Film o złej miłości
Reżyseria: John Cromwell
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 22 min.
Występują: Leslie Howard, Bette Davis, Frances Dee, Kay Johnston, Reginald Denny
Dzisiejszy film obejrzałem tylko z jednego powodu. W niewoli uczuć jest znane z wypromowania na gwiazdę Bette Davis. Dotąd grająca drugoplanowe rólki w filmach klasy B, zdeterminowana aktorka dostrzegła swoją szansę w roli, której nie chciały przyjąć bardziej od niej znane i popularne artystki. Trudno im się dziwić, gdyż postać, w która wcieliła się Davis, była, delikatnie mówiąc, mało sympatyczna. Na szczęście dla Bette film odniósł umiarkowany sukces, a za jego najlepszy element uznano właśnie jej aktorstwo. Malo tego, zrobiła takie wrażenie na jurorach Akademii Filmowej, że mimo braku oficjalnej nominacji do Oscara zajęła trzecie miejsce w głosowaniu na najlepszą aktorkę. Jurorzy po prostu dopisywali jej nazwisko na kartach. Gdy Davis przystępowała do zdjęć, poważnie zastanawiała się nad zmianą ścieżki zawodowej. Kilka miesięcy później była gwiazdą. Typowo hollywoodzka historia, a przy tym całkowicie odmienna od tego, co spotyka w filmie jej bohaterkę.
Obraz opowiada o życiu Phillipa Careya, chromego Brytyjczyka, który właśnie porzucił studia malarskie w Paryżu i wraca do Londynu, by kształcić się na lekarza. Phillip cierpi na poważne kompleksy z powodu swej niepełnosprawności. Pewnego dnia poznaje w jadłodajni nieokrzesaną kelnerkę Mildred, w której się zakochuje. Kobieta jest opryskliwa, złośliwa i niemal jawnie pogrywa sobie uczuciami zadurzonego adoratora, jednak nie odrzuca jego zaproszeń. Gdy w końcu Phillip próbuje się jej oświadczyć, Mildred zrywa znajomość, oświadczając, że wychodzi za mąż za kogoś innego. Przygnębiony bohater usiłuje zapomnieć o niefortunnej relacji i znajduje pocieszenie w osobie sympatycznej pisarki Nory. Kiedy jednak Mildred ponownie pojawia się na horyzoncie, tłumiona, niezdrowa miłość powraca.
Oglądanie W niewoli uczuć jest męczącym doświadczeniem, ponieważ oglądamy historię ostatniego frajera. Apatyczny, wątpiący w siebie Phillip nie jest człowiekiem, którego losy wzbudzałyby wielkie emocje. To bohater całkowicie jednostronny, podporządkowujący swoje działania wyłącznie nieodwzajemnionemu uczuciu. Zdaje sobie przy tym sprawę, że jest wykorzystywany, ale nie potrafi wyrzec się fascynacji szorstką, pogardliwą Mildred. W innych aspektach życia jest kompletnie niezaradny i osiąga coś jedynie dlatego, że życzliwi mu ludzie ciągną go za uszy. Leslie Howard odegrał tę postać tak anemicznie i bez energii, że w pewnym momencie miałem ochotę rzucić w niego czymś ciężkim. Może by go to ożywiło? No cóż, skoro mamy go odhaczonego, przejdźmy do tego, co w filmie rzeczywiście ciekawe.
Bette Davis jako wyrachowana Mildred zalicza bardzo naturalistyczną rolę, niepodobną do tradycyjnych antybohaterek. Mildred to prosta ale cwana dziewucha, która prawdopodobnie wychowała się wśród marginesu społecznego i nieustannie dryfuje w dolnych rejonach społecznej drabiny. Prowadzi nieuporządkowane, burzliwe życie. Jedyną stałą jest w nim naiwny Philip, na którego pomoc zawsze może liczyć. Mildred jest zbyt sprytna i natarczywa, żeby apatyczny bohater mógł nad nią zapanować, a jednocześnie zbyt głupia, żeby ustabilizować swoją sytuację i wyjść na prostą. Jej stopniowy upadek to ponura historia. Davis włożyła w tę rolę dużo wysiłku, tworząc kilka ciekawych manieryzmów, ćwicząc (ponoć z nie do końca udanym skutkiem) londyński akcent oraz dostosowując charakteryzację do zmieniającej się kondycji fizycznej bohaterki. Obok rezultatu trudno przejść obojętnie, chociaż wrażenie zdecydowanie nie jest przyjemne. Zagrać przedwojenny odpowiednik wulgarnej blachary też trzeba umieć.
W niewoli uczuć to przygnębiający film, w którym trudno o pozytywne emocje. Rozlazły, nieporadny główny bohater jest raczej odstręczający. Trudno czuć satysfakcję z jego sukcesów, ponieważ żadnego nie zawdzięcza własnym staraniom. Kreacja Bette Davis irytuje, szokuje, ale przynajmniej nie pozostawia widza obojętnym. To znaczące osiągniecie i w dodatku wymagające sporej odwagi. Aktorka słusznie została wyróżniona nieoficjalną nominacją do Oscara. Jej kreacja to jednak zbyt mało, żeby ten mdły film ocenić na więcej niż 6 gwiazdek.
Obraz opowiada o życiu Phillipa Careya, chromego Brytyjczyka, który właśnie porzucił studia malarskie w Paryżu i wraca do Londynu, by kształcić się na lekarza. Phillip cierpi na poważne kompleksy z powodu swej niepełnosprawności. Pewnego dnia poznaje w jadłodajni nieokrzesaną kelnerkę Mildred, w której się zakochuje. Kobieta jest opryskliwa, złośliwa i niemal jawnie pogrywa sobie uczuciami zadurzonego adoratora, jednak nie odrzuca jego zaproszeń. Gdy w końcu Phillip próbuje się jej oświadczyć, Mildred zrywa znajomość, oświadczając, że wychodzi za mąż za kogoś innego. Przygnębiony bohater usiłuje zapomnieć o niefortunnej relacji i znajduje pocieszenie w osobie sympatycznej pisarki Nory. Kiedy jednak Mildred ponownie pojawia się na horyzoncie, tłumiona, niezdrowa miłość powraca.
Oglądanie W niewoli uczuć jest męczącym doświadczeniem, ponieważ oglądamy historię ostatniego frajera. Apatyczny, wątpiący w siebie Phillip nie jest człowiekiem, którego losy wzbudzałyby wielkie emocje. To bohater całkowicie jednostronny, podporządkowujący swoje działania wyłącznie nieodwzajemnionemu uczuciu. Zdaje sobie przy tym sprawę, że jest wykorzystywany, ale nie potrafi wyrzec się fascynacji szorstką, pogardliwą Mildred. W innych aspektach życia jest kompletnie niezaradny i osiąga coś jedynie dlatego, że życzliwi mu ludzie ciągną go za uszy. Leslie Howard odegrał tę postać tak anemicznie i bez energii, że w pewnym momencie miałem ochotę rzucić w niego czymś ciężkim. Może by go to ożywiło? No cóż, skoro mamy go odhaczonego, przejdźmy do tego, co w filmie rzeczywiście ciekawe.
Bette Davis jako wyrachowana Mildred zalicza bardzo naturalistyczną rolę, niepodobną do tradycyjnych antybohaterek. Mildred to prosta ale cwana dziewucha, która prawdopodobnie wychowała się wśród marginesu społecznego i nieustannie dryfuje w dolnych rejonach społecznej drabiny. Prowadzi nieuporządkowane, burzliwe życie. Jedyną stałą jest w nim naiwny Philip, na którego pomoc zawsze może liczyć. Mildred jest zbyt sprytna i natarczywa, żeby apatyczny bohater mógł nad nią zapanować, a jednocześnie zbyt głupia, żeby ustabilizować swoją sytuację i wyjść na prostą. Jej stopniowy upadek to ponura historia. Davis włożyła w tę rolę dużo wysiłku, tworząc kilka ciekawych manieryzmów, ćwicząc (ponoć z nie do końca udanym skutkiem) londyński akcent oraz dostosowując charakteryzację do zmieniającej się kondycji fizycznej bohaterki. Obok rezultatu trudno przejść obojętnie, chociaż wrażenie zdecydowanie nie jest przyjemne. Zagrać przedwojenny odpowiednik wulgarnej blachary też trzeba umieć.
W niewoli uczuć to przygnębiający film, w którym trudno o pozytywne emocje. Rozlazły, nieporadny główny bohater jest raczej odstręczający. Trudno czuć satysfakcję z jego sukcesów, ponieważ żadnego nie zawdzięcza własnym staraniom. Kreacja Bette Davis irytuje, szokuje, ale przynajmniej nie pozostawia widza obojętnym. To znaczące osiągniecie i w dodatku wymagające sporej odwagi. Aktorka słusznie została wyróżniona nieoficjalną nominacją do Oscara. Jej kreacja to jednak zbyt mało, żeby ten mdły film ocenić na więcej niż 6 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz