Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rouben Mamoulian. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rouben Mamoulian. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 28 lutego 2019

Queen Christina/Królowa Krystyna (1933)

Film o królowej, co nie chciała męża

Reżyseria: Rouben Mamoulian
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 39 min.

Występują: Greta Garbo, John Gilbert, Ian Keith, Lewis Stone, Elizabeth Young, C. Aubrey Smith, Reginald Owen

Pamiętacie jeszcze Johna Gilberta, gwiazdora kina niemego, który odznaczył się świetnymi rolami w takich filmach jak Wesoła wdówka, Cyganeria czy Symfonia zmysłów. W latach trzydziestych jego gwiazda mocno przygasła. Różne są opinie co do powodów, w każdym razie Gilbert znalazł się w artystycznym i życiowym dołku. Wtedy rękę wyciągnęła do niego Greta Garbo. Dawniej partnerowała mu w jego najlepszych filmach, a po nadejściu kina dźwiękowego utrzymała swój status supergwiazdy. To na życzenie Garbo Gilbert został zaangażowany do Królowej Krystyny, powracając do roli jej ekranowego kochanka. Film - kostiumowy dramat historyczny rozgrywający się w egzotycznej dla Amerykanów Szwecji - odniósł sukces. Kariery Gilberta odbudować jednak nie zdołał. Nieco ponad rok po premierze wyniszczony chorobą alkoholową aktor zmarł na zawał serca. Smutne to pożegnanie utalentowanego artysty, który nie poradził sobie z własną sławą. W Krystynie ponownie pokazał, że talentu mu nie brakowało. Rzecz w tym, że jego przyjaciółka miała go znacznie więcej.

Tytułowa królowa to filmowa wersja Krystyny Wazównej władającej Szwecją w czasach bezpośrednio poprzedzających Potop. Ukoronowana jako sześcioletnia dziewczynka, początkowo rządzi tylko tytularnie. Po osiągnięciu dorosłości okazuje się silną i charyzmatyczną władczynią, która wycofuje kraj z niszczących wojen, skupiając się na budowie wewnętrznego dobrobytu. Film koncentruje się jednak głównie na jej życiu miłosnym. Pomimo oczekiwań dworzan i ludu ceniąca sobie niezależność Krystyna uparcie odmawia wyjścia za mąż (i spłodzenia następcy tronu). O jej względy zabiegają biegły w wojaczce książę Karol Gustaw oraz minister skarbu, hrabia Magnus. Serce Krystyny skłania się w końcu ku hiszpańskiemu dyplomacie imieniem Antonio, którego poznaje przypadkiem, podróżując incognito po kraju. Ślub z katolikiem jest jednak niemożliwy dla królowej luteranki. Obecność kłopotliwego gościa na dworze królewskim wywołuje coraz większą niechęć hrabiego Magnusa, który postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.

Nie ma co ukrywać, że wartość Królowej Krystyny jako filmu historycznego jest nikła. Twórcy udramatyzowali postacie historyczne, naginając fakty do potrzeb fabuły. Sama opowieść również nie jest szczególnie porywająca. Ot, historyjka o trudnej miłości arystokratów, jakich w kinie było wiele. Film broni się jednak jako widowisko, w czym zasługa utalentowanego reżysera Roubena Mamouliana, imponującej pracy scenografów oraz aktorstwa Grety Garbo. 

Scenografia jest niezwykle efektowna, zwłaszcza na tle powstających w tamtych czasach ponurych i ubogich wizualnie obrazów osadzonych w realiach Wielkiego Kryzysu. Większość akcji rozgrywa się w pałacu królewskim w Sztokholmie, budowli wzbudzającej respekt surowością konstrukcji i przestronnością komnat. Wrażenie robią sceny rozgrywające się w ogromnej sali tronowej, a także w kameralnych komnatach prywatnych Krystyny. Są w filmie piękne śnieżne pejzaże, stylowy statek z dziobem w kształcie smoka oraz efektowne stroje utrzymane w stylistyce XVII wieku. W tym aspekcie naprawdę odrobiono zadanie domowe. 

Jeżeli chodzi o reżyserię, Mamoulian zrozumiał, że w osobie Grety Garbo ma do czynienia z aktorskim diamentem i pozwolił mu lśnić. Szwedka była wręcz stworzona do roli niedostępnej, wyemancypowanej, pełnej dostojeństwa królowej. Kiedy w końcowej scenie filmu stoi na dziobie statku, wpatrując się w morze, równie dobrze mogłaby się unosić nad falami. A jak władcza jest, kiedy w pojedynkę daje odpór protestującym pod zamkiem poddanym. Jaka refleksyjna, kiedy po nocy spędzonej w gospodzie z kochankiem ostrożnie studiuje wszystkie elementy ich miłosnego gniazka, starając się jak najpełniej zapamiętać ten moment. Doprawdy, to chyba najlepsza rola Garbo, jaką do tej pory widziałem. 

Co do Johna Gilberta, aktor dość swobodnie poczuł się w roli Antonia, ale nie miał tylu okazji do wykazania się, co jego partnerka. Jego postać głównie reaguje na wydarzenia, rzadko je inicjując. Zalicza jednak świetny moment, kiedy podczas pierwszej audiencji u Krystyny okazuje bezgraniczne zdumienie pewnym istotnym dla fabuły faktem. W rolach drugoplanowych bardzo dobrze wypadli Lewis Stone jako wiekowy namiestnik Oxenstierna oraz Ian Keith w roli podstępnego Magnusa. Zwłaszcza ten drugi przypadł mi do gustu jako inteligentny, chłodno kalkulujący czarny charakter. 

Królowa Krystyna okazała się filmem, który z fabularnej przeciętności wyciągnęła profesjonalna realizacja. Warto go obejrzeć dla barokowej otoczki i przede wszystkim dla licznych scen udowadniających aktorską wielkość Grety Garbo. Szkoda mi też Johna Gilberta. Mogli jeszcze wspólnie ze Szwedką zrobić niejeden dobry film. Królowa Krystyna otrzymuje ode mnie 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 22 stycznia 2019

Kochaj mnie dziś/Love Me Tonight (1932)

Film o bezpretensjonalnych miłostkach

Reżyseria: Rouben Mamoulian
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 29 min.

Występują: Maurice Chevalier, Jeanette MacDonald, Charles Ruggles, Charles Butterworth, Myrna Loy

Lekka, frywolna komedia romantyczna rozgrywająca się w kręgach francuskiej arystokracji. Dużo muzyki i gwiazda filmu, którą jest Maurice Chevalier, osobiście wykonująca wiele piosenek. Mogło by się wydawać, że mamy do czynienia z kolejnym filmem Ernsta Lubitscha, specjalisty od takich klimatów. Nic podobnego. To Rouben Mamoulian, reżyser świeżo opromieniony sukcesem znakomitego Doktora Jekylla i pana Hyde, otrzymał od Paramountu zlecenie na lekką komedyjkę. Zamiast wyważać otwarte drzwi, Mamoulian postanowił wykorzystać te atuty, które miał w ręku.

Film opowiada historię paryskiego krawca o imieniu Maurice, który realizuje dla pewnego wicehrabiego kosztowne zlecenie na eleganckie stroje. Kiedy Maurice dowiaduje się, że jego klient jest niewypłacalny, wyrusza do posiadłości jego wuja, księcia d'Artelines, by domagać się zapłaty. W drodze spotyka inną krewną księcia, młodą wdowę Jeanette, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia (póki co bez wzajemności). Na miejscu zostaje przez chcącego uniknąć hańby dłużnika przedstawiony jako arystokrata, co czyni z niego potencjalnego kandydata do ręki Jeanette. Oczywiście tylko do chwili, kiedy prawda wyjdzie na jaw.

Kochaj mnie dziś jest filmem bardzo profesjonalnie zrealizowanym. Posiada ładną, dopracowaną scenografię w sposób przekonujący oddającą arystokratyczny przepych. Bardzo dobre są piosenki, autentycznie dowcipne i umiejętnie wplecione w fabułę. Również aktorzy zachowują solidny poziom, choć żaden z nich nie wychodzi poza swoje emploi. Maurice Chevalier jest uśmiechniętym, romantycznym do bólu amantem, Jeanette MacDonald - delikatną, refleksyjną damą. Kilka scen nosi w sobie przebłyski geniuszu niezwykle utalentowanego reżysera, jakim jest Mamoulian. Mam tu na myśli przede wszystkim znakomitą sekwencję otwierającą film. Podczas niej Paryż i jego mieszkańcy powoli budzą się do życia i kolejno włączają się w wykonanie piosenki "Isn't It Romantic?", będącej dewizą filmu. Innym ciekawym pomysłem jest pełna delikatnej zmysłowości scena, w której zakochany Maurice mierzy Jeanette taśmą krawiecką, żeby przystąpić do udoskonalenia jej garderoby. Pomysł może brzmieć dziwnie, ale Chevalier realizuje go z właściwą sobie swobodą i wdziękiem. Świetne i pomysłowe.

Niestety film cierpi na tę samą słabość co poprzednie obrazy Mamouliana, takie jak Aplauz czy Wielkomiejskie ulice. Ten reżyser ma wprost straszliwego pecha do scenariuszy. Dowcipna i lekka historyjka z Kochaj mnie dziś jest po pierwsze nudnawa, a po drugie za krótka. Czas zajęty przez kolejne jałowe konwersacje i humorystyczne utwory muzyczne szybko zaczyna się dłużyć. Po kwadransie zacząłem się zastanawiać, kiedy ten film się rozkręci. Niestety nie rozkręcił się, tocząc się naprzód powoli, w sennej atmosferze beztroski graniczącej z apatią. Historia miłości krawca do księżniczki jest po prostu nieciekawa. Ich pierwsze spotkanie następuje w okolicach połowy filmu, później następuje jeden zwrot akcji, punkt kulminacyjny i koniec. Film jest za to przepełniony jałowymi wątkami pobocznymi, w których nie znalazłem nic godnego zapamiętania. Nie mówiąc już o tak niedorzecznym banale jak miłość od pierwszego wejrzenia, pasująca wprawdzie do postaci Chevaliera, ale faktycznie biorąca się znikąd. Naprawdę można było rozegrać to ciekawiej.

Kochaj mnie dziś to przeciętny film z ciekawymi elementami. Pomysłowość realizacyjna nierzadko budzi nawet podziw. Jednocześnie jako opowieść jest letni. Nudnawy, mało wciągający, niezobowiązujący. Ot, bezpretensjonalna komedyjka, którą można obejrzeć, i która wyleci z głowy za kilka dni. Spodziewałem się czegoś lepszego. Wystawiam 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

niedziela, 16 grudnia 2018

Doktor Jekyll i pan Hyde/Dr. Jekyll and Mr. Hyde (1931)

Film o bestii drzemiącej w ludzkim ciele

Reżyseria: Rouben Mamoulian
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 35 min.

Występują: Fredric March, Miriam Hopkins, Rose Hobart, Holmes Herbert, Halliwell Hobbes

W roku 1931 trwały już w najlepsze działania mające na celu zaprowadzenie w Hollywood cenzury. Celem była eliminacja z filmów zgorszenia i obelg dla moralności publicznej. Tak zwany Kodeks Haysa był już spisany, chociaż jego pełne wejście w życie nastąpić miało dopiero za trzy lata. Póki co twórcy pozwalali sobie na wiele, od czasu do czasu bulwersując publiczność dziełami tak bezecnymi jak Doktor Jekyll i pan Hyde. Nie chodzi tu bynajmniej o obecne w nim elementy nadnaturalne. Te są tylko mechanizmem narracyjnym. Rzecz w tym, że film wprost ocieka perwersyjną erotyką i wysnuwa nieprzyjemne wnioski na temat natury ludzkiej.

Tytułowy doktor Jekyll to utalentowany londyński lekarz i naukowiec cieszący się opinią ekscentryka. Zaręczony z Muriel Carew, córką zasłużonego wojskowego, nie może się doczekać ślubu, do którego z kolei nie spieszy się zanadto przyszłemu teściowi. Pewnego dnia Jekyll ratuje z rąk agresora kabaretową śpiewaczkę Ivy Pierson i bezinteresownie opatruje jej obrażenia. Dziewczyna w ramach wdzięczności próbuje zaciągnąć go do łóżka. Doktor tylko dzięki interwencji przyjaciela opiera się pokusie. Kiedy jego narzeczona wyjeżdża z ojcem na dłuższe wakacje, zawstydzony Jekyll przeprowadza w swoim laboratorium eksperyment, który ma uwolnić go od jego mrocznej strony. W rezultacie przemienia się w porywczego, pożądliwego pana Hyde'a, będącego ucieleśnieniem wszystkich jego tłumionych żądz. 

Dualizm ludzkiej natury rozdartej pomiędzy racjonalizmem a zwierzęcymi instynktami to temat o tyle ciekawy i ambitny, że posiada podstawy naukowe. Rouben Mamoulian bardzo trafnie przedstawił to rozdarcie na przykładzie doktora Jekylla. Biedny naukowiec wyraźnie nie potrafi sobie poradzić z nadmiarem testosteronu, choć trzeba przyznać, że próbuje. Nie daje się uwieść pięknej śpiewaczce (a Miriam Hopkins pokazuje się jemu i widzom z bardzo ponętnej perspektywy). Stara się też wpłynąć na teścia, aby ten przyspieszył termin ślubu. Jest przy tym oczywiste, że nabuzowanemu lekarzowi zależy mu przede wszystkim na nocy poślubnej. Kiedy w końcu Jekyll traci nad sobą kontrolę, władzę przejmuje zwierzęcy Hyde. Paskudna to persona, z twarzy podobna do małpoluda, z owłosionymi rękami i zwierzęcą zwinnością. Tym jednak, co czyni go prawdziwie interesującym, jest osobowość. Hyde nie jest moralnym potworem, tylko pozbawionym skrupułów zwierzakiem, który bez oporu zaspokaja swe pragnienia. W jego zachowaniu można dostrzec instynkt terytorialny, potrzebę dominacji czy też zwierzęcy strach, kiedy zostaje przyparty do muru. Triumf animalistycznego międzymózgowia nad będącą siedzibą człowieczeństwa korą mózgową jest oczywisty. Reżyser zdaje się pytać, jak wiele z takiego zwierzęcia kryje się w każdym z nas i jak wiele (lub niewiele) potrzeba, żeby nad nami zapanowało?

Doktor Jekyll i pan Hyde to film znakomicie zrealizowany. Z na uwagę zasługuje praca kamery z innowacyjnym widokiem z oczu bohatera. Warto również zwrócić uwagę na inteligentne wykorzystanie luster, które w pewnym sensie służą za odbicia wewnętrznych rozterek Jekylla. Świetna jest także charakteryzacja. Zwierzęcy Hyde jest zupełnie niepodobny do swojego ludzkiego odpowiednika, chociaż gra ich ten sam aktor. Jego groteskowa małpia twarz jest dobrze dopasowana do prymitywnej osobowości postaci.

Wśród aktorów wybijają się dwie osobistości. Oscarowy Fredric March jest znakomity w podwójnej roli tytułowej. Złowieszcza mowa ciała Hyde'a wywołuje dreszcz niepokoju, ale równie interesujący jest March jako rozdarty, usiłujący nad sobą zapanować Jekyll. Co prawda grymasy w chwili przemiany są nieco przesadzone, ale można to zrzucić na karb konwencji. Poruszającą rolę drugoplanową zalicza Miriam Hopkins jako Ivy Pierson. Niedawno w Uśmiechniętym poruczniku miała okazję wcielić się w kobietę o stłumionej seksualności. Tutaj najpierw jest uroczą uwodzicielką niemal doprowadzającą Jekylla do chwili zapomnienia. Później staje się przerażoną, lecz nie bezbronną niewolnicą potwornego Hyde'a i jego brutalnych fantazji.

Rouben Mamoulian w końcu otrzymał scenariusz, dzięki któremu mógł w pełni rozwinąć swoje umiejętności reżyserskie. Stworzył film inteligentny, trzymający w napięciu i zawierający kilka prekursorskich rozwiązań. W dodatku miał szczęście, że wspomagali go aktorzy tacy jak March czy Hopkins, których role będzie mi dane na długo zapamiętać. Końcowy efekt jest imponujący. Doktor Jekyll i pan Hyde jest jedną z najciekawszych filmowych produkcji roku 1931. Wystawiam mu 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 24 listopada 2018

Wielkomiejskie ulice/City Streets (1931)

Film o ludziach żyjących chwilą

Reżyseria: Rouben Mamoulian
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 21 min.

Występują: Gary Cooper, Sylvia Sidney, Paul Lukas, Guy Kibbee

Nowojorskie gangi z ery prohibicji kojarzą się z produkcją bimbru, facetami ubranymi w ekstrawaganckie garnitury i wystawnym stylem życia. Pieniądze były zdobywane w paskudny sposób, ale wydawano je z klasą. Poza tym obowiązywał gangsterski kodeks honorowy - nie donosi się na kolegów, nie tyka się ich kobiet. Oczywiście zasady były po to, żeby je łamać. Tylko w ten sposób można było dotrzeć na sam szczyt. Rouben Mamoulian zabiera nas na wycieczkę po tym bezwzględnym świecie w swoim filmie zatytułowanym Wielkomiejskie ulice.

Centralną postacią filmu jest Nan Cooley, przyzwyczajona do luksusów córka wysoko postawionego gangstera Popa Cooleya. Chłopakiem Nan jest Dzieciak, pracownik strzelnicy i mistrz rewolweru. Mimo nacisków dziewczyny Dzieciak chce żyć uczciwie i nie jest zainteresowany wstąpieniem do gangu. Pewnego dnia w ramach gangsterskich porachunków Pop zabija jednego ze swych rywali i podrzuca pistolet córce. Lojalna Nan zachowuje zmowę milczenia i trafia za kratki. To wydarzenie skłania Dzieciaka do wejścia w przestępczy biznes z ukrytym zamiarem rozwalenia go od środka.

Wielkomiejskie ulice są przykładem wczesnego filmu gangsterskiego borykającego się z problemami fabularnymi. Scenariusz grzeszy nieco naiwnością. Filmowe postacie za wyjątkiem Nan i Dzieciaka są nakreślone bardzo topornie i zdają się podejmować kolejne działania tylko w celu popchnięcia fabuły do przodu, a nie dlatego, że wynika tak z ich charakterystyki. Na przykład jeden z bossów podejrzewa ochroniarza o wrogie zamiary i odbiera mu broń, ale oddaje ją natychmiast po zapewnieniu tamtego, że "przecież jesteśmy przyjaciółmi". Inny mafiozo wydaje rozkazy egzekucji wspólników. Także aktorstwo jest co najwyżej przeciętne. Szczudlasty Gary Cooper jest sztywny, jakby kij połknął, a Sylvia Sidney, która odgrywa postać dającą fantastyczne wręcz możliwości, zupełnie bezbarwna. Wady te są znaczące i mocno obniżają satysfakcję z seansu. Na szczęście przynajmniej częściowo rekompensują je zalety.

Największym plusem filmu są przebłyski reżyserskiego talentu Roubena Mamouliana. Klimatyczne są zwłaszcza sceny początkowe. W świat gangsterskich porachunków wprowadza nas sekwencja w kontrolowanej przez mafię gorzelni. Jeden z opryszków w charakterystycznym kapeluszu naraża się swoim kolegom. Po chwili oglądamy ów kapelusz pływający sobie w kadzi. Nie ma człowieka, nie ma problemu. Równie dobre jet wprowadzenie postaci Nan - dziewczyny palącej cygara i jeżdżącej podprowadzonym ojcu samochodem - jak na tamte czasy widok co najmniej nietypowy. Trzecią sceną otwierającą są popisy Dzieciaka na strzelnicy, również przedstawione w efektowny sposób. W dalszej części filmu Mamoulian stara się nieustannie trzymać widza w napięciu. Nie zawsze z dobrym skutkiem, z uwagi na wymienione wcześniej słabości scenariuszowe. Egzaminu nie zdaje szczególnie finałowa scena dramatycznej jazdy samochodem po górskiej drodze, z dzisiejszej perspektywy kiepsko zmontowana i przesadzona. Mimo to widać, że reżyser ma potencjał, który mógłby rozkwitnąć przy lepszym materiale wejściowym.

Drugą zaletą Wielkomiejskich ulic jest zręczne wprowadzenie klimatu gangsterskiego blichtru i hedonizmu podszytego nieufnością. Piękne samochody, drogie cygara, ekskluzywne przyjęcia. Obraz umiejętnie wtajemnicza widza w bezlitosny świat mafii, w którym należało korzystać z życia, gdyż każda chwila mogła być tą ostatnią. Nie jest to może pionier tego typu motywów, ale mimo wszystko jeden z prekursorów gatunku, który w różnych odmianach funkcjonuje w kinie do dziś. 

Mam pewien problem z oceną Wielkomiejskich ulic. Po bardzo dobrym początku film trochę mnie zawiódł, przede wszystkim płyciznami fabularnymi. Szkoda, że nie popracowano bardziej nad scenariuszem. Mimo wszystko nie sposób zupełnie zignorować tego, co w nim dobre. Wysiłki Roubena Mamouliana oceniam na 6 gwiazdek. Tylko dla zainteresowanych epoką.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 1 października 2018

Aplauz/Applause (1929)

Film o paskudnym świecie burleski

Reżyseria: Rouben Mamoulian
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 19 min.

Występują: Helen Morgan, Joan Peers, Fuller Mellish Jr., Henry Wadsworth

Z wysypu musicali powstałych na samym początku ery filmu dźwiękowego wyróżnia się bardzo dziwny film pod tytułem Aplauz. Jest to debiutanckie dzieło Roubena Mamouliana, ormiańsko-amerykańskiego reżysera, który zagości na tym blogu jeszcze niejednokrotnie. Aplauz cechuje się odważną, ruchliwą kinematografią i nad wyraz negatywnym nastrojem. Właściwie można go określić jako antymusical, ponieważ przedstawia świat tancerzy i artystów burleski jako obmierzły i odstręczający. Niestety przekaz ten jest tak silny, że film ogląda się z prawdziwym niesmakiem.

Centralną postacią Aplauzu jest Kitty Darling, popijająca, starzejąca się gwiazda burleski. Kitty żyje w związku z Hitchem, który jest jej impresariem i zarazem chciwą szumowiną obłapiającą za jej plecami młodsze tancerki. Pewnego dnia wychodzi na jaw, że Kitty finansuje pobyt swojej córki April w szkole prowadzonej przez zakonnice. Odesłała ją tam, nie chcąc, by dziewczyna dorastała w niemoralnym środowisku estrady. Na żądanie Hitcha April zostaje sprowadzona do teatru. Mężczyzna nie ma zamiaru trwonić pieniędzy na jej naukę. Widzi w utalentowanej dziewczynie potencjalną następczynię Kitty na scenie i w swoim łóżku. Tymczasem April od początku jest zdegustowana światem burleski i widzi swoją przyszłość raczej u boku poznanego na mieście marynarza Tony'ego.

Film daje druzgocącą krytykę środowiska estradowych artystów. Jest to świat paskudny, pełen bezlitosnej rywalizacji, w którym nie ma miejsca na słabość. Karty rozdają tu bezczelne kanalie w rodzaju Hitcha. Publiczność nie przychodzi na przedstawienia z powodu zainteresowania sztuką, szukając głównie taniej podniety. Najlepiej ilustruje to scena, w której April, wychowanka zakonnic, po raz pierwszy ogląda występ matki. Na scenie silnie upudrowane kobiety nie najświeższej urody wyginają się i szczerzą do prawie całkowicie męskiej widowni. Spoceni, napaleni mężczyźni wybałuszają oczy, ślinią się, obcesowo komentują. Montaż w stylu radzieckiej szkoły filmowej świetnie oddaje uprzedmiotowienie tych "gwiazd". Wrażenie ohydy podtrzymuje muzyka, przeciętna, mierna, przy której umęczone artystki jakby z musu odtańcowują swoje numery. Z pewnością nie cieszy to oka widza, dlatego nazwałem Aplauz antymusicalem.

Od strony koncepcyjnej film jest ciekawie pomyślany, ale niestety jego oglądanie jest męczące. Kreacje aktorskie są co najwyżej przeciętne. Żadna z postaci nie chwyta za serce. Nie wzrusza upadająca diva, nie zachwyca jej niewinna córka. Dialogi są mało interesujące i wygłaszane raczej drętwo. Zwłaszcza miłosne gadki April i Tony'ego ociekają wprost banałem. W dodatku Mamoulian eksperymentuje z urządzeniami do wychwytywania dźwięku, który został nagrany bezpośrednio na planie. Dzięki temu jest bardziej realistyczny, lecz efektem ubocznym jest kiepska słyszalność. Te trzy czynniki połączone z ponurą wymową filmu i głupotą jego bohaterów sprawiły, że mniej więcej od połowy zaczął mnie irytować. I tak już pozostało do końca.

Aplauz jest filmem krytycznie nastawionym do poruszanej tematyki, zawierającym karykaturalne lub drętwe numery muzyczne (im mniej zostanie powiedziane o pieśniach zakonnic, tym lepiej), celowo przerysowane postacie, niedopracowane, miałkie dialogi. Wszystko to przepięknie, nowatorsko sfilmowane i zmontowane. Końcowy efekt jest głęboko niesatysfakcjonujący. Chciałbym docenić ambicję twórców, ale wymienione niedostatki sprawiły, że film jest męczący i trudny w odbiorze. Wystawiam 6 gwiazdek. Raczej nie polecam.

źródło grafiki - www.imdb.com