czwartek, 19 lipca 2018

Anna Karenina/Love (1927)

Film o tłamszących okowach

Reżyseria: Edmund Goulding
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 17 min.

Występują: John Gilbert, Greta Garbo, George Fawcett, Emily Fitzroy, Brandon Hurst, Philippe De Lacy

Po dużym sukcesie Symfonii zmysłów decydenci wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer postanowili odciąć kupony od popularności filmu i szybko przygotowali kolejną produkcję, w której w rolach głównych obsadzono duet Johna Gilberta i Grety Garbo. Padło na adaptację Anny Kareniny Lwa Tołstoja, której w USA nadano dość prozaiczny tytuł Love. Arcydzieło literatury światowej zostało nieco przycięte do hollywoodzkich standardów, ale nawet w okrojonej postaci było świetnym materiałem na scenariusz. Przede wszystkim jednak film jest wehikułem dla wspomnianego gwiazdorskiego duetu, który przeniósł na ekran chemię łączącą aktorów również w świecie rzeczywistym.

Anna Karenina zabiera widza w podróż do carskiej Rosji, którą rządzi obyczaj (konserwatywny) i konwenanse (dworskie). Tytułowa bohaterka jest żoną dużo starszego od siebie senatora i matką ośmioletniego synka. Pewnego zimowego dnia, podróżując do Petersburga, Anna poznaje młodego oficera Aleksieja Wrońskiego. Podczas przymusowego noclegu w przydrożnej gospodzie Wroński usiłuje uwieść piękną kobietę, jego awanse zostają jednak odrzucone. Po przybyciu do stolicy Anna zaczyna często wpadać na młodego porucznika podczas różnego rodzaju balów i uroczystości i odkrywa, że pociąga ją jego towarzystwo. Ich zażyłość staje się coraz bliższa, co nie uchodzi uwagi bywalcom petersburskich salonów, a także mężowi Anny. W końcu przekraczają granicę. Choć kontynuacja romansu zagraża obydwojgu ostracyzmem społecznym, wbrew całemu światu postanawiają być ze sobą.

Film, podobnie jak książkowy pierwowzór, przedstawia głównych bohaterów jako ofiary zacofanego ustroju społecznego, który nie pozwala im zaznać szczęścia. Anna jest uwięziona w pozbawionym miłości małżeństwie, a dbający o reputację mąż nie chce pozwolić jej odejść. Wrońskiego wiążą obowiązki żołnierza i rodzinne tradycje związane ze służbą w dragonach. Ich miłość daleka jest od zdrowego uczucia i pełna egoizmu. Aleksego trawi zazdrość nie tylko o męża Anny, ale również o jej małoletniego syna. Gdy Karenina ulega jego namowom i porzuca rodzinę, nie potrafi uwolnić się od tęsknoty za dzieckiem i wyrzutów sumienia.

Film tak skupiony na psychice bohaterów nie byłby udany, gdyby aktorzy nie podołali swemu zadaniu. Garbo i Gilbert poradzili sobie świetnie. Ona gra całkowite przeciwieństwo swej bohaterki z Symfonii zmysłów - kobietę delikatną, wrażliwą, tęskniącą za miłością. Najlepiej widać to w świetnej scenie, w której Anna obserwuje Aleksieja biorącego udział w wyścigach konnych i mimo stojących wokół ludzi nie potrafi opanować emocji. Gilbert jest równie przekonujący w roli buzującego hormonami fircyka, jednak widać tu duże podobieństwo do jego poprzednich kreacji. Duet ten wspomaga Brandon Hurst jako posągowy, stoicki senator Karenin preferujący zemstę na zimno. Warto też  zwrócić uwagę na grającego syna Kareninów młodego Philippe De Lacy'ego, który pięknie współpracuje z Garbo w scenach matczyno-synowskich.

Anna Karenina ma dwa zakończenia. Twórcy nie tylko nakręcili dwie alternatywne sceny końcowe, ale rozpowszechniali je równocześnie w różnych kinach. Jedna z nich jest zbliżona do zakończenia książkowego, druga (którą widziałem) jest w bardziej kiczowatym, hollywoodzkim stylu. Ciekawy to zabieg, który dodatkowo nie pozwala mi skrytykować wypaczenia przez film sensu pierwowzoru. Każdy może sobie wybrać ten koniec, który bardziej mu odpowiada.

Reasumując, Anna Karenina jest dobrze zrealizowanym melodramatem, w sposób przystępny dla masowego odbiorcy adaptującym słynną powieść. Trochę cierpi z powodu okrojenia wątków pobocznych i, pomimo ładnej scenografii, określiłbym ją raczej jako dzieło kameralne. Warto ją obejrzeć dla dobrego aktorstwa, aczkolwiek na wzorową adaptację powieści Tołstoja przyjdzie nam jeszcze poczekać. Wystawiam 8 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz