niedziela, 10 marca 2019

Poranna chwała/Morning Glory (1933)

Film o kobiecie w tunelu

Reżyseria: Lowell Sherman
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 13 min.

Występują: Katharine Hepburn, Douglas Fairbanks Jr., Adolphe Menjou, C. Aubrey Smith, Mary Duncan

Żadna z dotychczas goszczących na Chronofilmotece gwiazd kina nie wzbudziła we mnie tak mieszanych uczuć jak Katharine Hepburn. Dostrzegam jej talent i nietuzinkowość uzupełnione charakterystyczną urodą. Nie pojmuję jednak, w jaki sposób udało się jej tak szybko wskoczyć na szczyt. Hepburn pojawiła się w Hollywood w roku 1932 właściwie znikąd i błyskawicznie została gwiazdą. Rok później zdobyła swojego pierwszego Oscara z rolę w Porannej chwale, a inny jej film Małe kobietki także został obsypany nagrodami. Hepburn stanowiła najmocniejszy punkt obu tych mocno przeciętnych obrazów. O Kobietkach napisałem już to i owo. Poranna chwała to zupełnie inny typ filmu. Można powiedzieć, że jest próbą oddania na ekranie wewnętrznej pustki, która jest konsekwencją dążenia do sławy. Zadanie to udało się twórcom zrealizować aż zbyt dobrze.

Fabuła filmu kręci się wokół Evy Lovelace, młodej dziewczyny, która za cel życia postawiła sobie zostanie gwiazdą teatru. Gdy ją poznajemy, przesiaduje w biurze broadwayowskiego producenta Eastona, starając się zwrócić na siebie uwagę decydentów. Chociaż sam Easton nie jest zainteresowany współpracą z nieco dziwną debiutantką, wzbudza ona sympatię jego wspólnika, scenarzysty Sheridana. Eva nawiązuje też znajomość z aktorem starszego pokolenia Robertem Hedgesem, który obiecuje dać jej kilka lekcji aktorstwa. Póki co jednak kariera dziewczyny zastyga w martwym punkcie, zmuszając ją do przyjmowania rólek w przedstawieniach cyrkowych. Okazja na odmianę losu nadarza się kilka miesięcy później, kiedy to za pośrednictwem Hedgesa Eve wprasza się na przyjęcie organizowane w domu Eastona.

Poranna chwała ukazuje drogę do kariery gwiazdy estrady jako wymagającą poświęceń, wyrzeczeń, a czasem mało etycznych posunięć. Jednocześnie przestrzega, że nagroda może być krótkotrwała i mało satysfakcjonująca. Muszę powiedzieć, że po obejrzeniu tej utrzymanej w klimacie przedstawienia teatralnego historii czuję się przekonany. Nie warto za wszelką cenę robić kariery, a dopiąć swego potrafią właśnie takie nieco żałosne postacie jak Eva Lovelace. Bohaterka zagrana przez Hepburn jest niezwykle wyrazista, charakterystyczna i dziwaczna. Reprezentuje ciężki przypadek myślenia tunelowego, które poza wyznaczonym sobie celem nie dostrzega niczego więcej. Najczęściej tego typu osobowości działają destrukcyjnie na innych, ale w przypadku delikatnej jak trzcina Evy objawia się to inaczej. Bohaterka uważa za swą powinność wejście na szczyt. Mimo prześladującego ją pecha ani przez chwilę nie rozważa zmiany planów. Jedynym tematem jej rozmów, a właściwie monologów (bo gada bez przerwy), jest aktorstwo i pomysły z nim związane. Innych ludzi postrzega wyłącznie przez pryzmat tego, co może dzięki nim uzyskać. Ponownie nie oznacza to jakiejkolwiek uzewnętrznionej agresji, a tylko brak zainteresowania nawet przyjaznymi gestami, o ile nie są związane z jej dążeniami. Mówiąc wprost, Eva robi wrażenie osoby cierpiącej na jakieś zaburzenie psychiczne, które odbiera jej umiejętność trzeźwej oceny sytuacji. Bardzo to smutna i godna pożałowania osoba. Hepburn odegrała ją niezwykle charakterystycznie, ale też męcząco. Gadulstwo połączone z nieco niewyraźną dykcją, bierny egocentryzm doprawiony brakiem szacunku do siebie. Jej determinacja powinna z pozoru budzić szacunek, ale mnie było Evy po prostu żal.

Film oparty jest całkowicie na kreacji aktorskiej Hepburn. Inne postacie, zgodnie z wizją świata Evy, istnieją wyłącznie jako dopełnienie jej tunelowej wizji świata. Nie są to szczególnie ciekawe osobowości, może z wyjątkiem sportretowanego przez C. Aubrey Smitha starzejącego się aktora, który pełni dla Evy rolę mentora. Kameralna realizacja filmu, który składa się z pięciu statycznych scen, pozwala na pełne skupienie uwagi na losach i osobowości głównej bohaterki. Teoretycznie powinno to wywołać poruszający efekt. W moim przypadku nie do końca to się udało.  Czy należy emocjonować się walką Evy? Właściwie po co? Sama dokonała wyboru, aby zignorować to, co miała w zasięgu ręki i podążać swoim tunelem ku światłu. Skoro nie chciała oglądać się za siebie, dlaczego my mamy się jej przyglądać? Ja w każdym razie dziękuję.  

Poranna chwała otrzymuje ode mnie 6 gwiazdek. Chociaż nie neguję wysokiego poziomu aktorstwa Katharine Hepburn, czekam na jakieś jej bardziej strawne role.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz