Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Erich von Stroheim. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Erich von Stroheim. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 września 2018

Królowa Kelly/Queen Kelly (1929)

Film o deprawacji niewinnych

Reżyseria: Erich von Stroheim
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 40 min.

Występują: Gloria Swanson, Walter Byron, Seena Owen

Wszystkie filmy w reżyserii Ericha von Stroheima napotykały poważne problemy produkcyjne wynikające z trudnej osobowości reżysera. Von Stroheim był perfekcjonistą o specyficznej wizji kina, wyraźnie odstającej od standardów Hollywood. Już w przypadku takich dzieł jak Szalone żony i Chciwość konflikty z producentami były nader poważne, a nożyce wytwórni bezlitośnie okrajały przygotowane przez reżysera wersje pierwotne. Miarka przebrała się podczas kręcenia Królowej Kelly. Konflikt reżysera z gwiazdą filmu Glorią Swanson zakończył się wyrzuceniem go z pracy po zrealizowaniu zdjęć do zaledwie jednej trzeciej scenariusza. Swanson w porozumieniu z wytwórnią United Artists zdecydowała o wypuszczeniu Królowej Kelly w okrojonej postaci, z zakończeniem dokręconym przez Ryszarda Bolesławskiego. W latach 80. firma Kino International pozyskała prawa do całego zachowanego materiału nakręconego przez von Stroheima i stworzyła pewnego rodzaju rekonstrukcję. Film został przedłużony o 30 minut i zbliżony do pierwotnej wizji reżysera. Tę wersję dane mi było obejrzeć.

Królowa Kelly rozgrywa się w fikcyjnym europejskim królestwie rządzonym przez zdegenerowaną królową Reginę. Jest to kobieta nad wyraz próżna, rozkapryszona i znana z napadów szału. Jej narzeczonym jest kapitan królewskiej gwardii, lekkoduch i kobieciarz, książę Wolfram. W przeddzień swego ślubu z królową, Wolfram spotyka Patricię Kelly, uczennicę miejscowej szkoły przyklasztornej. Pocieszny wypadek z opadającymi pantalonami dziewczyny sprawia, że oboje wpadają sobie w oko. W nocy Wolfram wraz z adiutantem organizują dywersję, w wyniku której Kelly zostaje uprowadzona z klasztoru do jego apartamentów. Tam ulega urokom księcia, który zakochuje się w niewinnej ale zadziornej dziewczynie. Romantyczną noc przerywa wtargnięcie zazdrosnej królowej, która nie ma zamiaru puścić tego afrontu płazem.

Królowa Kelly prezentuje typowe dla von Stroheima cyniczne podejście do romantyzmu i satyryczny obraz arystokracji. Reżyser z upodobaniem tytła w błocie wszelkie świętości, co szczególnie widoczne jest w ostatniej, zrekonstruowanej części filmu. Pierwsza godzina mieści się jeszcze w hollywoodzkich kanonach estetyki, przedstawiając podboje miłosne lowelasa Wolframa i wybryki szalonej królowej. Postać Kelly - wychowanki zakonnic sprowadzonej na złą drogę - jest już dość odważna jak na ówczesne standardy. Prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się w części zrekonstruowanej. Patricia wyrusza do Afryki, zostaje wepchnięta w łapy kalekiego degenerata i kontynuuje upadek na samo dno. Nietrudno zrozumieć, dlaczego Swanson w pewnym momencie zbuntowała się przeciw reżyserowi. Według jej wyjaśnień, bardziej odrażające pomysły von Stroheima nie były jasno ujęte w scenariuszu i wychodziły na jaw dopiero podczas zdjęć. Sądząc po tym, co przetrwało do dzisiejszych czasów, nietrudno w jej słowa uwierzyć. Nie są to oczywiście sceny wstrząsające w sensie wizualnym. Rzecz w tym, że po obejrzeniu końcówki człowiek czuje się brudny.

Trochę o pozytywach. Film cechuje się znakomitą scenografią. Wnętrza pałacu królowej kipią od ekstrawaganckiego przepychu. Komnaty Wolframa pełne są romantycznych gadżetów typowych dla nałogowego kobieciarza. Von Stroheim we współpracy z odpowiedzialnym za scenografię Haroldem Milesem kunsztownie zaaranżowali pompatyczne i pretensjonalne wnętrza, aby później bezlitośnie wykpiwać ich lokatorów. Kolejne sceny to przeważnie interakcje trójki głównych bohaterów wypełnione zjadliwym humorem lub silnymi emocjami. Rozmowy rozwijają się niespiesznie, ale ogląda się je przyjemnie dzięki dużej wiarygodności psychologicznej. Najbardziej jednak zapamiętałem paskudną scenę z końcowej części filmu stanowiącą wiwisekcję ludzkiej deprawacji. Von Stroheim lubił wyciągać na wierzch to, co w ludziach najgorsze. W tym wypadku jednak przesadził, pozostawiając wrażenie absurdu i niesmaku. Jeżeli chodzi o aktorstwo, Gloria Swanson umiejętnie flirtuje z Walterem Byronem, ale chyba nieco przeszarżowała z cierpiętniczymi pozami swojej bohaterki. Świetna jest natomiast Seena Owen w roli obłąkanej królowej osłaniającej swą nagość puchatym kotem. Tully Marshall jako degenerat Jan Vryheid również zapada w pamięć, ale w przypadku tej postaci wolałbym, aby tak nie było.

Mam spory problem z oceną tego filmu. Wersja pierwotna, kończąca się na konfrontacji z królową, to sprawnie zrealizowany melodramat nie prezentujący jednak niczego szczególnego. Wersja zrekonstruowana nie jest pełnoprawnym filmem - oprócz przywróconych scen składa się z plansz tekstowych opisujących utracony materiał. Co prawda poznajemy pełną historię bohaterów, ale doświadczamy tylko małej jej części. W dodatku część ta jest niesmaczna. Jako całość wersja zrekonstruowana nie broni się. Jest zaledwie ciekawostką przybliżającą ostatnią produkcję nietuzinkowego reżysera. Po wyrzuceniu go z planu Królowej Kelly Erich von Stroheim stał się bowiem w Hollywood persona non grata. Zatrudniano go nadal aktora, ale nigdy więcej nie został dopuszczony do fotela reżyserskiego. Szkoda, bo jego filmy były doświadczeniem nad wyraz oryginalnym, wybijającym się ponad przeciętność melodramatu. A jednak trzeba przyznać, że ciężko sobie na ten status pariasa zapracował. Królowa Kelly jest tego najlepszym dowodem. Wystawiam temu filmowi 5 gwiazdek. Mimo niewątpliwych zalet nie mógłbym go polecić nikomu poza osobom zainteresowanym twórczością Ericha von Stroheima.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 28 lipca 2018

Marsz weselny/The Wedding March (1928)

Film o miłości i mamonie.

Reżyseria: Erich von Stroheim
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 49 min.

Występują: Erich von Stroheim, Fay Wray, Matthew Betz, ZaSu Pitts, George Fawcett, Maude George

Kariera Ericha von Stroheima, okropnego dziecka Hollywood, pod koniec lat dwudziestych znalazła się na zakręcie. Po burzliwym rozstaniu z MGM reżyser w monoklu otrzymał szansę od wytwórni Paramount, gdzie szybko zademonstrował, że potrafi kilkakrotnie przekroczyć budżet dowolnego filmu i zamęczyć aktorów setkami dubli. Trapiony problemami produkcyjnymi Marsz weselny wykazuje sceptyczne podejście do miłości i wykpiwa obłudę arystokracji, jest więc typowym stroheimowskim dziełem w każdym calu. Podobnie jak inne jego produkcje, doceniony został dopiero po latach.

Akcja filmu rozgrywa się w Wiedniu w przededniu Wojny Światowej. Już na początku filmu od strony alkowy zapoznajemy się z rodzinką austriackich książąt Wildeliebe-Rauffenbergów. Senior i seniorka rodu są nie przepadającymi za sobą, leniwymi hedonistami i na własne podobieństwo wychowali swojego jedynego syna Nickolasa (w tej roli Erich von Stroheim). Młode książątko jest dowódcą cesarskiego pułku huzarów i ma poważne problemy finansowe spowodowane zamiłowaniem do kobiet i hazardu. Rodzice radzą mu, aby jak najszybciej poślubił jakąś bogatą kobietę. Podczas uroczystej procesji Bożego Ciała Nickolas poznaje Mitzi, uroczą córkę karczmarza, której również on wpada w oko. Dziewczynę przypadkowo potrąca koń arystokraty. Książę odwiedza ją w szpitalu i w efekcie para zakochuje się w sobie. Na drodze ich miłości staje jednak wulgarny rzeźnik Schani, będący niedoszłym narzeczonym Mitzi, oraz rodzice księcia, którzy planują dla niego ożenek z chromą córką obrzydliwie bogatego przemysłowca.

Marsz weselny cechuje się powolnym rozwojem akcji, co było pewnie jednym z powodów mało entuzjastycznego przyjęcia tego filmu przez publikę. Poszczególne sceny są bardzo rozbudowane koncepcyjnie, a jednocześnie wymagają dużej uwagi, by wyłapać istotne niuanse. Dotyczy to szczególnie sekwencji romantycznych, takich jak uroczystość Bożego Ciała, podczas której bohaterowie przesyłają sobie spojrzenia, oczka, gesty, udają, pozują, rozmyślają - wszystko to niezwykle subtelnie oddane gestami i sprawnym montażem. Po dwudziestu minutach może jednak znudzić. Von Stroheim jako aktor jest znakomity w roli kobieciarza, który powoli odkrywa w sobie ludzkie uczucia. Świetnie sekunduje mu Fay Wray jako sympatyczna mieszczanka, wcale nie tak niewinna jak by się z pozoru wydawało. Obsada drugoplanowa także została dobrana wyjątkowo dobrze. Niemal każda z postaci zapada w pamięć jakaś ciekawą bądź zabawną sceną. Wyróżnię zwłaszcza obleśnego rzeźnika Schaniego, który wyładowuje wściekłość, sztukując świńskie tusze. 

Von Stroheim zadbał także o scenografię. Na potrzeby filmu stworzono obszerne makiety wnętrz wiedeńskiej katedry, a huzarów wyposażono w piękne cesarskie mundury. Podczas mszy pojawia się nawet cesarz Franciszek Józef, co przyjemnie ubarwia seans. Najbardziej jednak przyciągają oko elementy planu uczestniczące w budowie historii. Jabłoniowy zagajnik, w którym romansujący bohaterowie, wprost ocieka delikatnymi płatkami kwiatów. Po rzeźniczej ruderze Schaniego swobodnie biegają świnie odzwierciedlające charakter gospodarza, natomiast rezydencja książąt jest pełna pustego przepychu. Dawno nie widziałem tak dobrego budowania nastroju poprzez rekwizyty.

Marsz weselny jest filmem o gorzkiej i cynicznej wymowie. Wiele jest w nim otwartych kpin z przesłodzonych rozwiązań fabularnych. Nie brak czarnego humoru, który pojawia się zwłaszcza w obrazkach z życia państwa Wildeliebe-Rauffenberg. Najsilniejsze wrażenie robi jednak zakończenie. Ostatnie minuty są niesamowicie przygnębiające, gdyż budowana przez prawie dwie godziny idylla prowadzi do rezultatów... powiedzmy ze odmiennych od przyjętych w przemyśle filmowym standardów. Nie wszystkim się to spodoba, choć ja osobiście uważam takie rozwiązanie za bardzo sensowne.

Podsumowując, muszę stwierdzić, że Stroheim nieco przesadził z powolnym tempem rozwoju akcji. Przez pierwszą połowę Marszu weselnego trudno mi było przebrnąć. Druga w pełni to wynagrodziła, ale nie każdy widz znajdzie w sobie cierpliwość, żeby do niej dotrwać. Dlatego wystawiam 7 gwiazdek, mimo wszystko polecając ten film jako nad wyraz oryginalne dzieło oryginalnego twórcy.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 31 maja 2018

Wesoła wdówka/The Merry Widow (1925)

Film o ludzkich żądzach

Reżyseria: Erich von Stroheim
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 57 min.

Występują: Mae Murray, John Gilbert, Roy D'Arcy, Josephine Crowell, George Fawcett, Tully Marshall

Wesoła wdówka była komercyjnym trybutem Ericha von Stroheima dla wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer, nakręconym w zamian za możliwość pracy nad bardziej ambitnymi dziełami, takimi jak Chciwość czy Marsz weselny. Film to frywolny, nakręcony z przymrużeniem oka i pełen charakterystycznego dla von Stroheima czarnego humoru. Wbrew tytułowi nie jest to adaptacja operetki Franciszka Lehara, a jedynie film na jej motywach. Sceny z oryginalnej Wesołej wdówki obejmują tylko zakończenie filmu, a bohaterowie zostali przez von Stroheima i współscenarzystę Benjamina Glazera mocno zmodyfikowani.

Akcja dzieje się w fikcyjnym bałkańskim kraju Monteblanco ("Białogóra"). Dwaj członkowie rodziny królewskiej, następca tronu książę Mirko i jego kuzyn książę Daniło rywalizują o względy pięknej tancerki Sally O'Hary. Mirko jest cynicznym łotrem, kłamcą i gwałcicielem. Daniło ma szlachetniejszą naturę, choć ciągnie się za nim zasłużona opinia kobieciarza. Sally początkowo nie jest zainteresowana żadnym z książąt, w końcu jednak ona i Daniło zakochują się w sobie. Na drodze do ich szczęścia stają król i królowa, którzy nie chcą dopuścić do mezaliansu. Ostatecznie Daniło wystawia narzeczoną do wiatru, a ta kierowana afektem wychodzi za sędziwego barona Sykstusa. Starzec umiera już w noc poślubną, zostawiając Sally gigantyczny majątek. Młoda wdowa staje się nagle łakomym kąskiem dla zubożałej rodziny królewskiej. Mirko i Daniło ponownie rozpoczynają rywalizację o jej względy.

Wesoła wdówka to film, w którym na każdym kroku czuć rękę von Stroheima. Seksualnych aluzji, dwuznaczności i nieokiełznanych popędów jest tutaj co niemiara. Wystarczy wspomnieć, że romantyczna kolacja, podczas której Daniło i Sally zakochują się w sobie, odbywa się w luksusowym burdelu. Mężczyzna niby przypadkiem oblewa suknię Sally zupą, wskutek czego ta zmuszona jest spędzić resztę wieczoru w szlafroku. Księciu i jego sympatii przez cały wieczór przygrywa półnaga para muzyków z opaskami na oczach. Tymczasem w sąsiednim apartamencie twa pijacka orgia Mirka i jego przyjaciół.

W filmie nie brakuje też typowej dla reżysera gryzącej ironii - arystokraci ukazani są jako zdegenerowana hałastra, a jeden z najpaskudniejszych jej przedstawicieli kończy swój żywot w kałuży gnojówki. Dość rozbudowane dialogi często oparte są na półsłówkach, docinkach i soczystych obelgach wymierzanych sobie nawzajem przez bohaterów. Pod względem ironicznego klimatu Wesoła wdówka wybija się zdecydowanie ponad ugrzeczniony standard amerykańskich produkcji.

Zasługi reżysera są niewątpliwe, ale dzieło Stroheima to również zapadające w pamięć kreacje aktorskie. W roku 1925 John Gilbert wyrósł na drugiego obok Rudolpha Valentino lowelasa Hollywood. Trzeba przyznać, że jego spojrzenie mogło kraść niewieście serca, a przy tym jest dużo bardziej męski od gładkolicego Valentino. W roli Daniły zaprezentował także Gilbert talent dramatyczny, umiejętnie oddając skomplikowaną naturę swego bohatera - kobieciarza, romantyka, człowieka honoru, dodatkowo jeszcze rozdartego między uczuciem a obowiązkiem. Interesująca jest także kreacja Mae Murray jako kobiety broniącej swej niezależności, inteligentnej i wcale nie mającej ochoty stać się kolejną zdobyczą któregoś z książątek. Roy D'Arcy w roli Mirka to postać bardziej kontrowersyjna. Następca tronu z nieodłącznym monoklem jest szubrawcem w stylu Karamzina z Szalonych żon, jednak dziwacznie wyszczerzony uśmiech czyni z niego nazbyt oczywistego złoczyńcę. Trudno uwierzyć, że ktoś mógłby tego drania traktować poważnie. Natomiast w scenach, kiedy książę zrzuca płaszczyk zblazowanego cynika i ukazuje prawdziwą naturę drapieżcy, D'Arcy błyszczy. Jego Mirko nie jest kreacją doskonałą, ale na pewno godną zapamiętania. Pierwotnie sam von Stroheim chciał odegrać tę postać, jednak zgody nie wyraził producent. Ciekawe, jak wyglądałby Mirko w jego wykonaniu.

Wesoła wdówka zawiera wiele dopracowanych, zapadających w pamięć scen. Duża w tym zasługa efektownych kostiumów. Zwłaszcza Mae Murray zmienia w trakcie filmu suknie i biżuterię na coraz bardziej krzykliwe kreacje. Z godnych zapamiętania momentów, oprócz wspomnianej już sekwencji w burdelu, wymienię jeszcze rozmowę Daniły z królową Mileną na temat książęcej powinności - jedną z niewielu całkowicie poważnych scen. Bal w paryskiej ambasadzie przyciąga umiejętnym montażem scen tańca i świetnie zagraną, pełną napięcia konfrontacją księcia i porzuconej kochanki. No i jest jeszcze finałowy pojedynek na rewolwery przeprowadzony wedle zasad kodeksu honorowego.

Muszę przyznać, że bardzo lubię styl Ericha von Stroheima. Jego filmy mają w sobie coś niezwykłego. Reżyser nie miał złudzeń co do ludzkiej natury i lubił pokazywać ludzi takimi, jacy są, gdy nikt na nich nie patrzy. W gruncie rzeczy z jego filmów wyziera bardzo fatalistyczny stosunek do świata, egzystencjalny lęk przed brakiem sensu istnienia. Ale skoro nic nie ma sensu, to przynajmniej można się pośmiać i wykpić, co się da. W tym siebie. Wesoła wdówka w pełni wpisuje się w ten światopogląd. Nie jest to film idealny. Opowiadana historia nie jest szczególnie oryginalna, stanowiąc raczej pretekst do ukazania psychologii bohaterów. Nieco do życzenia pozostawia gra Roya D'Arcy'ego i zbyt pospieszne zakończenie (zupełnie jakby pod koniec zdjęć zaczynało brakować taśmy filmowej). Mimo to zdecydowanie warto się z dziełem von Stroheima zapoznać. Niby komercyjne, a lepsze od większości współczesnych mu produkcji z USA. Wystawiam mocne 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 21 maja 2018

Chciwość/Greed (1924)

Film o destrukcyjnym działaniu mamony

Reżyser: Erich von Stroheim
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 45 min.

Występują: Gibson Gowland, ZaSu Pitts, Jean Hersholt

Chciwość Ericha von Stroheima jest filmem znanym z tego, że został wbrew woli reżysera okrutnie pocięty. Z dziewięciu godzin "wersji reżyserskiej" studio pozostawiło dwie, usuwając dwie z trzech linii fabularnych filmu i mocno skracając trzecią. Na domiar złego niewykorzystany materiał został zniszczony. Istnieje rekonstrukcja, w której wycięte sceny zostały zastąpione przez zachowane nieruchome ujęcia opatrzone tekstem. Rzuciłem na nią okiem, ale jakoś nie skusiła mnie perspektywa czterogodzinnego seansu, którego połowę stanowić będą nieruchome obrazy. Ostatecznie więc obejrzałem wersję "odchudzoną".

Chciwość jest adaptacją powieści Franka Norrisa pod tytułem McTeague. Tytułowy John McTeague to nieskomplikowany umysłowo mężczyzna w średnim wieku, który praktykuje jako dentysta bez licencji. Pewnego dnia przyjaciel Johna, Marcus, przyprowadza do jego gabinetu swoją narzeczoną Trinę. McTeague wkrótce zakochuje się w niej, a Marcus w przypływie szlachetności "odstępuje" dziewczynę przyjacielowi. Niebawem John i Trina zaręczają się. Na krótko przed ślubem dziewczyna wygrywa na loterii 5 000 dolarów, sumę jak na owe czasy bardzo wysoką. Od tej chwili relacje pomiędzy trójką bohaterów zaczynają się zmieniać. Marcus odczuwa zazdrość o pieniądze, które mogły należeć do niego, gdyby nie zrobił przyjacielowi przysługi. Trina postanawia odłożyć wygraną jako żelazną rezerwę i kategorycznie nie pozwala mężowi z niej korzystać. Zgodnie z jej decyzją małżonkowie prowadzą bardzo oszczędny tryb życia, a pokusa odkładania każdego centa z wolna przeradza się u kobiety w chorobliwą obsesję. Prostolinijny John przez długi czas postępuje zgodnie z życzeniami żony, kiedy jednak wskutek donosu zmuszony jest zamknąć praktykę dentystyczną, zaczyna popadać w przygnębienie i szukać pociechy w butelce. Życie bohaterów stacza się coraz szybciej po równi pochyłej, zmierzając do tragedii.

Chciwość to znakomite studium żądzy pieniądza, która niszczy ludzką duszę. Destrukcja każdej z trzech głównych postaci przebiega w inny sposób. Marcus nie potrafi się pogodzić z utratą bogactwa, które należałoby do niego, gdyby pozostał z Triną. Zawiść niszczy jego relacje z niedawnymi przyjaciółmi. W Trinie niespodziewane wzbogacenie się wyzwala niepohamowane skąpstwo. W swojej "oszczędności" kobieta posuwa się do tego, że kupuje mężowi na obiad mięso, którego rzeźnik "nawet psu by nie podał", a podczas deszczu żałuje mężowi kilku centów na dorożkę. Zazdrośnie strzeżona wygrana staje się jej fetyszem, obiektem niemal erotycznego kultu. John natomiast nie zostaje zniszczony przez pieniądze, które nie budzą w nim silnych emocji, ale przez skąpstwo i obłęd żony. Kiedy w końcu coś w nim pęka, skutki są druzgocące.

Dla powodzenia filmu tak skupionego na psychologii postaci konieczne było dobre aktorstwo. Cała trójka odtwórców głównych ról jest świetna. Gibson Gowland początkowo wydawał mi się za stary do roli McTeague'a, jednak sceny z końcowej części filmu, kiedy John popada w alkoholizm i w końcu daje upust głęboko skrywanym emocjom, są głęboko poruszające. Równie dobrze wypada ZaSu Pitts jako Trina stopniowo przeobrażająca się z pogodnej młodej dziewczyny w obłąkaną jędzę dosłownie śpiącą na pieniądzach. Również Jean Hersholt jako obleśny Marcus zalicza dobry występ.

Jeżeli chodzi o reżyserię, w pamięć zapadła mi szczególnie znakomita scena wesela McTegue'ów. Po zwyczajowej ceremonii i wręczeniu prezentów następuje ukazane bez ogródek obżarstwo gości. Po uczcie weselnej rodzice i przyjaciele opuszczają mieszkanie państwa młodych, pozostawiając ich samym sobie. Trina przeżywa krótkotrwałe załamanie nerwowe i próbuje ukryć się przed mężem, ten jednak stanowczo zanosi ją do łóżka. Von Stroheimowi udało się trafnie (i niepokojąco) ukazać ślub jako początek nowego, odległego od ideału etapu życia. Poza weselem w Chciwości są jeszcze dwie mocno zapadające w pamięć sceny, obie w końcowej części filmu. Nie zdradzając szczegółów powiem tylko, że jedna z nich wyjątkowo kpiąco wykorzystuje symbolikę Bożego Narodzenia (w ogóle czarnego humoru w filmie jest sporo), druga natomiast rozgrywa się w pustynnej Dolinie Śmierci i do dnia dzisiejszego służy za wzór przewrotnych zakończeń.


Chciwość była dziełem życia Ericha von Stroheima. Reżyser nigdy nie pogodził się z tym, że film został tak dramatycznie okrojony. Rzeczywiście cięcia w niektórych momentach są widoczne, skutkując mało płynnymi przejściami pomiędzy poszczególnymi etapami życia bohaterów lub mocno pobieżnym rozwinięciem pewnych wątków. Nawet jednak w tej okrojonej postaci Chciwość jest filmem wciągającym i poruszającym. Stroheim deklarował, że zależy mu na przedstawianiu bohaterów i rzeczywistości bez typowego dla Hollywood lukru. I rzeczywiście jego dzieło pokazuje prawdziwych ludzi i tragedię podobną do tych, które rozgrywają się naprawdę gdzieś obok nas. Jest to stopień realizmu rzadko spotykany u współczesnych mu kinematografów, chociaż podobne podejście zauważyć można u Victora Sjöströma. Dzieło von Stroheima wciągnęło mnie i nie wypuściło ze swych objęć do samego końca. To znakomity film, choć mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie bezlitosne nożyce studia MGM. Przyznaję mu 9 gwiazdek. Zdecydowanie warto.

źródło grafiki - www.imdb.com

środa, 18 kwietnia 2018

Szalone żony/Foolish Wives (1922)


Film o tym, jak się uwodzi żonę ambasadora.

Reżyser: Erich von Stroheim
Kraj: USA
Czas trwania: 2h 22min.

Występują: Erich von Stroheim, Rudolph Christians, Miss DuPont, Maude George, Mae Busch

Reżyser Erich von Stroheim to jedna z ciekawszych postaci epoki kina niemego. Perfekcjonista i pedant znany z uporu, bezczelności, konfliktów z producentami swoich filmów, prywatnie typ nieco munchausenowski, noszący absurdalny monokl i bezpodstawnie dodający sobie szlacheckie "von" przed nazwiskiem. Szalone żony, jedno z jego głośniejszych dzieł, dowodzą, że von Stroheim miał do siebie duży dystans. Jako odtwórca głównej roli rosyjskiego hrabiego Karamzina nadał tej postaci kilka własnych cech. Karamzin i jego dwie wspólniczki podające się za rosyjskie księżne działają w Monako jak oszuści. Bez skrupułów uwodzą bogate turystki (i turystów) i wyłudzają od nich pieniądze, które następnie przepuszczają na luksusowe życie. Nie brzydzą się również wprowadzaniem do obiegu podrabianej gotówki, którą pozyskują od znajomego fałszerza. Karamzin to rasowy uwodziciel swobodnie poruszający się w towarzystwie majętnych, naiwnych kobiet, ale nie gardzi też groszem i ciałem ciułającej napiwki służącej. Jego głównym atutem jest bezczelność i odwaga, główną słabością seksoholizm. Kiedy do Monako przybywa amerykański ambasador z młodą, atrakcyjną żoną, przez "hrabią" i jego towarzyszkami pojawia się szansa na szwindel życia.

Szalone żony są prawdziwym popisem komediowych zdolności von Stroheima. Jego rola jest najjaśniejszym punktem filmu. Od początku poznajemy go jako oszusta i obłudnika, jednak specyficzny urok tej postaci sprawia, że trudno nie traktować go z sympatią. Przynajmniej do pewnego momentu filmu. Ostatecznie Karamzin okazuje się nawet paskudniejszym typem, niż wydawał się na początku. Partnerujące mu Maude George i Mae Busch w roli fałszywych arystokratek również są czarujące, zwłaszcza ta pierwsza, obie pozostają jednak w cieniu głównego bohatera. 

Film jest bardzo atrakcyjny wizualnie. Reżyser umieścił w nim zarówno liczne panoramy Monako, jak i ujęcia z kasyn, przyjęć i luksusowych rezydencji, dając widzowi okazję zajrzeć do świata ociekających bogactwem arystokratów i nuworyszy. Von Stroheim nie boi się także innowacji w pracy kamery, bardzo chętnie serwując nam ujęcia danej sceny z kilku kamer, a nawet ujęcia ruchome. Jedno i drugie było dotychczas w kinie rzadkością. Mamy również efekty specjalne wykorzystujące żywioły ognia i wody. Świetnie nakręcona została scena ucieczki Karamzina i ambasadorowej przed straszliwą ulewą - deszcz jest tak silny, że podtapia czółno, którym płyną. Pewny siebie oszust nie traci rezonu i brodząc w rzece, wynosi bezradną niewiastę na rękach, wkupując się w jej łaski.

Żeby nie było tak pięknie, film ma kilka minusów. Podobno wersja, która dotrwała do dzisiejszych czasów, została przez studio skrócona o cztery godziny [sic!] w stosunku do "wersji reżyserskiej". Jest to dla mnie zdumiewające, ponieważ ponad dwugodzinny film nie zawiera żadnych luk w fabule, natomiast nie jest wolny od dłużyzn, momentami usypiających. Problematyczne są zwłaszcza sceny, w których bohaterowie mówią do siebie przez dłuższy czas, natomiast plansze tekstowe oddają zaledwie kilka zdań tych dialogów. Liczne są również obrazki w rodzaju palenia przez Karamzina i jego towarzyszki papierosów, rzucania powłóczystych spojrzeń damom, jedzenia śniadania i tym podobne, w których nie za wiele się dzieje. Po części kreuje to dekadencką atmosferę filmu, po części jednak wywołuje (przynajmniej u mnie) efekt znudzenia. Ciekaw jestem, jak w takim razie prezentowała się wersja oryginalna, będąca chyba produktem osławionego perfekcjonizmu von Stroheima.

Szalone żony to film, który przyjemnie ogląda się ze względu na aktorskie popisy Ericha von Stroheima. Jego główną wadą jest to, że jest zbyt długi. Mimo wszystko podobał mi się. Otrzymuje 7 gwiazdek.

źródło grafiki - en.wikipedia.org