specjalistą od cykli filmowych (równolegle kręcił kolejne filmy o Tarzanie). To swoiste odcięcie kuponów w dużej mierze okazało się sukcesem. Powstał film wciągający, przyjemny w odbiorze i budzący pozytywne odczucia, choć nieco słabszy od pierwszej części.

Akcja Od wtorku do czwartku rozgrywa się w San Francisco, mieście zamieszkania Nicka i Nory Charlesów, do którego właśnie powracają po wydarzeniach z W pogoni za cieniem. Mamy okazję poznać krewnych Nory - nuworyszy, którzy traktują Nicka z góry, ponieważ wżenił się w bogatą rodzinę. Małżonkowie zostają poproszeni o pomoc w odszukaniu męża Selmy, kuzynki Nory. Ów - alkoholik i abnegat, przepadł kilka dni temu bez wieści. Mężczyzna szybko odnajduje się jako kochanek tancerki w chińskim barze, niedługo potem zostaje jednak zamordowany w tajemniczych okolicznościach. Nick rozpoczyna śledztwo. Grono podejrzanych jest bardzo liczne, poczynając od Selmy, poprzez nieszczęśliwie w niej zakochanego przyjaciela rodziny, mężczyzn kręcących się wokół wspomnianej tancerki, aż po miejscowego lekarza psychiatrę. 

Scenarzyści Albert Hackett i Frances Goodrich zadbali o odpowiedni poziom komplikacji intrygi oraz o jej spójność. Co prawda ilość poszlak i fałszywych tropów jest zbyt duża, żeby samodzielnie rozwikłać zagadkę, ale obserwowanie złotoustego Nicka przy detektywistycznej robocie to prawdziwa przyjemność. Każdy z podejrzanych posiada motyw zbrodni, szybko też zaczynają wchodzić sobie w drogę, co pociąga za sobą kolejne tragiczne incydenty. Rozstrzygnięcie, podobnie jak w poprzednim filmie, następuje w finale, kiedy wszyscy podejrzani zostają zebrani w jednym pomieszczeniu i stają się uczestnikami psychologicznej gierki.

Pod względem intrygi Od wtorku do czwartku nie ustępuje swemu poprzednikowi. Nieco słabiej jest jeżeli chodzi o ognisty duet małżeński. Charlesowie nadal wymieniają riposty i elokwentnie pokpiwają z siebie oraz innych, ich dialogi są jednak mniej błyskotliwe i łagodniejsze. Co gorsza, znacznie ograniczono fabularną rolę Nory. Pani Charles właściwie nie bierze udziału w rozwiązaniu zagadki, głównie komentując poczynania swego męża lub kręcąc się gdzieś na uboczu. W efekcie Myrna Loy dostała mniej okazji do wykazania się. Z pozostałych aktorów warto wspomnieć o Jamesie Stewarcie, dla którego była to jedna z pierwszych ról filmowych. Już tutaj daje się zauważyć jego intensywną emocjonalność, chociaż póki co daleko mu od charyzmy duetu Powell-Loy.

Dużym atutem filmu są dwie świetnie wyreżyserowane sceny złożone z długich ujęć. W pierwszej Nick i Nora trafiają na przyjęcie niespodziankę. Tańcząc, krążą po całej imprezie, dyskretnie obserwują gości i usiłują nie zwracać na siebie uwagi. Widzowi daje to okazję do podziwiania pomysłowych sposobów zabawy amerykańskich bogaczy i wsłuchania się w popularne standardy jazzowe. Jeszcze lepsza jest długa, bodaj dziesięciominutowa scena, w której Nick w całkowitym milczeniu przeprowadza inspekcję kilku podejrzanych mieszkań. Van Dyke dowodzi tutaj swoich umiejętności narracyjnych, wspomaganych przez znakomity montaż. Dzięki temu bez zbędnej gadaniny zwracamy uwagę na wszystkie istotne i nietypowe szczegóły, ani przez chwilę się nie nudząc, ani nie gubiąc. Tego typu sceny były rzadkością we wczesnym kinie dźwiękowym, tym bardziej więc zasługuje ona na wyróżnienie.

Od wtorku do czwartku okazał się bardzo dobrym filmem rozrywkowym i godnym następcą W pogoni za cieniem. Szkoda, że cenzorskie nożyce tym razem silniej zaingerowały w skrypt, pozbawiając go pikanterii właściwej pierwszej części. I że tak mało w filmie przezabawnej Myrny Loy. Nawet mimo tych zastrzeżeń mamy do czynienia z jedną z lepszych komedii tamtego okresu. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 30 czerwca 2019

Romans szulera/Le Roman d'un tricheur (1936)

Film o człowieku z inklinacją do złodziejstwa

Reżyseria: Sacha Guitry
Kraj: Francja
Czas trwania: 1 h 16 min.

Występują: Sacha Guitry, Serge Grave, Pierre Assy, Marguerite Moreno, Jacqueline Delubac, Rosine Derean, Elmire Vautier

Sacha Guitry był popularnym francuskim dramatopisarzem i aktorem teatralnym działającym na scenie niemal od początku XX. stulecia. Po rozpowszechnieniu się technologii dźwięku zainteresował się również kinem. Romans szulera był jego pierwszym filmem, który został zauważony za granicą i uznany za ważne wydarzenie artystyczne. Dzieło to rzeczywiście jest propozycją nowego podejścia. Wyziera z niego obraz Guitry'ego jako twórcy indywidualistycznego i pragnącego tworzyć po swojemu. W przypadku Romansu nie tylko wyreżyserował film, ale także napisał do niego scenariusz (na podstawie własnej sztuki) i zagrał główną rolę. Ponadto zapewnił nietypowy sposób narracji, który sprawia wrażenie, że autor zza kadru czuwa nad całością filmu. Romans szulera jest bowiem opowiedziany w formie retrospekcji. Jest to relacja głównego bohatera, który siedzi przy stoliczku w kawiarni i pisze własną autobiografię. Wszystkie sceny z przeszłości (czyli 90% filmu) są opowiadane przez narratora, który nie tylko komentuje akcję, ale również wypowiada poszczególne kwestie dialogowe. Mogłoby się wydawać, że taki styl opowiadania jest archaiczny i zniechęca do oglądania. Ku mojemu zdziwieniu sprawdził się całkiem nieźle, a w każdym razie nie był uciążliwy. Miałem raczej wrażenie, jakbym oglądał powieść graficzną. Co ważne, powieść dobrze napisaną i wciągającą.

Bohaterem filmu jest starzejący się szuler (nie poznajemy jego prawdziwego nazwiska). Jego historia zaczyna się od dzieciństwa. Ukarany przez ojca za kradzież, nie otrzymał porcji przepysznej potrawki z grzybów, której zjedzenie wszyscy jego krewni przypłacili śmiertelnym zatruciem. Wstrząśnięty śmiercią rodziny i przekonany, że zły uczynek uratował mu życie, bohater nabiera przekonania, iż występek niekiedy popłaca. Historia jego życia jest złożona. Zaciąga się do wojska, pracuje jako krupier w kasynie w Monte Carlo, ma kilka romansów z występnymi kobietami i dokonuje licznych bezczelnych oszustw. Ponieważ żyje według dewizy, że pieniądze należy wydawać równie szybko, jak się je zdobywa, jego życie to ciągłe zmiany. Przemieszcza się z miejsca na miejsce niczym niespokojny duch, poszukując nowych okazji i umykając przed ścigającymi go przedstawicielami władzy. Takie jest właśnie życie szulera.

Oryginalność opowieści Guitry'ego polega między innymi na zawarciu 50 lat biografii bohatera w formie spójnej, niezbyt długiej fabuły. W rezultacie szulera  odgrywa kolejno trzech różniących się wiekiem aktorów. Życie tego człowieka jest jeszcze bardziej zmienne niż wygląd. Jego kolejne profesje zmieniają się jak w kalejdoskopie, a wraz z nimi ewoluuje postawa życiowa. Szuler definiuje siebie poprzez swój stosunek do oszustwa, który waha się od ostrożnego, poprzez entuzjastyczne, aż do nałogu i koniecznego odwyku. W każdym ze swych wcieleń jest to natomiast człowiek szarmancki i nieodparcie sympatyczny. Świadczą o tym także kobiety jego życia - znacznie starsza, dystyngowana Hrabina, która uczyniła z niego mężczyznę; przebiegła kochanka, z którą dokonał brawurowego skoku na jubilera oraz żona, której historia jest zbyt ekstrawagancka, żeby ją tutaj przytaczać. 

Tym, co zapewnia filmowi Guitry'go urok, jest przepełniający go czarny humor. Już początkowa opowiastka o śmiertelnym zatruciu grzybami przedstawiona jest w sposób na poły kpiarski. Swe dzieje związane z karierą krupiera i oszusta przepełnia narrator autoironią. Nie sposób nie polubić faceta, który dowcipkuje ze swego podszytego oszustwem małżeństwa, robi sobie żarty z kleptomańskich skłonności i pożycza od kelnera zegarek, żeby jego dawna miłość nie rozpoznała go po jego własnym. Nie żeby miał coś przeciwko niej. Po prostu woli nie mieszać przeszłości z teraźniejszością. Wystarczy, że dokonał tego przedstawiając widzom swą opowieść. Na koniec wspomnę jeszcze o napisach początkowych, które także zrobione są inaczej niż zwykle - w sfilmowanej sekwencji reżyser przedstawia po kolei najważniejszych członków obsady i ekipy, oddając im tym samym honory.

Romans szulera to film nad wyraz oryginalny i przyjemny w odbiorze. Pomysł z narracją zza kadru może początkowo odrzucać, warto jednak dać mu szansę. Pozwoli to doświadczyć doprawdy oryginalnej i zabawnej historii. Ciekaw jestem, czy wpadnę jeszcze kiedyś w swej wędrówce po dziejach kina na Sachę Guitry'ego i jego oryginalne pomysły. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

piątek, 28 czerwca 2019

Na celowniku mafii/Bullets of Ballots (1936)

Film o niesłychanie skutecznej przykrywce

Reżyseria: William Keighley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 21 min.

Występują: Edward G. Robinson, Joan Blondell, Barton MacLane, Humphrey Bogart, Frank McHughes, Joe King

Koniec amerykańskiej prohibicji, który nastąpił w roku 1933, sprawił, że świat mafii przystanął dla nabrania oddechu. Produkcja i handel alkoholem znowu były legalne, a gigantyczne źródło zysków dla przestępców dosłownie wyparowało. Byli zmuszeni się przebranżowić i poszukać na siebie nowego pomysłu. W kinie koniec prohibicji nałożył się z wprowadzeniem cenzorskiego Kodeksu Haysa i poskutkował wygaśnięciem mody na filmy gangsterskie. Człowiek z blizną czy Mały cezar stały się nagle reliktami niezbyt chlubnej przeszłości. Przez chwilę wydawało się, że filmy o mafii poszły w odstawkę wraz ze zorganizowaną przestępczością. Oczywiście były to tylko pozory. Stare psy nauczyły się nowych sztuczek, a w branży pojawili się nowi gracze. Dokładnie tak wygląda sytuacja w filmie Na celowniku mafii, który opisuje czas zmiany nie tylko dosłownie, poprzez swoją fabułę, ale także symbolicznie. Naprzeciw siebie stają bowiem doświadczony Edward G. Robinson, znany z legendarnej roli w Małym cezarze oraz nowy specjalista od czarnych charakterów, dopiero co wypromowany w Skamieniałym lesie Humphrey Bogart.

Głównym bohaterem filmu jest policyjny detektyw Johnny Blake, który otrzymuje zadanie infiltracji organizacji przestępczej. Oficjalnie zostaje wyrzucony ze służby, a prawdę zna tylko jego szef, kapitan MacLaren. Blake prędko otrzymuje propozycję współpracy z mafią od swojego znajomego bossa Ala Krugera. By zdobyć zaufanie przestępców, pomaga im rozszerzyć swoje modus operandi na sferę hazardu, co okazuje się strzałem w dziesiątkę. Blake jest coraz bliżej rozpracowania struktury organizacji, jednak po piętach depcze mu Nick Finner, jednego z najmniej ufnych i najbardziej skłonnych do przemocy członków organizacji.

Fabuła Na celowniku mafii jest co prawda bogata w postacie z obu stron barykady, ale tak naprawdę najistotniejszy jest tutaj pojedynek dwóch znakomitych aktorów. Robinson gra zadziornego konusa, który potrafi prawym sierpowym rozłożyć na łopatki większych od siebie zawodników. Jako policjant pod przykrywką jest sprytny, wygadany i konsekwentny. Działa dyskretnie, opierając się na tych, którzy darzą go sympatią. Stara się raczej tworzyć warunki, w których jest użyteczny, niż zbytnią aktywnością zwracać na siebie uwagę. Mimo wszystko nieco bawi naiwność, z jaką mafiozi łykają jego fortele. Były policjant oprowadzany po mafijnym pokoju rozliczeń wzbudza podejrzenia tylko u paranoika Finnera. Reszta jest zachwycona jego pomysłami na zwiększanie zysków. Nawet wówczas, gdy policja zaczyna powoli likwidować co pomniejsze przestępcze biznesy. No cóż, także dla nich był to nowy świat.

Grany przez Bogarta Finner został pomyślany jako postać drugoplanowa, jednak z uwagi na dużą charyzmę i konfrontacyjne sceny z Robinsonem zdecydowanie można go uznać za postać równorzędną z protagonistą. Bogart jest w swojej roli opanowany, spokojny i metodyczny. W przeciwieństwie do innych gangsterów nie ma skrupułów przed rozwiązaniami o charakterze ostatecznym. W połączeniu z niepohamowaną ambicją czyni to z niego śmiertelnie niebezpiecznego przeciwnika. Najbardziej imponuje jego zimna krew - sukinsyn nie traci rezonu nawet w sytuacjach podbramkowych.

Stylistyka filmu jest raczej tradycjonalistyczna. Mimo zainteresowania gangsterów nowymi branżami, takimi jak hazard, wymuszenia i przestępstwa finansowe, wykorzystują oni charakterystyczne do dziś atrybuty mafii. Przestępcy noszą prochowce i palą jak smoki. Dzielą się przy tym na amatorów cygar i fanów papierosów. Obecny jest także charakterystyczny dla mafijnych opowieści wątek kobiety jako źródła nieszczęścia. Chodzi o dziewczynę Blake'a graną przez Joan Blondell, która najpierw zostaje przez niego potraktowana przedmiotowo podczas infiltracji gangu, później natomiast staje się największym zagrożeniem dla dekonspiracji. Pewne motywy ugruntowały się jako stale elementy kina gangsterskiego i takimi miały już pozostać.

Na celowniku mafii to film pokazujący, że wprowadzenie do Hollywood cenzury wcale nie zakończyło kariery filmów gangsterskich. Z dzisiejszego punktu widzenia może się wydawać nieco naiwny i oklepany, trzeba jednak pamiętać, że w latach trzydziestych zastosowane rozwiązania fabularne nie były jeszcze tak wyświechtane. Kryminały o policjantach pod przykrywką były właściwie nowością. Jeśli chodzi o mnie, dobrze się bawiłem, oglądając rywalizację dwóch znakomitych aktorów, nawet mimo konieczności przymknięcia oka na naiwność pewnych rozwiązań. Wystawiam przyzwoite 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 14 maja 2019

Potępieniec/The Informer (1935)

Film o Judaszu

Reżyseria: John Ford
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 31 min.

Występują: Victor McLaglen, Wallace Ford, Margot Grahame, Preston Foster, Donald Meek

W przeciągu ośmiu lat, jakie upłynęły od wprowadzenia do filmów dźwięku, kino amerykańskie wykształciło własny specyficzny styl opowiadania historii. Królowała narracja oparta na dialogach i scenariusze stawiające bardziej na rozwój akcji niż bohaterów. Wyjątki były nieliczne, a dorobek wyspecjalizowanego w opowiadaniu obrazem kina niemego popadł trochę w zapomnienie. Do odstępców od reguły należeli przede wszystkim reżyserzy pochodzenia niemieckiego - Josef von Sternberg i Ernst Lubitsch. W 1935 roku dołączył do nich John Ford, który w Potępieńcu zaproponował coś zupełnie odmiennego od mainstreamowych fabuł. Film nawiązuje stylistyką do niemieckiego ekspresjonizmu, samemu będąc prekursorem nadchodzącej epoki kina noir. Ponury, pesymistyczny, przybliża historię osobnika znajdującego się na samym dole drabiny społecznej. W przeciwieństwie do kina gangsterskiego nie gloryfikuje występków swego protagonisty. Zamiast tego rozbiera na czynniki pierwsze fazę jego upadku. Bogaty formalnie i treściowo, Potępieniec jest fascynujący nie tylko dzięki temu, że proponuje coś zupełnie odmiennego od obowiązującego kanonu, ale także ze względu na uniwersalizm przedstawionej historii o zdradzie i jej konsekwencjach.

Akcja filmu rozgrywa się w roku 1922 w Dublinie. W Irlandii toczy się wojna domowa. Po ulicach miasta błąka się Gypo Nolan, bezrobotny osiłek, który niedawno został wyrzucony z partyzantki IRA za odmowę wykonania wyroku śmierci. Stracił przyjaciół, nie widzi przed sobą perspektyw, a jego dziewczyna zarabia na życie jako prostytutka. Pod wpływem impulsu Gypo decyduje się donieść brytyjskiej policji o miejscu pobytu swojego kolegi z IRA poszukiwanego za zabójstwo. Mężczyzna zostaje zastrzelony podczas próby aresztowania, a Gypo inkasuje 20 funtów nagrody. Teraz ma okazję rozpocząć wraz z dziewczyną nowe życie, ale dopadają go wyrzuty sumienia. Działający coraz bardziej irracjonalnie mężczyzna zaczyna zmierzać ku przepaści.

Potępieniec to bardzo mocny film, silnie oddziałujący na emocje widza. Nie robi jednak tego przy użyciu tanich hollywoodzkich szablonów. Główny bohater przedstawiony został w bardzo negatywnym świetle. Ford stara się przybliżyć widzowi jego punkt widzenia poprzez stworzenie atmosfery pustki, samotności i beznadziei. Gypo jest człowiekiem lekkomyślnym, zdesperowanym i raczej żałosnym. Film pokazuje jego emocjonalną huśtawkę rozpoczętą od tragicznej zdrady, poprzez żal i próbę uniknięcia odpowiedzialności, aż po konsekwencje. Studium sprzecznych emocji kończy się wyraźną sugestią rozgrzeszenia. I to chyba jedyny element fabuły, z którym się nie zgadzam. Nie dlatego, że żal Gypo nie jest szczery. Po prostu usprawiedliwiono go, korzystając z błędnych przesłanek. Ale łezkę dla niego uroniłem.

Styl opowieści nawiązuje do rozwiązań kina niemego. W filmie występuje stosunkowo mało dialogów, sporo jest natomiast scen wykorzystujących do kreowania nastroju oświetlenie i grę aktorską. Gypo przechadza się zamglonymi ulicami Dublina, rozgląda, zastanawia. Później błąka się w pijackim amoku. Ważną rolę odgrywają rekwizyty - w pierwszym akcie filmu plakat z portretem poszukiwanego, później przechowywany przez Gypo w kieszeni zwitek banknotów, ciążący mu niczym judaszowe srebrniki. Bardzo istotna jest dla tej stylistyki oscarowa gra Victora McLaglena, który zdołał połączyć tragiczny patos swej postaci z jej odrażającą głupotą i pijackim zbydlęceniem. Mało wyrazisty aktor łatwo mógłby znudzić widza, zbyt wyrazisty - przekroczyć granicę kiczu. McLaglen odnajduje natomiast złoty środek, wywołując u widza nieodparte współczucie dla swej żałosnej kreacji.

John Ford wykazał się duża odwagą, sięgając po ekspresjonistyczne instrumentarium. Osiągnął jednak estetyczny sukces. Mroczne uliczki Dublina, ponure speluny, zaśmiecone ulice, odziani w prochowce członkowie IRA - wszystko to tworzy niemal mistyczną atmosferę, w której rozgrywa się uniwersalna historia zdrajcy. Reżyser udowodnił, że w skrępowanym przez Kodeks Haysa Hollywood wcale nie trzeba robić ugrzecznionych filmów, a tragiczny protagonista będący zaprzeczeniem idei bohatera może być równie ciekawą postacią, jak herosi grani przez Clarka Gable'a czy Errola Flynna. Przyszli twórcy kina noir wyciągnęli z Potępieńca cenną lekcję. Również ja jestem pod wrażeniem tego niezwykle interesującego filmu. Wystawiam 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

środa, 1 maja 2019

Agenci policji śledczej/G Men (1935)

Film o dobrych policjantach i złych gangsterach

Reżyseria: William Keighley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 26 min.

Występują: James Cagney, Robert Armstrong, Margaret Lindsay, Ann Dvorak, Barton MacLane, Lloyd Nolan

W reakcji na falę filmów gangsterskich, która zalała kina amerykańskie na początku lat trzydziestych, co najmniej kilka tęgich głów zauważyło potrzebę stworzenia dla nich jakiejś przeciwwagi. Co prawda kino gangsterskie dokonywało jednoznacznej oceny moralnej swoich protagonistów, ale nie sposób zaprzeczyć, że zanim nadchodził żałosny koniec, życie filmowego przestępcy miewało swoje uroki. Problematyczne było już samo osadzenie w centrum akcji kryminalistów, szczególnie że grali ich tak charyzmatyczni aktorzy jak Robinson, Muni czy Cagney. Odpowiedzią wytwórni Warner Bros na te kontrowersje miał być film Agenci policji śledczej, czyniący głównym bohaterem młodego rekruta federalnej policji, który staje do bohaterskiej walki z gangsterami. Lokomotywą filmu stał się James Cagney, wcześniej znany z roli kryminalisty we Wrogu publicznym nr 1. Tym razem niespożyta energia tego niewielkiego wzrostem aktora miała służyć sprawie dobra.

Cagney wciela się w młodego prawnika Jamesa "Bricka" Davisa, który po długich wahaniach decyduje się na wstąpienie do federalnej policji. Nie jest to dla niego łatwa decyzja. Choć sam jest krystalicznie uczciwy, jego prawniczą edukację opłacał zaprzyjaźniony gangster. W Waszyngtonie Brick przechodzi szkołę życia. Nadzorujący go instruktor Jeff McCord nie przepada za prawnikami i znajduje przyjemność w utrudnianiu życia pewnemu siebie rekrutowi. Brick szybko udowadnia swoją wartość, identyfikując po drobnym szczególe sprawcę brutalnego morderstwa. Prawdziwa próba czeka go jednak, kiedy będzie zmuszony stanąć przeciwko swoim znajomym z czasów młodości.

Pomysł na Agentów policji śledczej był niezły. W scenariuszu przemycono ciekawe smaczki z początków FBI - funkcjonariusze nie mogą nosić broni, ani ścigać podejrzanego poza stan, w którym popełniono przestępstwo. Dopiero fala zbrodni gangów skłania Kongres do przyznania praktycznie bezbronnym agentom większych uprawnień. Bohater Cagneya przedstawiony został jako człowiek stojący w rozkroku pomiędzy lojalnością wobec dawnych znajomych, a zobowiązaniami związanymi ze służbą. To niezła rola, dynamiczna i niepozbawiona akcentów komediowych. Brick jest twardzielem, który nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale ma także swoje słabości. Jeden ze sparingpartnerów na siłowni zamiata nim podłogę, a przełożeni pokazują mu jego miejsce, kiedy zbyt ochoczo pragnie nadawać ton śledztwu. Niestety gwieździe filmu nie dorównuje aktorskim kunsztem Robert Armstrong grający wrednego instruktora. Jego rola jest niezgrabna i momentami (przede wszystkim z uwagi na nieprzyjemny śmiech) irytująca. Z zalet filmu wymienię jeszcze dobre zdjęcia Sola Polito, który wzorowo wykorzystuje oświetlenie, tworząc mroczne kompozycje podobne do tych z Człowieka z blizną. Niestety zdjęciom nie dorównuje nieudolny montaż. W rezultacie ze scen strzelanin wieje monotonią, w dodatku często trudno rozgryźć, kto jest kim i co się dokładnie dzieje.

Największym problemem Agentów policji śledczej jest niedopracowany scenariusz. Autorzy próbowali upchnąć zbyt wiele materiału w niespełna półtoragodzinnym filmie. W rezultacie żaden z wątków nie doczekuje się satysfakcjonującego rozwiązania. Motyw rozdarcia głównego bohatera pomiędzy dwoma światami ostatecznie nie prowadzi do żadnego dramatycznego wyboru. Przełożeni po odkryciu jego przeszłości ostrzegają, że będą mu patrzeć na ręce i na tym koniec. Z kolei gangsterski mentor nie ma do niego żadnych pretensji, kiedy James dobiera mu się do skóry. W końcu sam go namawiał do wstąpienia do policji. Okeeeej. Bardzo zaniedbano także wątki obu bohaterek żeńskich - dawnej dziewczyny Bricka, która została żoną gangstera oraz nowej sympatii, będącej siostrą jego instruktora. Panie pojawiają się w kluczowych scenach, ale obie są tam jakby od niechcenia, mało wyraziste i zepchnięte na ubocze.

Każdy element fabuły Agentów razi schematyzmem. Reżyserowi nie udało się zmienić tej historii w pełnokrwistą opowieść. Poszczególne postacie realizują po prostu swoje scenariuszowe funkcje, ginąc lub usuwając się na bok w momencie, kiedy przestają być potrzebne. W dodatku bije od nich sztampą. Oglądając ten film ani przez chwilę nie poczułem emocji, nie martwiłem się losem żadnego z bohaterów, nie poczułem do nikogo szczególnej sympatii bądź niechęci. Zbyt sztuczne i wyrachowane to wszystko. Szkoda. Agenci policji śledczej otrzymują ode mnie 5 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com

piątek, 26 kwietnia 2019

W pogoni za cieniem/The Thin Man (1934)

Film o rentierach korzystających z życia

Reżyseria: W.S. Van Dyke
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 30 min.

Występują: William Powell, Myrna Loy, Maureen O'Sullivan, Minna Gombell, Porter Hall, Edward Ellis

Nieco dziś zapomniany reżyser W.S. Van Dyke był w latach 30. twórcą dwóch niezwykle popularnych serii filmowych. Pierwszą z nich były przygody Tarzana niosące ze sobą powiew egzotyki rodem z Czarnego Lądu. Oceniając po poziomie recenzowanego przeze mnie Człowieka małpy, filmy te nie wytrzymały próby czasu. Druga seria obejmowała sześć komedii kryminalnych opowiadających o perypetiach bogatego małżeństwa detektywów-amatorów. Amerykańska nazwa cyklu to Thin Man. Początkowo tytuł ten dotyczył zaginionego mężczyzny, którego bohaterowie poszukują w pierwszej części, później zaś odnoszono go do stanowiącego męską połowę detektywistycznego duetu Williama Powella. Ponieważ w Polsce film nazywa się W pogoni za cieniem, dla całej serii pozostaje nam chyba używać oryginalnej nazwy. Tym, co ważne, jest fakt, że Thin Man do dnia dzisiejszego zachował swoją świeżość. Klasyczna w literaturze, lecz nowatorska w kinie formuła opowieści detektywistycznej z oryginalną, niezwykle sympatyczną parą głównych bohaterów zaowocowała znakomitym filmem rozrywkowym, który wciąga od pierwszej sceny i do samego końca nie pozwala nawet na chwilę nudy.

Zanim dane jest nam poznać parę głównych postaci, film sporo miejsca poświęca przedstawieniu intrygi i wszystkich powiązanych z nią osób, które wkrótce staną się podejrzanymi. Clyde Wynant, później nazwany "chudym mężczyzną", to bogaty przedsiębiorca i wynalazca, który niespodziewanie wyjeżdża w interesach i zrywa kontakt z rodziną. Otoczenie Clyde'a - córka z narzeczonym, była żona z nowym mężem, kochanka-sekretarka z przyległościami, księgowy i jeszcze kilka innych postaci okazują duże zaniepokojenie jego zniknięciem. Intryga się komplikuje, kiedy jedna z osób z tego grona zostaje zamordowana w tajemniczych okolicznościach. W końcu córka Clyde'a, Dorothy, zwraca się o pomoc do Nicka Charlesa, byłego detektywa, który obecnie korzysta z luksusów życia w towarzystwie swojej bogatej żony Nory.

W pogoni za cieniem wnosi do kinowego mainstreamu nową jakość, wcześniej znaną głównie z powieści detektywistycznych. Jest nią zaproponowanie widzowi wspólnego z parą detektywów rozwiązywania zagadki. Chociaż Charles i Nora znajdują się w centrum fabuły, dużo czasu ekranowego poświęcono osobom zamieszanym w całą aferę, przedstawiając ich potencjalne motywacje i działania. Jednocześnie film do samego końca nie zdradza tajemnicy, wiele sytuacji przedstawiając dwuznacznie i starając się stworzyć wokół kilku postaci podejrzaną atmosferę. Dzięki sprawnie napisanej intrydze rozwiązanie zagadki nie jest oczywiste. Właściwie wątków i postaci jest dużo i konieczne jest zachowanie koncentracji, aby się w tym wszystkim nie pogubić. Na szczęście wszystko zostaje w sposób satysfakcjonujący wyjaśnione w finale.

Drugim atutem W pogoni za cieniem jest świetny duet głównych bohaterów. Charlesowie nie są zwykłym filmowym małżeństwem. Nie ma u nich mowy o typowych ekranowych problemach - zazdrości, znudzeniu sobą czy nieporozumieniach. Oni autentycznie lubią swoje towarzystwo i potrafią wspólnie cieszyć się życiem. Nie są przy tym żadnymi mistrzami kryminalistyki. To po prostu inteligentni ludzie korzystający z przewagi, jaką daje im niezależność finansowa i dystans do świata. Są też bardzo sympatyczni. Nick to bon vivant o dużej dozie spontaniczności i zimnej krwi. Zamiast pozować na macho, w razie potrzeby chętnie udaje kabotyna, wyprowadzając przy tym w pole tych, którzy chcą go oszukać. Nora, doskonale zagrana przez łaniowatą Myrnę Loy, posiada uroczy dystans do siebie. Kiedy zastaje męża wstawionego po kilku drinkach, natychmiast zamawia tyle samo dla siebie, żeby mu dorównać. Długo zapamiętam też jej rozbrajającą minę, kiedy zastaje Nicka pocieszającego w swych objęciach inną kobietę. Zamiast sceny zazdrości jest tylko kpiące parsknięcie. Nora jest zbyt pewna własnej wartości, żeby robić szarmanckiemu mężowi awanturę z powodu jakichś głupstw. Jednym słowem, Charlesowie traktują siebie po partnersku, licząc się ze swoim zdaniem i dobrze uzupełniając. Na łączącą małżonków chemię składają się także dowcipne dialogi. Nick i Nora mnie stronią od delikatnych kpin z siebie, chętnie posługują się sarkazmem, a za pomocą giętkiego języka potrafią sprowadzić do pionu każdego, kto próbuje ich przegadać. Słuchanie ich słownej szermierki było prawdziwa przyjemnością.

Sekret powodzenia małżeńskiego duetu tkwi w dwóch czynnikach. Pierwszym była osobista sympatia, jaka łączyła Williama Powella i Myrnę Loy. Oboje wypowiadali się pochlebnie na temat swojej współpracy, podkreślając wzajemną bezpretensjonalność, sympatyczną atmosferę na planie i otwarcie na potrzeby drugiej strony. Druga kwestia to styl reżyserii Van Dyke'a, który zachęcał aktorów do improwizacji, często nagrywał sceny z marszu, nie powtarzał bez potrzeby ujęć lub nawet przemycał do filmu fragmenty, które były spontanicznymi reakcjami aktorów, a nie ich postaci. Dzięki temu uzyskał bardzo naturalny efekt, który jednak nie byłby możliwy, gdyby do głównych ról zaangażować artystów o innym usposobieniu.

W pogoni za cieniem nie jest filmem krzykliwym, ani efekciarskim, a jednak stanowi przełom w kinie kryminalnym. Zarówno sposób prezentacji na ekranie tajemnicy, jak i dynamiczny, nietypowy duet detektywistyczny są nową, godną naśladowania jakością. Świetny scenariusz sprawia, że trudno się oderwać od ekranu. Urzekająca Myrna Loy i jej miny stanowią wisienkę na torcie. Jako całość, daje to jeden z najlepszych filmów roku 1934, w pełni zasłużenie nominowany do głównej nagrody Akademii Filmowej. Wystawiam 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 3 marca 2019

Testament doktora Mabuse/Das Testament des Dr. Mabuse (1933)

Film o spuściźnie szaleńca

Reżyseria: Fritz Lang
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1 h 56 min.

Występują: Rudolf Klein-Rogge, Otto Wernicke, Karl Meixner, Oscar Beregi, Theodor Loos, Gustav Diesl, Wera Liessem

W udzielonym pod koniec życia wywiadzie Fritz Lang powiedział, że po obejrzeniu przedpremierowego pokazu Testamentu doktora Mabuse świeżo mianowany Minister Propagandy Josef Goebbels zaprosił go na spotkanie i zaproponował pracę dla swojego aparatu agitacyjnego. Lang miał jeszcze tego samego dnia spakować manatki i uciec do Francji. Prawdopodobnie reżyser nieco udramatyzował swoją opowieść, niemniej jednak Testament został na polecenie Goebbelsa objęty zakazem rozpowszechniania i po raz pierwszy pojawił się w niemieckich kinach dopiero w latach 50. Obiektywnie była to decyzja dość dziwna, gdyż jest to film właściwe pozbawiony podtekstów o charakterze politycznym. Lang, przy pisaniu scenariusza po raz ostatni współpracujący ze swoją żoną, Theą Von Harbou, obmyślił film jako kontynuację swojego słynnego kryminału Doktor Mabuse z roku 1922. W przeciwieństwie do pierwowzoru Testament jest filmem uciekającym od społecznego komentarza, idącym raczej w kierunku kina czysto rozrywkowego. Nie zawiera także przełomowych rozwiązań technicznych czy formalnych. Z poprzednich dzieł Langa najbardziej przypomina Szpiegów - podobnie jak w tamtym filmie głównym wątkiem jest rozwikłanie zagadki związanej z tajemniczym przywódcą organizacji przestępczej.

Film rozpoczyna się od przeszpiegów detektywa Hofmeistera w drukarni fałszywych banknotów. Hofmeister zostaje nakryty przez przestępców, ale udaje mu się uciec. Zanim jednak jest w stanie uprzedzić swojego szefa Lohmanna o swoich odkryciach, zostaje napadnięty w swoim domu przez tajemniczą postać. Tymczasem w szpitalu psychiatrycznym profesor Baum i jego podwładni obserwują zamkniętego tu od dziesięciu lat szalonego doktora Mabuse. Pogrążony w katatonii złoczyńca od dawna nie wykazuje chęci kontaktu ze światem zewnętrznym, a jedynie zapisuje setki kartek papieru diabolicznymi planami zbrodni. Jeden z psychiatrów przeglądając te notatki odkrywa, że pasują one do opisów popełnianych w rzeczywistości przestępstw. Pojawia się pytanie, czy pozornie pogrążony w szaleństwie Mabuse ma z tymi zdarzeniami jakiś związek?

Muszę przyznać, że Testament ma ciekawą intrygę i trzyma w napięciu. Zwrotów akcji jest w filmie kilka, a niektóre z nich są naprawdę mocne (choć dla współczesnego widza, który widział już niejedno, nie będą aż takim zaskoczeniem, jakim były w latach trzydziestych). Ciekawym zabiegiem jest danie widzowi swobody interpretacji pewnych wydarzeń. Mianowicie w fabule występują elementy ponadnaturalne, ale są podane w taki sposób, że równie dobrze można je zignorować i uznać, że dzieją się tylko w wyobraźni jednej z postaci. Diaboliczny Mabuse nie pojawia się na ekranie zbyt często. Funkcjonuje przede wszystkim jako inspiracja dla szerzenia chaosu. Jego "testament" to produkt prawdziwie obłąkanego umysłu. Natomiast grający złoczyńcę Rudolf Klein-Rogge prawie nie wchodzi w interakcje z innymi aktorami. Trzy główne grupy nadające ton wydarzeniom to prowadzący śledztwo policjanci (na czele z występującym także w Mordercy komisarzem Lohmannem), szajka przestępców wykonująca rozkazy swego tajemniczego mocodawcy oraz pracownicy szpitala psychiatrycznego mający bezpośredni kontakt z obłąkanym Mabuse.

Jak zawsze u Fritza Langa mamy do czynienia z wysokim poziomem realizacyjnym. Imponuje precyzyjnie przygotowana scenografia, w tym bardzo charakterystyczne lokacje takie jak drukarnia, biuro pasera czy też specjalność scenografów Langa - spersonalizowane gabinety różnych ważnych osobistości. Bardzo ciekawie ucharakteryzowano Rudolfa Klein-Rogge przybierającego kilka różnych wcieleń doktora Mabuse. Wypada także wspomnieć o efektownym pokazie pirotechnicznym związanym z pożarem fabryki chemikaliów oraz o dynamicznym pościgu samochodowym w końcówce filmu. Zdjęciami zajął się znakomity operator Fritz Arno Wagner, który jak zwykle stanął na wysokości zadania. Aktorstwo nawiązuje do stylu filmowego ekspresjonizmu - obfituje w przesadne gesty, miny i spoglądanie do kamery. Dla widza niezaznajomionego z konwencją (mocno już wówczas przebrzmiałą) może to być męczące. Trudno mi szczególnie wyróżnić któregoś z aktorów. Mamy do czynienia raczej z filmem akcji niż z dziełem rozwijającym występujące w nim postacie. Wyjątkiem jest wspomniany już kilkakrotnie Klein-Rogge, którego rola jest jednak niezwykle specyficzna.

Testament doktora Mabuse trochę zawiódł moje oczekiwania. Nie zrozumcie mnie źle, to wciągający i świetnie zrealizowany kryminał. Nie ma w nim jednak niczego przełomowego, żadnych innowacji, do których przyzwyczaił widzów Fritz Lang i jego współpracownicy. Po tym reżyserze można było oczekiwać czegoś więcej. Tym niemniej na tle innych filmów epoki Testament prezentuje się więcej niż dobrze. Otrzymuje ode mnie 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 16 lutego 2019

Lady Lou/She Done Him Wrong (1933)

Film o kobiecie w pajęczynie intryg

Reżyseria: Lowell Sherman
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 2 min.

Występują: Mae West, Cary Grant, Owen Moore, Gilbert Roland, Noah Beery, David Landau, Rafaela Ottiano

Kiedy Mae West po raz pierwszy wystąpiła na dużym ekranie w głównej roli, była już uznaną gwiazdą estrady. Jej teatralną specjalnością były role frywolnych, wyzwolonych obyczajowo uwodzicielek, pełne seksualnych aluzji i dwuznaczności. W roku kinowego debiutu West skończyła 40 lat, co podobnie jak dzisiaj było wyjątkowo późnym wiekiem na rozpoczęcie kariery filmowej. Mimo to udało jej się zyskać popularność. Lady Lou stanowi dobrą próbkę stylu tej aktorki. Film ów zdobył nominację do Oscara, uratował studio Paramount przed bankructwem, wypromował jako aktora Cary'ego Granta i tak oburzył amerykańskich moralistów, że przyspieszyli prace nad cenzorskim Kodeksem Haysa. Sporo osiągnięć, jak na obraz trwający tylko godzinę i, nie ma co ukrywać, niepowalający na kolana.

Film rozgrywa się w latach 90. XIX wieku i opowiada historię tytułowej Lou, uwielbiającej diamenty śpiewaczki rezydującej w knajpie w nowojorskiej dzielnicy nędzy Bowery. Lou jest utrzymywana przez właściciela spelunki, prowadzącego szemrane interesy Gusa Jordana, ale za jego plecami flirtuje z kilkoma innymi mężczyznami. Jednym z jej zalotników jest wspólnik Gusa Sergiej, innym jego rywal Dan Flynn. Lou utrzymuje też kontakt z siedzącym w więzieniu Chickiem Clarkiem, swym dawnym ukochanym, który został skazany za kradzież diamentów. Grono adoratorów Lou uzupełnia kapitan Cummings, pracownik socjalny próbujący resocjalizować mieszkańców Bowery oraz zakochany w niej platonicznie ochroniarz Spider. Rywalizacja o względy Lou się zaostrza, kiedy policja zaczyna się interesować mętnymi interesami Gusa, a Chick Clark ucieka z więzienia zdeterminowany, by na powrót połączyć się z kochanką.

Niestety muszę zaliczyć Lady Lou do grona filmów o zmarnowanym potencjale. Jedną z przyczyn jest niedopracowany scenariusz. Przez większość filmu śledzimy perypetie Lou z jej adoratorami. Polegają one głównie na niepowiązanych ze sobą rozmowach. Wychodzi jeden amant, wchodzi następny, mijają się w drzwiach i jak gdyby nigdy nic przechodzą do swoich spraw. Brakuje w tych przejściach płynności, są jakby przypadkowo posklejane. Kiedy w finale filmu wszystkie wątki wreszcie zostają połączone, jest to zrobione topornie, tak jakby scenarzystom zależało głównie na tym, żeby jak najprędzej wszystko zakończyć. Film jest także za krótki, co nie pozwoliło dostatecznie rozwinąć bardzo licznego grona postaci.

Drugi problem to gra aktorska. Dziwi mnie, że rola Cummingsa była przełomowa dla Cary'ego Granta, bo znacznie ciekawszą postać odegrał rok wcześniej w Blond Wenus. Ale on akurat jest w miarę strawny. Nie chodzi również o te kilka scen śmierci, które są tak sztuczne, że budzą tylko śmiech. Można je przecierpieć. Strawiłbym nawet koszmarnego Owena Moore w roli Chicka, chociaż zupełnie nie potrafi oddać mieszaniny miłości i nienawiści, jaką jego bohater czuje do tytułowej postaci. Największy problem jest z samą Mae West, która absolutnie nie radzi sobie na dużym ekranie. Kreowana na seksbombę, ubrana w obcisłe suknie, porusza się ociężale i bez wdzięku. Jej umiejętności aktorskie ograniczają się do miny z zamkniętymi ustami i drugiej - z otwartymi. Dialogi jej postaci nie są złe, ale West nie wypowiada ich dostatecznie przekonująco. To zdecydowanie nie jest femme fatale, która mogłaby zafascynować widza. Jest tak drewniana, że do końca filmu nie byłem pewien, czy Lou jest pociągającą za wszystkie sznurki intrygantką, czy nieświadomą konsekwencji swoich działań ofiarą. To po prostu słaba aktorka.

Lady Lou jest kiepskim filmem, który niewiele ma wspólnego z dobrym aktorstwem czy ciekawą intrygą. To, co miało być jego największym atutem, okazało się główną słabością. Z niezrozumiałego dla mnie powodu amerykańska publiczność uznała inaczej, oceniając Lady Lou zdecydowanie powyżej tego, na co zasługuje. Bywa i tak. Wystawiam 5 gwiazdek. Zdecydowanie nie polecam.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Noc na rozdrożu/La Nuit du carrefour (1932)

Film o detektywie i zbrodni

Reżyseria: Jean Renoir
Kraj: Francja
Czas trwania: 1 h 10 min.

Występują: Pierre Renoir, Winna Winifried, Georges Koudria, Georges Terof, Dignimont, Jean Gehret

Po nakręceniu realistycznej, całkiem ambitnej Suki Jean Renoir postanowił spróbować swych sił w filmie nastawionym bardziej pod gusta masowego odbiorcy. Wybór padł na ekranizację powieści detektywistycznej autorstwa Georgesa Simenona, wówczas mało jeszcze znanego belgijskiego pisarza. Główną rolę inspektora Maigret powierzył Renoir swojemu starszemu bratu Pierre'owi. Ponieważ reżyser był właśnie w trakcie rozwodu, rzekomo miał podchodzić do Nocy na rozdrożu z mniejszą niż zazwyczaj starannością. Plotka głosi, że podczas prac nad filmem zaginęła jedna z rolek z materiałem zdjęciowym, co ma wyjaśniać pewne niejasności i przeskoki fabularne. Jaka by nie była prawda, powstał film, który entuzjaści nazywają "tajemniczym", krytycy natomiast "wybrakowanym".

Noc na rozdrożu jest klasyczną opowieścią detektywistyczną. Film rozpoczyna się od prologu, podczas którego w garażu jednego z mieszkańców małej wioski zostaje odnaleziony skradziony samochód sąsiada. Za kierownicą zaś - martwe ciało jakiegoś nieznanego człowieka. Wkrótce do wioski przybywa inspektor Maigret, który wraz z asystentem rozpoczyna śledztwo. Pierwszymi podejrzanymi są: właściciel samochodu Michonnet i właściciele garażu - arystokratyczne, biedujące rodzeństwo Andersenów, którzy jako emigranci z Danii są traktowani z niechęcią przez innych mieszkańców wioski. Pewną rolę odegrają także pracownicy miejscowego warsztatu samochodowego. Jak na klasyczny kryminał przystało, w kolejnych scenach tajemnica pogłębia się, padają następne strzały, a detektyw przystępuje do rozwiązania zagadki.

Główny problem Nocy na rozdrożu najlepiej symbolizuje wspomniana zagubiona rolka celuloidu. Opowieść jest prowadzona niejasno, zagmatwana i mało czytelna. Tajemnica morderstwa podlega wyjaśnianiu przez końcowy kwadrans filmu. Poszczególnym postaciom przypisywane są coraz to nowe role i motywacje w intrydze. Ostatecznie byłem zdezorientowany co do dokładnego przebiegu zbrodni. Miałbym problem z powtórzeniem, kto, co i dlaczego Drugie zastrzeżenie dotyczy postaci inspektora Meigret, który jest człowiekiem zupełnie bezbarwnym. Pierre Renoir nie wnosi do filmu jako aktor absolutnie niczego. Jego detektyw zadaje pytania, wydaje polecenia, zatrzymuje przestępców. Wszystko metodycznie, jakby odhaczał kolejne punkty z listy. Jest przy tym tak bezosobowy i bezbarwny, że gównie dobrze jego rolę mógłby odgrywać głos puszczony z adapteru. 

Nie oznacza to, że nie ma w Nocy na rozdrożu niczego godnego uwagi. Całkiem udanie uchwycił Renoir klimat zabitej dechami wiejskiej dziury, którą po zapadnięciu zmroku ogarniają egipskie ciemności, a mieszkańcy czujnie kontrolują wszelkie odchylenia od przyjętej normy. Duża w tym rola plenerów, za które służy dokładnie taka francuska wioska, w której asfalt na noc zwijają. To wręcz archetyp. Spośród bohaterów filmu ciekawymi postaciami są Andersenowie - jednooki nieporadny artysta i jego rozpieszczona siostrzyczka. Niegdyś związani z dworem króla Danii, obecnie doświadczają wrogości ze strony mieszkańców zapadłej francuskiej dziury. Else Andersen czyni nawet starania, żeby uwieść poczciwego inspektora i moim zdaniem zdołałaby to zrobić, gdyby Meigret nie był pozbawionym emocji automatem.

Noc na rozdrożu jest filmem o zmarnowanym potencjale. Niejasna narracja zalatuje z daleka prowizorką. Rzadko kiedy brak staranności w realizacji jest aż tak widoczny. Zazwyczaj pomstuje się na producentów, którzy poprzez odgórną ingerencję zaburzają wizję reżysera. W tym przypadku było odwrotnie - zbytnia niezależność Renoira doprowadziła do wypuszczenia w świat filmu wybrakowanego. Pomimo kilku jasnych punktów jestem zmuszony przyznać Nocy na rozdrożu tylko 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 12 stycznia 2019

Scarface/Człowiek z blizną (1932)

Film o konsumpcji

Reżyseria: Howard Hawks
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 29 min.

Występują: Paul Muni, Ann Dvorak, Karen Morley, Osgood Perkins, George Raft, Boris Karloff

Plotka głosi, że kiedy Howard Hawks kręcił Człowieka z blizną, Al Capone wysłał swoich ludzi na plan filmowy, żeby sprawdzili, czy bohater filmu za mocno go nie przypomina. Inna anegdota, tym razem potwierdzona, mówi o znacznej aktywności instytucji cenzorskiej kierowanej przez Williama Haysa. Strażnicy moralności zarzucili filmowi gloryfikację przemocy i "psucie młodzieży". Z tego powodu dołożono na jego początku plansze tekstowe utwierdzające widzów w przekonaniu, że przestępcy są źli i należy ich zwalczać oraz dokręcono alternatywne zakończenie, bardziej "prawomyślne" od pierwotnego. (Obecnie dostępne są wersje zarówno z zakończeniem pierwotnym, jak i "cenzorskim"). Nawet po tej ingerencji film otrzymał w niektórych stanach zakaz wyświetlania. Problemy z cenzurą towarzyszyły mu jeszcze wielokrotnie. W końcu rozgoryczony producent Howard Hughes wycofał go z obiegu i zamknął w swoim skarbcu [sic!]. Film znaleziono tam po śmierci Hughesa pod koniec lat siedemdziesiątych, w samą porę, aby Brian De Palma mógł przystąpić do realizacji słynnego remake'u z Alem Pacino w roli głównej.

Człowiek z blizną wpisuje się w nurt kina gangsterskiego, podobnie jak wypuszczone rok wcześniej Mały cezar i Wróg publiczny nr 1. Nawet na ich tle ten wyprodukowany bez wsparcia wielkich wytwórni film wyróżnia się brutalnością, będąc właściwie półtoragodzinną orgią przemocy. Śledzimy w nim historię gangstera Tony'ego Camonte pnącego się na sam szczyt mafijnej piramidy w Chicago. Jego biografię niczym kamienie milowe wyznaczają kolejne zabójstwa prezentowane na ekranie z niezwykłą  pomysłowością. To z ich powodu Człowiek z blizną był w latach trzydziestych zjawiskiem niesłychanym. Nigdy wcześniej nie było filmu tak wypełnionego przemocą. Wielka różnorodność owych scen jest świadectwem niezwykłego talentu Howarda Hawksa. Reżyser skrupulatnie pilnuje, aby widz nie znudził się zabijaniem. Zaczynamy od morderstwa konkurencyjnego bossa podczas śniadania w restauracji. W kolejnych scenach obserwujemy zdobywanie terenu przez gang szefa Tony'ego -  Johnny'ego Lovo. Odbywa się to między innymi poprzez morderstwo w kwiaciarni czy też strzelaninę w kręgielni. Człowiek z blizną może się szczycić tytułem jedynego filmu, w którym postać grana przez Borisa Karloffa zostaje zastrzelona podczas wykonywania doskonałego rzutu kulą do kręgli. Przyjemnie jest też oglądać dziecięcą radość na twarzy głównego bohatera, kiedy odkrywa on właściwości najnowszego cudu techniki - pistoletu maszynowego. Gdy gang osiąga pełnię władzy, Tony zmienia podejście. Od tej chwili zaczyna zabijać niedawnych współpracowników i przyjaciół. Jego żądza mordu (i władzy) wydaje się nie mieć granic, chociaż zaspokaja ją (przy pomocy reżysera) na wciąż nowe sposoby. Ewolucja brutalnego bandziora w ociekającego bogactwem i posoką, wrzeszczącego i strzelającego do wszystkich psychopatę jest epopeją iście przerażającą. Ten facet nie boi się śmierci, nie liczy się z nikim i chce zdobyć WSZYSTKO. Zgodnie z jego mottem życiowym wywiedzionym z neonu reklamowego, który codziennie ogląda z okna mieszkania. "Świat należy do ciebie". Piękny przykład Amerykańskiego Snu ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. Człowiek z blizną jest zawoalowaną kpiną z amerykańskiego stylu życia, z maksymalizmu i megalomanii towarzyszących promocji konsumpcjonizmu. Los Tony'ego zdaje się sugerować, że w krańcowej, pozbawionej ograniczeń wersji tego podejścia zaczynamy pożerać samych siebie.

Wielką rolę w sukcesie (?) filmu odgrywa przytłaczająca wręcz kreacja Paula Muniego jako Tony'ego. Muni, jeden z pierwszych aktorów metodycznych w historii kina, całkowicie wchodzi w rolę prymitywnego, nienasyconego psychopaty. Jego Tony przeraża zarówno podczas scen wypełnionych agresją, jak również w czasie metodycznych, pozornie spokojnych rozmów, takich jak ta na posterunku policji (kiedy przekonuje gliniarzy, że on nie skończy w rynsztoku tak jak ci, którzy byli przed nim) czy podczas konfrontacji z partnerem, którego podejrzewa o zamach na swoje życie. Niezwykłe napięcie towarzyszy także jego relacjom z dwiema istotnymi dla fabuły kobietami. Pierwszą jest interesująca, wyrachowana Poppy, która pierwotnie jest dziewczyną szefa Tony'ego i chętnie przyjmuje rolę trofeum w prowadzonej między nimi rywalizacji. Drugą ważną relacją jest dziwny, niepokojący związek głównego bohatera z jego siostrą Cescą. Tony traktuje dziewczynę jak swoją własność i wściekłą zazdrością reaguje na jej kontakty z jakimikolwiek innym mężczyzną.  Cesca usiłuje się uwolnić spod jego wpływu, ale jest to trudniejsze, niż sądziła. Ich niezdrowa relacja wzburza równie mocno jak niejedno zabójstwo.

Drugim (obok gry aktorskiej Muniego) ważnym elementem artystycznym filmu są zdjęcia, w przeważającej większości realizowane w nocy. Operator Lee Garmes chętnie korzysta z kontrastów światłocienia. Liczne atrakcje w postaci strzelanin i pościgów są ciekawie przedstawione, na przykład jedną z egzekucji oglądamy jako odbicia cieni na ścianie uzupełnione dźwiękami spoza kadru. Warto też wspomnieć o scenie w restauracji, podczas której wnętrze lokalu zostaje dosłownie rozbite w drobny mak ogniem z broni maszynowej. Wymagało to ciekawych zabiegów aranżacyjnych i przyniosło imponujący efekt.

Człowiek z blizną stanowi precedens w wykorzystaniu śmierci jako głównego instrumentu narracyjnego. Może się to podobać albo nie, ale nie można zaprzeczyć, że wielu twórców kina sensacyjnego wzorowało się właśnie na dziele Hawksa. To chyba nie przypadek, że era kina akcji lat 80. rozpoczęła się niedługo po ponownym odkryciu tego filmu. Pomijając jego wysokie, choć kontrowersyjne walory estetyczne, jest to ciekawa opowieść o facecie, który dał się ponieść. Śmiem twierdzić, że oparta na tym samym schemacie, nawet pozbawiona przemocy, historia o maklerze giełdowym, mistrzu kuchni czy baletnicy mogłaby być podobnie miażdżąca. Dlatego nie można patrzeć na Człowieka z blizną wyłącznie przez pryzmat jego spektakularnej nekromanii. Chociaż wyparcie z myśli terkotu pistoletów maszynowych wymaga pewnej samodyscypliny. Tak czy inaczej, jest to film ważny, wartościowy i niezwykły. I zdecydowanie nie powinny go oglądać dzieci oraz osoby wrażliwe. Wystawiam 10 gwiazdek. Ratatatatat!

źródło grafiki - www.imdb.com

środa, 9 stycznia 2019

Papuga/The Mouthpiece (1932)

Film o prokuratorze, co został adwokatem

Reżyseria: James Flood i Elliott Nugent
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 26 min.

Występują: Warren William, Sidney Fox, Aline MacMahon, John Wray

Jest takie określenie bunny-ears lawyer, dosłownie oznaczające adwokata z doczepionymi króliczymi uszami. Chodzi tu o popularny archetyp prawnika korzystającego z ekstrawaganckich sztuczek i bezczelnych forteli, żeby wybronić przed sądem swoich klientów. Prawnicy z doczepionymi uszami stali się w USA popularni w latach dziewięćdziesiątych, po szokującym procesie O.J. Simpsona. Ich korzenie tkwią jednak w samym systemie sądowniczym tego kraju, w konkretnie w dużej roli odgrywanej w procesie przez ławę przysięgłych. Jak pokazuje film Papuga, byli dobrze znani także w latach trzydziestych.

Papuga opowiada historię Vincenta Daya, którego poznajemy jako zaangażowanego prokuratora z pasją występującego przeciwko oskarżonym. Wszystko się zmienia, kiedy pewnego dnia okazuje się, że Day wysłał na krzesło elektryczne niewinnego człowieka. Załamany Vincent postanawia odmienić swoje życie. Od tej pory staje się równie zaangażowanym adwokatem podejmującym się obrony każdego, kto mu odpowiednio zapłaci. Bez skrupułów reprezentuje malwersantów finansowych, gangsterów i innych podejrzanych typów, jednocześnie ochoczo korzystając z uroków życia. Czeka go jednak jeszcze jedna wolta. W kancelarii Daya zatrudnia się Celia, młoda i niewinna dziewczyna z prowincji. Adwokat postanawia zdobyć jej względy, okazuje się to jednak trudniejsze, niż przypuszczał.

Chociaż Papuga jest dramatem kryminalnym, najlepszymi elementami filmu są sceny o wymiarze komediowym. Vincent Day Jest człowiekiem zdeterminowanym i jednocześnie bardzo pomysłowym. Jego sztuczki z wypiciem przed sądem butelki trucizny albo znokautowaniem swojego klienta oskarżonego o pobicie są doprawdy paradne. Szczyt wyrafinowania osiąga jednak, ratując skórę oszustowi finansowemu, wystrychując na dudka dyrektora banku i zabezpieczając dla siebie honorarium z części skradzionych pieniędzy. Grający główną rolę Warren William nie jest może mistrzem aktorstwa, ale dobrze wykorzystał komediowy potencjał swojego bohatera. Jeszcze lepsza jest Aline MacMahon w roli jego sardonicznej sekretarki, panny Hickey. Kiedy ta dwójka zaczyna się ze sobą przekomarzać, aż miło posłuchać ich docinków i ripost. MacMahon jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem filmu.

Sporo zastrzeżeń mam niestety do innych elementów scenariusza. Dwie przemiany, jakie przechodzi w trakcie filmu Vincent Day, są tak błyskawiczne, że można go podejrzewać o jakieś zaburzenie maniakalno-depresyjne. Jak na człowieka o pozornie bezgranicznej pewności siebie, jego chwiejność w postawach życiowych jest zdumiewająca. Nie jest to bynajmniej zabieg celowy. Wynika wyłącznie z mało finezyjnego scenariusza. Zawodzi także wątek romantyczny związany z Celią. Grająca ją drobna Sidney Fox wypada autentycznie jako zagubiona szara mysz, za to zupełnie nie przekonuje, kiedy pokazuje pazurki. Trudno uwierzyć, że Day zafiksował się na punkcie kogoś tak nieciekawego, mając pod bokiem fascynującą, elokwentną sekretarkę o ciętym języku. Sceny z Dayem i Celią są straszliwie nudne i nieautentyczne. Wieje z nich monotonią i banałem, zwłaszcza w kontraście z pozostałą, całkiem niezłą częścią filmu. 

Papuga jest przeciętną produkcją z pewnymi udanymi elementami. Można podejrzewać, że przyczyna leży w nadzorze nad filmem przez dwóch reżyserów. Gdyby pozostawić w filmie tylko sceny na sali sądowej i rozmowy Daya z sekretarką, byłaby to zabawna komedia kryminalna. Niestety w scenariuszu przeważa rażący sztucznością wątek psychologiczno-romantyczny. W rezultacie otrzymujemy produkcję nieco tylko powyżej przeciętnej. W sam raz na 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 23 grudnia 2018

Nocna pielęgniarka/Night Nurse (1931)

Film o cieniach i blaskach pielęgniarstwa

Reżyseria: William A. Wellman
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 11 min.

Występują: Barbara Stanwyck, Ben Lyon, Joan Blondell, Clark Gable

Po sukcesie Wroga publicznego nr 1 William A. Wellman nie oparł się pokusie kontynuacji jazdy po obyczajowej bandzie. Nocna pielęgniarka to film zawierający sporo mniejszych i większych prowokacji oraz wystąpień przeciw panującym normom. W tym również normom jedności akcji. Jego pierwsza połowa służy bardzo obszernemu przedstawieniu głównej bohaterki i przybliżeniu rozterek pielęgniarskiego życia. W drugiej części ma miejsce zaskakujący zwrot akcji, po którym mamy do czynienia z czymś na kształt czarnego kryminału.

Tytułowa postać to Lora Hart, którą poznajemy jako pełną ideałów szpitalną stażystkę zdeterminowaną, by zdobyć upragniony dyplom pielęgniarski. Podczas praktyki Lora poznaje ciemne strony zawodu - apodyktyczne przełożone, złośliwych lekarzy stażystów, trudy związane z opieką nad różnego rodzaju pacjentami. Jej przyjaciółką zostaje inna praktykantka, luźno podchodząca do życia Malloney. Lora poznaje także przyjaznego bimbrownika rannego w jakichś gangsterskich porachunkach i zaskarbia sobie jego wdzięczność, nie zgłaszając policji rany postrzałowej. Po zakończeniu praktyki Lora zostaje zatrudniona przez doktora Rangera, lekarza o szemranej reputacji. Jej pierwszymi pacjentkami są dwie cierpiące na anemię dziewczynki. Ich matką jest bogata wdowa, która zamieszkuje ze swym brutalnym szoferem, nieustannie wyprawia huczne przyjęcia i nigdy nie trzeźwieje. Pielęgniarka zaczyna podejrzewać, że za chorobą dzieci kryje się jakaś głębsza tajemnica.

Dziwny to film, ciekawy ze względu na swą nietypowość, a jednocześnie wyraźnie niedopracowany. Zacznijmy od tego, co w nim dobre. Nocna pielęgniarka zawiera sporo pomysłowych scen z życia szpitala. Są tu zarówno wydarzenia poważne jak asysta przy trudnej operacji czy oporządzanie grupy noworodków, jak i humorystyczne, na przykład podrzucenie bohaterce kościotrupa do łóżka. Praca pielęgniarek pokazana została bez lukru, a ideały młodej stażystki od początku są wystawione na ciężką próbę. Lora została przekonywająco sportretowana przez sympatyczną Barbarę Stanwyck. Miło się kibicuje tej idealistce, która nie chce się poddać i zobojętnieć na otaczające ją zło. Dobre role zaliczają też Joan Blondell w roli jej nieco samolubnej przyjaciółki czy Vera Lewis jako surowa siostra oddziałowa. Bardziej kontrowersyjne są kreacje Charlotte Meriam jako niepoprawnej pijaczki i wyrodnej matki czy zwłaszcza Clarka Gable'a wcielającego się w demonicznego szofera. Ten ostatni ma nawet okazję znokautować główną bohaterkę soczystym podbródkowym.

William Wellman prawdopodobnie celowo umieścił w filmie masę prowokacyjnych wątków, sprawdzając, na jak wiele może sobie pozwolić. Są to zarówno kwestie poważne, jak konflikt pomiędzy etyką a solidarnością zawodową czy alkoholizm, jak i typowe "prezenty dla widzów" w postaci przebieranek Stanwyck i Blondell. Panie kilka razy prezentują się widzom w samej bieliźnie, a kamera chętnie eksponuje ich uwodzicielskie pozy. Kontrowersje budzi także zakończenie, z jednej strony satysfakcjonujące, z drugiej wątpliwe moralnie.

Są też w Nocnej pielęgniarce dwie kwestie, które uznać należy za oczywiste niedociągnięcia. Pierwszą z nich jest sprawa tajemniczej choroby dzieci. Nie zdradzając zbyt wiele, doprowadzenie dziewczynek do takiego stanu w sposób opisany w filmie wymagałoby zupełnej ślepoty i obojętności całego ich otoczenia. Po głębszym zastanowieniu intryga po prostu nie trzyma się kupy. Drugi problem to niezbyt umiejętnie nakręcona i zmontowana końcowa konfrontacja, w której główny filmowy złoczyńca jest zbyt potulny i nieefektywny, biorąc pod uwagę, co mu grozi. Zdecydowanie można było ten finał lepiej dopracować.
Nocna pielęgniarka jest filmem ciekawym i pobudzającym do myślenia. Chropowatość scenariusza jest pewną wadą, ale nie jest na tyle źle, żebym po seansie czuł jakiś niedosyt. To tak jak z niedoskonałym uzębieniem Barbary Stanwyck, które nawet dodaje jej uroku. No, chyba że komuś bardzo takie detale przeszkadzają. Wtedy lepiej nie oglądać. Film otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 4 grudnia 2018

Wróg publiczny nr 1/The Public Enemy (1931)

Film o oddziaływaniu gangstera na otoczenie

Reżyseria: William A. Wellman
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 25 min.

Występują: James Cagney, Edward Woods, Donald Cook, Beryl Mercer, Robert Emmett O'Connor, Jean Harlow

Tematyka mafijna zdecydowanie zyskała na znaczeniu w kinie amerykańskim czasów Wielkiego Kryzysu. Specjalizująca się w produkcji i handlu alkoholem przestępczość zorganizowana była realnym problemem, który znalazł swoje odbicie w świecie filmu. Wróg publiczny nr 1 to kolejny obok Małego Cezara film przybliżający losy nikczemnego protagonisty, który przebywa drogę od złodziejaszka małego kalibru do bezlitosnego gangstera. Obraz ten znany jest również z tego, że wypromował na wielką gwiazdę jasnowłosego Jamesa Cagneya.

Bohaterami filmu jest para chicagowskich opryszków - Tom Powers i Matt Doyle. Panowie przyjaźnią się od dzieciństwa i mają za sobą długą historię wybryków. Prowodyrem i liderem tego duetu jest Tom, natomiast Matt podąża za nim jak cień. Obaj już jako nastolatkowie zaczynają pracować dla pasera Putty Nose'a, który skupuje owoce ich kradzieży. Współpraca kończy się po nieudanym skoku, w trakcie którego ginie policjant. Paser bez słowa wyjeżdża z miasta, pozostawiając młodzieży zatuszowanie zbrodni. Wkrótce Tom i Matt przechodzą na usługi bimbrownika Paddy'ego Ryana, który pokazuje im możliwości, jakie otworzyła przed zorganizowaną przestępczością ustawa o prohibicji. 

Obok przestępczych perypetii naszych antybohaterów, film przybliża też relacje Toma z jego matką i bratem. Pani Powers jest zapatrzona w przynoszącego do domu pieniądze syna jak w obrazek i nie dopuszcza do siebie myśli, że ten mógł zejść na drogę zbrodni. Mike Powers jest byłym żołnierzem i człowiekiem honoru, który próbuje zawrócić brata ze złej drogi. Prowadzi to do poważnego konfliktu pomiędzy nimi. Innym z wątków pobocznych jest życie miłosne dwójki gangsterów. Tutaj nacisk położony jest na wybryki Toma, który przedmiotowo traktuje swe kolejne partnerki. Trzeba w tym miejscu wspomnieć o słynnej scenie, w której wkurzony Tom ucisza rozżaloną kochankę, rozgniatając jej na twarzy połówkę grejpfruta. Mimo wszystko wątki miłosne nie stanowią atutu filmu, robiąc wrażenie doklejonych trochę na siłę.

Najmocniejszą stroną Wroga publicznego nr 1 jest aktorstwo. Przede wszystkim James Cagney w swojej przełomowej roli. Jego Tom jest zadziorny, impulsywny, momentami zwierzęcy. Cagney niesamowicie włada mową ciała, każdym gestem sugerując, że z jego bohaterem lepiej nie zadzierać. Tom Powers rzeczywiście jest zdolny do wszystkiego i budzi niepokój, nawet kiedy obrywa. Jego bójka na pięści z bratem oraz końcowa scena zemsty w strugach deszczu należą do najlepszych fragmentów filmu. Cagneyowi dzielnie sekunduje Donald Cook jako jego brat Mike, a także Beryl Mercer w roli matki. Słabiej wypada Edward Woods grający Matta Doyle - został po prostu przyćmiony przez bardzo wyrazistego Cagneya. Oryginalnymi postaciami drugoplanowymi są także paser Putty Nose i bimbrownik Pady. Mocno zawodzi Jean Harlow w roli jednej z kochanek głównego bohatera. Wymieniona na drugim miejscu na liście płac, występuje bodajże w dwóch scenach i nie wyróżnia się niczym interesującym. Ot, taki ozdobnik mający przyciągać widzów nazwiskiem.

Historia opowiadana we Wrogu publicznym nr 1 właściwie nie jest szczególnie oryginalna. Tym, co wyróżnia fabułę, jest rozbudowany obraz relacji pomiędzy przestępczym światkiem a jego otoczeniem. Widzimy bliskich Toma i Matta, których gryzie sumienie, bądź przeciwnie, wolą przymykać oczy i cieszyć się bogactwem o podejrzanym pochodzeniu. Widzimy kobiety wymieniane przez mafiozów jak rękawiczki i traktowane jak dobro o krótkim terminie przydatności do spożycia. Ukazanie, jak przestępca oddziałuje na swoją rodzinę i bliskich, to spojrzenie niemal socjologiczne. Próba uchwycenia tych niuansów, chociaż nie w pełni udana, zasługuje na dużą pochwałę.

Wróg publiczny nr 1 to film godny uwagi przede wszystkim ze względu na aktorstwo Jamesa Cagneya i ambitną próbę szerszego spojrzenia na problem przestępczości. Ten sprawnie wyreżyserowany obrazek jest przykładem wczesnego talkie, który pozostaje w dalszym ciągu atrakcyjny dla współczesnego widza. Warto się z nim zapoznać. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com