Film o języku filmowym
Reżyseria: Dziga Wiertow
Kraj: ZSRR
Czas trwania: 1h 8 min.
Reżyser Dziga Wiertow, jego brat Michaił Kaufman i żona Elizawieta Swiłowa stanowili trzon eksperymentalnej grupy filmowej o nazwie "Kino-Oko". Wedle manifestu ideowego grupy, ich celem było "uchwycenie w filmie prawdy" - odkrycie na taśmie filmowej pokładów rzeczywistości głębszej od tego, co widoczne gołym okiem. Pełną realizację tej doktryny stanowić miał Człowiek z kamerą - próba stworzenia języka filmowego zdolnego opowiadać o świecie bez środków pomocniczych, wyłącznie obrazem. Tego, co powstało, nie sposób nazwać słownikiem nowego języka, ale śmiało może uchodzić za atlas. Kinematograficzny album przybliżający gamę rozwiązań służących opowiadaniu rzeczywistości za pomocą ruchomych obrazów.
W Człowieku z kamerą wyodrębnić można cztery warstwy znaczeniowe. W uproszczeniu skupiają się one na tym, co można filmować, jak można filmować, co można przekazywać i kim jest w tym wszystkim autor - tytułowy człowiek z kamerą. Jeżeli chodzi o kwestię pierwszą, film sprawia wrażenie dokumentu przybliżającego życie codzienne rosyjskich miast. Obserwujemy ludzi przy pracy i w odpoczynku, ruch uliczny, pracujące maszyny. Wszędzie w tle lub na pierwszym planie przewija się symboliczny kamerzysta - ciekawski mężczyzna filmujący wszystko, co wpadnie mu w oko i z determinacją wyszukujący najlepsze pozycje do ciekawych ujęć. Czasem zastępowany jest przez jeszcze bardziej rudymentarne oko obiektywu. Gdyby tylko na tym poprzestać, film byłby zaledwie interesującym dokumentem. Pójdźmy o krok dalej.
Tworząc atlas filmowych narzędzi narracyjnych, Wiertow i jego współpracownicy wpletli w film ogromną liczbę technik zdjęciowych i montażowych. Pierwsze sceny filmu ukazujące uśpione miasto są statyczne, nieruchome. Śpiący ludzie. Puste balkony. Nieruchoma winda. Stojące auto. Komin, który nie dymi. Z chwilą przebudzenia metropolii kamera ożywa. Zaczyna się poruszać. Przyglądać się miastu z góry. Z oddali. Po chwili z bliska. Pod kątem. W ruchu. Kamerzysta filmuje, jadąc na motorze. Wspina się z kamerą na komin. Jedzie kolejką linową. Podkopuje się pod nasyp kolejowy, żeby uchwycić podwozie jadącej lokomotywy. To zaledwie początek. Czas na efekty specjalne. Zaciemnienia. Prześwietlenia. Migotanie. Przyspieszenie filmu. Spowolnienie. A przecież możemy jeszcze montować. Zestawiać różne obrazy. Tworzyć złudzenia optyczne. Mozaiki. Wirować wokół własnej osi i tworzyć płynący prędko nurt obrazów. Możemy wywoływać emocje. Możemy powtarzać te same obrazy w różnych kontekstach. Możemy filmować człowieka filmującego filmowanie kamery. To tylko część tego, co prezentuje Wiertow, ale daje pojęcie o rozmachu jego warsztatu.
Pokaz techniczny połączony został z prezentacją treści. Ma ona formę wyrywkową, poszczególne tematy są sygnalizowane bez głębszego rozwijania. Mamy więc mechanizację symbolizowaną przez rozmaite maszyny, zębatki i przekładnie. Miasto funkcjonuje jak organizm - kłębiący się ludzie w zgodzie pracują, robią zakupy, odpoczywają. Wszystko wspomaga sprawna komunikacja miejska. Jest (bo musiał być) nieodzowny Lenin, zza grobu patronujący samodoskonalącym się obywatelom. Sceny z miejskiej plaży demonstrują lekkość bytu, a jednocześnie zwracają uwagę na fizyczne piękno. Filmowiec może jednak pokazywać również to, co ważne. Wszędobylski kamerzysta dociera na salę porodową i jest przy narodzinach niemowlęcia. Przybywa też na pogrzeb człowieka, którego czas dobiegł końca. Pojawia się na miejscu wypadku. Wsiada do ambulansu. Nie boi się zejść nawet do szybu kopalni i towarzyszyć górnikom na przodku. Cokolwiek jest warte obejrzenia, film może to pokazać i dzięki narzędziom swego języka wyłapać to, co istotne.
Kim zatem jest nasz człowiek z kamerą, gotów na każde ryzyko, by zdobyć dobry materiał? Wizja Wiertowa tchnie optymizmem i entuzjazmem. Jego kamerzysta (czyli brat - Michaił Kaufman) jest niestrudzonym dostarczycielem informacji, poszukiwaczem prawdy. Jego żona w montażowni kataloguje obrazy, będąc swoistą bibliotekarką dzieł napisanych w nowym języku. Taka była wizja autorów. U dzisiejszego widza wszechobecne oko kamery wzbudza pewien niepokój, zwłaszcza że film powstał w kraju totalitarnym. A jednak zaproponowany przez twórców język ma charakter uniwersalny. Stosowane przez nich rozwiązania mogą być użyte wszędzie, zaprezentować każdą sytuację. Poza dobrem i złem, kamerzysta i jego urządzenie mogą być obiektywnym obserwatorem, stronniczym narratorem, czujnym Wielkim Bratem lub usłużnym przyjacielem. W pewnym sensie przerastają wizję "Kina-Oka", stając się czymś znacznie więcej. Dlatego warto Człowieka z kamerą oglądać również dziś i warto będzie za sto lat. Wiertow zdołał ukazać w nim prawdę, której sam nie potrafił uchwycić gołym okiem i opisać w swym manifeście. Prawdę o możliwościach kina i tkwiącym w nim potencjale.
Film otrzymuje ode mnie 10 gwiazdek. To chyba najlepsza pozycja, jaka do tej pory zagościła na Chronofilmotece.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz