niedziela, 10 czerwca 2018

Ben-Hur/Ben-Hur: A Tale of the Christ (1925)

Film o dzielnym księciu żydowskim i złym centurionie

Reżyseria: Fred Niblo
Kraj: USA
Czas trwania: 2h 24 min.

Występują: Ramon Novarro, Francis X. Bushman, Mary McAvoy, Claire McDowell, Kathleen Key, Nigel de Brulier

Wyświetlany na ekranach kin od grudnia 1925 roku Ben-Hur był prawdziwą superprodukcją wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer. I niezwykle burzliwą. Podczas prac nad filmem doszło do zmian na stanowisku reżysera oraz w obsadzie głównych ról. Trwające dwa lata zdjęcia na włoskich plenerach wskutek nieustannych problemów logistycznych dokończono ostatecznie w Kalifornii. Koszty produkcji osiągnęły prawie 4 miliony dolarów, kwotę jak na owe czasy astronomiczną. Ostateczny produkt zdobył niesamowitą popularność zarówno w USA jak i zagranicą, jednak MGM nie zdołał w pełni zrekompensować sobie gigantycznych kosztów produkcji i dystrybucji. Mimo to pierwszy Ben-Hur (w 1959 roku powstanie jego jeszcze słynniejszy remake) zapisał się na stałe w historii kina z co najmniej kilku powodów.

Film rozgrywa się w czasach Chrystusa w okupowanej przez Rzymian Palestynie. Główny bohater, żydowski książę Juda Ben-Hur, w następstwie nieszczęśliwego wypadku zostaje oskarżony o zamach na rzymskiego namiestnika. Skutkiem intrygi swego dawnego przyjaciela, centuriona Messali, Juda zostaje skazany i wysłany jako niewolnik na galery. Jego matka i siostra również trafiają do więzienia. Rzymianom nie udaje się jednak przejąć majątku Hurów, który został przez zaufanego niewolnika Simonidesa wywieziony do Antiochii. Po kilku latach katorgi na galerze Juda zdobywa sobie przychylność admirała Kwintusa Arriusa. Kiedy podczas bitwy z piratami Żyd ratuje Kwintusowi życie, zostaje przez niego wyzwolony i adoptowany. W Rzymie zdobywa sobie sławę niezrównanego woźnicy. Po jakimś czasie Ben-Hur przybywa do Antiochii w poszukiwaniu Simonidesa i wieści o losie rodziny. W mieście rezyduje też Messala. Losy dawnych przyjaciół, a teraz śmiertelnych wrogów, krzyżują się ponownie, kiedy Juda wyzywa Rzymianina na pojedynek w wyścigu rydwanów.

Scenariusz Ben-Hura jest dopracowany i ciekawy, można nawet dopatrywać się w nim pewnej głębi. Bohater przebywa drogę od upadku, poprzez niewolę, nowe życie jako obywatel Rzymu i zemstę, aż do poszukiwania ostatecznego sensu życia. W tle przewija się Jezus, który podaje pomocną dłoń pędzonemu na galery głównemu bohaterowi oraz odgrywa ważną rolę w zakończeniu filmu. Narodziny chrześcijaństwa są jednak wątkiem zdecydowanie pobocznym - Chrystus jest przez Judę i innych Żydów postrzegany jako obiecany przez proroków wyzwoliciel z rzymskich okowów, nie jako założyciel nowej religii. Sami Rzymianie przedstawieni zostali w mocno negatywnym świetle - jako szowiniści i brutalni okupanci. Nie ma jednak co ukrywać, cała ta fabularna otoczka ma na celu przede wszystkim zapewnić widzowi dobrą zabawę. W centrum filmu znajdują się przygody Judy Ben-Hura, a w pamięć zapadają jego odważne wyczyny, w tym przede wszystkim dwie niezwykle atrakcyjne sceny - bitwa morska i wyścig rydwanów.

Ben-Hur był dla Hollywood filmem przełomowym jeśli chodzi o poziom techniczny. Rozmach realizacyjny jest niesamowity. Zaangażowano tysiące statystów napełniających życiem ulice Jerozolimy i Antiochii. Dla wszystkich przygotowano różnorodne, dopracowane kostiumy, dzięki którym możemy podziwiać wiarygodnych legionistów, patrycjuszy, mieszczan, kupców, niewolników, żydowskich kapłanów i wielu innych. Z rekwizytów w pamięć zapadają szczególnie wymyślne hełmy noszone przez Messalę. Gigantyczną pracę włożono także w dekoracje obejmujące dwa wspomniane miasta, różnorodne modele statków (żaglowców i galer) oraz wielki amfiteatr z hipodromem. Na szczególne wyróżnienie zasługuje montaż, zwłaszcza w dwóch wspomnianych punktach kulminacyjnych filmu. Kinematografowie zadbali, abyśmy się ani przez chwilę nie nudzili. Bitwa morska została zaprezentowana zarówno z perspektywy pokładów statków, jak i kwater niewolniczych, do tego oddalone ujęcia z morza, z bocianiego gniazda i jeszcze paru innych miejsc. Dodatkowo kamera nie stoi w miejscu, dynamicznie podążając za walczącymi. Walki są brutalne i realistyczne, a osiągnięte wrażenia - znakomite.

Jeszcze lepiej jest podczas dwudziestominutowego wyścigu - sekwencji noszącej znamiona prawdziwego geniuszu. Autorzy zdjęć puścili wodze wyobraźni, pokazując zawody naprzemiennie z perspektywy siedzącego na trybunach widza, z kamer zamontowanych na poszczególnych rydwanach, z których patrzymy a to na woźnicę, a to na pędzących za lub przed nim konkurentów, a to z ziemi. Gonitwa jest niesamowicie wciągająca i złożona z wielu atrakcyjnych manewrów i katastrof. Przy tym zadbano o przejrzystość - Ben-Hur jako jedyny dysponuje białymi końmi i rydwanem, dzięki czemu możemy cały czas śledzić jego sytuację. Naprawdę warto ten wyścig obejrzeć. Jest to zresztą scena na tyle znakomita, że doczekała się wielu nawiązań, nie tylko w remake'u z 1959 roku, ale na przykład w Gwiezdnych wojnach: Mrocznym widmie.

Skoro już jesteśmy przy nowinkach technicznych, warto wspomnieć, że niektóre sceny (te związane z życiem Chrystusa) nakręcono w Technicolorze. Tym samym jest to pierwszy recenzowany przeze mnie film, który miałem okazję obejrzeć częściowo w kolorze. Co prawda podobne wstawki miała pierwotnie Wielka parada, jednak wszystkie zachowane do dziś kopie tego filmu są czarno-białe.

Wypadałoby dwa słowa napisać o aktorstwie, chociaż na tym polu Ben-Hur jest po prostu poprawny. Ramon Novarro w tytułowej roli prezentuje się przede wszystkim jako twardy gość. Francis X. Bushman jako Messala jest wyniosłym, brutalnym draniem, niepozbawionym pewnej charyzmy. I w sumie tyle. Reszta postaci jest głównie uzupełnieniem dla antagonistycznej dwójki. Dodam, że drugoplanowy Jezus ani razu nie pokazuje na ekranie swej twarzy, co wydaje mi się rozwiązaniem pomysłowym i udanym. Mimo tytułu raczej nie jest to opowieść o Nim.

Ben-Hur to magnum opus hollywoodzkiego kina rozrywkowego lat 20.. Poziom oprawy i kinematografii w tym filmie jest bliski ideału. Fabularnie trudno mu coś zarzucić, chociaż nie jest oczywiście dziełem skłaniającym do jakichś głębokich refleksji. Mimo to uważam, że zdecydowanie warto się z nim zapoznać. A wyścig rydwanów to wręcz scena obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się kinem. Ben-Hur otrzymuje w pełni zasłużone 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz