Film o klaunie, co ma czułe serce
Reżyser: Victor Sjöström
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 12 min.
Występują: Lon Chaney, Norma Shearer, John Gilbert, Tully Marshall, Marc McDermott
Nie jestem wielkim fanem cyrków. Owszem, nie mam nic przeciwko wyjściu tam z dziećmi raz do roku, ale nie dostrzegam w cyrkowym przedstawieniu specjalnej magii czy, tym bardziej, wielkiego artyzmu. Dlatego do wszelkich cyrkowych motywów na ekranie filmowym podchodzę z dużą rezerwą. Tak też było z dzisiejszym filmem. Była też jednak iskierka nadziei. W końcu reżyserem Tego, którego biją po twarzy był Victor Sjöström ceniony przeze mnie za swoje dokonania w kinie szwedzkim. Jak więc wyszedł Sjöströmowi jego pierwszy hollywoodzki film stworzony dla dopiero co założonego studia Metro-Goldwyn-Mayer?
Bohaterem filmu jest naukowiec Paul Beaumont, badacz "pochodzenia człowieka". Paul wraz z żoną zamieszkuje w posiadłości barona Regnarda, który hojną ręką sponsoruje jego badania. Kiedy naukowiec dokonuje przełomowego odkrycia, baron przywłaszcza je sobie jako własne, ośmieszając Paula przed Akademią Nauk i publicznie go policzkując. Na domiar złego żona naukowca zostawia go dla Regnarda i również sprzedaje mu plaskacza na pożegnanie. Załamany Beaumont postanawia zmienić profesję i zostaje klaunem. Jego popisowym, wzbudzającym wśród publiczności salwy śmiechu numerem staje się zbieranie policzków od innych klaunów. Oprócz niego w cyrku występuje para woltyżerów. Bezano (on) i Consuelo (ona) wykonują kaskaderskie numery na koniach i pałają do siebie przesłodzoną do obrzydliwości miłością. Drogi byłego naukowca i barona ponownie przecinają się, kiedy arystokrata pojawia się na jednym z przedstawień i wpada mu w oko Consuelo. Baron dobija targu z ojcem dziewczyny, który zgadza się sprzedać mu rękę córki. Nierozpoznany przez Regnarda klaun postanawia temu przeciwdziałać.
Fabuła Tego, którego biją po twarzy w wielu miejscach nie wytrzymuje zawieszenia niewiary. Już sam pomysł, że uczony miałby zostać cyrkowym klaunem, jest na pograniczu groteski. Wewnętrzna potrzeba Paula, by w nieskończoność powtarzać scenę upokorzenia przed Akademią Nauk, jest co najmniej wątpliwa psychologicznie. A widownia zrywająca boki ze śmiechu na widok policzkowanego klauna to obraz żenujący. Może i cyrk jest rozrywką dla mas, ale bez przesady. Z innymi postaciami nie jest lepiej. Ojciec Consuelo kupczący jej ręką dla pieniędzy jawi się jako operetkowy złoczyńca z nieodzowną bródką i wąsikami do kompletu. Trudno uwierzyć, że ten diaboliczny łotr wychował dziecko o duszy czystej jak łza. Sceny z zakochanymi Bezano i Consuelo są tak słodkie, że zahaczają o parodię. Natomiast zakończenie filmu z aktywnym udziałem lwa - maskotki studia MGM miało zdaje się wbijać widza w krzesło, ale podłamany wcześniejszymi niedorzecznościami poczułem jedynie współczucie dla nieszczęsnego zwierzęcia plączącego się po planie. Scenariusz Tego, którego biją po twarzy mógłby się sprawdzić, gdyby reżyser potraktował historię klauna z przymrużeniem oka lub wplątał w nią nieco czarnego humoru. Niestety Sjöström i aktorzy usiłowali zrobić film w stu procentach poważny i osiągnęli efekt całkowicie odwrotny. Oglądałem wszystkie te nadzwyczaj dziwaczne postacie i pomysły na przemian z rozbawieniem i zażenowaniem.
Nie znaczy to, że wszystko w filmie o policzkowanym klaunie jest nieudane. Pomimo całej groteskowości, Lon Chaney w roli Paula jest w pełni wiarygodny. Z charakterystyczną dla siebie przesadą oddaje gwałtowne emocje towarzyszące scenom otwierającym film. Również jako złamany życiem klaun, którego nikt nie bierze poważnie, daje popis wzmocnionej makijażem mimiki. Znakomity aktor wycisnął co się dało z kiepskiej postaci. Niestety reszta obsady pozostaje za nim daleko w tyle, prezentując głównie naiwne uśmiechy lub komiczny patos. Występy cyrkowe, w tym mocno skomplikowane numery klaunów (w niektórych momentach jest ich na scenie kilkudziesięciu) zostały przygotowane bardzo starannie. Zarówno wymyślne, bogato zdobione kostiumy, jak i choreografia zasługują na uznanie. Tyle że, jak pisałem, nie jestem szczególnym fanem cyrku, więc jest to dla mnie niedostateczny powód, by ocenić film pozytywnie. W budowie scen, montażu, czytelnym prowadzeniu fabuły widać profesjonalną rękę Sjöströma, który konsekwentnie dąży do moralizującego finału. Główne grzechy filmu popełnione przy tworzeniu scenariusza i doborze obsady mają jednak ciężki kaliber. Podsumowując, amerykański debiut Szweda uważam za mocno nieudany. Ten, którego biją po twarzy otrzymuje ode mnie marne 4 gwiazdki.
Reżyser: Victor Sjöström
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 12 min.
Występują: Lon Chaney, Norma Shearer, John Gilbert, Tully Marshall, Marc McDermott
Nie jestem wielkim fanem cyrków. Owszem, nie mam nic przeciwko wyjściu tam z dziećmi raz do roku, ale nie dostrzegam w cyrkowym przedstawieniu specjalnej magii czy, tym bardziej, wielkiego artyzmu. Dlatego do wszelkich cyrkowych motywów na ekranie filmowym podchodzę z dużą rezerwą. Tak też było z dzisiejszym filmem. Była też jednak iskierka nadziei. W końcu reżyserem Tego, którego biją po twarzy był Victor Sjöström ceniony przeze mnie za swoje dokonania w kinie szwedzkim. Jak więc wyszedł Sjöströmowi jego pierwszy hollywoodzki film stworzony dla dopiero co założonego studia Metro-Goldwyn-Mayer?
Bohaterem filmu jest naukowiec Paul Beaumont, badacz "pochodzenia człowieka". Paul wraz z żoną zamieszkuje w posiadłości barona Regnarda, który hojną ręką sponsoruje jego badania. Kiedy naukowiec dokonuje przełomowego odkrycia, baron przywłaszcza je sobie jako własne, ośmieszając Paula przed Akademią Nauk i publicznie go policzkując. Na domiar złego żona naukowca zostawia go dla Regnarda i również sprzedaje mu plaskacza na pożegnanie. Załamany Beaumont postanawia zmienić profesję i zostaje klaunem. Jego popisowym, wzbudzającym wśród publiczności salwy śmiechu numerem staje się zbieranie policzków od innych klaunów. Oprócz niego w cyrku występuje para woltyżerów. Bezano (on) i Consuelo (ona) wykonują kaskaderskie numery na koniach i pałają do siebie przesłodzoną do obrzydliwości miłością. Drogi byłego naukowca i barona ponownie przecinają się, kiedy arystokrata pojawia się na jednym z przedstawień i wpada mu w oko Consuelo. Baron dobija targu z ojcem dziewczyny, który zgadza się sprzedać mu rękę córki. Nierozpoznany przez Regnarda klaun postanawia temu przeciwdziałać.
Fabuła Tego, którego biją po twarzy w wielu miejscach nie wytrzymuje zawieszenia niewiary. Już sam pomysł, że uczony miałby zostać cyrkowym klaunem, jest na pograniczu groteski. Wewnętrzna potrzeba Paula, by w nieskończoność powtarzać scenę upokorzenia przed Akademią Nauk, jest co najmniej wątpliwa psychologicznie. A widownia zrywająca boki ze śmiechu na widok policzkowanego klauna to obraz żenujący. Może i cyrk jest rozrywką dla mas, ale bez przesady. Z innymi postaciami nie jest lepiej. Ojciec Consuelo kupczący jej ręką dla pieniędzy jawi się jako operetkowy złoczyńca z nieodzowną bródką i wąsikami do kompletu. Trudno uwierzyć, że ten diaboliczny łotr wychował dziecko o duszy czystej jak łza. Sceny z zakochanymi Bezano i Consuelo są tak słodkie, że zahaczają o parodię. Natomiast zakończenie filmu z aktywnym udziałem lwa - maskotki studia MGM miało zdaje się wbijać widza w krzesło, ale podłamany wcześniejszymi niedorzecznościami poczułem jedynie współczucie dla nieszczęsnego zwierzęcia plączącego się po planie. Scenariusz Tego, którego biją po twarzy mógłby się sprawdzić, gdyby reżyser potraktował historię klauna z przymrużeniem oka lub wplątał w nią nieco czarnego humoru. Niestety Sjöström i aktorzy usiłowali zrobić film w stu procentach poważny i osiągnęli efekt całkowicie odwrotny. Oglądałem wszystkie te nadzwyczaj dziwaczne postacie i pomysły na przemian z rozbawieniem i zażenowaniem.
Nie znaczy to, że wszystko w filmie o policzkowanym klaunie jest nieudane. Pomimo całej groteskowości, Lon Chaney w roli Paula jest w pełni wiarygodny. Z charakterystyczną dla siebie przesadą oddaje gwałtowne emocje towarzyszące scenom otwierającym film. Również jako złamany życiem klaun, którego nikt nie bierze poważnie, daje popis wzmocnionej makijażem mimiki. Znakomity aktor wycisnął co się dało z kiepskiej postaci. Niestety reszta obsady pozostaje za nim daleko w tyle, prezentując głównie naiwne uśmiechy lub komiczny patos. Występy cyrkowe, w tym mocno skomplikowane numery klaunów (w niektórych momentach jest ich na scenie kilkudziesięciu) zostały przygotowane bardzo starannie. Zarówno wymyślne, bogato zdobione kostiumy, jak i choreografia zasługują na uznanie. Tyle że, jak pisałem, nie jestem szczególnym fanem cyrku, więc jest to dla mnie niedostateczny powód, by ocenić film pozytywnie. W budowie scen, montażu, czytelnym prowadzeniu fabuły widać profesjonalną rękę Sjöströma, który konsekwentnie dąży do moralizującego finału. Główne grzechy filmu popełnione przy tworzeniu scenariusza i doborze obsady mają jednak ciężki kaliber. Podsumowując, amerykański debiut Szweda uważam za mocno nieudany. Ten, którego biją po twarzy otrzymuje ode mnie marne 4 gwiazdki.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz