piątek, 1 czerwca 2018

Strajk/Staczka (1925)

Film o rosnącym gniewie, na razie stłumionym

Reżyseria: Sergiej Eisenstein
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 1h 29 min.

Sergiejowi Eisensteinowi towarzyszy opinia prawdziwego artysty pomiędzy propagandzistami. Jego filmy kręcone były na zlecenie partii bolszewickiej, a ich głównym celem było szerzenie świadomości klasowej wśród radzieckiego proletariatu. Po obejrzeniu Strajku muszę przyznać, że miałem do czynienia z dziełem mistrza. Pod względem pomysłowości kompozycyjnej, sprawności montażu i tworzenia atmosfery Eisenstein wyprzedza swoją epokę o kilka długości.

Jak wskazuje tytuł, film opowiada o strajku robotników bliżej niezidentyfikowanej rosyjskiej fabryki. Czasy mamy carskie, według opisów jest rok 1903, chociaż w samym filmie nie ma takiej informacji. Warunki pracy w fabryce są trudne, jednak największym problemem jest nieludzkie traktowanie robotników przez ich przełożonych. Osoby na stanowiskach kierowniczych przedstawione są jako bezlitośni durnie, natomiast dyrektor fabryki i jej właściciele to palący cygara, tłuści burżuje traktujący proletariuszy z pogardą. Rolę antagonistów pełni też Ochrana, tajna policja posiadająca w fabryce siatkę szpiegów i donosicieli noszących zwierzęce kryptonimy. Z kolei wśród robotników agitację prowadzą działacze partii komunistycznej. Iskrą, która wywołuje strajk, jest samobójstwo jednego z robotników niesłusznie oskarżonego o kradzież manometru. Protest rozpoczyna się od wywiezienia na taczkach znienawidzonych nadzorców. Prowadzeni przez bolszewickich aktywistów proletariusze formułują postulaty, jednak właściciele i wspomagająca ich policja nie mają zamiaru ustąpić. Jak ukazuje jedna z symbolicznych scen, wolą wycisnąć zbuntowaną załogę jak cytrynę. Wszystko zmierza do krwawego finału.

Strajk na każdym kroku podkreśla siłę kolektywu. Choć Eisenstein chętnie pokazuje z bliska twarze robotników, nie poznajemy ich imion, ani żaden z nich nie towarzyszy przez dłuższy czas filmowej narracji. Proletariat walczący o swoje prawa jest bohaterem grupowym. Nawet jego przewodnicy, bolszewicy, nie zasługują na wyróżnienie. Dobrze za to poznajemy wrogów ludu - grubych, szczerbatych, odrażających bogaczy z gębami wykrzywionymi gniewem lub szyderstwem. Z dzisiejszej perspektywy mogą się wydawać przerysowani, ale z propagandowego punktu widzenia świetnie realizują swoją funkcję, budząc obrzydzenie. Indywidualizm zasługiwał na szczególne potępienie.

Wiele jest w filmie scen grupowych pokazujących tłum protestujący, rozganiany przez strażackie sikawki, wreszcie pacyfikowany przez policjantów na koniach. Sceny te są znakomicie wyreżyserowane. Eisenstein sprawnie sobie radzi z dyrygowaniem statystami. Kiedy trzeba, obserwujemy z bliska ich rozemocjonowane twarze, kiedy trzeba, odleglejsze ujęcie ukazuje tłum niczym pojedynczy organizm falujący i rozlewający się po ulicach. Aktorzy są nad wyraz naturalistyczni. Nie brak wśród nich osób brzydkich, zdeformowanych. Nie mają zbyt wiele do zagrania. Ot, skakać, machać rękami, okazywać wzburzenie jako element rozemocjonowanej grupy.

Strajk chętnie korzysta z brudu i błota jako symbolu upokorzenia. Wypędzeni z fabryki nadzorcy nie tylko zostają zrzuceni z zabłoconej skarby, ale lądują w jakiejś cuchnącej zatoczce pełnej butwiejących szuwarów. Kiedy jeden z robotników zostaje aresztowany przez tajne służby, dzieje się to w strumieniach straszliwej ulewy. Mężczyzna zostaje przemoczony do suchej nitki. W końcowej części filmu woda z węży strażaków pacyfikujących strajk nie tylko powala protestujących na ziemię, ale ich w nią wbija, zalewając fontannami szlamu. Zamiast symbolem czystości, woda jest u Eisensteina synonimem brudu i zgnilizny.

Ponury nastrój przypomina widzowi o czasach, kiedy ruch robotniczy dopiero raczkował, a Partia była stosunkowo słaba. Skutkiem doznawanych upokorzeń gniew proletariatu wzrastał. Radzieckie dzieło jest obrazem emocji ludu i potrafi wywoływać podobne odczucia również u widza. Wszystko dzięki nagromadzeniu zapadających w pamięć obrazów i żywiołowemu montażowi. Strajku się nie ogląda, przez Strajk się płynie. Twarze, emocje, spracowane ręce, szyderczy wzrok nadzorcy, krzyk buntu, strumień wody, końskie kopyta... Kamera spogląda z różnych stron, jest wszędzie. Podpatruje naradzających się robotników w odbiciu w kałuży, wchodzi za nimi na żurawia, zagląda nawet do wychodka. Wszystko atakuje zmysł wzroku, sięga do podświadomości. Za tym nie stoi myśl tylko jakiś niesamowity instynkt. Nie ma w Strajku miejsca na chłodną analizę, nie ma na to czasu. Po prostu jest się z robotnikami kiedy szturmują płonący skład wódki, kiedy wywożą na taczkach znienawidzonych nadzorców, kiedy triumfują i kiedy padają. I gdy są masakrowani przez wojsko, co reżyser przeplata obrazami szlachtowania bydła. Bo bydłem byli dla burżujów. Eisenstein jest propagandzistą doskonałym, ponieważ nie ma u niego cienia kłamstwa. Carski lud tak żył, tak pamiętali swoją młodość Rosjanie lat dwudziestych - wychudzeni nędzarze mamieni wódką, szpiegowani i podsłuchiwani. Pozbawieni prawa protestu. Gigantyczna przepaść między posiadającymi i biedotą. Tak przecież było. Wystarczy zagrać odpowiednio na emocjach, pokazać nierówną walkę, postawić z jednej strony ludzi takich jak MY, przeciętni Rosjanie: spracowani ponurzy, w dziurawych butach, jedzący na obiad ziemniaki bez omasty, a z drugiej strony dać ICH - opływających w luksusy, wyniosłych, pogardliwych, rechoczących. Nie sposób ich nie nienawidzić. Nie sposób nie poczuć słusznego gniewu.

Hm.

Swego czasu dość mocno interesowałem się historią ZSRR. Nienawidzę komunizmu. Uważam, że jedyny efekt, jaki może nieść dyktatura proletariatu, to nędza, gułagi i szubienice. A jednak Eisenstein mnie poruszył. Mogę tylko przypuszczać, jaki efekt mógł wywrzeć ten film na prostych radzieckich masach dopiero budujących nowy porządek społeczny. Wystawiam Strajkowi 9 gwiazdek. Przestrzegam przed oglądaniem go bez antykomunistycznej szczepionki. Bo można uwierzyć.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz