sobota, 23 czerwca 2018

Szkarłatna litera/The Scarlet Letter (1926)

Film o kochance pastora

Reżyseria: Victor Sjöström
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 37 min.

Występują: Lillian Gish, Lars Hanson, Henry B. Walthall, Karl Dane, William H. Tooker, Marcelle Corday

Już w filmach ze szwedzkiego etapu kariery Victora Sjöströma widać było fascynację tego reżysera melodramatami D.W. Griffitha. Jego Furman śmierci zawierał nawet przeróbkę sceny kulminacyjnej ze Złamanej lilii. Kolejnym krokiem w realizacji przez reżysera swego upodobania jest Szkarłatna litera - melodramat wykorzystujący zabiegi fabularne typowe dla filmów Griffitha, no i angażujący do głównej roli jego muzę Lillian Gish. Efekt końcowy to po griffithowsku egzaltowany wyciskacz łez skupiony na konfrontacji łamiących obyczajowe normy bohaterów z konformistyczną tłuszczą. Sjöström nie zauważył, albo miał w nosie, że tego typu filmy wyszły z mody kilka lat wcześniej. Szkarłatna litera i tak osiągnęła sukces kasowy. A artystyczny? Z tym jest gorzej.

Film jest adaptacją "Wielkiej Amerykańskiej Powieści" Nathaniela Hawthorne'a opowiadającej o życiu purytańskich kolonistów w XVII-wiecznym Massachussetts. Niewielka społeczność religijnych fanatyków ma charakter totalitarny. Moralność każdego z mieszkańców podlega nieustannej kontroli społecznej, a nieprzystojne zachowania są surowo karane. Duchowym przywódcą kolonistów jest znany z płomiennych kazań pastor Arthur Dimmesdale. Rolę czarnej owcy odgrywa natomiast młoda Hester Prynne, która niewiele sobie robi z drakońskich reguł społeczności. Na początku filmu zostaje na przykład zakuta w dyby za "bieganie i skakanie w niedzielę". Między Arthurem a Hester rodzi się nić sympatii, która w końcu przeradza się w potajemny romans. Dziewczyna nie może jednak poślubić pastora, ponieważ skrywa kłopotliwą tajemnicę - przed wyjazdem z Anglii wyszła za pewnego lekarza, który wkrótce potem zaginął. W wyniku romansu Hester zachodzi w ciążę i rodzi córkę. Chcąc chronić reputację Arthura, odmawia ujawnienia tożsamości ojca dziecka i zostaje skazana na noszenie na odzieniu szkarłatnej litery A, świadczącej o grzechu cudzołóstwa. Pomimo dyskretnego wsparcia pastora, Hester i jej córka stają się pariasami purytańskiej społeczności. Natomiast sam Arthur walczy z dręczącymi go wyrzutami sumienia. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy w kolonii pojawia się odnaleziony po latach mąż Hester.

Szkarłatna litera zabiera nas do świata, który dawno odszedł w przeszłość, za co Bogu niech będą dzięki. Trudno powiedzieć, na ile wiernie film oddaje rzeczywiste obyczaje purytanów z Massachussetts, ale hipokryzja kolonistów i ich religijny zapał są wręcz groteskowe. Każda osoba choć trochę wyłamująca się poza schemat religijnego konformizmu jest bezlitośnie piętnowana. Purytanie roszczą sobie nawet prawo do dysponowania dziećmi obywateli, których uważają za niemoralnych. Postawa głównych bohaterów żyjących w tych warunkach jest dość niewiarygodna. Trudno uwierzyć, że wykpiwana i znienawidzona Hester dopiero po wielu latach upokorzeń wpadła na pomysł opuszczenia kolonii. Postawa Arthura - egzaltowanego obłudnika pouczającego o moralności i wyznaczającego grzesznikom kary, a jednocześnie ukrywającego fakt posiadania nieślubnego dziecka... cóż, nie jest to zachowanie niespotykane, ale wyrzuty sumienia tego człowieka i jego końcowy los jakoś nie wzbudziły mego współczucia. Patrząc na to z feministycznego punktu widzenia, film robi większego cierpiętnika ze zbierającego niezasłużone laury mężczyzny, niż z cierpiącej katusze kobiety, której poświęcenie mu to umożliwia.

Jak wspominałem, Sjöström zaangażował do głównej roli Lillian Gish. Aktorka prezentuje się w Szkarłatnej literze mniej teatralnie niż w produkcjach Griffitha. Unika gestykulacji i gra głównie twarzą. Nie schodzi poniżej swego standardowego poziomu, jednak nie jest to jej najlepsza rola. Arthur grany jest przez Szweda Larsa Hansona, którego ostatnio oglądaliśmy w filmie Gdy zmysły grają w roli... upadłego księdza. W Literze gra właściwie tak samo jak w tamtym filmie, wypełniając niemal każdą scenę egzaltacją i kabotyństwem, które swój szczyt osiąga w niedorzecznym finale filmu. Tak, hansonowy pastor zdecydowanie nie przypadł mi do gustu, chociaż może taka była koncepcja tej postaci.

Aspekty realizacyjne Szkarłatnej litery stoją na wysokim poziomie. Na pochwałę zasługują zarówno kostiumy, jak i dobór charakterystycznych aktorów drugoplanowych. Jeśli chodzi o zdjęcia, Sjöström chętnie korzysta z ruchliwej kamery i zapewnia właściwą sobie przejrzystość narracji. To kolejny jego film po Tym, którego biją po twarzy, w którym niewątpliwy talent reżyserski marnuje się poprzez nie najlepszą fabułę. Albo może scenariusze wybierane przez Sjöströma po prostu nie odpowiadają moim gustom? W każdym razie nie polecam Szkarłatnej litery - przykładu nieco tandetnego melodramatyzmu i jednostronnego obrazu wyjątkowo paskudnej społeczności. Film otrzymuje 6 gwiazdek. Można obejrzeć, ale nie mówcie, że nie ostrzegałem.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz