środa, 6 marca 2019

Synowie pustyni/Sons of the Desert (1933)

Film o pantoflarzach rwących się ku wolności

Reżyseria: William A. Seiter
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 1 min.

Występują: Stan Laurel, Oliver Hardy, Mae Busch, Dorothy Christy, Charlie Chase

Stan Laurel i Oliver Hardy, w Polsce znani jako Flip i Flap, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych duetów komików w historii kina. Jeden szczupły i nieco ślamazarny, drugi pulchny i energiczny, operowali humorem w specyficznym, slapstickowym stylu. Laurel i Hardy, współpracując od roku 1927, nakręcili wspólnie ponad setkę filmów krótko i długometrażowych. Synowie pustyni są jedną z ich najbardziej znanych produkcji, często wskazywaną jako najlepsza. Tytułowi "Synowie pustyni" to nazwa stowarzyszenia, którego członkami są bohaterowie filmu. Nie bardzo wiadomo, czym się owe bractwo zajmuje. Pewnym jest tylko, że jego członkowie bardzo sobie cenią swoją przynależność. Chyba bardziej, niż nakazywałby to zdrowy rozsądek. I sprowadza to na nich nie lada kłopoty.

W scenie otwierającej film Stan i Oliver (występują pod swoimi prawdziwymi nazwiskami) biorą udział w uroczystym zebraniu Synów pustyni. Na jego zakończenie wraz z pozostałymi "braćmi" uroczyście przysięgają, że przybędą na Wielki Zjazd, który odbędzie się w Chicago. Przyjaciele stoją jednak w obliczu niewielkiego problemu - uzyskania zgody swoich żon na wyjazd. Chociaż obaj uważają się za władców domu, okazuje się to trudniejsze, niż przypuszczali. Problemy ma zwłaszcza przemądrzały Oliver, który wcześniej obiecał małżonce wspólny wypad w góry. W końcu Stan i Ollie uciekają się do fortelu, który obejmuje symulowanie ciężkiej choroby i fikcyjny wyjazd na leczenie na Hawaje. (Wszystko dlatego, że Pani Hardy cierpi na chorobę morską). Utrzymanie tajemnicy okaże się jednak znacznie trudniejsze, niż przypuszczali.

Komizm filmu opiera się w dużej mierze na przeciwstawieniu budowanego przez bohaterów wizerunku twardych facetów prozaicznej rzeczywistości. Stan i Oliver są bowiem pantoflarzami bojącymi się sprzeciwić swoim energicznym żonom. W rezultacie zmuszeni są uciec się do skomplikowanej mistyfikacji, która od pewnego momentu zaczyna rozchodzić się w szwach. W gruncie rzeczy intryga Synów pustyni jest dziurawa, nieskomplikowana i właśnie dzięki temu służy jako taśmociąg dla kolejnych gagów. Sporo jest także w filmie slapsticku. Są to przede wszystkim gagi oparte na niezdarności bohaterów i nieszczęśliwych wypadkach. Na przykład w pewnej scenie bohaterowie po kolei wpadają do wielkiej miednicy pełnej wrzątku, a w innej Stan zajada się sztucznymi owocami. Oprócz rozśmieszania widzów, bohaterowie wykonują także kilka piosenek. W tym skoczny, wpadający w ucho numer Honolulu Baby, który przypomniał mi, że widziałem ten film w dzieciństwie.

Na pochwałę zasługują komediowe kreacje duetu komików. Są one nieskomplikowane i, o ile mi wiadomo, podobne do postaci z ich innych filmów. Nie zmienia to faktu, że Laurel i Hardy świetnie się czują jako pozbawieni zdrowego rozsądku fajtłapa i furiat. Dobrze się uzupełniają zarówno pod względem wyglądu, jak i charakterologicznie. Tutaj jednak czas na chwilę prawdy - otóż humor "Flipa i Flapa" (nie znoszę tych pseudonimów) jest prosty, cudaczny i nie silący się na jakieś ambicje. Nie znajdziemy w Synach pustyni ambitnej kinematografii w stylu Bustera Keatona, czy wzruszeń typowych dla Charliego Chaplina. To po prostu dwóch pociesznych gości i nic więcej.

Czy Synowie pustyni mnie rozbawili? Muszę przyznać, że raczej umiarkowanie. Doceniam wysiłki i talent komików, którzy wymyślili wiele skeczy powtarzanych później przez dziesiątki naśladowców. Osobiście niezbyt przepadam za prezentowanym przez nich typem humoru. Przyjemnie się ich oglądało, ale bez rewelacji. Za wyjątkiem przywołującego miłe wspomnienia Honolulu Baby, rzecz jasna. Polecam głównie fanom slapsticku. Wystawiam 7 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz