niedziela, 20 maja 2018

Żelazny koń/The Iron Horse (1924)

Film o budowie Pierwszej Kolei Transkontynentalnej

Reżyser: John Ford
Kraj: USA
Czas trwania: 2h 30 min.

Występują: George O'Brien, Madge Bellamy, Cyril Chadwick, Will Walling, Fred Kohler

W XIX wieku w USA popularność zyskała sobie doktryna tak zwanego Objawionego Przeznaczenia. Według niej powinnością i przeznaczeniem Amerykanów było niesienie swojej cywilizacji w głąb kontynentu i dalej, aż nad Pacyfik. Dość pompatyczna i kontrowersyjna, niemniej zyskała sobie wielu zwolenników. Połączenie linią kolejową obu wybrzeży Stanów Zjednoczonych to jeden z kamieni milowych w realizacji Oświeconego Przeznaczenia. Transport kolejowy dał możliwość znacznie szybszego zasiedlania nowych terytoriów i zaprowadzenia tam rządów Cywilizacji. Jednym słowem było to coś więcej niż szlak transportowy. To jedna z przyczyn, dzięki którym Pierwsza Kolej Transkontynentalna stała się jednym z elementów mitologii Dzikiego Zachodu. John Ford w jednym ze swoich pierwszych głośnych filmów postanowił przybliżyć okoliczności powstania trasy, która połączyła kalifornijskie Sacramento z położonym na ówczesnej granicy cywilizacji miastem Omaha. Choć Żelazny koń posiada fabułę, bliżej mu do fabularyzowanego dokumentu niż typowego westernu. Losy występujących w filmie postaci pełnią rolę służebną wobec prawdziwego bohatera opowieści - Pierwszej Kolei Transkontynentalnej.

Film przedstawia wszystkie fazy budowy kolei, od wstępnych pomiarów terenu, poprzez podpisanie przez Abrahama Lincolna ustawy finansującej budowę, konstrukcję toru przez dwie rywalizujące ze sobą spółki (jedna rusza z Sacramento, druga z Omaha), aż do symbolicznego wbicia ostatniego gwoździa i otwarcia linii. Mamy okazję zapoznać się z warunkami życia robotników, wśród których w Kalifornii przeważają chińscy imigranci, a w Nebrasce weterani wojny secesyjnej. Ekipy zamieszkują przenoszone z miejsca na miejsce miasteczka, w których roi się od dziwek, traperów i różnej maści wagabundów. Przyglądamy się aprowizacji tej rzeszy ludzi. Żywność zapewniana jest poprzez polowania na bizony oraz dostawy wielkich stad bydła pędzonych jest przez tysiące kilometrów prerii. Obserwujemy również, jak rozmaici kombinatorzy i przestępcy usiłują załatwiać przy budowie swoje brudne interesiki. Wszystkie te wydarzenia podane są w dość lekkim sosie fabularnym, co ułatwia ich przyswajanie. Ważniejszymi postaciami w filmie są: nadzorujący jedną ze spółek kolejowych inżynier Thomas Marsh, jego córka Miriam zaręczona z oślizgłym inżynierem Jessonem oraz Davy Brandon, traper i znawca terytorium Wyoming poszukujący dwupalcego mordercy swojego ojca. Postacie są dosyć jednowymiarowe i gdyby to one były głównymi bohaterami filmu, nie byłoby najlepiej. Zamysł Forda jest dla mnie jednak czytelny - fabuła nie może być zbyt skomplikowana, żeby nie odwracać uwagi od tego, co w Żelaznym koniu naprawdę ważne, czyli torów, lokomotywy i wszystkiego, co dzieje się wokół nich. Poważniejsze zastrzeżenie fabularne mam tylko do Indian, którzy zostali przedstawieni jako dzika, mordercza horda - po prostu jeszcze jedna przeszkoda na drodze do ukończenia linii. Zdecydowanie można było bardziej ich zniuansować.

Żelazny koń wyróżnia się dbałością o szczegóły. Film otwiera oświadczenie, że wszystkie przedstawione w filmie fakty są zgodne z rzeczywistością. Podchodzę do niego z dużym dystansem, zwłaszcza wobec niezgodnej z prawdą deklaracji, że w scenie otwarcia linii kolejowej wykorzystano oryginalne lokomotywy obecne podczas rzeczywistej ceremonii. Tym niemniej scenografia przygotowana jest fenomenalnie. Praktycznie cały film nakręcony jest w plenerach, dzięki czemu możemy podziwiać krajobrazy prerii i Gór Skalistych (te ostatnie zapewne zastępuje pasmo Sierra Nevada). Narzędzia i akcesoria kolejowe wyglądają bardzo wiarygodnie i są używane w pomysłowy sposób (na przykład platforma kolejowa służy jako improwizowany fort do obrony przed atakiem Indian). Również kostiumy i broń bezbłędnie wprowadzają w klimat epoki. Nie bez powodu John Ford stał się czołowym twórcą westernów. Już jako młody reżyser bezbłędnie wyczuwał klimat Dzikiego Zachodu. Żelaznego konia warto obejrzeć choćby dla całej występującej w filmie przebogatej rekwizytorni i pejzaży.

Drugim przejawem znakomitej reżyserii Forda są sceny grupowe, których w filmie niemało. Mamy świetnie zmontowaną, pełną napięcia konfrontację w saloonie, wspomniane już polowanie na bizony, potężną bitwę z ostrzeliwującymi pociągi Indianami, ale również takie perełki jak strajk robotników czy też wyścig do ukończenia torowiska, podczas którego każdy z robotników sprawnie wykonuje swoje zadanie - wyrównuje ziemię, układa podkład, dopasowuje tor, wbija kolejowe gwoździe - wszystko jak sprawnie działająca maszyna. Prawdziwa to amerykańska patriotyczna poezja filmowa.

Żelazny koń to film, w którym John Ford nie rozwinął jeszcze w pełni swoich możliwości. Mimo tego jest niewątpliwym dowodem talentu tego reżysera i świadectwem jego zamiłowania do westernowych klimatów. Objawione Przeznaczenie znane mi było wcześniej jako nieco pretensjonalna amerykańska koncepcja, ale Fordowi udało się sprawić, że poczułem jej ducha (co nie znaczy, że się z nią zgadzam). Polecam film osobom ciekawym kultury USA. Na pewno nie jest do tego stopnia wierny faktom, jak twierdzą plansze tekstowe, ale pozwala zrozumieć, dlaczego budowa Pierwszej Kolei Transkontynentalnej była tak ważnym dla USA wydarzeniem. Nie polecam natomiast uczulonym na patos oraz tym, którzy szukają ciekawych opowieści o ludzkich losach. Tutaj Żelazny koń pozostawia sporo do życzenia. Wystawiam mu 8 gwiazdek i z ciekawością czekam na kolejne produkcje Forda.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz