Film o defiladach
Reżyseria: Frank Borzage
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 37 min.
Występują: Dick Powell, Ruby Keeler, Pat O'Brien
Witajcie w Akademii West Point, najlepszej wojskowej szkole w Ameryce! Jesteśmy prawdziwą kuźnią kadr! Nasze mury opuścili tacy bohaterowie jak generał Pershing i generał MacArthur. Z was także zrobimy wzorowych oficerów. Będziecie defilować, defilować i jeszcze raz defilować. A kiedy nie będziecie defilować, będziecie przygotowywać doroczne uroczyste przedstawienie dla Dowództwa. Dla złaknionych rozrywki mamy Promenadę Miłości, historyczny szlak, którym kadeci chadzają na spacery z córkami generałów. A córki generałów chcą albo nie chcą z nimi chodzić. Albo jedno i drugie. Spokojnie, nie ma się czego obawiać. W razie nieporozumienia wszystko zamieciemy pod dywan. Najlepsza wojskowa szkoła w Ameryce nie może sobie pozwolić na skandale.
Powyższy akapit mniej więcej oddaje ducha Promenady miłości. Film ten został nakręcony na zlecenie wytwórni Warner Bros i przy udziale jej gwiazd. Różni się jednak od typowych musicali Warnerów. Na liście płac brak specjalisty od tanecznej ekstrawagancji Busby'ego Berkeleya. Choreografią najwyraźniej zajął się osobiście reżyser Frank Borzage. Ponieważ znaczna część filmu toczy się w Akademii West Point, a pozostałe sceny na Hawajach, twórcy skorzystali z masy interesujących plenerów oraz z udostępnionego im nowoczesnego sprzętu wojskowego. Także tradycyjna fabuła oparta na przygotowywaniu muzycznego przedstawienia uległa modyfikacjom. Zamiast musicalu, bohaterowie pracują nad teatrzykiem dla zblazowanych generałów.
Fabularnie Promenada miłości jest mocno pretensjonalnym melodramatem. Młody szeregowiec zostaje oddelegowany jako szofer córki generała. Ponieważ nakazano mu spełniać jej zachcianki, wywozi ją na jakieś hawajskie plaże i srogo podpada zwierzchnikom. Para rozstaje się w dość nieprzyjemnym nastroju. Ich drogi krzyżują się ponownie kilka lat później w West Point, gdzie mają wspólnie wystąpić w przedstawieniu o zakochanym żołnierzu. Dalszy rozwój wydarzeń jest do bólu przewidywalny. Wszystko to w otoczce opisanej w pierwszej części tekstu. Ugh.
Aktorsko w Promenadzie rej wodzi stały duet Warnerów w osobach Dicka Powella i Ruby Keeler. Ten pierwszy zaskakuje pozytywnie, chyba po raz pierwszy nie prezentując na ekranie ciepłych klusek. Przeciwnie, Powell wyciska ze swojej marnej postaci wszystko, co było możliwe. Usilnie stara się przedstawić wplątanego w niefortunny romans kadeta jako postać dramatyczną i nękaną rzeczywistymi problemami. Ba, jego bohater kilkakrotnie pokazuje, że ma cojones. Do tego nieźle śpiewa. Powell zdecydowanie jest najjaśniejszą częścią filmu. W przeciwieństwie do niego Ruby Keeler udowodniła, że aktorsko nie ma do zaprezentowania niczego poza cielęcym uśmiechem. Jest nieznośna, nudna, pozbawiona energii. W poprzednich filmach ratowały ją umiejętności taneczne, tym razem poprzestaje na wygłaszaniu drętwych dialogów i przymilnym uśmiechaniu się do wszystkich. Promenada cierpi także na deficyt ciekawych postaci na drugim planie. Poza prostackim sierżantem - kumplem głównego bohatera nie zapamiętałem nawet żadnej twarzy. Trzeba jasno powiedzieć, że jeśli chodzi o aspekty fabularne, jest to produkcja kiepska.
Strona muzyczna filmu to przede wszystkim defilady i inne układy związane z marszami wojskowymi. Są ładnie wyreżyserowane, nieraz odgrywane z dużą liczbą statystów. Zadbano także o kostiumy - okazuje się, że kadeci West Point ubierali się w latach trzydziestych w mundury przywodzące raczej na myśl XVIII wiek. Najlepszą sceną filmu pozostaje jednak jego otwarcie prezentujące ćwiczebny ostrzał samolotów z jakiejś machiny artyleryjskiej. To smutne, że żaden człowiek nie zdołał w Promenadzie miłości przebić maszyny.
Moje ostateczne wnioski nie są pozytywne. Powiedzmy, że można na ten ostrzał, marsze i defilady popatrzeć z pewnym uznaniem. Nie sposób jednak opędzić się od złośliwej myśli. Życie kadetów West Point musiało być doprawdy bajkowe. Ich głowy zaprzątały wyłącznie miłość i defilady. Nie wiem, jakim cudem ci wszyscy oficerowie mieliby dziesięć lat później zwyciężać na frontach II Wojny Światowej. Ja nie powierzyłbym im nawet obrony supermarketu. Z uwagi na niezłego Powella i machiny wojenne wystawiam 6 gwiazdek. Mimo to wątpię, żebym za miesiąc pamiętał cokolwiek z tego filmu..
Moje ostateczne wnioski nie są pozytywne. Powiedzmy, że można na ten ostrzał, marsze i defilady popatrzeć z pewnym uznaniem. Nie sposób jednak opędzić się od złośliwej myśli. Życie kadetów West Point musiało być doprawdy bajkowe. Ich głowy zaprzątały wyłącznie miłość i defilady. Nie wiem, jakim cudem ci wszyscy oficerowie mieliby dziesięć lat później zwyciężać na frontach II Wojny Światowej. Ja nie powierzyłbym im nawet obrony supermarketu. Z uwagi na niezłego Powella i machiny wojenne wystawiam 6 gwiazdek. Mimo to wątpię, żebym za miesiąc pamiętał cokolwiek z tego filmu..
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz