Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Wiene. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert Wiene. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 maja 2018

Ręce Orlaka/Orlacs Hände (1924)

Film o dłoniach mordercy.

Reżyser: Robert Wiene
Kraj: Austria
Czas trwania: 1h 52 min.

Występują: Conrad Veidt, Aleksandra Sorina, Fritz Kortner, Carmen Cartellieri

Robert Wiene ma opinię "reżysera jednego hitu". Po Gabinecie Doktora Caligari nie zasłynął już żadnym dziełem o porównywalnym znaczeniu. Ręce Orlaka z pewnością nie są filmem tak ważnym jak Caligari, jednak również w nich można odnaleźć ciekawe pomysły i inspiracje.

Tytułowy Orlak (na imię mu Paul) jest wybitnym pianistą, który wskutek katastrofy kolejowej traci dłonie. Na prośbę zrozpaczonej żony chirurg przeszczepia mężczyźnie dłonie ściętego na gilotynie złodzieja i zabójcy Vasseura. Paul powoli wraca do zdrowia, jednak w snach prześladuje go wizja przestępcy. Mężczyzna nie chce dotykać "nowymi" dłońmi żony, nie potrafi przełamać się do gry na pianinie, a w końcu z przerażeniem odkrywa, że zmienił się jego charakter pisma. Kiedy znajduje w domu nóż, który wcześniej należał do Vasseura, zaczynają się w nim budzić niebezpieczne instynkty. Pytanie brzmi, czy Orlak samoistnie traci zmysły, czy też coś lub ktoś mu w tym pomaga.

Główną zaletą Rąk Orlaka jest wypełniający film klimat tajemnicy. Prawie do końca widz nie ma pewności, czy przyczyną szaleństwa Orlaka są urojenia, wpływ przeszczepionych rąk, czy też coś jeszcze innego. Scenariusz umiejętnie dawkuje kolejne wskazówki i fałszywe tropy. Widać, że Wiene postanowił skorzystać z rozwiązań, które tak dobrze zadziałały w Caligarim. Niestety końcowe rozwiązanie zagadki nie do końca satysfakcjonuje, a przede wszystkim nie jest atrakcyjnie przedstawione. Po prostu jedna z postaci wyjaśnia wszystko za pośrednictwem kilku obszernych plansz tekstowych. Zdecydowanie można było przedstawić to w jakiejś ciekawszej formie, choćby w retrospekcji. Dla współczesnego widza niedogodnością może być też wyjątkowo niespieszne tempo filmu. Wędrówka Paula ku obłędowi jest bardzo powolna, ujęcia długie i dokładne. Buduje to mocno ponurą atmosferę, ale momentami nuży.

Aktorstwo w Rękach Orlaka jest przeszarżowane, ma to jednak swoje uzasadnienie w sytuacji bohaterów. Conrad Veidt jako Paul najczęściej przyjmuje pozę cierpiętnika, w kluczowych momentach przemieniając się w wymachującego nożem maniaka. Jak można się było spodziewać, ważnym elementem jego roli są dłonie. Żyją one własnym życiem, traktowane przez właściciela jak ciało obce, podświadomie szukając swobody. To ważny element filmu i Veidtowi udało się ukazać go w niemal mistyczny sposób. Dopomogła mu w tym praca kamery, która aktywnie poszukuje dłoni głównego bohatera i podąża za nimi częściej niż za jego twarzą. Dobrą rolę zaliczyła w Rękach Aleksandra Sorina jako emocjonalna żona Paula, w pierwszej części filmu drżąca o zdrowie męża i niecierpliwie wyczekująca jego powrotu do domu, później natomiast desperacko poszukująca jego bliskości.

Jak zwykle w kinie niemieckim na wyróżnienie zasługują zdjęcia. Prawie cały film nakręcony został w nocy, przy sztucznym oświetleniu. Światła kierowane są na istotne elementy planu zdjęciowego, niektóre postacie często pozostają w cieniu, a kamera stopniowo ujawnia istotne elementy scenografii. Bardzo to sprawna i inteligentna narracja. Na duże wyróżnienie zasługuje szczególnie otwierająca film scena katastrofy kolejowej. Latarki i reflektory niespiesznie penetrują rumowisko, ukazując ludzi krążących, przeszukujących wraki wagonów, wynoszących rannych i poszukujących bliskich. Na ich twarzach malują się skrajne emocje. To bardzo sugestywna scena nadająca ton dalszej części opowieści.

Ręce Orlaka nie są filmem wybitnym. Choć zawierają ciekawe elementy, finał nie satysfakcjonuje. Robert Wiene za bardzo liczył na wrażenie wywołane zwrotami akcji, które nie są tak odkrywcze jak w Doktorze Caligarim. Mimo tego film ogląda się dobrze dzięki wysokiemu poziomowi gry aktorskiej, ciekawym zdjęciom i wciągającej tajemnicy. Wystawiam 7 gwiazdek. Ręce są obrazem wartościowym, ale skierowanym raczej do fanów kina niemieckiego.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Gabinet doktora Caligari/Das Cabinet des Dr. Caligari (1920)


Film o ludzkim narzędziu zbrodni.

Reżyser: Robert Wiene
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1h 18 min.
Występują: Werner Krauss, Conrad Veidt, Friedrich Feher, Lili Dagover, Hans Heinrich von Twardowski


Gabinet doktora Caligari to film, o którym napisano wiele i na którym wzorowało się wielu twórców.  Wyprodukowany w nękanej zespołem stresu pourazowego Republice Weimarskiej, jest to obraz cierpiący na swoiste rozszczepienie jaźni i to na kilku poziomach. Tytułowy Caligari jest jarmarcznym magikiem prezentującym gawiedzi Cesare'a, śpiącego od urodzenia somnambulika, który wybudzany jest tylko na czas przedstawienia. Wraz z przybyciem doktora i jego eksponatu do miasteczka Hostenwall, zaczyna się tam seria morderstw. Francis, przyjaciel jednej z ofiar, rozpoczyna śledztwo, które od początku wskazuje na parę dziwnych przybyszów. A dalej jest już tylko dziwniej. Nie będę wchodził w szczegóły fabuły, aby nie psuć zainteresowanym zabawy. Spróbuję natomiast opisać klimat filmu oraz wskazać, na czym polega jego niezwykłość.

Niejednoznacznie przedstawiona jest postać tytułowego doktora Caligari, który w zależności od interpretacji może być głównym złoczyńcą filmu lub kimś zupełnie innym. Wszystko dzięki wykorzystaniu koncepcji niewiarygodnego narratora (Francisa) oraz końcowemu zwrotowi akcji, który zmienia całkowicie sens filmu. Robert Wiene mógł być dumny, że jako pierwszy zastosował w swoim filmie rozwiązania naśladowane do dziś przez dziesiątki reżyserów kina kryminalnego i nie tylko. Była to zresztą zagrywka kontrowersyjna, wskutek której autorzy scenariusza Carl Mayer i Hans Janowitz zdystansowali się od filmu. Zainteresowanych odsyłam do pogłębionych analiz Gabinetu, ponieważ szczegóły wymagają zdradzenia zakończenia.

Inną niezwykłą nowością wprowadzoną przez Gabinet była nierealność przedstawionego w filmie świata uzyskana dzięki scenografii i specyficznemu oświetleniu. Termin ekspresjonizm jest w artykułach o filmie Wienego odmieniany przez wszystkie przypadki. W praktyce przekłada się to na pokraczne, malowane na płótnie czy też kartonie dekoracje imitujące takie miejsca jak miejski ratusz, jarmark (z jawnie tekturowymi makietami karuzel), nędzna chałupka Caligariego czy upiorny azyl dla obłąkanych. Scenografia ani myśli ukrywać swojej sztuczności. Jest celowo przerysowana, pełna ostrych krawędzi i pozbawiona kątów prostych. Dodatkowo uwypukla to światło, które eksponuje tylko fragmenty niektórych przedmiotów i dekoracji, deformując ich kształt. Podobnie zdeformowane są kostiumy i charakteryzacja aktorów. Caligari kuśtyka we wlokącym się po ziemi, o kilka numerów za dużym płaszczu, a jego niewolnik został obdarzony upiornym makijażem i fryzurą. Nawet gra aktorska tych dwóch postaci jest "ekspresyjna". Sposób poruszania się somnambulika rzeczywiście przypomina snucie się lunatyka, u Caligariego natomiast "ekspresja" realizuje się poprzez szaleńczy chichot i diaboliczne wygibasy. Wprowadza to mający swe uzasadnienie w fabule nastrój nierealności i obłędu. Mój opis może robić wrażenie, że film jest straszliwym kiczem i sam miałem takie myśli podczas seansu. Poznawszy zakończenie, uznaję jednak ekspresjonizm Gabinetu doktora Caligari za specyficznie dobrany środek wyrazu, adekwatny do dwoistej natury filmu.

Na kilka słów zasługują najciekawsze sceny filmu. Zwrócę uwagę na dwie. Pierwszą jest wizyta Caligariego w ratuszu w celu rejestracji swego przedstawienia. Już sam fakt uwzględnienia tej czynności w scenariuszu musiał wynikać z niemieckiego upodobania do biurokracji. Caligari zostaje bezlitośnie upokorzony przez nerwowego urzędnika zasiadającego podobnym do tronu dwumetrowej wysokości stołku. Ciekawe, czy Franz Kafka miał okazję obejrzeć ten film, bo skojarzenia z jego twórczością są nieodparte. Druga niesamowicie opracowana scena to zabójstwo niejakiego Alana, któremu somnambulik podczas przedstawienia przepowiada, że będzie żył tylko "do wieczora". Gdy zapada noc, widzimy Alana leżącego w łóżku, przebudzonego nagłym hałasem. A później zamiast aktorów obserwujemy już tylko ich cienie splecione w morderczym uścisku. Genialne i nieraz wykorzystywane przez naśladowców. Film jest pełen tego typu "nadrzeczywistych" scen wywołujących u widza niepokój i wrażenie, że znajduje się on w środku czyjegoś koszmarnego snu.

Wspomnę jeszcze o występującym w filmie motywie absolutnej kontroli organizacji nad jednostką. Gabinet doktora Caligari to film, który według niektórych interpretacji przestrzega przed zbliżającymi się rządami totalitarnymi, uosobionymi przez demonicznego doktora i jego śpiącego niewolnika. Chory związek tych dwóch postaci możemy zaobserwować choćby w scenie, kiedy doktor karmi pogrążonego we śnie, bezradnego Cesare'a. Ciekawie w tym kontekście wyglądają późniejsze losy aktorów. Grający Caligariego Werner Krauss stał się gorliwym nazistą i pupilkiem Goebbelsa. Odtwórca roli somnambulika Conrad Veidt, z pochodzenia  Żyd, wyjechał z Niemiec po dojściu Hitlera do władzy i zmarł na emigracji.

Moja ocena Gabinetu uwzględnia ogromny wpływ tego filmu na światową kinematografię. Pionierskie rozwiązania fabularne i odważna scenografia robią wrażenie nawet dzisiaj. Nieco mniejszy zachwyt budzi celowo przejaskrawiona gra aktorska, choć nadaje ona filmowi specyficzny klimat. Gabinet nie jest filmem, do którego będę wracał z upodobaniem, ale na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci. Wystawiam mu 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com