poniedziałek, 25 czerwca 2018

Ménilmontant (1926)

Film o impresji. Takiej jesiennej.

Reżyseria: Dmitrij Kirsanoff
Kraj: Francja
Czas trwania: 38 min.

Występują: Nadia Sibirska, Yolande Beaulieu, Guy Belmont

Mało jest na mojej liście filmów krótkometrażowych. Gdybym chciał je uwzględniać na zasadach podobnych jak pełnometrażówki, obawiam się, że projekt Chronofilmoteki rozrósłby się do rozmiarów niemożliwych do ogarnięcia. Dlatego pozostawiłem jedynie te najważniejsze. Wśród nich Ménilmontant, niepozorny film nazwany od ubogiej dzielnicy Paryża, w której rozgrywa się akcja. Film pozbawiony plansz tekstowych i klasycznej narracji, opowiadający obrazami. Do tego okraszony niepokojącą muzyką opartą na nieśmiałych smyczkach, harfie i pobrzękującym z rzadka pianinie. Ménilmontant jest zupełnie niepodobny do współczesnego mu kina.

Film otwiera niezwykle brutalna scena mordu dwójki małżonków za pomocą siekiery. Nie poznajemy tożsamości, motywów ani dalszych losów mordercy. Ten koniec jest po prostu początkiem dorosłości kogoś innego. Ofiary morderstwa pozostawiają po sobie dwie córki. W jakiś czas po pogrzebie dziewczęta wyjeżdżają do Paryża, gdzie mieszkają w nędznych warunkach, utrzymując się z produkcji sztucznych bukietów. Wkrótce obie zaczynają rywalizować o względy paryskiego ulicznika, który najpierw wykorzystuje młodszą z sióstr, a następnie porzuca ją dla starszej. Dalsze losy tego trójkąta wypełniają kolejne sceny filmu.

Ménilmontant w sposób niepowtarzalny opowiada swoją historię obrazami. Przerażająca scena morderstwa zestawiona jest z szokujących ujęć częściowo kręconych z ręki, zbliżeniach na przerażone twarze, narzędzie zbrodni, splątane w szamotaninie ciała. Atmosfera jest iście upiorna, od technicznej strony przypomina pamiętną scenę na karuzeli z Wiernego serca. Późniejszy ponury klimat żałoby budowany jest poprzez zdjęcia późnojesiennej przyrody - bezlistnych drzew, zwiędłych kwiatów na grobach, błota. Inny przykład: wrażenie zagubienia sióstr w wielkim mieście udziela się widzowi dzięki obrazowi z perspektywy pierwszej osoby - wahania kamery gwałtownie rozglądającej się na boki wskazują na kompletną dezorientację w miejskim chaosie.

Film całkowicie obywa się bez napisów, radząc sobie z budowaniem atmosfery tylko przy pomocy montażu i zdjęć. Ukoronowaniem tej techniki są dwie genialne sceny. W pierwszej młodsza siostra rozważa samobójstwo poprzez skok do Sekwany, w drugiej mężczyzna na parkowej ławce dzieli się z nią posiłkiem. Choć nie pada ani jedno słowo, sceny są wręcz przepełnione silnymi emocjami. Duża w tym zasługa Nadii Sibirskiej (prywatnie żony reżysera), która wcieliła się w postać młodszej z sióstr. Aktorka jest w roli zagubionej dziewczyny niezwykle wrażliwa i delikatna. Współczucie dla jej ciężkiego losu przychodzi właściwie naturalnie.

Trudno jednoznacznie określić tematykę filmu tak poetyckiego jak Ménilmontant. Można go postrzegać jako obrazek z życia francuskich dzielnic nędzy, studium psychiki młodej kobiety albo po prostu niezwykły eksperyment narracyjny. Istotne jest to, że film znakomicie broni się w każdym z tych ujęć. Jest to fantastyczny przykład, jak wiele można osiągnąć dzięki umiejętnemu montażowi i doborowi odpowiednich rekwizytów oraz lokacji. Zdecydowanie warto sprawdzić ten krótki obraz, wyłamujący się ze wszelkich schematów, jako przykład możliwości oferowanych przez film jako medium. Oceniam go na 9 gwiazdek. Warto.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz