Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlie Chaplin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Charlie Chaplin. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 czerwca 2019

Dzisiejsze czasy/Modern Times (1936)

Film o niebezpieczeństwie mechanizacji

Reżyseria: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 26 min.

Występują: Charlie Chaplin, Paulette Goddard, Henry Bergman, Tiny Sandford, Chester Conklin

Dzisiejsze czasy, które trafiły do kin na początku roku 1936, były ostatnim filmem niemym Charliego Chaplina i postscriptum w historii kina niemego jako nurtu. Początkowo Chaplin miał zamiar nakręcić film dźwiękowy, jednak już na etapie pisania scenariusza uznał, że to niedobry pomysł. Zwyciężyła obawa, że Tramp - wąsaty człowieczek w meloniku - utraci swój urok, kiedy zacznie mówić. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że obraz nie jest całkowicie pozbawiony dialogów. W kilku scenach pojawia się głos odtwarzany z taśmy, a w finale Chaplin wykonuje piosenkę. Co do zasady mamy jednak do czynienia z narracją obrazem wspomaganą przez plansze tekstowe.

Pomysł na film krytykujący modernizm, mechanizację i kolektywizm pojawił się u Chaplina pod wpływem wydarzeń związanych z Wielkim Kryzysem. Kluczowe znaczenie miała podobno rozmowa artysty z Mahatmą Gandhim, który przekonywał go o swojej niechęci do nowoczesnej technologii. Kiedy pojawiają się w rozmaitych podsumowaniach, Dzisiejsze czasy przywoływane są głównie ze względu na sceny w fabryce. Stanowią one niewielki lecz ważny fragment filmu, a przede wszystkim ociekają pomysłowością i humorem. Najpierw oglądamy perypetie chaplinowskiego Trampa przy linii produkcyjnej, za którą nie potrafi on nadążyć. Później bohater zostaje wyznaczony do testowania automatycznej maszyny karmiącej. Urządzenie ma na celu zapewnić oszczędność czasu, eksperyment okazuje się jednak katastrofą. Krytyka dehumanizacji i uczynienia człowieka tylko jednym z elementów bezdusznego mechanizmu jest tyleż jaskrawa, co trafna. Niezwykle pomysłowe sceny zasłużenie trafiły do galerii filmowej klasyki.

Obok mechanizacji, Chaplin poddaje krytyce także wrogi jednostce system społeczny. Przedstawiciele policji są w Dzisiejszych czasach pozbawioną litości siłą, której głównym celem jest opresja. Tłumią robotnicze demonstracje, wielokrotnie aresztują głównego bohatera za błahe przewinienia, a nawet próbują zatrzymać jego nieletnią przyjaciółkę za dawne grzeszki po tym, kiedy już udało się jej ustatkować i znaleźć pracę. Jednocześnie Chaplin dystansuje się od sympatii komunistycznych - Tramp nie bierze czynnego udziału w protestach i próbuje po prostu żyć po swojemu, korzystając z przyrodzonej wolności.

Skoro mowa o przyjaciółce protagonisty, w Dzisiejszych czasach Chaplin w końcu doczekał się równorzędnej partnerki ekranowej w osobie jego ówczesnej dziewczyny Paulette Goddard. Ta młoda, pełna wdzięku, biegająca na bosaka dziewczyna otrzymała prawie tyle samo czasu ekranowego co główny bohater i w pełni go wykorzystała. To właściwie żeński odpowiednik Trampa, niejednokrotnie wykonujący równie karkołomne numery, co on sam. Jest świetna na przykład w scenie z kradzieżą bananów albo podczas prezentacji wspólnikowi rozsypującej się chatki, w której zamieszkują. O ile Chaplin jest reprezentantem pogodnego dziwactwa, ona jest przedstawicielką osieroconej przez kryzys młodzieży, która desperacko usiłuje wyrwać się z biedy. A przy tym ma to "coś" w swoim zawadiackim spojrzeniu.

Jeżeli chodzi o sceny czysto komediowe, film obfituje w pomysłowe slapstickowe gagi. W jednej ze scen Tramp jeździ z zawiązanymi oczami na wrotkach przy krawędzi przepaści. W innej wyjątkowo nieudolnie usiłuje nauczyć się pracy kelnera. Po bandzie pojechał Chaplin podczas sekwencji w więzieniu, kiedy Tramp przypadkowo zażywa kokainę i pod jej wpływem sieje zamieszanie, na dokładkę przypadkowo powstrzymując bunt więźniów.  No i wreszcie końcowa piosenka, którą bohater wyśpiewuje przedziwnym, wymyślonym przez siebie językiem, doprowadzając publiczność do łez. Kreatywność Chaplina osiągnęła w Dzisiejszych czasach swoje apogeum. Warto przy tym wspomnieć, że równie wysoką jakość prezentuje napisana przez niego przy współpracy z Alfredem Newmanem oprawa dźwiękowa.

Dzisiejsze czasy to najlepszy z widzianych przeze mnie dotąd filmów Charliego Chaplina i prawdziwa klasyka kina. Artysta udowodnił, że film niemy nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i w doskonały niemal sposób połączył satyrę społeczną z wyrafinowaną rozrywką. Początkowe sekwencje w fabryce słusznie przeszły do legendy, a późniejsze gagi niewiele tylko im ustępują. Efektem jest jeden z najlepszych filmów, jakie było mi dane oglądać. Wystawiam 10 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 27 grudnia 2018

Światła wielkiego miasta/City Lights (1931)

Film o małym człowieczku z wielkim sercem

Reżyseria: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 27 min.

Występują: Charlie Chaplin, Virginia Cherrill, Harry Myers

Charlie Chaplin należał do tej grupy filmowców, którzy nie podążyli za nowinkami technicznymi, woląc trzymać się swojej sprawdzonej niszy. Podczas gdy prawie wszyscy twórcy przeszli na film dźwiękowy, on przez prawie dwa lata klecił Światła wielkiego miasta, obraz będący kwintesencją jego specyficznego stylu. Jest to więc film niemy, łączący cechy komedii i dramatu, a jego bohaterem jest znany wszystkim pocieszny człowieczek z wąsikiem i w meloniku. W niedawnej recenzji Małpiego interesu narzekałem na brak rozwoju w kolejnych filmach Braci Marx. Teoretycznie Chaplinowi można by zarzucić to samo. A jednak Światła wielkiego miasta wychodzą z takiego oskarżenia obronną ręką. Prawdopodobnie dlatego, że są filmem spójnym, świetnie dopracowanym i pełnym oryginalnych, zabawnych gagów.

Jak nazwa wskazuje, akcja filmu rozgrywa się w wielkim mieście i obejmuje dwa toczące się równolegle wątki. W pierwszym z nich Tramp - mężczyzna z wąsikiem - poznaje niewidomą kwiaciarkę, w której się zakochuje. Dowiedziawszy się, w jak nędznych warunkach żyje dziewczyna, bohater usiłuje wspomóc ją finansowo, a nawet zorganizować jej fundusze na operację oczu. Drugi wątek to burzliwa przyjaźń Trampa z bogaczem, którego ratuje przed popełnieniem samobójstwa. Mężczyzna jest alkoholikiem i kiedy jest pijany, z chęcią ugaszcza swego nowego przyjaciela i obsypuje go hojnymi podarkami. Problem w tym, że gdy trzeźwieje, nie poznaje go i nie życzy sobie jego towarzystwa.

Chaplin doprowadził w Światłach wielkiego miasta do perfekcji swoje metody budowania tragikomicznego nastroju. Przede wszystkim idealnie wykoncypował żeński obiekt zainteresowań Trampa. Piękna niewidoma dziewczyna sprzedająca kwiatki - czy może być coś równie kiczowatego, a równocześnie rozbrajająco romantycznego? W efekcie nie mamy wyjścia, musimy kibicować wysiłkom śmiesznego ulicznika, który staje na głowie, żeby dopomóc dziewczęciu w potrzebie. Zwłaszcza, że jest gotów poświęcić naprawdę wiele. Ich historia zostaje zwieńczona godnym, wyciskającym łzy zakończeniem, które reżyser uznał za najbardziej udane w swojej twórczości.

A co z elementami komediowymi, które w końcu stanowią najważniejszy element chaplinowskiego kina? Jest naprawdę dobrze. Film otwiera scena będąca prztyczkiem w nos dla entuzjastów dźwięku. Trwa ceremonia odsłony jakiegoś parkowego pomnika, której towarzyszą pompatyczne przemówienia. Zamiast wzniosłych słów widzowie słyszą jednak brzęczenie symulujące wygłaszane pustosłowie. Kiedy z pomnika zostaje zdjęta płachta, okazuje się, że w objęciach posągu śpi w najlepsze Tramp. Chaplin zdaje się tą sceną mówić, że nigdzie się ze swoim bohaterem nie wybiera i będzie nadal robił swoje. Jest w Światłach sporo innych rozbudowanych sekwencji, między innymi ratowanie przez Trampa niedoszłego samobójcy połączone z wielokrotnym wpadaniem i wydobywaniem się z wody - slapstick w najlepszym wydaniu. Jest też niesamowita walka bokserska, w której człowieczek z wąsikiem staje naprzeciwko tęgiego zabijaki i używa najrozmaitszych forteli, żeby nie dać się rozłożyć na łopatki. 

Aktorsko film nie zaskakuje. Chaplin jest w znakomitej formie i na nim skupia się przede wszystkim uwaga kamery. Dość udanie partneruje mu Harry Myers jako zapijaczony bogacz. Virginia Cherrill jako niewidoma kwiaciarka jest przede wszystkim ozdobą mającą wzbudzać zachwyt i wzruszenie. Z tego zadania wywiązuje się poprawnie. Jak na osobę, która wystąpiła w tym filmie przypadkiem (reżyser spotkał ją na plaży) nieźle wychodzi jej odgrywanie niewidomej. Film zawiera rozbudowaną ścieżkę dźwiękową skomponowaną niemal w całości przez Chaplina przy asyście Arthura Johnsona. Muzyka aktywnie uczestniczy w opowiadaniu historii, a poszczególni bohaterowie otrzymali swoje charakterystyczne motywy muzyczne.

Światła wielkiego miasta są bardzo udanym dziełem Charliego Chaplina. Twórca wyraźnie miał ochotę pokazać konkurencji, że nie interesują go żadne mody i ma zamiar konsekwentnie podążać własną ścieżką. Popularność filmu w czasach premiery, jak również fakt, że do dzisiaj jest to jedno z najbardziej znanych dzieł reżysera, zdają się przyznawać mu rację. Również ja obejrzałem Światła z wielką przyjemnością. Wystawiam im 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

czwartek, 9 sierpnia 2018

Cyrk/The Circus (1928)

Film o człowieku, który nie potrafił być zabawny

Reżyseria: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 10 min.

Występują: Charlie Chaplin, Al Ernest Garcia, Merna Kennedy, Harry Crocker

Cyrk jest jednym z bardziej konwencjonalnych filmów Charliego Chaplina. Korzysta z dość popularnej w kinie niemym cyrkowej scenografii, a fabularnie należy do lubianego przez jego twórcę podgatunku tragikomedii, wzbudzającej "a to uśmiech, a to łezkę". W trakcie filmu chaplinowski Tramp przez chwilę staje się częścią większej grupy, próbując swych sił jako artysta cyrkowy. Zarówno twórca jak i jego alter ego są jednak zbytnimi indywidualistami, aby na dłużej zagrzać miejsce tam, gdzie reguły dyktują inni. Takim też podtekstem przesiąknięty jest Cyrk.

Akcja filmu toczy się, a jakże, w wędrownym cyrku. Pewnego pięknego dnia plączący się po cyrkowym jarmarku zabawny człowieczek z wąsikiem zostaje posądzony o kradzież i rzuca się do ucieczki przed pragnącymi go ująć policjantami. W trakcie rejterady wpada do namiotu cyrkowego i zakłóca przedstawienie, wzbudzając swą nieporadnością zachwyt widowni. Właściciel cyrku proponuje mu pracę, licząc, że nowy komediant poprawi reputację podupadającego interesu. Wkrótce Tramp zaprzyjaźnia się z cyrkową woltyżerką, która jest okrutnie poniewierana przez szefa. Przyjaźń, a może i miłość, jest już na horyzoncie. Kariera nowej gwiazdy areny zawisa jednak na włosku, kiedy okazuje się, że Tramp potrafi być śmieszny tylko mimowolnie.

Cyrk łączy w sobie akcenty komediowe z bardziej poważnymi. Głównym źródłem humoru jest oczywiście śmiesznie odziany i pociesznie niezdarny Tramp. Świetne są gagi ukazujące w krzywym zwierciadle wykonywane przez niego sztuczki cyrkowe, na przykład numery iluzjonistyczne. W końcowej części filmu Tramp daje prawdziwy popis, wykonując numery linoskoczka. Trudno nie lubić tej postaci, która ma tendencję do nieświadomego pakowania się w kłopoty, ale jest przy tym zaradna, odważna i szlachetna. Ów bohater został skonfrontowany z nieprzyjaznym światem reprezentowanym przez okrutnego właściciela cyrku, który traktuje artystów jak niewolników. Wszystko zaś obserwuje bezlitosna publika, która jest równie chętna do oklasków, jak i do gwizdów. Podejrzewam, że Chaplin zawarł tu aluzję do równie bezpardonowego świata filmu, w którym przyszło mu funkcjonować. O wątku miłosnym nie chcę pisać za wiele. Nie jest szczególnie oryginalny i jego główną funkcją jest wyciskanie łez, a jednak jego zakończenie pozostawiło we mnie bolesne ukłucie.

Obok numerów komediowych Cyrk zawiera sporo ciekawych sztuczek z kamerą. Należą do nich sceny w gabinecie luster, stanowiące świetny przykład ekranowej dezorientacji. Pomysłowo nakręcony został też wspomniany już spacer Charliego po linie. Początkowo bohater zabezpiecza się kiepsko ukrytą linką asekuracyjną, później jednak zdany jest tylko na własną zręczność. Odebrałem to jako kolejną aluzję do prawdziwych losów reżysera.

Cyrk nie należy do najwybitniejszych dzieł Chaplina i nie pretenduje do miana dzieła. Jest to profesjonalnie przygotowana komedia, której głównym celem jest zapewnienie widzowi inteligentnej rozrywki. W tym kontekście reżyser niewątpliwie osiągnął sukces. Dodatkowym plusem są ciekawe aranżacje takich scen jak gonitwa w gabinecie luster czy melancholijne zakończenie, oraz autobiograficzne aluzje. Za kreację atmosfery wywołującej niewymuszone ciepło na sercu film otrzymuje 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Gorączka złota/The Gold Rush (1925)

Film o poszukiwaniu złota i jedzeniu butów.

Reżyseria: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 29 min.

Występują: Charlie Chaplin, Mack Swain, Georgia Hale, Tom Murray, Malcolm Waite

Legendarna komedia Chaplina o poszukiwaczach złota to pierwszy film opisywany w ramach tego bloga, który już kiedyś widziałem. Było to jednak na tyle dawno, że zapamiętałem z niego tylko kilka charakterystycznych momentów i ogólne pozytywne wrażenie. Nadeszła okazja, żeby sobie co nieco przypomnieć.

Film zabiera nas w czasy legendarnej gorączki złota nad Klondike, która miała miejsce na przełomie XIX i XX wieku. Wielkie rzesze ludzi ciągną na mroźną Alaskę, skuszone perspektywą bajecznego bogactwa ukrytego pod śniegiem. Wśród nich jest znajomy wąsaty człowieczek o kaczkowatym chodzie - Tramp. Beztroski i optymistyczny, nie jest zbyt dobrze przygotowany do przetrwania wśród śniegów północy. Zagubiony wśród zamieci, chaplinowski bohater trafia do nędznej chatki, w której ukrywa się zbiegły przestępca Czarny Lars. W chacie pojawia się też Duży Jim McKay, poszukiwacz złota, który właśnie dokonał odkrycia obfitego złoża. Trzej wygłodzeni i zziębnięci mężczyźni mimo początkowej wrogości postanawiają wspólnie przeczekać śnieżycę. Wobec kończących się zapasów żywności ich sytuacja staje się jednak coraz bardziej rozpaczliwa.

Pierwsza połówka filmu rozgrywająca się w nękanej zamiecią chacie jest kapitalna. Poszukiwacze złota nie darzą się nawzajem zaufaniem, a ich sytuację pogarsza coraz większy głód. Chaplin stworzył na potrzeby tego wątku dwie wyjątkowe sceny. Pierwszą jest konsumpcja przez głodujących buta Trampa. Potrawa zostaje podzielona na podeszwę, cholewkę i sznurowadła. Po minach bohaterów możemy się tylko domyślać, jak niezwykły smak ma ten rarytas. (Tak naprawdę but wykonany był z lukrecji, a reżyser przypłacił jego zjedzenie szokiem insulinowym). Drugi pamiętny obrazek to halucynacje Jima, który zaczyna widzieć Trampa jako wielkiego kurczaka. W efekcie o mały włos nie dochodzi do aktu kanibalizmu. Sceny te są przykładem tragikomicznego geniuszu Chaplina, a oprócz nich epizod w chacie zawiera też kilka innych atrakcji, które warto zobaczyć.

Druga część filmu rozgrywająca się w miasteczku poszukiwaczy złota jest odrobinę słabsza. Tramp załapuje się na fuchę pilnowania domu pewnego poszukiwacza złota, który wyruszył w teren. Oprócz tego bohater rywalizuje z miejscowym cwaniakiem o względy tancerki z lokalnej tancbudy. Tutaj Gorączka złota traci nieco swój klimat, ponieważ gagi nie są bezpośrednio związane ze środowiskiem poszukiwaczy złota i na dobrą sprawę mogłyby się rozgrywać również w normalnym otoczeniu. Mimo to są i w tej części momenty godne zapamiętania, na przykład szaleńczy wybuch radości Trampa, podczas którego demoluje on zamieszkiwaną przez siebie izdebkę, czy też wzruszająca scena przygotowania przez niego przyjęcia sylwestrowego. Nie są to jednak obrazy, które decydują o jakości Gorączki złota. Film wieńczy godne zapamiętania zakończenie, podczas którego Tramp i Jim wracają do chaty na odludziu i walczą o życie, kiedy domek zostaje przez wiatr zepchnięty na krawędź urwiska.

Realizacyjnie Gorączka złota stoi na wysokim poziomie. Pierwotnie film miał być kręcony w plenerze, ale Chaplin szybko zrezygnował z tego pomysłu i mroźna Alaska została zaimprowizowana w jego studiu filmowym. Nie wyszło to bynajmniej na niekorzyść. Zarówno nękana śnieżycą chata, jak i miasteczko poszukiwaczy złota wyglądają wiarygodnie i mają lubiany przeze mnie pionierski klimat. Do kilku scen zaangażowano tresowanego niedźwiedzia grizzly, który kończy żywot jako pieczeń łapczywie pochłaniana przez poszukiwaczy złota.

Charlie Chaplin powiedział podobno, że Gorączka złota była tym elementem jego filmografii, za który chciałby zostać zapamiętany. Muszę przyznać mu rację. Film w dowcipny sposób przybliża ekstremalne środowisko, jakim była Alaska w czasach eksploracji przez amatorów szybkiego bogactwa. Pełen czarnego humoru portret światka poszukiwaczy złota jednocześnie bawi i trochę przeraża. Pierwsza część filmu to absolutna klasa światowa. Niestety druga połowa nie dorównuje jej. Kiedy jednak połączyć genialne z dobrym, efekt i tak będzie godny uwagi. Gorączka złota otrzymuje ode mnie 9 gwiazdek. Jest to absolutna klasyka kina. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś mógł tego filmu nie polubić.
źródło grafiki - www.imdb.com

wtorek, 1 maja 2018

Pielgrzym/The Pilgrim (1923)

Film o facecie przebranym za księdza.

Reżyseria: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 41 min.

Występują: Charlie Chaplin, Edna Purviance

Tramp, mężczyzna z charakterystycznym wąsikiem, powraca w drugiej po Brzdącu krótkiej komedii Charliego Chaplina. Pomimo podobnego wyglądu i zachowania, jest to nieco inna postać. Tym razem Tramp jest uciekinierem z amerykańskiego więzienia. Nie dowiadujemy się, za co siedział, ani w jaki sposób uciekł. Film opowiada o jego wysiłkach w celu uniknięcia ponownego pójścia za kratki. Tramp przypadkowo wchodzi w posiadanie sutanny i w stroju księdza wsiada do losowo wybranego pociągu. Dociera do teksańskiego miasteczka, którego mieszkańcy zbiegiem okoliczności oczekiwali właśnie na przybycie kapłana. Ponieważ w okolicy wiszą plakaty ze zdjęciem zbiega, Tramp zmuszony jest na dobre wejść w rolę dobrotliwego ojczulka, aby uniknąć rozpoznania. Tymczasem po miasteczku kręci się jego znajomy z więzienia, przebiegły złodziejaszek, który ma własne plany.

Fabuła odgrywa w Pielgrzymie rolę pomocniczą, łącząc luźną nicią poszczególne skecze. Humor polega przede wszystkim na komedii omyłek. Bohater w stroju księdza traktowany jest przez napotkanych ludzi z nietypową dla niego atencją. W najzabawniejszej scenie filmu zmuszony jest do odprawienia nabożeństwa, jednak z powodu słabej znajomości rytuału wszystko idzie nie tak. Po wygłoszeniu zaimprowizowanego kazania o walce Dawida z Goliatem Tramp otrzymuje owacje od małego chłopca. Przyjmuje je niczym gwiazda estrady, co wywołuje ostateczną konsternację pobożnych obywateli. Wąsate alter ego Chaplina jest pełne wdzięku i trudno nie czuć do niego sympatii, zwłaszcza że jego pokazana na migi przypowieść jest właściwie parafrazą jego własnej sytuacji.

Gagi w Pielgrzymie przygotowane są z typową dla Chaplina pomysłowością. Tramp między innymi przyrządza tort z nietypowego surowca, usiłuje się opędzić od dziecka mającego zwyczaj policzkowania dorosłych oraz w komiczny sposób próbuje powstrzymać swego znajomka od kradzieży oszczędności gosposi. Na uwagę zasługuje też zakończenie rozgrywające się na linii granicznej pomiędzy USA a Meksykiem. O aspektach technicznych filmu mogę powiedzieć tyle, że jest wykonany solidnie i nie ma się do czego przyczepić, ale też nic szczególnie nie utkwiło mi w pamięci.

Pielgrzym nie jest filmem przełomowym. Jeżeli ktoś lubi humor Chaplina, na pewno będzie się przy nim dobrze bawił. Brak mu natomiast jakichś większych innowacji czy też szczególnej głębi. Oceniam go na 7 gwiazdek. Fajnie, ale bez fajerwerków.

źródło grafiki - www.imdb.com

piątek, 27 kwietnia 2018

Paryżanka/A Woman of Paris (1923)

Film o kobiecie autonomicznej.

Reżyser: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 21 min.

Występują: Edna Purviance, Carl Miller, Lydia Knott, Adolphe Menjou

Paryżanka jest nietypowym filmem Charliego Chaplina. Po pierwsze, jest melodramatem, nie komedią. Po drugie, reżyser w tym filmie nie występuje. Charlie potraktował Paryżankę po trosze jako eksperyment testujący odmienne od obowiązujących konwencje narracyjne i fabularne, po trosze jako trampolinę do kariery dla swojej ówczesnej partnerki Edny Purviance, która zagrała główną rolę.

Film opowiada historię Marie St. Clair, młodej kobiety z francuskiej prowincji, która wraz z kochankiem Jeanem planuje wyjechać do Paryża. Tam para ma się pobrać i razem szukać szczęścia. W noc poprzedzającą wyjazd Marie zostaje przez swojego ojczyma wyrzucona na bruk za kontakty z mężczyzną. Narzeczony proponuje jej nocleg w swoim rodzinnym domu, co skutkuje kłótnią z jego rodzicami. Marie udaje się na dworzec, gdzie Jean ma za chwilę do niej dołączyć. Tymczasem ojciec mężczyzny niespodziewanie umiera. Nieświadoma tego faktu Marie sama wsiada do pociągu i wyjeżdża do Paryża. Dalsze jej losy poznajemy rok później. Marie jest opływającą w luksusy utrzymanką bogatego biznesmena Pierre'a Revela. Kochanek, mężczyzna o wyrafinowanym guście, otwarcie utrzymuje związki z innymi kobietami i również jej nie stawia w temacie wierności żadnych ograniczeń. Pewnego dnia Marie przypadkowo spotyka niewidzianego od roku Jeana. Chociaż jest teraz mieszkającym z matką, klepiącym biedę artystą malarzem, stara miłość nie rdzewieje. Tymczasem Pierre planuje ożenek z inną kobietą, proponując jednocześnie bohaterce kontynuację opartej na sponsoringu relacji. Marie zmuszona jest do rozważenia, czego tak naprawdę oczekuje od życia.

Już w tym pobieżnym opisie fabuły można dostrzec, że Chaplin ucieka od schematów swojej epoki. Paryżanka wolna jest od męczącej obłudy, która była wszechobecna na przykład w dramatach społecznych D. W. Griffitha. Główna bohaterka z własnego wyboru żyje z mężczyznami bez ślubu, korzysta z luksusów zapewnianych przez sponsora i do pewnego momentu jest z takiego życia zadowolona. Ani przez chwilę nikt nie próbuje widzowi mydlić oczu i stwarzać pozorów, które miałyby wybielić jej postępowanie. Dziś nie wydaje się to niczym szczególnym, ale jak na swoje czasy Chaplin wykazał się dużą odwagą, otwarcie pokazując niemoralny tryb życia głównej bohaterki i nie potępiając jej w czambuł.

Drugą odświeżającą cechą filmu jest ponadprzeciętna subtelność przekazu. Plansze tekstowe są nad wyraz oszczędne. Nie przedstawiają myśli ani motywów postępowania bohaterów. Wiemy o nich tylko to, co sami mówią i robią. Pozwala to na sporą swobodę w interpretacji oraz uwalnia widza od przykrego odczucia obrywania w głowie młotkiem moralizatorstwa. Za to wielki plus, panie Chaplin.

Aktorstwo w Paryżance jest stonowane. Kreowana na gwiazdę Edna Purviance nie oszałamia może swoją kreacją (pewnie dlatego, że mało płacze i gestykuluje), jest jednak przekonująca w roli kobiety, która "nie wie, czego chce". Swoją drogą to chyba pierwsza taka postać w dziejach kina. Wyróżnia się także Adolphe Menjou w roli uroczo zblazowanego sponsora Marie, który traktuje życie niczym jeden wielki żart.

Główny minus Paryżanki to fakt, że dla współczesnego widza jej fabuła nie będzie szczególnie ciekawa czy przełomowa. Mamy miłosny trójkąt z jego dylematami, kilka obrazków z życia paryskiej socjety i to właściwie wszystko. Związki pozamałżeńskie nikogo już nie szokują, ani nie stanowią jakiegoś problemu społecznego. Jeżeli chodzi o godne zapamiętania sceny, nic szczególnie nie rzuciło mi się w oczy. No, poza truflami gotowanymi w szampanie, które Maria i Pierre jedzą na kolację. To rzeczywiście uwiarygadnia jej niezdecydowanie. Film będzie za to ciekawy dla osób zainteresowanych motywami feministycznymi w filmie niemym. Nie dość, że kobieta jest główną bohaterką, to jest ona w pełni autonomiczna w swych wyborach, czym różni się zdecydowanie od uprzedmiotowionych kreacji Lillian Gish.

Charlie Chaplin nie zdołał Paryżanką wypromować Edny Purivance na gwiazdę. Aktorka zagrała jeszcze kilka niezbyt głośnych ról i młodo zakończyła karierę. Sam film nie zdobył sobie rozgłosu w latach dwudziestych i również dzisiaj pozostaje jednym z mniej znanych dzieł Chaplina. Zasługuje jednak na uwagę ze względu na nowinki, które wprowadza. Z punktu widzenia atrakcyjności dla widza oceniam go na 7 gwiazdek. Ciekawa rzecz, ale nie każdemu się spodoba.

źródło grafiki - en.wikipedia.org

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Brzdąc/The Kid (1921)


 Film o miłości ojcowsko-synowskiej.

Reżyser: Charlie Chaplin
Kraj: USA
Czas trwania: 54 min.

Występują: Charlie Chaplin, Jackie Coogan, Edna Purviance

Czekałem niecierpliwie na pierwszy film Chaplina, który przyjdzie mi recenzować. Nie zawiódł oczekiwań. Brzdąc to kameralna opowieść o Johnie - porzuconym przez matkę chłopcu, który zostaje przygarnięty przez żyjącego w nędzy ulicznego spryciarza - chaplinowskiego Trampa. Noszący niedopasowany strój dziwak z wąsikiem staje się dla brzdąca przybranym ojcem i wychowuje go na swoje podobieństwo. Rzecz jasna nie wszystkim w ich otoczeniu się ta sytuacja podoba.

Brzdąc jest filmem pełnym ciepła. Duet głównych bohaterów wzbudza nieodpartą sympatię. Chaplin jako Tramp jest zarazem postacią komiczną, jak i zaradną, nie tracącą pogody ducha pomimo nędznych warunków, w jakich żyje. Jego mieszkanko pełne jest podniszczonych mebli i gratów, wszystko jednak wysoce funkcjonalne, łącznie z ujęciem gazu uruchamianym na monety (przerobionym tak, żeby te monety bez trudu odzyskiwać) i dziurawym kocem służącym w nocy za przykrycie, rankiem zaś za ponczo. Trochę zaskoczyły mnie uliczne maniery tej wcale niegłupiej postaci, która przyucza Johna do wybijania szyb w kamienicach, aby samemu wstawiać za drobną opłatą nowe. Tramp jest też flirciarzem bezczelnie smalącym cholewki do żony policjanta. Jednocześnie jest troskliwym i zapobiegliwym ojcem, kiedy trzeba stającym w obronie Johna i starającym się nauczyć go tego, co potrzebne do przetrwania w dzielnicach nędzy. Chaplinowi dzielnie partneruje Jackie Coogan jako tytułowy brzdąc. Młodemu aktorowi udało się wcielić w rolę sprytnego i zadziornego dzieciaka bez czynienia go irytującym, co nie jest zadaniem łatwym. Widać, że polubili się z Chaplinem. Ich relacja ojcowsko-synowska jest nad wyraz przekonująca.

Na Brzdąca można patrzeć trochę jak na obrazek z życia londyńskiej biedoty. Rozmaite groteskowe scenki i postacie zostały przez Chaplina obmyślone na podstawie jego własnych przeżyć z dzieciństwa, które przebiegło w podobnych warunkach. Stąd też z jednej strony spora wyrozumiałość wobec głównych bohaterów, z drugiej natomiast pozbawione sentymentalizmu sceny z życia dzielnicy. Wspomnę szczególnie o dwóch z nich - ulicznej bójce Johna z innym dzieciakiem i Trampa z jego dorosłym, muskularnym bratem oraz o pościgu Trampa po dachach kamienic za furgonem odwożącym Johna do sierocińca.

Humor jest w Brzdącu głównie sytuacyjny, co nie dziwi, bo z nim przecież kojarzony jest Chaplin. Najzabawniejsza była dla mnie początkowa scena filmu, w której Tramp znajduje porzucone dziecko i próbuje je bezskutecznie podłożyć do wózka pewnej pani. Scenek mających po prostu bawić nie jest jednak w filmie zbyt wiele. Jako komediodramatowi zdecydowanie bliżej mu do tego drugiego gatunku.

Brzdąc bardzo mi się podobał i sprawił, że z dużą niecierpliwością czekam na kolejne filmy Charliego. Jako reżyser oraz scenarzysta, producent i odtwórca głównej roli Chaplin bardzo efektywnie wykorzystał możliwości kina. Aktorsko film jest tak dobrze rozpisany, że właściwie mógłby się obyć bez plansz tekstowych. W dodatku tematyka jest mi bliska z przyczyn osobistych. Jako wzorowy przykład tego, co było znakomite w filmie niemym, Brzdąc otrzymuje 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com