Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tod Browning. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tod Browning. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 lipca 2019

Diabelska lalka/The Devil-Doll (1936)

Film o miniaturyzacji w służbie zemsty

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 18 min.

Występują: Lionel Barrymore, Maureen O'Sullivan, Rafaela Ottiano, Frank Lawton, Henry B. Walthall

Po skandalu wywołanym premierą Dziwolągów słuch o Todzie Browningu zaginął. Znany z odwagi i szalonych pomysłów reżyser utracił zaufanie producentów, a Kodeks Haysa znacznie ograniczył możliwości prezentacji jego kontrowersyjnych pomysłów na ekranie. Browning nakręcił po Dziwolągach jeszcze cztery niszowe filmy, z których największy rozgłos zdobyła sobie Diabelska lalka. Nakręcona z udziałem znakomitego aktora Lionela Barrymore'a, zawiera te elementy makabryczno-groteskowego stylu Browninga, które stanowiły o jakości jego najlepszych produkcji. Jest także przepełniona równie typowym dla reżysera poczuciem mizantropii. Film nie zdobył żadnych nagród, ale z uwagi na swą oryginalność zyskał popularność w kręgach koneserów horrorów. Również ja zostałem nim urzeczony.

Diabelska lalka rozpoczyna się przybyciem dwójki więziennych uciekinierów do chaty położonej na bagnie. To dom jednego z nich, szalonego naukowca Marcela. Marcel przedstawia towarzyszowi - Paulowi Lavondowi - swoją żonę oraz ukryte w niepozornej ruderze laboratorium, w którym oboje pracują nad miniaturyzacją istot żywych. (Technologia ta ma być rozwiązaniem problemu kurczących się ziemskich zasobów). Marcel ginie podczas eksperymentu nad miniaturyzacją człowieka. Jego żona prosi Paula o pomoc w kontynuacji dzieła. Ten jednak ma własne plany. Chce użyć niezwykłej technologii do zemsty na trójce ludzi, których fałszywe oskarżenie wysłało go do więzienia.

Diabelska lalka jest zbiorem prawdziwie oryginalnych pomysłów, które, jeżeli wziąć je z przymrużeniem oka, zapewniają świetną zabawę. Rodzinka szalonych naukowców (wszyscy są kulawi i robią dziwne miny) ukrywa futurystyczne laboratorium w chacie pośrodku trzęsawiska i używa w swoich szalonych eksperymentach takich niesamowitych materiałów jak... kłębki bawełny. Zminiaturyzowane psy, konie i ludzi wpleciono w film za pomocą całkiem sprytnych technik, poczynając od doklejenia ich do kadrów, a kończąc na filmowaniu na tle gigantycznych przedmiotów codziennego użytku. Nic to jednak przy Lionelu Barrymore, który połowę filmu spędza przebrany za uroczą staruszkę. Pomysł wydaje się niedorzeczny, ale Barrymore wybrnął z niego popisowo - jest tak przekonujący jako starsza pani, że absolutnie można uwierzyć w to, że zdołał nabrać swoich wrogów. Jednocześnie gra swojego bohatera na poważnie, zapobiegając przemianie filmu w głupkowatą komedię. No i wreszcie sam zamysł miniaturowych zabójców sterowanych za pomocą myśli jest kapitalny i nie zmarnowano jego potencjału.

Słabiej jest, jeżeli idzie o linię fabularną. Początkowo rysuje się ona jako konflikt między idealizmem szalonego naukowca a pragnieniem zemsty Paula. Wątek ten nie zostaje jednak należycie rozwinięty, a żona zmarłego Marcela, która pragnie kontynuować jego dzieło, okazuje się ostatecznie wariatką. Wendetta Paula ukazana została natomiast jako moralnie uzasadniona, chociaż jego celem jest odpłata śmiercią za fałszywe oskarżenie. Mimo całej sympatii dla bohatera trudno się zgodzić z takim podejściem. Pojawiają się także nieco na siłę doklejone wątki rodzinne tej postaci. Paul w kobiecym przebraniu składa wizytę swojej córce, która uważa ojca za złoczyńcę. Później poznaje jej narzeczonego, odwiedza też swoją matkę. Sceny te niewiele wnoszą do opowieści i cechują się niskim poziomem dramatyzmu, który tak dobrze się sprawdza w sekwencjach grozy. W rezultacie Diabelska lalka robi wrażenie obrazu sklejonego z dwóch niezbyt dobrze do siebie dopasowanych części.

Moje ogólne wrażenie z seansu jest zdecydowanie pozytywne. Niepotrzebne dłużyzny zostały zrekompensowane szaloną kreatywnością i dobrym aktorstwem Lionela Barrymore'a. Film jest swego rodzaju poligonem doświadczalnym dla szalonych koncepcji, z których, o dziwo, wszystkie sprawdzają się. Szkoda, że Tod Browning nie zdołał odzyskać zaufania hollywoodzkich tuzów, bo zdecydowanie wnosił do świata kina wiele dobrego. Wystawiam 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

piątek, 18 stycznia 2019

Dziwolągi/Freaks (1932)

Film o tolerancji

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 2 min.

Występują: Wallace Ford, Leila Hyams, Olga Bakłanowa, Rosco Ates, Henry Victor, Harry Earles, Daisy Earles, Johnny Eck

Mało było w latach trzydziestych filmów równie kontrowersyjnych jak Dziwolągi. Reżyser Tod Browning postawił sobie za punkt honoru zaangażowanie do produkcji jak największej liczby aktorów z rozmaitymi deformacjami ciała, w większości rekrutujących się ze środowisk cyrkowo-jarmarcznych. Pierwsze trudności pojawiły się podczas zdjęć. Niektórzy z "pełnosprawnych" członków ekipy filmowej źle się czuli w obecności wesołej zgrai cudaków. Doszło nawet do tego, że "grupa jarmarczna" otrzymała swój własny zakątek do spożywania posiłków, aby nie odbierać apetytu malkontentom. Nie najlepiej poszło też podczas pokazów przedpremierowych. Film tak bardzo wzburzył decydentów z MGM-u, że pierwotna półtoragodzinna wersja wskutek wycięcia co drastyczniejszych scen została skrócona do godziny. Dziwolągi nie zostały dobrze przyjęte przez widzów i właściwie zakończyły reżyserską karierę Browninga, który nie odzyskał zaufania producentów. Pamięć o filmie przetrwała jednak. Stał się pozycją kultową, popularną w kręgach miłośników kina niszowego i nietypowego. Obecnie, doceniony bardziej niż w czasach mu współczesnych, pozostaje obrazem jedynym  swoim rodzaju, hołdem dla odmienności.

Dziwolągi przybliżają życie trupy cyrkowej złożonej z bardzo dziwnych indywiduów. Oprócz siłacza, klauna i treserki fok w skład ekipy wchodzą takie osobistości jak kobieta z brodą, bliźniaczki syjamskie, "pół-człek" bez nóg i bioder czy "żyjący korpus" - kadłubek pozbawiony wszystkich kończyn. Całe to dziwne towarzystwo żyje w wesołej wspólnocie, wspierając się wzajemnie i nie wtrącając w sprawy "zwyczajnych" ludzi. Dwa światy zmierzają jednak ku zderzeniu, kiedy karzeł Hans postanawia zawrócić w głowie pięknej akrobatce Kleopatrze. Dziewczyna dla żartu przyjmuje jego zaloty. Związek wkracza na poważniejsze tory, kiedy okazuje się, że Hans jest dziedzicem znacznego majątku. 

Fabuła filmu jest dość fasadowa. Większość czasu poświęcono na przybliżenie bohaterów drugoplanowych, dopiero pod koniec filmu przechodząc do "mieszanego" związku. Wcześniej jesteśmy między innymi świadkami radosnych narodzin potomka kobiety z brodą i "ludzkiego szkieletu". Podczas "pępkowego" dziewczyna pozbawiona rąk demonstruje, jak zręcznie można jeść przy pomocy stóp, a żyjący korpus popala ukręcone własnymi wargami papierosy. Jest też wątek poboczny sióstr syjamskich, z których każda romansuje z innym mężczyzną. Nietypowi bohaterowie mierzą się ze zwykłymi ludzkimi problemami, a jednocześnie są świadomi swej odmienności i wcale się jej nie wstydzą. Urzekająca jest scena, w której grupka karłów i cyrkowców z mikrocefalią bawi się nad rzeką, zyskując sympatię początkowo wrogo nastawionego przechodnia. Bywa jednak i mniej sympatycznie. Na przykład złowieszcza inicjacja, którą przechodzi Kleopatra, aby stać się "jedną z nich" - dziwolągów. Odbywa się to poprzez wypicie łyka ze wspólnego pucharu przy ekstatycznym aplauzie całej zgrai. No i warto wspomnieć o końcowej scenie, w której "dziwolągi" rozprawiają się ze swymi wrogami. Choć oczywiste jest, że to oni stoją po jasnej stronie mocy, tutaj przedstawieni zostali niemal jako niebezpieczne potwory. Ich zemsta jest straszna.

Z dużym zaciekawieniem sprawdzałem notki biograficzne poszczególnych filmowych postaci, śledząc ich dalsze losy w prawdziwym świecie. Wielu z nich było bardzo ciekawymi osobowościami, nierzadko znakomicie sobie radzącymi mimo swojej niepełnosprawności. Szkoda, że publice współczesnej filmowi tak trudno było to zaakceptować. Dziwolągi powstały w czasach znacznie mniej tolerancyjnych dla odmienności niż dzisiejsze. Tod Browning, który w młodości występował w cyrku, chciał udowodnić światu, że cudaki pokazywane ku uciesze jarmarcznej gawiedzi są ludźmi, którzy mają takie same potrzeby i pragnienia jak wszyscy inni. Chciałbym móc napisać, że Dziwolągi przyczyniły się do zmiany negatywnych stereotypów, ale tak nie było. Idea filmu okazała się zbyt rewolucyjna jak na kulturę lat trzydziestych i reżyser zapłacił za to swoją karierą.

Dzisiaj znacznie łatwiej jest zaakceptować ekranowych "dziwolągów". Film Browninga pozostaje horrorem tylko z nazwy. Bliżej mu do moralitetu. To rzeczywiście dzieło niepowtarzalne, chociaż dalekie od ideału. Na tle niezwykłych scen pobocznych uderza słabość głównej linii fabularnej. Historyjka o związku karła i akrobatki jest niezbyt przekonująca i to bynajmniej nie ze względu na dzielącą ich różnicę wzrostu. Po prostu intryga  nie wytrzymuje zawieszenia niewiary, podobnie jak pomysł, żeby występujący w cyrku karzeł miał być dziedzicem jakiejś fortuny. Dodatkowo film został pocięty i kończy się zbyt szybko. Mimo to zdecydowanie warto go obejrzeć, chociaż trzeba być przygotowanym na niecodzienne widoki. Bez wątpienia poszerza horyzonty. Przyznaję mu 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 5 listopada 2018

Książę Dracula/Dracula (1931)

Film o starym lubieżniku

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 15 min.

Występują: Bela Lugosi, Helen Chandler, David Manners, Dwight Frye, Edward Van Sloan

Trochę trudno pisać o filmie tak klasycznym jak Książę Dracula. Filmowa opowieść Toda Browninga nie jest co prawda pierwszą ze sławnych adaptacji powieści Brama Stokera, jednak wydaje się być owiana większą legendą niż Nosferatu F.W. Murnaua. Wynika to zapewne z faktu, że w tym drugim obrazie wampir nosi inne nazwisko, a także dlatego, że był to film niemy. Książę Drakula to natomiast dzieło w pełni udźwiękowione, korzystające z nieco teatralnej, gotyckiej scenografii. Do roli tytułowej zaangażowano Belę Lugosiego, człowieka o charakterystycznym wyglądzie i akcencie, który prezentuje zupełnie inne podejście do roli wampira niż grający w Nosferatu Max Schreck.

Fabuła filmu będzie znajoma dla każdego, kto zetknął się z książką Stokera bądź niezliczonymi powstałymi na jej podstawie adaptacjami. Prawnik nazwiskiem Renfield przybywa w interesach do owianego ponurą sławą transylwańskiego zamku. Zostaje powitany przez tajemniczego hrabiego Draculę, który za jego pośrednictwem nabywa posiadłość w Anglii. Wkrótce do jednego z brytyjskich portów przybywa statek-widmo, którego jedynym pozostałym przy życiu pasażerem jest szalony Renfield. A po ulicach Londynu zaczyna grasować pijący krew morderca.

Ponieważ scenariusz Księcia Draculi nie był dla mnie w żadnym stopniu zaskoczeniem, skupiłem się na podziwianiu reżyserskiego rzemiosła Toda Browninga, który wcześniej był znany z takich groteskowych obrazów jak na przykład Demon cyrku. Jego Książę Dracula nie przeraża, będąc raczej mroczną opowieścią o ludzkich popędach niż prawdziwym horrorem. Grany przez Belę Lugosiego wampir jest pogrążonym w dekadencji niewolnikiem własnych pragnień, a nie zezwierzęconym monstrum jak hrabia Orlok z Nosferatu. Wampir jest zdolny do szarmanckości, dowcipny, rezolutny i elokwentny. Dopiero w obliczu zagrożenia pokazuje swoją prawdziwą, złowieszczą twarz. Częścią pomysłowej kreacji aktorskiej jest niezapomniany kostium złożony z eleganckiego surduta i obszernego płaszcza. Nastrój budują również dekoracje, poczynając od górskich plenerów i gotyckiego zamczyska pełnego pająków i pancerników [sic!], poprzez statek widmo (mniej efektowny od tego z Nosferatu), aż po londyńskie leże krwiopijcy i jego nałożnic. Dzisiejszego widza mogą nieco razić efekty specjalne w rodzaju wielkiego gumowego nietoperza, ale taki był duch czasów. Na pochwałę zasługuje zagadkowa, przepojona nutą perwersji atmosfera i ucieczka od zbędnej dosłowności. Najbrutalniejsze czyny Draculi rozgrywają się poza kadrem, co jest z pewnością ciekawsze od nieudolnego epatowania przemocą, jakie byłoby alternatywą.

Jeżeli chodzi o postacie drugoplanowe, stanowią one tylko uzupełnienie wszystkiego, co rozgrywa się wokół wampira. Mina, John Harker i Van Helsing poprawnie realizują swoje scenariuszowe zadania, ale nie wnoszą do seansu niczego szczególnie interesującego. Dwight Frye jako wypaczony przez Draculę Renfield jest natomiast postacią niezamierzenie komiczną i słusznie posłużył jako materiał do późniejszych parodii.

Książę Dracula jest klasykiem, na który trudno nie spoglądać przez pryzmat innych dzieł opartych na powieści Brama Stokera. Wyróżnia się śmiałością wizji artystycznej, umiejętnym aktorstwem Lugosiego i atrakcyjną scenografią. Jego największą słabością jest to, że nie straszy. Bardziej materiał historyczny niż dzieło oddziałujące dziś jeszcze na widza, film Browninga otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 11 sierpnia 2018

Na zachód od Zanzibaru/West of Zanzibar (1928)

Film o jałowości zemsty

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 4 min.

Występują: Lon Chaney, Lionel Barrymore, Mary Nolan, Warner Baxter

Lon Chaney był drugim obok Emila Janningsa czołowym aktorem ery kina niemego. Ten człowiek o chropowatej powierzchowności specjalizował się w rolach dziwaków, postaci okaleczonych fizycznie i psychicznie. Posługiwał się przy tym wyrafinowaną pantomimiką, w której opanowaniu pomogła mu własna przeszłość, był bowiem dzieckiem dwojga głuchoniemych rodziców. Kilka najciekawszych filmów Chaneya powstało we współpracy z reżyserem Todem Browningiem, między innymi goszczące na Chronofilmotece Niesamowita trójka i Demon cyrku. Na zachód od Zanzibaru to jedno z ostatnich ich wspólnych dzieł. Wraz z nadejściem epoki filmu dźwiękowego zakończyła się kariera Chaneya, który w roku 1930 zmarł na raka. Pozostawił po sobie godne dziedzictwo. Przyjrzyjmy się filmowi, który będzie pożegnaniem wielkiego aktora z tym blogiem.

Na zachód od Zanzibaru to dość makabryczny w swej wymowie film zemsty. Kreowany przez Chaneya cyrkowy magik Phroso zostaje porzucony przez żonę dla innego mężczyzny, niejakiego Crane'a. Para zamierza wyjechać razem do Afryki. Kiedy kochanek przekazuje mężowi ponure wieści, wybucha szarpanina i Crane zrzuca Phrosa z balkonu. W rezultacie iluzjonista zostaje pozbawiony władzy w nogach. Rok później do sparaliżowanego mężczyzny dociera wieść o  powrocie żony. Odnajduje ją w kościele, martwą, z małym dzieckiem u boku. Phroso poprzysięga zemstę nie tylko Crane'owi ale również jego maleńkiej córce. Osiemnaście lat później misternie przygotowywany plan zemsty zbliża się do swego finału. Chromy Phroso wraz z grupą zauszników prowadzi małą placówkę w afrykańskiej dżungli.  Grupa zajmuje się podkradaniem kości słoniowej miejscowemu handlarzowi, którym jest Crane. Ponadto dzięki swym magicznym sztuczkom Phroso zdobywa wpływ na miejscowe barbarzyńskie plemię.  Pewnego dnia magik nakazuje sprowadzić do faktorii Maizie, córkę Crane'a, dotychczas wychowywaną na jego polecenie w spelunce na Zanzibarze. Phroso ma zamiar doprowadzić do konfrontacji ojca i córki, a następnie ich zniszczyć. Nie wie, że czeka go okrutna niespodzianka.

Kilka słów o aktorstwie, które jest doprawdy godne uwagi. Przede wszystkim Chaney jako opętany pragnieniem zemsty kaleka. Zwykły aktor poprzestałby w takiej roli na siedzeniu na fotelu inwalidzkim, ale nie on. Chaney jeździ na wyposażonej w kółka platformie, pełza niczym wąż i jest niezwykle ruchliwy jak na niepełnosprawnego. Jego bogata mimika umożliwia stworzenie sugestywnej kreacji człowieka, który świadomie i z własnej woli wybrał nikczemność. Pomysł, żeby przez 18 lat wychowywać dziecko swego wroga tylko po to, żeby ich oboje zniszczyć, jest bardzo mocny nawet jak na dzisiejsze standardy kina. Przyznam, że trochę nieswojo oglądało się te popisy niemal demonicznego Chaneya, ale jest tak dobry, że trudno się oprzeć fascynacji.

Lonowi partneruje inny znany aktor Lionel Barrymore, grający jego zaprzysięgłego wroga Crane'a. Nic do tej kreacji nie mam, ale pozostaje ewidentnie w cieniu rywala. Bardziej wyróżniają się Mary Nolan i Warner Baxter. Ona gra okrutnie nękaną nie za swoje winy Maizie. Phroso znęca się nad nią psychicznie i popycha w alkoholizm. Aktorce udało się odnaleźć w tej roli złoty środek - Maizie stopniowo ulega niegodziwościom, na które jest wystawiana, jednak zachowuje elementarną godność, która nie pozwala jej do końca upaść. Baxter wciela się w rolę Doca, jedynego z pomagierów Phrosa, który ma odwagę sprzeciwić się obłędowi szefa. Jako konkurent dla Chaneya jest bardziej wyrazisty niż Barrymore.

Film cechuje się duszną, złowieszczą atmosferą. Większość akcji rozgrywa się w nocy, którą rozjaśniają ognie tubylców. Półnagie ciała Murzynów błyszczą w świetle pochodni, rytualne szamańskie maski budzą grozę, a na wpół oszalały Phroso na przemian pogrąża się w złośliwej radości i ponurej melancholii. Skojarzenia z Sercem ciemności Josepha Conrada są jak najbardziej trafne. Tutaj mała dygresja. Na zachód od Zanzibaru przedstawia portret tubylców adekwatny do ówczesnych poglądów na rozwój cywilizacji. Afrykanie mówią łamanym angielskim, są zabobonni (choć nie bezgranicznie) i hołdują barbarzyńskim zwyczajom składania ofiar z ludzi. Nie ukrywam, że taki obraz życia tubylców może być dla współczesnego widza kontrowersyjny. Mimo wszystko jest to tylko poboczny wątek filmu, a "tubylcy" nie reprezentują żadnej konkretnej grupy ludności, będąc raczej symbolem obcości i dzikości nieodkrytego jeszcze do końca kontynentu. Przynajmniej zagrali ich prawdziwi czarnoskórzy aktorzy, a nie ludzie pomalowani pastą do butów.

Na zachód od Zanzibaru to mocny i budzący sprzeczne emocje film. Jest przekonujący głównie dzięki znakomitemu aktorstwu Chaneya i prawdopodobnie przy słabszym odtwórcy głównej roli byłby niestrawny. Ma też kilka minusów scenariuszowych. Przeskok pomiędzy prologiem filmu a rozpoczęciem właściwej akcji 18 lat później jest trochę zbyt gwałtowny. Również zakończenie uważam za zbyt zwięzłe, niemal urwane - wszystkie wątki zostają zamknięte w około minutę. Można było poświęcić trochę taśmy filmowej, żeby zmontować je w sposób bardziej kompleksowy. Ogólne wrażenia pozostają pozytywne, chociaż tych parę niedociągnięć można było łatwo zlikwidować. Film otrzymuje 7 gwiazdek. Żegnaj, Lonie Chaneyu. Oglądanie twojego aktorstwa było prawdziwą przyjemnością.

źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 10 lipca 2018

Demon cyrku/The Unknown (1927)

Film o afenfosmofobii

Reżyseria: Todd Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 50 min.

Występują: Lon Chaney, Joan Crawford, Norman Kerry, Nick De Ruiz, John George

Po ciekawej, choć niepozbawionej wad Niesamowitej trójce Tod Browning nakręcił następną cyrkową makabreskę. Demon cyrku jest filmem skupionym wokół jednego pomysłu, napędzanym świetnym jak zawsze aktorstwem Lona Chaneya i mocno wyeksponowanymi wdziękami Joan Crawford. Widać w nim zalążki horrorystyczne, jednak twórcom zabrakło odwagi, żeby pójść na całego.

Akcja filmu toczy się w środowisku romskich cyrkowców. Jednym z nich jest pozbawiony rąk Alonzo specjalizujący się w rzucaniu nożami i strzelaniu z pistoletów za pomocą stóp. Mężczyzna skrycie kocha się w swojej partnerce z areny, Nanon. Ta, nieświadoma jego uczuć, skłania się ku cyrkowemu siłaczowi Malabarowi, ale na drodze ich związku stoi paniczny lęk dziewczyny przed męskimi dłońmi (a może po prostu przed lepkimi dłońmi). Alonzo skrywa własny mroczny sekret znany tylko jego przyjacielowi, karłowi Cojo - jest ukrywającym się przestępcą i tak naprawdę ma ręce, które ukrywa pod ściśle przylegającym do ciała gorsetem. Kiedy właściciel cyrku (i zarazem ojciec Nanon) odkrywa jego tajemnicę, Alonzo morduje go. Świadkiem zbrodni jest sama Nanon, która nie rozpoznaje skrytego w mroku zabójcy, ale zapamiętuje jego charakterystyczny podwójny kciuk. Droga do zdobycia dziewczyny wydaje się otwarta, jednak Cojo uświadamia nożownikowi, że podczas nocy poślubnej będzie musiał ujawnić swój sekret i jego zbrodnia wyjdzie na jaw. Alonzo decyduje się podjąć drastyczne środki, żeby temu zapobiec.

Fabuła Demona cyrku jest groteskowo-absurdalna, ale taki był od początku zamysł twórców. Właściwie szkoda, że nie posunęli się dalej, bo niektóre makabryczne pomysły aż się prosiły o rozwinięcie. Lon Chaney jak zwykle jest świetny w roli głęboko zaburzonego emocjonalnie "bezrękiego" cyrkowca. Film daje mu okazję do zaprezentowania wielu emocjonalnych scen, co czyni niezwykle przekonywająco. Równie ciekawe są rozmaite akrobacje wykonywane przez Alonzo stopami. Obok rzucania nożami i strzelania z pistoletu jest jeszcze palenie papierosa i gra na instrumencie. Sceny te zostały wykonane we współpracy z bezrękim artystą Paulem Desmuke. Zaaranżowano je tak, żeby w kadrze widoczny był tułów Chaneya i nogi tego drugiego. Wszystko wygląda bardzo naturalnie i efektownie. Spośród innych aktorów Joan Crawford przyciąga uwagę głównie skąpymi kostiumami, natomiast Norman Kerry jest bezbarwny w roli przygłupiego siłacza Malabara. Podobał mi się za to John George jako karłowaty Cojo - nieco demoniczny powiernik bezrękiego Alonzo.

Demon cyrku jest ciekawym filmem pełnym dobrych pomysłów, ale zbyt niezdecydowanym, w jakim kierunku chce pójść. Jak na rasowy horror jest zbyt wyważony. Jak na dramat - zbyt absurdalny. Zakończenie raczej nie satysfakcjonuje. W dodatku genialny Lon Chaney całkowicie przyćmiewa dwoje pozostałych wykonawców ról głównych. Demon aż się prosi o remake, który lepiej wyważyłby wszystkie niuanse. Możliwe, że na taki odbiór przeze mnie filmu ma wpływ fakt, że do dzisiejszych czasów przetrwała jego niepełna wersja. Co prawda nie uświadczymy żadnych dziur w fabule, ale wycięte sceny mogły dodawać Demonowi cyrku to, czego mu brakuje. No cóż, jest jak jest. Wystawiam 7 gwiazdek, ale zalecam ostrożność. Nie każdemu się spodoba.

źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 29 maja 2018

Niesamowita Trójka/The Unholy Three (1925)

Film o szajce dziwaków w sklepie z papugami

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 26 min.

Występują: Lon Chaney, Mae Busch, Matt Moore, Victor McLagen, Harry Earles

Dawno nie oglądałem żadnego kryminału i wraz z wejściem w filmowy rok 1925 postanowiłem to czym prędzej nadrobić. Wspomniany gatunek w latach dwudziestych dopiero raczkował. Nie było jeszcze ugruntowanych konwencji i reguł, na których twórcy mogliby się wzorować. Dzięki temu Niesamowita trójka jawi się jako dzieło mocno oryginalne i nieschematyczne.

Bohaterowie filmu to grupka przestępców do niedawna występujących na jarmarku dziwolągów. Przewodzi im brzuchomówca Doktor Echo, mięśniami grupy jest siłacz Herkules, karzeł Tweedledee specjalizuje się infiltracji metodą na niemowlaka, a całości dopełnia Rosie, dziewczyna brzuchomówcy zajmująca się kradzieżą kieszonkową. Ta dziwna grupka opracowuje doprawdy niezwykły plan zdobycia bogactwa. Pierwszym jego etapem jest otwarcie sklepu z papugami, drugim udawanie przez Echo sędziwej właścicielki, która wraz z wnusiem składa wizyty w domach klientów, trzecim - przeprowadzane na podstawie wcześniejszego zwiadu nocne włamania. Sytuacja się komplikuje, kiedy Rosie i niewtajemniczony w spisek pracownik sklepu Hector zakochują się w sobie. Zazdrosny Echo, zajęty pilnowaniem dziewczyny, nie wychodzi ze wspólnikami na jedną z nocnych akcji. W rezultacie Herkules i Tweedledee lekkomyślnie mordują właściciela okradanego domu. Szajka zmuszona jest do ucieczki. Tarcia w grupie narastają, prowadząc do krwawej konfrontacji.

Niesamowita trójka to dziwny film, który pomimo niedorzecznej fabuły ogląda się bardzo przyjemnie. Otwierająca go scena, podczas której poznajemy bohaterów występujących na jarmarku dziwolągów, to jedno z najlepszych wprowadzeń, jakie widziałem. Każdy z czwórki członków gangu otrzymuje chwilę na prezentację swoich umiejętności i charakteru. Późniejsze perypetie w sklepie z papugami są mocno absurdalne, ale ogląda się je z uśmiechem na twarzy. Grupka nietypowych bohaterów po prostu musiała wymyślić plan równie dziwaczny jak oni sami. Późniejsze sceny konfrontacji w górskiej chacie są pełne napięcia i emocji (głównie tych negatywnych przepełniających członków szajki). Dodatkowo występuje w nich krwiożerczy szympans, który za pomocą sprytnych trików kinematograficznych został powiększony do rozmiarów wielkiego bydlęcia. Za mało udaną uważam tylko część filmu rozgrywającą się na sali sądowej, głównie za sprawą niestrawnego patosu demonstrowanego przez sędziego i oskarżyciela.

O sukcesie filmu z nietypowymi bohaterami często decyduje obsada. Pod tym względem Niesamowita trójka wypada bardzo dobrze. Lon Chaney, specjalista od "dziwnych" ról, świetnie wciela się w postać targanego moralnymi skrupułami i dręczonego nieodwzajemnioną miłością brzuchomówcy. Znakomity jest też Harry Earles jako pozbawiony skrupułów, brutalny karzeł. Ten wybijający się duet dobrze uzupełnia emocjonalna Mae Busch, chociaż jej rola ogranicza się głównie do reagowania na działania innych postaci. Matt Moore i Victor McLagen w rolach Hectora i Herkulesa pozostają raczej w cieniu wymienionej trójki.

Żeby nie było samych pochwał, muszę skrytykować dziury fabularne filmu. Plan rabunków z wykorzystaniem sklepu z papugami jest tak kretyński, że w prawdziwym świecie szajka wpadłaby po pierwszej próbie. Fakt, że Lon Chaney jest bardzo przekonującą staruszką, a Harry Earles - niemowlakiem, niczego tu nie zmienia. Policja i wymiar sprawiedliwości zostali natomiast przedstawieni jako kompletni idioci, którzy bez wahania są gotowi skazać nieszczęsnego Hectora jako kozła ofiarnego, pomimo jego alibi i niewyjaśnionego zniknięcia innych podejrzanych.

Mimo powyższych zastrzeżeń oceniam Niesamowitą trójkę pozytywnie. Dużo tu oryginalnych pomysłów, intryga jest całkiem wciągająca, a początek filmu to wzór do naśladowania w temacie przedstawienia postaci. Nie polecam natomiast widzom oczekującym realizmu. Żeby się przy Niesamowitej trójce dobrze bawić, trzeba patrzeć na ten film z przymrużeniem oka, tak jak zrobili to jego twórcy. Wystawiam 7 gwiazdek i z ciekawością czekam na następne "dziwne" filmy Toda Browninga.

źródło grafiki - www.imdb.com