sobota, 11 sierpnia 2018

Na zachód od Zanzibaru/West of Zanzibar (1928)

Film o jałowości zemsty

Reżyseria: Tod Browning
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 4 min.

Występują: Lon Chaney, Lionel Barrymore, Mary Nolan, Warner Baxter

Lon Chaney był drugim obok Emila Janningsa czołowym aktorem ery kina niemego. Ten człowiek o chropowatej powierzchowności specjalizował się w rolach dziwaków, postaci okaleczonych fizycznie i psychicznie. Posługiwał się przy tym wyrafinowaną pantomimiką, w której opanowaniu pomogła mu własna przeszłość, był bowiem dzieckiem dwojga głuchoniemych rodziców. Kilka najciekawszych filmów Chaneya powstało we współpracy z reżyserem Todem Browningiem, między innymi goszczące na Chronofilmotece Niesamowita trójka i Demon cyrku. Na zachód od Zanzibaru to jedno z ostatnich ich wspólnych dzieł. Wraz z nadejściem epoki filmu dźwiękowego zakończyła się kariera Chaneya, który w roku 1930 zmarł na raka. Pozostawił po sobie godne dziedzictwo. Przyjrzyjmy się filmowi, który będzie pożegnaniem wielkiego aktora z tym blogiem.

Na zachód od Zanzibaru to dość makabryczny w swej wymowie film zemsty. Kreowany przez Chaneya cyrkowy magik Phroso zostaje porzucony przez żonę dla innego mężczyzny, niejakiego Crane'a. Para zamierza wyjechać razem do Afryki. Kiedy kochanek przekazuje mężowi ponure wieści, wybucha szarpanina i Crane zrzuca Phrosa z balkonu. W rezultacie iluzjonista zostaje pozbawiony władzy w nogach. Rok później do sparaliżowanego mężczyzny dociera wieść o  powrocie żony. Odnajduje ją w kościele, martwą, z małym dzieckiem u boku. Phroso poprzysięga zemstę nie tylko Crane'owi ale również jego maleńkiej córce. Osiemnaście lat później misternie przygotowywany plan zemsty zbliża się do swego finału. Chromy Phroso wraz z grupą zauszników prowadzi małą placówkę w afrykańskiej dżungli.  Grupa zajmuje się podkradaniem kości słoniowej miejscowemu handlarzowi, którym jest Crane. Ponadto dzięki swym magicznym sztuczkom Phroso zdobywa wpływ na miejscowe barbarzyńskie plemię.  Pewnego dnia magik nakazuje sprowadzić do faktorii Maizie, córkę Crane'a, dotychczas wychowywaną na jego polecenie w spelunce na Zanzibarze. Phroso ma zamiar doprowadzić do konfrontacji ojca i córki, a następnie ich zniszczyć. Nie wie, że czeka go okrutna niespodzianka.

Kilka słów o aktorstwie, które jest doprawdy godne uwagi. Przede wszystkim Chaney jako opętany pragnieniem zemsty kaleka. Zwykły aktor poprzestałby w takiej roli na siedzeniu na fotelu inwalidzkim, ale nie on. Chaney jeździ na wyposażonej w kółka platformie, pełza niczym wąż i jest niezwykle ruchliwy jak na niepełnosprawnego. Jego bogata mimika umożliwia stworzenie sugestywnej kreacji człowieka, który świadomie i z własnej woli wybrał nikczemność. Pomysł, żeby przez 18 lat wychowywać dziecko swego wroga tylko po to, żeby ich oboje zniszczyć, jest bardzo mocny nawet jak na dzisiejsze standardy kina. Przyznam, że trochę nieswojo oglądało się te popisy niemal demonicznego Chaneya, ale jest tak dobry, że trudno się oprzeć fascynacji.

Lonowi partneruje inny znany aktor Lionel Barrymore, grający jego zaprzysięgłego wroga Crane'a. Nic do tej kreacji nie mam, ale pozostaje ewidentnie w cieniu rywala. Bardziej wyróżniają się Mary Nolan i Warner Baxter. Ona gra okrutnie nękaną nie za swoje winy Maizie. Phroso znęca się nad nią psychicznie i popycha w alkoholizm. Aktorce udało się odnaleźć w tej roli złoty środek - Maizie stopniowo ulega niegodziwościom, na które jest wystawiana, jednak zachowuje elementarną godność, która nie pozwala jej do końca upaść. Baxter wciela się w rolę Doca, jedynego z pomagierów Phrosa, który ma odwagę sprzeciwić się obłędowi szefa. Jako konkurent dla Chaneya jest bardziej wyrazisty niż Barrymore.

Film cechuje się duszną, złowieszczą atmosferą. Większość akcji rozgrywa się w nocy, którą rozjaśniają ognie tubylców. Półnagie ciała Murzynów błyszczą w świetle pochodni, rytualne szamańskie maski budzą grozę, a na wpół oszalały Phroso na przemian pogrąża się w złośliwej radości i ponurej melancholii. Skojarzenia z Sercem ciemności Josepha Conrada są jak najbardziej trafne. Tutaj mała dygresja. Na zachód od Zanzibaru przedstawia portret tubylców adekwatny do ówczesnych poglądów na rozwój cywilizacji. Afrykanie mówią łamanym angielskim, są zabobonni (choć nie bezgranicznie) i hołdują barbarzyńskim zwyczajom składania ofiar z ludzi. Nie ukrywam, że taki obraz życia tubylców może być dla współczesnego widza kontrowersyjny. Mimo wszystko jest to tylko poboczny wątek filmu, a "tubylcy" nie reprezentują żadnej konkretnej grupy ludności, będąc raczej symbolem obcości i dzikości nieodkrytego jeszcze do końca kontynentu. Przynajmniej zagrali ich prawdziwi czarnoskórzy aktorzy, a nie ludzie pomalowani pastą do butów.

Na zachód od Zanzibaru to mocny i budzący sprzeczne emocje film. Jest przekonujący głównie dzięki znakomitemu aktorstwu Chaneya i prawdopodobnie przy słabszym odtwórcy głównej roli byłby niestrawny. Ma też kilka minusów scenariuszowych. Przeskok pomiędzy prologiem filmu a rozpoczęciem właściwej akcji 18 lat później jest trochę zbyt gwałtowny. Również zakończenie uważam za zbyt zwięzłe, niemal urwane - wszystkie wątki zostają zamknięte w około minutę. Można było poświęcić trochę taśmy filmowej, żeby zmontować je w sposób bardziej kompleksowy. Ogólne wrażenia pozostają pozytywne, chociaż tych parę niedociągnięć można było łatwo zlikwidować. Film otrzymuje 7 gwiazdek. Żegnaj, Lonie Chaneyu. Oglądanie twojego aktorstwa było prawdziwą przyjemnością.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz