Film o poletku ziemniaków.
Reżyser: D.W. Griffith
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 39 min.
Występują: Carol Dempster, Neil Hamilton, Helen Lowell, Marcia Harris, Hans Adalbert Schlettow
Czasy się zmieniały, a D. W. Griffith wciąż kręcił filmy po swojemu. Czyż życie nie jest wspaniałe, jego obraz z 1924 roku, ponownie wykorzystuje wypróbowane techniki gry na emocjach widza. Znów również reżyser skupia swą uwagę na życiu "prostych ludzi", serwując "prostą historię" z jasnym, czytelnym morałem. Chociaż film jest dość udany, zaczynam rozumieć, dlaczego Griffith popadł w zapomnienie wraz z końcem kina niemego. Kiedyś innowacyjny, w 1924 roku preferowany przez niego sposób narracji był już nieco anachroniczny w porównaniu z tym, co proponowali reżyserzy niemieccy czy francuscy. Korzystanie ciągle z tego samego schematu fabuły musiało się kiedyś zużyć. No dobrze, ale o czym właściwie jest film?
Czyż życie nie jest wspaniałe zabiera nas w podróż do Republiki Weimarskiej. Bohaterami filmu są "polscy uchodźcy", jednak ani ich polskość, ani "uchodźczość" nie mają żadnego wpływu na fabułę. Dotarłem do informacji, że Griffith obawiał się uczynić bohaterami swego filmu Niemców, którzy mieli wówczas złą prasę, obwinieni o wywołanie I Wojny Światowej. Dlatego na przykładzie losów Polaków przybliżył warunki życia panujące w zniszczonych wojną Niemczech. Zatem nasi polscy uchodźcy zostają kilkuosobową grupą zakwaterowani z ciasnym mieszkanku i usiłują jakoś związać koniec z końcem. Są wśród nich dwie starsze wiekiem kobiety ("ciotka" i "babka"), roztargniony profesor, młody weteran wojenny Paul, który wciąż odczuwa skutki porażenia gazem bojowym oraz zakochana w nim dziewoja Inga. Polacy żyją bardzo skromnie, ale w miarę zgodnie. Zgodnie z tytułem filmu, starają się mimo trudnej sytuacji dostrzegać pozytywne strony życia. W Republice Weimarskiej praca co prawda jest, ale brakuje jedzenia. W skład diety bohaterów wchodzą małe ilości chleba, ziemniaków i dzikiego chrzanu. Mięso i inne produkty żywnościowe są trudno dostępne i bardzo drogie - szaleje hiperinflacja. Problem ten jest świetnie ukazany w scenie, w której bohaterowie stoją w długiej kolejce po mięso. Kiedy przychodzi ich kolej, nie są w stanie zapłacić, ponieważ cena podczas ich oczekiwania wzrosła o 100%. W innej scenie pracujący jako kelner Paul jest przed wyjściem z pracy przeszukiwany, ponieważ obowiązuje zakaz wynoszenia do domu resztek.
Prawdę mówiąc, film mocno się ślimaczy mniej więcej do 40 minuty, skupiając się głównie na ekspozycji i ukazywaniu różnych obrazków z życia codziennego bohaterów. Za to druga połowa okazuje się zaskakująco dynamiczna i wciągająca. Akcja od pewnego momentu skupia się wokół sekretnego poletka ziemniaków, którego doglądają Paul i Inga. Jeżeli uda im się zebrać plony, będą w stanie odłożyć zapas żywności na zimę dla wszystkich lokatorów mieszkanka. Taka niezależność pozwoli im wziąć upragniony ślub. Mężczyzna rozpoczyna też budowę drewnianego domku - altanki. Na ziemniaki czyhają jednak "robotnicy" - komunizujący złodzieje żywności, którzy polują na "spekulantów", odbierając im wszelkie nadwyżki, nierzadko wraz z życiem. Trudno nie trzymać kciuków na ciężko pracujących młodych i nie drżeć o ich losy, kiedy usiłują przetransportować zbiory w bezpieczne miejsce. Choć cały film podszyty jest sentymentalizmem, zakończenie jest realistyczne, pozbawione nadmiaru lukru, a zarazem pokrzepiające. Można rzec, że Griffithowi udało się zjeść ciastko i je mieć.
Kinematograficznie Griffith nie zawarł w filmie żadnych nowości. Kamera jest mocno statyczna, ujęcia nieskomplikowane, scenografia celowo wprowadza atmosferę "zwyczajności" otoczenia. W scenach akcji reżyser zastosował swoją wizytówkę - równoległy montaż, który sprawdza się jak zawsze. Aktorzy również wpisują się w typowe dla Griffitha ramy - główne postacie to para młodych kochanków pokonująca przeszkody stojące na drodze ich miłości, w ich tle kilka nieco groteskowych osobowości. Carol Dempster i Neil Hamilton nie są jednak aktorami kalibru Lillian Gish czy Roberta Harrona. Patrzy się na nich przyjemnie, ale nie zapadają w pamięć. W roli Giganta - przywódcy rabusiów żywności wyróżnia się jedyny niemiecki aktor zaangażowany do filmu, znany z kreacji złoczyńców w filmach Fritza Langa Hans Adalbert Schlettow.
Mimo wszystkich zastrzeżeń muszę stwierdzić, ze Griffithowi znów się udało. Wziął na warsztat bardzo ciekawy temat, ukazując w interesujący sposób trudne dziś do wyobrażenia warunki życia w nędzy. Moralizatorstwo jest w filmie obecne, ale nie przytłacza. Bohaterowie budzą sympatię i łatwo się z nimi identyfikować. W całej swej zwyczajności Czyż życie nie jest wspaniałe ogląda się przyjemnie, przynajmniej po przebrnięciu przez nudnawy początek filmu. Hojna ręką przyznaję mu 7 gwiazdek. Jest to ostatni film D.W. Griffitha, który będzie recenzowany na Chronofilmotece. Niewątpliwie był ciekawym reżyserem, któremu kino sporo zawdzięcza, jednak zabrakło w jego filmografii jakiegoś definitywnego dzieła sztuki.
Reżyser: D.W. Griffith
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 39 min.
Występują: Carol Dempster, Neil Hamilton, Helen Lowell, Marcia Harris, Hans Adalbert Schlettow
Czasy się zmieniały, a D. W. Griffith wciąż kręcił filmy po swojemu. Czyż życie nie jest wspaniałe, jego obraz z 1924 roku, ponownie wykorzystuje wypróbowane techniki gry na emocjach widza. Znów również reżyser skupia swą uwagę na życiu "prostych ludzi", serwując "prostą historię" z jasnym, czytelnym morałem. Chociaż film jest dość udany, zaczynam rozumieć, dlaczego Griffith popadł w zapomnienie wraz z końcem kina niemego. Kiedyś innowacyjny, w 1924 roku preferowany przez niego sposób narracji był już nieco anachroniczny w porównaniu z tym, co proponowali reżyserzy niemieccy czy francuscy. Korzystanie ciągle z tego samego schematu fabuły musiało się kiedyś zużyć. No dobrze, ale o czym właściwie jest film?
Czyż życie nie jest wspaniałe zabiera nas w podróż do Republiki Weimarskiej. Bohaterami filmu są "polscy uchodźcy", jednak ani ich polskość, ani "uchodźczość" nie mają żadnego wpływu na fabułę. Dotarłem do informacji, że Griffith obawiał się uczynić bohaterami swego filmu Niemców, którzy mieli wówczas złą prasę, obwinieni o wywołanie I Wojny Światowej. Dlatego na przykładzie losów Polaków przybliżył warunki życia panujące w zniszczonych wojną Niemczech. Zatem nasi polscy uchodźcy zostają kilkuosobową grupą zakwaterowani z ciasnym mieszkanku i usiłują jakoś związać koniec z końcem. Są wśród nich dwie starsze wiekiem kobiety ("ciotka" i "babka"), roztargniony profesor, młody weteran wojenny Paul, który wciąż odczuwa skutki porażenia gazem bojowym oraz zakochana w nim dziewoja Inga. Polacy żyją bardzo skromnie, ale w miarę zgodnie. Zgodnie z tytułem filmu, starają się mimo trudnej sytuacji dostrzegać pozytywne strony życia. W Republice Weimarskiej praca co prawda jest, ale brakuje jedzenia. W skład diety bohaterów wchodzą małe ilości chleba, ziemniaków i dzikiego chrzanu. Mięso i inne produkty żywnościowe są trudno dostępne i bardzo drogie - szaleje hiperinflacja. Problem ten jest świetnie ukazany w scenie, w której bohaterowie stoją w długiej kolejce po mięso. Kiedy przychodzi ich kolej, nie są w stanie zapłacić, ponieważ cena podczas ich oczekiwania wzrosła o 100%. W innej scenie pracujący jako kelner Paul jest przed wyjściem z pracy przeszukiwany, ponieważ obowiązuje zakaz wynoszenia do domu resztek.
Prawdę mówiąc, film mocno się ślimaczy mniej więcej do 40 minuty, skupiając się głównie na ekspozycji i ukazywaniu różnych obrazków z życia codziennego bohaterów. Za to druga połowa okazuje się zaskakująco dynamiczna i wciągająca. Akcja od pewnego momentu skupia się wokół sekretnego poletka ziemniaków, którego doglądają Paul i Inga. Jeżeli uda im się zebrać plony, będą w stanie odłożyć zapas żywności na zimę dla wszystkich lokatorów mieszkanka. Taka niezależność pozwoli im wziąć upragniony ślub. Mężczyzna rozpoczyna też budowę drewnianego domku - altanki. Na ziemniaki czyhają jednak "robotnicy" - komunizujący złodzieje żywności, którzy polują na "spekulantów", odbierając im wszelkie nadwyżki, nierzadko wraz z życiem. Trudno nie trzymać kciuków na ciężko pracujących młodych i nie drżeć o ich losy, kiedy usiłują przetransportować zbiory w bezpieczne miejsce. Choć cały film podszyty jest sentymentalizmem, zakończenie jest realistyczne, pozbawione nadmiaru lukru, a zarazem pokrzepiające. Można rzec, że Griffithowi udało się zjeść ciastko i je mieć.
Kinematograficznie Griffith nie zawarł w filmie żadnych nowości. Kamera jest mocno statyczna, ujęcia nieskomplikowane, scenografia celowo wprowadza atmosferę "zwyczajności" otoczenia. W scenach akcji reżyser zastosował swoją wizytówkę - równoległy montaż, który sprawdza się jak zawsze. Aktorzy również wpisują się w typowe dla Griffitha ramy - główne postacie to para młodych kochanków pokonująca przeszkody stojące na drodze ich miłości, w ich tle kilka nieco groteskowych osobowości. Carol Dempster i Neil Hamilton nie są jednak aktorami kalibru Lillian Gish czy Roberta Harrona. Patrzy się na nich przyjemnie, ale nie zapadają w pamięć. W roli Giganta - przywódcy rabusiów żywności wyróżnia się jedyny niemiecki aktor zaangażowany do filmu, znany z kreacji złoczyńców w filmach Fritza Langa Hans Adalbert Schlettow.
Mimo wszystkich zastrzeżeń muszę stwierdzić, ze Griffithowi znów się udało. Wziął na warsztat bardzo ciekawy temat, ukazując w interesujący sposób trudne dziś do wyobrażenia warunki życia w nędzy. Moralizatorstwo jest w filmie obecne, ale nie przytłacza. Bohaterowie budzą sympatię i łatwo się z nimi identyfikować. W całej swej zwyczajności Czyż życie nie jest wspaniałe ogląda się przyjemnie, przynajmniej po przebrnięciu przez nudnawy początek filmu. Hojna ręką przyznaję mu 7 gwiazdek. Jest to ostatni film D.W. Griffitha, który będzie recenzowany na Chronofilmotece. Niewątpliwie był ciekawym reżyserem, któremu kino sporo zawdzięcza, jednak zabrakło w jego filmografii jakiegoś definitywnego dzieła sztuki.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz