Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Busby Berkeley. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Busby Berkeley. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 kwietnia 2019

Poszukiwaczki złota 1935/Gold Diggers of 1935 (1935)

Film o skąpych bogaczach i chciwych biedakach

Reżyseria: Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 34 min.

Występują: Dick Powell, Adolphe Menjou, Gloria Stuart, Alice Brady, Hugh Herbert, Glenda Farrell

Wbrew tytułowi Poszukiwaczki złota 1935 nie są bezpośrednią kontynuacją Poszukiwaczek złota 1933. To część cyklu bardzo luźno powiązanych tematycznie komedii muzycznych wyprodukowanych w wytwórni Warner Bros. Łączącym je motywem są postacie kobiet, które upatrują lepszej przyszłości w rozkochaniu w sobie bogatych mężczyzn. No i do obu filmów (tak jak do wszystkich musicali Warnerów w tamtym okresie) choreografię przygotował legendarny Busby Berkeley. W Poszukiwaczkach złota 1935 ów choreograf po raz pierwszy otrzymał zadanie wyreżyserowania całości filmu. Biorąc pod uwagę, że fabuła była zazwyczaj najsłabszym punktem musicali, decyzja wytwórni wydaje się racjonalna. Po co płacić dwóm reżyserom, skoro ważne i atrakcyjne jest głównie to, co tworzył Berkeley. Jeśli takie były motywy, Poszukiwaczki potwierdzają ich słuszność. Część fabularna filmu została zrealizowana całkiem zgrabnie. Na pewno nie można mówić o obniżeniu poziomu w stosunku do poprzednich Poszukiwaczek czy Kobitek.

Akcja filmu toczy się w nowo otwartym luksusowym hotelu. Właśnie wprowadziła się do niego pani Prentiss, wdowa-milionerka z dwójką dorosłych dzieci. Licząca każdego centa kobieta krótko trzyma swe potomstwo, co wywołuje sprzeciw zwłaszcza córki Ann. Dziewczyna, zaręczona z nudnym milionerem w średnim wieku, pragnie przed zbliżającym się ślubem zakosztować nieco życia. Matka niechętnie wyraża zgodę, aby Ann rozerwała się trochę pod nadzorem zatrudnionego do tego celu recepcjonisty hotelowego, Dicka. Szybko się jednak okazuje, że wynajęty strażnik, zamiast pilnować cnoty dziewczyny, sam zaczyna czuć do niej miętę.

Poszukiwaczki złota 1935 obdarzają ironicznym spojrzeniem amerykański materializm. Na ekranie ma miejsce konfrontacja bogatych hotelowych gości z biedującym, żyjącym z napiwków personelem. Bogacze ukazani są w karykaturalnym świetle, jako dusigrosze oszczędzający na każdym wydatku. Obracająca milionami pani Prentiss skąpi córce pieniędzy nawet na porządne ubrania i nieustannie przelicza potencjalne zyski z dywidend. Z drugiej strony klasa niższa prezentuje się jako banda cwaniaków dybiąca na pieniądze hotelowych gości. Mamy tu między innymi hotelową maszynistkę, która podstępem skłania swego pracodawcę do oświadczyn albo reżysera teatralnego, który zawyża koszty spektaklu, żeby skasować od sponsorów swój procent ogólnej sumy kosztów. Jedynymi postaciami wolnymi od przywary zachłanności są główni bohaterowie - Dick i Ann - którzy ignorują dzielące ich różnice klasowe, po prostu pragnąc szczęścia. 

Spośród występujących w filmie aktorów wyróżnić trzeba Adolphe'a Menjou, który wcielił się w postać reżysera-oszusta. Menjou na zawołanie symuluje oburzenie i umiejętnie sprzedaje naiwniakom swoje bajeczki. Ma jednak także zalety - jest prawdziwie oddany pracy artystycznej, co widać zwłaszcza w scenie, w której z rozwianym włosiem i w rozchełstanej koszuli ćwiczy z tancerkami "taniec z tasakiem". W skład obsady wszedł także stały bywalec warnerowskich musicali Dick Powell, który tradycyjnie gra czarującego młodego mężczyznę. Jak zawsze robi to poprawnie, ale też nie ma się czym zachwycać. Jest jeszcze Hugh Herbert w zabawnej roli milionera piszącego wielotomowe dzieło o historii tabaki. Z żeńskiej części obsady wyróżniłbym Alice Brady udatnie portretującą chorobliwie skąpą panią Prentiss.

Taneczna część filmu zawiera sceny nad wyraz pomysłowe. Zachwycający jest utwór z udziałem kilkudziesięciu białych fortepianów, które, przesuwane przez ukrytych pod nimi tancerzy, tańczą prawdziwy balet. Jest też dziwaczny numer końcowy, podobno należący do ulubionych samego Berkeleya. Opowiada o kobiecie, która w dzień śpi, a w nocy włóczy się z kochankiem po knajpach. Jest tu sporo wyrazistego stepowania i bardzo dziwne zakończenie w postaci nieszczęśliwego wypadku. Osobiście ten numer niezbyt przypadł mi do gustu.

Reżyserski debiut Busby'ego Berkeleya okazał się niezobowiązującą komedią z kilkoma trafnymi żartami i godnymi uwagi numerami muzycznymi. Nie ma tu niczego nowego, ani, poza baletem fortepianów, niczego zachwycającego. Film utrzymuje się w standardowym poziomie musicali Warner Bros. Ponieważ jest to już któreś z kolei odcięcie kuponów od wypróbowanej formuły, nie mogę przyznać więcej niż 6 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

środa, 20 marca 2019

Kobitki/Dames (1934)

Film o przyzwoitym do przesady milionerze

Reżyseria: Ray Enright i Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 30 min.

Występują: Dick Powell, Ruby Keeler, Joan Blondell, ZaSu Pitts, Guy Kibbee, Hugh Herbert

Podczas gdy w roku 1933 wytwórnia Warner Bros. uszczęśliwiła widzów aż trzema  musicalami, w 1934 poprzestała na jednym. Kobitki można podsumować zwrotem "jeszcze więcej tego samego". Są więc numery choreograficzne Busby'ego Berkeleya, obowiązkowa praca nad przedstawieniem muzycznym, a w rolach głównych stali bywalcy: Powell, Keeler, Blondell i Kibbee. Kobitki różnią się jednak od takich na przykład Nocnych motyli większym naciskiem na humor, umieszczeniem wątku "musicalowego" gdzieś w tle i dużym dystansem do swoich bohaterów. Z jednej strony jest to zaleta, gdyż film jest zdecydowanie lekkostrawny. Z drugiej, trochę brakuje w nim głębi i po bezproblemowym seansie nie pozostaje wiele do przemyślenia.

Fabuła kręci się wokół ekscentrycznego bogacza nazwiskiem Ezra Ounce, który postanawia przepisać część swego majątku dalekim krewnym. Pod warunkiem, że będą żyć moralnie i przyzwoicie. Ezra przybywa do rezydencji państwa Hemingwayów w Nowym Jorku, aby spędzić z nimi trochę czasu i upewnić się co do ich prawomyślności. Horace i jego żona Mathilda mają w związku z tym pewne obawy, gdyż ich córka Barbara prowadza się z niemoralnym kuzynem, który marzy o reżyserowaniu musicali. Horace ma dodatkowo własne kłopoty wywołane przypadkowym spotkaniem z wysoce nieprzyzwoitą tancerką, której nieopatrznie pozostawił swą wizytówkę.

Humor Kobitek polega głównie na naśmiewaniu się z purytańskich nawyków Ezry i starań usiłujących mu się przypodobać Hemingwayów. Bohaterowie usilnie starają się zachować przyzwoitość, choć okoliczności są nieustannie przeciwko nim. Oczywiście wszystko w granicach dobrego smaku. Ot, trochę zabawnych żartów o delikatnym zabarwieniu erotycznym. Te mocniejsze ponoć nie przeszły przez sito cenzury. Aktorzy grają to, do czego nas już przyzwyczaili w produkcjach Warnerów. Guy Kibbee jest zabawnym świntuchem, Dick Powell pięknie śpiewa i na tym mógłby poprzestać a Ruby Keeler świetnie stepuje i straszy z każdego ujęcia tym samym cielęcym uśmiechem. Zdecydowanie najlepszym członkiem obsady jest wcielający się w Ezrę Hugh Herbert, który z udatnym zdumieniem reaguje na kolejne spotykające go "ekscesy". Wspomnę jeszcze o mistrzu drugiego planu, ochroniarzu milionera, który w każdych okolicznościach potrafi drzemać z otwartymi szeroko ustami.

Numery taneczne zostały przygotowane z mniejszym rozmachem niż w Nocnych motylach, ale dwa z nich zasługują na uwagę. Wykonywana przez Joan Blondell Dziewczyna przy desce do prasowania to absurdalny hymn pracownic pralni, które wysławiają uroki mężczyzn zostawiających im do czyszczenia swe brudne rzeczy. Elementem utworu jest ciekawy technicznie synchroniczny balet piżam suszących się na sznurach. Drugi oryginalny numer to I Have Only Eyes for You będący swego rodzaju wyrazem uwielbienia Busby'ego Berkeleya dla Ruby Keeler. Animowane wstawki z dziesiątkami tańczących głów aktorki przeplatają się ze złożonymi układami choreograficznymi tańczonymi przez tancerki o identycznych twarzach. Wiadomo, czyich. Nie, żebym był jakimś szczególnym wielbicielem talentu czy urody Ruby, ale Berkeley oddał jej tym układem prawdziwy hołd. I wygląda to naprawdę dobrze. Dopóki nie przeczytałem, że do stworzenia układu posłużyły zwykłe maski, byłem przekonany, że zastosowano tu jakiś wyrafinowany trik z użyciem luster.

Kobitki są musicalem w przyzwoitym warnerowskim stylu. Nie ma w nich niczego zaskakującego, nie ma co także liczyć na głębię przekazu. Ale jest miła dla ucha muzyka, nieco sprośny humor, dobry poziom choreografii. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, nie zawiedzie się. Jeżeli nie lubi, ten film na pewno nie przekona go do zmiany zdania. Kobitki otrzymują ode mnie 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 7 marca 2019

Nocne motyle/Footlight Parade (1933)

Film o

Reżyseria: Lloyd Bacon i Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 43 min.

Występują: James Cagney, Joan Blondell, Ruby Keeler, Dick Powell, Frank McHugh, Guy Kibbee, Ruth Donnelly, Hugh Herbert, Claire Dodd

1933 to rok, w którym wytwórnia Warner Bros dostrzegła w filmowych musicalach żyłę złota. Nocne motyle były trzecim z kolei filmem muzycznym Warnerów opartym na podobnym schemacie: fabuła opowiadająca o powstawaniu musicalu, choreografia przygotowana przez Busby'ego Berkeleya, w obsadzie powtarzające się nazwiska aktorów wyspecjalizowanych w śpiewie i tańcu. Trzeba przyznać, że poziom tych filmów szedł w górę. O ile Ulica szaleństw poza numerami muzycznymi nie miała do zaoferowania nic ciekawego, to Poszukiwaczki złota zawierały już sporo zabawnych momentów i nieco dobrego aktorstwa. Nocne motyle dodały do tej układanki kolejny ważny element w postaci Jamesa Cagneya. Gwiazdor opromieniony rolami w filmach gangsterskich dodał filmowi ciężaru gatunkowego, tworząc kreację bardzo odmienną od swego dotychczasowego emploi.

Film opowiada o perypetiach zespołu artystycznego produkującego "prologi" - krótkie etiudy sceniczne prezentowane w kinach przed seansami filmowymi. Wiodącą postacią grupy jest Chester Kent - impresario, scenarzysta, choreograf, organizator i człowiek o niezwykłej energii. Jego prawą ręką jest rezolutna sekretarka Nan, która jest zakochana w Chesterze, ale on w natłoku obowiązków tego nie zauważa. W skład ekipy wchodzą jeszcze Silas i Al - producenci zajmujący się finansami i regularnie wyprowadzający profity do własnych kieszeni, pesymistyczny i tchórzliwy reżyser Francis, marząca o występach na scenie asystentka Bea, młody talent Scott Blair będący zarazem płatnym kochankiem żony Silasa, Charlie Bowers zajmujący się prewencyjną cenzurą przedstawień oraz Vivian, płytka uwodzicielka starająca się schwytać Chestera na swoje lasso. Humorystyczne wątki dotyczące całej tej plejady postaci kręcą się wokół przedstawień przygotowywanych dla nowego perspektywicznego klienta.

Fabuła Nocnych motyli jest lekka i frywolna, podobna w tym do Poszukiwaczek złota. Bohaterowie nie stronią od żarcików z podtekstami erotycznym, a modus operandi wielu z nich polega na poszukiwaniu źródeł łatwego, niekoniecznie uczciwego zarobku. Najjaśniejszym punktem filmu jest James Cagney, który nieodparcie skupia na sobie blask reflektorów. Jest naprawdę świetny - hiperaktywny, elokwentny, charyzmatyczny. Łobuzerski styl bycia, który po roli we Wrogu publicznym nr 1 doprowadził do przypięcia mu łatki złego chłopca, świetnie sprawdza się także w przypadku nabuzowanej testosteronem, ale niezwykle sympatycznej postaci charyzmatycznego pracoholika. Na dodatek, co mnie zaskoczyło, Cagney jest utalentowanym tancerzem i przebrany w stój marynarza wzorowo wykonuje jeden z numerów Berkeleya. Jeżeli chodzi o innych występujących w filmie aktorów, pozostają nieco w cieniu gwiazdy. Dobre role zaliczają Joan Blondell jako zakochana sekretarka (ma kilka ciętych ripost), Claire Dodd w roli pozbawionej skrupułów Vivian czy Guy Kibbee jako rozkoszny producent-malwersant. A Dick Powell zadziwia swoim pięknym głosem.

Co do numerów muzycznych Busby'ego Berkeleya, ich poziom nie jest tak wyrównany jak w Poszukiwaczkach złota. Utwór poświęcony "hotelowi nowożeńców" nie przekonał mnie do siebie. Ma za bardzo kinową stylizację jak na coś mającego udawać teatr. Shanghai Lil rozgrywający się w portowej spelunce rozkręca się dopiero w końcowej części, gdzie Cagney daje swój taneczny popis. Natomiast By a Waterfall to prawdziwa perełka. Trwający 10 minut utwór baletowy tańczony w basenie przez tancerki ubrane w fantazyjne stroje kąpielowe jest niesamowity. Zarówno układy choreograficzne filmowane z kamery umieszczonej nad tancerzami, jak i urzekająca sceneria na czele z wodospadem po prostu zapierają dech w piersiach. Absolutne mistrzostwo świata i warto sobie chociaż ten fragment filmu obejrzeć, żeby mieć pojęcie, do czego zdolny był Berkeley.

Nocne motyle to jeden z lepszych musicali, jakie wyprodukowano w początkach dźwiękowego Hollywood. Posiada wszystko, czego można oczekiwać od bezpretensjonalnej komedii - charyzmatyczną gwiazdę w roli głównej, dowcipne dialogi z dużą ilością pieprzu, a do tego wysokie walory artystyczne zapewniane przez numery muzyczne. To wartościowy film rozrywkowy, z którym warto się zapoznać. Film otrzymuje ode mnie 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

sobota, 2 marca 2019

Poszukiwaczki złota/Gold Diggers of 1933 (1933)

Film o dziewczynach, które chcą się jakoś w życiu ustawić

Reżysera: Mervyn LeRoy i Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 33 min.

Występują: Warren William, Joan Blondell, Aline MacMahon, Ruby Keeler, Dick Powell, Ginger Rogers, Guy Kibbee, Ned Sparks

Dotychczasowe filmy traktujące o Wielkim Kryzysie podchodziły do tematu poważnie, kreując nastrój przygnębiający i często pozbawiony nadziei. Mervyn LeRoy w musicalu Poszukiwaczki złota poszedł inną drogą. Kryzys przedstawiony jest z przymrużeniem oka, jako czas trudny ale tym bardziej przypominający o aktualności Amerykańskiego Snu. Bohaterowie filmu okazują się grupą ludzi przedsiębiorczych i zaradnych, którzy nawet w trudnej sytuacji wynajdują rozmaite sposoby na wyjście z kłopotów. Bardziej lub mniej etyczne. Ponieważ mamy do czynienia z konwencjonalnym musicalem, fabuła filmu jest związana z przygotowaniem przez ekipę teatralną przedstawienia muzycznego. W związku z moimi negatywnymi doświadczeniami z "musicalami o musicalach" (na przykład z Ulicą szaleństw), obawiałem się trochę, że ponownie przyjdzie mi oglądać film pusty jak wydmuszka. Na szczęście nie było tak źle, w czym przede wszystkim zasługa humorystycznego podejścia do tematu.

W Poszukiwaczkach złota śledzimy losy trzech przyjaciółek (nieśmiałej Polly, pewnej siebie Carol i obrotnej Trixie) próbujących zrobić karierę na Broadwayu. Początkowo biedują, wynajmując wspólnie mieszkanie i podbierając mleko sąsiadom z balkonu. Ponieważ jest kryzys, reżyserzy teatralni mają ogromne problemy z zebraniem funduszy na swoje projekty. Pierwsza część filmu obejmuje przygotowania do spektaklu, w których największym problemem jest właśnie pozyskanie sponsora. W drugiej części bohaterki zostają oskarżone przez pewnego człowieka o polowanie na majętnych mężczyzn i postanawiają stosownie mu za to odpłacić.

Ważną częścią widowiska są niesamowite numery taneczne przygotowane przez Busby'ego Berkeleya. Otwierający film utwór prezentuje tancerki tańczące na tle gigantycznych monet. Kolejny rozgrywa się na scenie teatralnej smaganej sztucznymi (ale bardzo efektownymi) śniegiem i deszczem. Jest w końcu wykonywany w ciemności układ choreograficzny, podczas którego widoczne są tylko trzymane przez tancerzy neonowe skrzypce. Nic dziwnego, że bohaterowie filmu mieli problem z zebraniem funduszy na tak efektowny spektakl. Choreografia jest na najwyższym poziomie, podobnie jak napisana przez Harry'ego Warrena muzyka. Przyczepiłbym się tylko do tego, że utwory mają niewielki związek z fabułą filmu. Nie, żeby wcale go nie było, ale są to raczej luźne wariacje mające na celu prezentację pomysłów Berkeleya.

Część fabularna filmu jest komedią o lekkim zabarwieniu erotycznym. Dotyczy to szczególnie drugiego aktu, w którym bohaterki postanawiają wcielić się w "poszukiwaczki złota" polujące na starszych, bogatych facetów. To, co początkowo miało być złośliwym kawałem, zaczyna dziać się coraz bardziej serio. W jednym przypadku, kiedy mowa o mało atrakcyjnym panu po sześćdziesiątce, jest to jednak nieco niesmaczne. Tak czy inaczej, scenariusz jest wypełniony dowcipnymi dialogami zawierającymi erotyczne aluzje, a momentami bohaterki przechodzą od słów do czynów. Aktorsko jest całkiem przyzwoicie. Z szerokiej obsady liczącej sobie osiem głównych postaci najlepiej wypada Aline MacMahon w roli energicznej i ironicznej Trixie, która jest prowodyrką większości wątków. Na drugim planie dobry występ zalicza Ned Sparks w roli szorstkiego jak papier ścierny reżysera z nieodłącznym cygarem. Dick Powell, grający młodego utalentowanego pianistę, wyróżnia się przede wszystkim pięknym głosem podczas utworów scenicznych.

Poszukiwaczki złota nie zaliczają się do filmów wybitnych, ale są przykładem udanego, pełnego efektownych pomysłów musicalu. Chociaż po głębszym zastanowieniu etyczność postępowania bohaterów filmu może wzbudzić spore wątpliwości, a intryga szyta jest dość grubymi nićmi, nie przeszkadza to w dobrej zabawie. W dużej mierze dzięki temu, że Mervyn LeRoy narzucił filmowi szybkie tempo nie dające czasu, żeby te rozważania jakoś długo snuć. Koniec końców oceniam film na 7 gwiazdek. Jeżeli lubicie stare musicale, to śmiało można dać Poszukiwaczkom złota szansę.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 31 stycznia 2019

Ulica szaleństw/42nd Street (1933)

Film o ludziach spoconych w pogoni za sławą

Reżyseria: Lloyd Bacon i Busby Berkeley
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 29 min.

Występują: Warner Baxter, Bebe Daniels, Una Merkel, Ginger Rogers, George Brent, Ruby Keeler, Guy Kibbee

Ulica szaleństw wedle rozmaitych rankingów i podsumowań jest modelowym przykładem tak zwanego backstage musicalu, czyli podgatunku filmowego opowiadającego o kulisach powstawania spektaklu muzycznego. Nie jest to pierwszy tego typu film na Chronofilmotece. Jakiś czas temu zagościły tu Melodia Broadwayu i Aplauz. Oba zresztą mocno zawiodły moje oczekiwania. Po Ulicy szaleństw spodziewałem się odwrócenia tej tendencji. Film ten nie tylko był nominowany do Oscara (i to w głównej kategorii), ale w dodatku za choreografię odpowiadał w nim legendarny Busby Berkeley, mistrz skomplikowanych układów tanecznych. I numery muzyczne rzeczywiście są najwyższej próby. Część fabularna natomiast to wielkie rozczarowanie. Najwyraźniej backstage musical nie jest gatunkiem dla mnie.

Akcja filmu rozgrywa się na Broadwayu i opowiada o przygotowaniu spektaklu muzycznego zatytułowanego Pretty Lady. Mamy okazję oglądać zakulisowe gierki producentów, którzy wykorzystują swoją pozycję, by zdobywać względy młodych, pięknych tancerek. Reżyserem spektaklu zostaje choleryczny Julian Marsh, którego niecodzienne metody mogą równie dobrze doprowadzić do sukcesu przedstawienia, jak położyć całe przedsięwzięcie. Śledzimy również poczynania młodej i niedoświadczonej tancerki Peggy Sawyer. Przysłowiowa szara myszka, która początkowo spotyka się z niechęcią reżysera, swą wytrwałością stopniowo zdobywa zaufanie ekipy. Kiedy dzień przed premierą główna gwiazda musicalu skręca nogę, Peggy otrzymuje szansę zastąpienia jej.

Przykro mi to pisać, ale nie dostrzegłem w fabule Ulicy szaleństw niczego ciekawego. Lloyd Bacon stawał na głowie, żeby jak najobszerniej przybliżyć widzom oślizgły i bezwzględny świat Broadwayu, pytanie brzmi jednak, po co? Co interesującego jest w podstarzałych bogaczach, którzy za pieniądze kupują wdzięki artystek? I w przebiegłych dziewczynach, które lawirują między tymi spoconymi mężczyznami, pnąc się po szczeblach kariery? Reżyser spektaklu jest osobnym typem maniaka, który motywuje swój zespół, wrzeszcząc na niego bez ustanku i domagając się, żeby wszyscy grali i tańczyli coraz szybciej. Jego pomysł na przeszkolenie Peggy to pięć godzin ciągłego treningu na sześć godzin przed premierą. W tym stepowanie. Dobrze, że to przeżyła. Na uboczu rozgrywają się jeszcze jakieś kompletnie nieciekawe wątki romansowe pomiędzy artystami. Ktoś traci przytomność z wyczerpania, co absolutnie nikogo nie obchodzi. Ktoś dostaje w gębę... Wszystkie te sceny wzbudziły we mnie dokładnie zero emocji. Poprawnie zagrane, bez zarzutu nakręcone, stanowią pozbawiony treści wypełniacz trwający przeszło godzinę.

W końcu nadchodzi końcowe dwadzieścia minut i w fotelu reżyserskim zasiada Busby Berkeley. Pod jego nadzorem aktorzy prezentują trzy numery. Są one bardzo dobrze przygotowane, z ciekawymi dekoracjami (na przykład platformy imitujące wnętrze pociągu), dużą liczbą tancerzy i fantazyjnymi układami wykorzystującymi konstrukcje geometryczne. Teksty są dowcipne, o lekkim zabarwieniu erotycznym. Spektakl Pretty Lady robi znakomite wrażenie, a jednocześnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że reżyser-idiota, jakim jest Julian Marsh, nie zdołałby czegoś takiego przygotować. Berkeley musiał być zupełnie innym typem artysty niż jego filmowe alter ego.

Ulica szaleństw jest filmem złożonym z dwóch wyraźnie odrębnych części. Ponad godzina nudnych i nieciekawych perypetii za kulisami zostaje wynagrodzona finałem na bardzo wysokim poziomie. Jeśli ktoś jest ciekawy talentu Berkeleya, końcowe numery będą dobrą próbką. Wszystko, co jest wcześniej, można sobie śmiało darować. Zwłaszcza że związku fabuły z utworami muzycznymi nie stwierdzono. Wystawiam 6 gwiazdek, wyłącznie ze względu na bardzo dobrą końcówkę. Jestem mocno zawiedziony tym "wzorcowym" musicalem.

źródło grafiki - www.imdb.com