wtorek, 12 czerwca 2018

Upiór w operze/The Phantom of the Opera (1925)

Film o nawiedzonej operze

Reżyseria: Rupert Julian
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 43 min.

Występują: Lon Chaney, Mary Philbin, Norman Kerry, Arthur Edmund Carewe

Lon Chaney zdobył w latach 20. dużą popularność jako aktor wyspecjalizowany w filmach grozy. Oglądaliśmy go już jako Dzwonnika z Notre Dame oraz brzuchomówcę - lidera Niesamowitej Trójki. Tym razem wciela się w tytułowego Upiora w operze. Chaney był osobistością o tyle niezwykłą, że specjalizował się w kreacjach bohaterów zdeformowanych wewnętrznie i zewnętrznie, a dodatkowo miał w zwyczaju samodzielnie tworzyć charakteryzacje dla swoich postaci. Wielka szkoda, że zmarł na początku epoki filmu dźwiękowego. Upiór w operze jest jednym z bardziej znanych w karierze Chaneya. Co zatem oferuje?

Mamy do czynienia z barokową opowieścią rozgrywającą się w ogromnym gmachu Opery Paryskiej. Film jest w pewnym sensie podobny do Dzwonnika z Notre Dame. Podobnie jak tam, budynek i jego otoczenie są sercem akcji i motorem kolejnych wydarzeń. Bohaterami filmu są artyści, pracownicy i stali bywalcy opery. W centrum wydarzeń znajduje się ambitna śpiewaczka Christine Daaé, która pnie się po szczeblach kariery dzięki pomocy tajemniczej, działającej z ukrycia postaci. Upiór, bo o niego chodzi, jest istotą złowieszczą i niebezpieczną. Początkowo ogranicza się do pogróżek, nie waha się jednak przed szantażem, skrytobójstwem, a nawet zamachem na publiczność przeprowadzonym za pomocą ogromnego żyrandola. Zagraża również samej śpiewaczce, usiłując przymusem zaskarbić sobie jej miłość. Po kolejnych niepokojących wypadkach w operze na trop upiora wpadają niezależnie od siebie: zabiegający o względy Christine wicehrabia Raoul de Chagny i tajemniczy Ledoux. Konfrontacja będzie niebezpieczna, gdyż mają do czynienia z przeciwnikiem podstępnym i pozbawionym skrupułów

Połączenie w jednym filmie stylistyki opery i scenerii baroku musi oznaczać przepych dekoracji i artystyczną przesadę. Wnętrza tytułowego gmachu zapierają dech w piersiach. Składają się na nie nie tylko ogromna scena z widownią, lożami, rozmaitymi urządzeniami i dekoracjami, ale również garderoby artystów, kulisy oraz złożone z krętych korytarzy i piwnic podziemia. Do tego dołożyć należy ukrytą pod budynkiem kryjówkę upiora udekorowaną rzeźbami, instrumentami muzycznymi i innymi cennymi przedmiotami. Są w niej również dwie sypialnie - iście królewska dla wybranki upiora oraz mniejsza, wyposażona w nietypowe łoże dla niego samego. Atrakcyjnie przygotowano kostiumy dopasowane do wystawianych przez operę przedstawień, nie mówiąc już o wampirycznym przyodziewku upiora wraz z charakterystyczną maską. Oprawa filmu jest doprawdy znakomita.

Artystyczna przesada przejawia się w mocno ekspresyjnej grze aktorskiej. Silna gestykulacja i afektowane miny pojawiają się na ekranie nad wyraz często, choć na szczęście grająca rolę Christine Mary Philbin w nich nie przoduje. Bardzo wyrazista jest natomiast gra Chaneya jako upiora. Aktor obficie posługuje się pantomimą, często odwołując się także do gry cieni. Jego złowieszcze gesty dodatkowo wspomaga wyrazista charakteryzacja upodabniająca twarz Chaneya do czaszki. Według związanych z Upiorem anegdot przerażenie Philbin, kiedy po raz pierwszy spogląda na jego oblicze, było prawdziwe.

Film ogląda się całkiem przyjemnie. Przez długi czas towarzyszy nam klimat powoli odsłanianej tajemnicy. O upiorze najpierw słyszymy tylko z opowieści, później widzimy go jako cień na ścianie, przemykającą chyłkiem postać lub "słyszymy" (w postaci planszy tekstowej) jego głos zza ściany. Później przez pewien czas jego twarz ukryta jest za maską, a przeszłość tej postaci poznajemy dopiero w końcowej części filmu. Stopniowanie napięcia i informacji zostało przeprowadzone nader umiejętnie, tworząc złowieszczy nastrój. Również sama osobowość upiora i jego motywacje są ciekawe. Chaney bardzo umiejętnie oddał tę targaną szaleństwem postać, choć jego rola w Niesamowitej trójce była w moim odczuciu lepsza. Mary Philbin jako Christine prezentuje się poprawnie, choć postać ta cechuje się biernością - przekleństwem wielu ról kobiecych. Nieco gorzej jest z Raoulem, który nie wychodzi poza ramy bohaterskiego lowelasa. Oboje są zdecydowanie przyćmieni przez chaneyowego złoczyńcę. Poza nimi pojawia się w Upiorze wiele postaci drugoplanowych odgrywających drobne lecz pamiętne role - obsługa techniczna opery, jej dyrekcja, czy też noszące krzykliwie białe kostiumy baletnice. Są to wszystko niezwykle klimatyczne epizody grane przez charakterystycznych aktorów - rzecz rzadko spotykana w kinie niemym, gdzie obsada ograniczona jest zwykle do kilku głównych postaci .

Głównym minusem Upiora w operze jest pewna sztuczność fabuły. Towarzyszący akcji od początku do końca blichtr i przesada nie pozwalają zapomnieć, że oglądamy tylko przedstawienie. Gdyby udało się przemycić w filmie szczyptę realizmu, choćby poprzez pogłębienie psychologiczne takich postaci jak Christine i Raoul, otrzymalibyśmy prawdziwe dzieło. Niestety Mary Philbin i Norman Kerry nie zdołali dorównać górującemu nad nimi aktorsko Chaneyowi. Było nieźle, lecz mogło być lepiej. Wystawiam Upiorowi mocne 7 gwiazdek. Mimo wszystkich zastrzeżeń przyjemnie się go oglądało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz